Recenzja zawiera spojlery.
Pierwsze co mi przyszło na myśl po odłożeniu książki po przeczytaniu, to to, że powinna zdobyć grono zagorzałych fanów już choćby tylko po to, żeby tworzyli fanarty. Poważnie. Tancerka w winiarni, grono dziewcząt tańczących na polanie, przedwieczne drzewa i rozbłyski światła w Puszczy, uroczysko, wnętrze wiedźmiej chaty... Oglądałabym. Malowniczość i sugestywność to nie tylko obraz, ale i dźwięk (te szelesty w lesie) i synestezje (zapach mocy). I fragmentaryczność opisu postaci (czarne włosy tancerki, plamki na skórze wiedźmy) nie tylko nie psuła efektu, ale wręcz go wzmacniała - jak zbliżenie na kadrze w filmie. Operowanie zmysłami w słowie - tak bym to nazwała. W tym obszarze Autorka osiągnęła znakomity efekt (co nie powinno być zaskoczeniem, jeśli się wczytać w jej biogram).
Zanurzeniu się w malowniczy świat sprzyjało to, że mimo że "Więcej niż zło" nie ma ambicji dydaktycznych, filozoficznych ani nie tworzy epopei, w której mamy śledzić następne ery z rozgałęzieniami rodów, a trójka głównych bohaterów próbuje sobie poradzić z zagadką w ściśle określonym odcinku czasu, to jednak czytanie wymaga skupienia głównie z powodu sposobu, w jaki podawane są informacje o przeszłości: jak puzzle, które czytelnik ma samodzielnie poskładać. Uważność i skupienie są absolutnie niezbędne. Jednak cierpliwość popłaca, prawda o przeszłości bohaterów powoli wyłania się z morza mgły, a przy okazji można się zachwycić sposobem, w jaki pewne informacje łączą się ze sobą. Na mnie największe wrażenie pod względem narracyjnym wywarł fragment o przeszłości Eustachego. Nie chcę go tu opisywać, żeby nie psuć przyjemności innym, podam więc tylko wskazówkę: szczur. I końcówka tej sceny. Jedno zdanie, a jak bardzo przemawia!
To w ogóle jest ciekawe, jak "Więcej niż zło" jednocześnie wpisuje się w ramy podgatunku i jednocześnie subtelnie je rozsadza. Pod względem fabularnym to jest to porządny kawałek typowego fantasy polskich autorów, czyli: jest jakaś fantastyczna bliżej niesprecyzowana kraina, nawiązująca do takiej czy innej epoki historycznej (tutaj akurat nasuwają się skojarzenia z rubieżami Cesarstwa Rzymskiego), są elementy nawiązujące do słowiańskiego folkloru, jest "drużyna" (męska), która ma rozwiązać zagadkę i, żeby było już całkiem klasycznie, nawet karczma jest (tyle że nazywana winiarnią). Nie ma zaskoczenia pod względem kreacji postaci, celów, jakie sobie stawiają, dylematów, z jakimi się zmagają: magia/moc (dobra i zła), lojalność, etyczny wymiar walki i zabijania. Subtelnie, tyle ile wymaga fabuła. W tym miejscu muszę wspomnieć, że z wyjątkiem jednego, te elementy nie tylko nie przeszkadzały mi, ale sprawiały swoistą przyjemność, taką wynikającą z powrotu do czegoś oswojonego i bezpiecznego. Natomiast ten jeden element, o którym muszę wspomnieć, wynika z moich osobistych preferencji w literaturze i dla innej osoby może nie być istotny, niemniej jednak mi przeszkadzał: brak protagonistki. Jest Ravi, Eustachy, Słowik i sporo postaci drugoplanowych, dwie kobiety w roli ofiar, jedna w roli antagonistki i żadnej, z którą ja, jako czytelniczka, mogłabym się utożsamić. Bardzo utrudniało mi to czytanie. Rozterki moralne Eustachego i Słowika, dojrzewanie Raviego mają swoją wagę, oczywiście, ale nie miałam o kogo się zaczepić, tak, żeby poczuć, że moje wniknięcie w świat przedstawiony jest zupełne. Barierą była płeć. Pod tym względem mam poczucie, że Autorka aż za mocno nawiązała do dawnych wzorców fantastyki, gdzie na postaci kobiece w roli innej niż ofiar bądź antagonistek nie było miejsca.
Tak więc pod względem fabularnym jest klasycznie (momentami może nawet zbyt klasycznie), ale jednocześnie pod względem językowym, w opisie wewnętrznych przeżyć zwłaszcza, wychodzi poza oczekiwania, głównie dzięki swojej poetyckości i nieoczywistemu zestawieniu skojarzeń. Gdybym miała nazwać język opisu, przychodzi mi do głowy jedno słowo: piękny.
Nieco gorzej jest według mnie z dialogami. Chwilami bohaterowie mówią (a nawet przemawiają) bardzo nowocześnie, innym razem język jest archaizowany (dotyczy to zwłaszcza postaci drugoplanowych). Wybijało mnie to z rytmu. Natomiast bardzo podobało mi się psychologiczna wiarygodność postaci i uwzględnianie różnic między mieszkańcami wioski a szeptakami nie tylko w zakresie wyglądu i sprawności fizycznej, ale też mentalności, zachowań i obyczajów. Tu szczególnie podobała mi się kreacja Raviego - był i pozostał nieoswojony - dziki.
Całość pozostawia uczucie niedosytu, częściowo zapewne dlatego, że jest to pierwsza część cyklu. Na czwartej stronie książki wspomniane jest, że druga część, "Zimne ognie", już jest w przygotowaniu. To dobrze.
Zanurzeniu się w malowniczy świat sprzyjało to, że mimo że "Więcej niż zło" nie ma ambicji dydaktycznych, filozoficznych ani nie tworzy epopei, w której mamy śledzić następne ery z rozgałęzieniami rodów, a trójka głównych bohaterów próbuje sobie poradzić z zagadką w ściśle określonym odcinku czasu, to jednak czytanie wymaga skupienia głównie z powodu sposobu, w jaki podawane są informacje o przeszłości: jak puzzle, które czytelnik ma samodzielnie poskładać. Uważność i skupienie są absolutnie niezbędne. Jednak cierpliwość popłaca, prawda o przeszłości bohaterów powoli wyłania się z morza mgły, a przy okazji można się zachwycić sposobem, w jaki pewne informacje łączą się ze sobą. Na mnie największe wrażenie pod względem narracyjnym wywarł fragment o przeszłości Eustachego. Nie chcę go tu opisywać, żeby nie psuć przyjemności innym, podam więc tylko wskazówkę: szczur. I końcówka tej sceny. Jedno zdanie, a jak bardzo przemawia!
To w ogóle jest ciekawe, jak "Więcej niż zło" jednocześnie wpisuje się w ramy podgatunku i jednocześnie subtelnie je rozsadza. Pod względem fabularnym to jest to porządny kawałek typowego fantasy polskich autorów, czyli: jest jakaś fantastyczna bliżej niesprecyzowana kraina, nawiązująca do takiej czy innej epoki historycznej (tutaj akurat nasuwają się skojarzenia z rubieżami Cesarstwa Rzymskiego), są elementy nawiązujące do słowiańskiego folkloru, jest "drużyna" (męska), która ma rozwiązać zagadkę i, żeby było już całkiem klasycznie, nawet karczma jest (tyle że nazywana winiarnią). Nie ma zaskoczenia pod względem kreacji postaci, celów, jakie sobie stawiają, dylematów, z jakimi się zmagają: magia/moc (dobra i zła), lojalność, etyczny wymiar walki i zabijania. Subtelnie, tyle ile wymaga fabuła. W tym miejscu muszę wspomnieć, że z wyjątkiem jednego, te elementy nie tylko nie przeszkadzały mi, ale sprawiały swoistą przyjemność, taką wynikającą z powrotu do czegoś oswojonego i bezpiecznego. Natomiast ten jeden element, o którym muszę wspomnieć, wynika z moich osobistych preferencji w literaturze i dla innej osoby może nie być istotny, niemniej jednak mi przeszkadzał: brak protagonistki. Jest Ravi, Eustachy, Słowik i sporo postaci drugoplanowych, dwie kobiety w roli ofiar, jedna w roli antagonistki i żadnej, z którą ja, jako czytelniczka, mogłabym się utożsamić. Bardzo utrudniało mi to czytanie. Rozterki moralne Eustachego i Słowika, dojrzewanie Raviego mają swoją wagę, oczywiście, ale nie miałam o kogo się zaczepić, tak, żeby poczuć, że moje wniknięcie w świat przedstawiony jest zupełne. Barierą była płeć. Pod tym względem mam poczucie, że Autorka aż za mocno nawiązała do dawnych wzorców fantastyki, gdzie na postaci kobiece w roli innej niż ofiar bądź antagonistek nie było miejsca.
Tak więc pod względem fabularnym jest klasycznie (momentami może nawet zbyt klasycznie), ale jednocześnie pod względem językowym, w opisie wewnętrznych przeżyć zwłaszcza, wychodzi poza oczekiwania, głównie dzięki swojej poetyckości i nieoczywistemu zestawieniu skojarzeń. Gdybym miała nazwać język opisu, przychodzi mi do głowy jedno słowo: piękny.
Nieco gorzej jest według mnie z dialogami. Chwilami bohaterowie mówią (a nawet przemawiają) bardzo nowocześnie, innym razem język jest archaizowany (dotyczy to zwłaszcza postaci drugoplanowych). Wybijało mnie to z rytmu. Natomiast bardzo podobało mi się psychologiczna wiarygodność postaci i uwzględnianie różnic między mieszkańcami wioski a szeptakami nie tylko w zakresie wyglądu i sprawności fizycznej, ale też mentalności, zachowań i obyczajów. Tu szczególnie podobała mi się kreacja Raviego - był i pozostał nieoswojony - dziki.
Całość pozostawia uczucie niedosytu, częściowo zapewne dlatego, że jest to pierwsza część cyklu. Na czwartej stronie książki wspomniane jest, że druga część, "Zimne ognie", już jest w przygotowaniu. To dobrze.