No dobra, to oceniłam, więc pora na kilka wrażeń z tekstów.
Ogólnie to trochę trudno mi było wyczuć, co spełnia założenia bitwy, co nie. Mam wrażenie, że część autorów ledwo musnęła schemat, więc czy go przełamała? No ostatecznie uznałam, że tak. Że na upartego różne elementy kliszy są dotknięte i skoro miało być "inaczej", no to niech będzie. Mam natomiast wrażenie, że, niestety, te teksty, które raczej uciekały od tematu wyszły lepiej, a te, które poszły z nim na zderzenie, wyszły potłuczone.
Zaczynając od mojej topki:
"Później tylko noc" - Przekonał mnie klimat. Przekonała mnie Zoja, kelner, życzyłam Kubie, żeby naprawdę przyjechał ostatni raz. Podoba mi się ciężka, trochę senna, trochę pijacka atmosfera tekstu. Podobają mi się detale jak ten o praniu. Na początku zgrzytnął mi widelec, bo z tego, czego byłam świadkiem w okaleczanie widelcem trzeba sporo siły włożyć i nie pasowało mi jakoś do dyskretnej atmosfery sceny, ale to już bardzo subiektywny drobiazg.
Co do realizacji tematu, to trochę nie jestem pewna, z jakim schematem tu się mierzymy? Zapijaniem smutków? Jeśli tak, to jakiegoś szczególnego przełamania czy odkrycia na nowo tu nie ma, ale jest dobre, ładnie grające na emocjach wykonanie. Mi to wystarczy.
"Trzy próby Soretina, zwanego Małym" - Jest w stylu tego tekstu jakiś rozmach. Kolejne wyobrażenia, oczekiwania, plany bohatera są budulcem fajnych, barwnych obrazów. Gdzieś się obijamy o "zbieranie drużyny" i o karczmę (a może jednak nie). Przyznam, że tu miałam wątpliwości, czy jesteśmy wystarczająco w temacie, ale przyjęłam, że tak. Momentami niektóre wyrażenia czy wtręty (zwłaszcza to "posrało?!") trochę mi nie grały, ale to raczej były drobnostki.
"O szczurze lądowym, który nie chciał wyruszyć w rejs" - Kolejny tekst, który w moim odczuciu uciekł trochę od założeń bitwy (tam na koniec wprawdzie gadają w barze, no ale jednak to nie rdzeń tekstu)... Niemniej wyszedł na tym dobrze. Ujął mnie wujem Leonem, jego urodzinami i blaszakiem, który przetrwa wszystko. Zakończenie średnio mi się podobało, brzmiało trochę drętwo albo jakby autor/ka się spieszył/a, ale wcześniej czytało się bardzo przyjemnie.
Tyle o topce, teraz jeszcze kilka słów o pozostałych dwóch bitewniaczkach (w kolejności losowej).
"Karczma" - docenić trzeba za odwagę pójścia z bardzo kliszowatym obrazem na zderzenie czołowe. Scenografia jest na maksa schematyczna, wszystkie postaci jak wycięte podług wzornika... Tylko że ja tego wzoru nie lubię. Nie interesowała mnie ta babka, diabelnie dłużył mi się jej dialog z bohaterem. I choć zakończenie gdzieś tam od schematu ucieka, to zwyczajnie było dla mnie nieinteresujące. Nie wiem i nie obchodzi mnie, kim była Molly/Karen, jaką tam mieli historię i co dalej z bohaterem. Zmęczył mnie ten tekst.
"Toporna opowieść" wpadła dla mnie niestety do kategorii, do której często trafia u mnie humorystyczne fantasy: "przeciągnięty żart". Na kilka pierwszych mrugnięć okiem i żarcików o związkach zawodowych nawet mi się uśmiech pojawił na twarzy, ale szybko się to zrobiło nużące i widać było, że do niczego nie zmierza. Moim zdaniem też sparodiowanie schematycznego obrazka w prosty, narzucający się sposób nie jest schematu przełamaniem, tylko daniem nura w kolejny. Więc ponownie doceniam za wejście na kurs kolizyjny, ale uważam, że klisza wygrała.
No i tyle moich degustibusów. Ciekawa bitwa moim zdaniem wyszła, fajnie, że tylu Fioletów odpowiedziało na wyzwanie
