Recenzja zawiera spojlery
Na początek chciałam ostrzec, że umiejscowienie akcji utworu - Podhale - to tylko taka podpucha. Wprawdzie wszystkie nazwy (od Dzianisza poprzez Zakopane aż po Nowy Targ) brzmią absolutnie bez zarzutu, poszczególne górskie szczyty, na ile jestem w stanie się zorientować, uczciwie stoją względem siebie tam gdzie powinny. Z ludzi juhasi pasą owce, a harnasie chodzą na zbójowanie. To na pierwszy rzut oka. Ale już prędko orientujemy się, że w istocie mamy do czynienia z przestrzenią mityczną.
I jak to w takiej przestrzeni - nie sposób jest określić, kiedy właściwie się to dzieje. Niby za miedzą grozi areszt przez żandarmów, z Nowego Targu przychodzą wskazówki odnośnie do wyrębów w lesie, lecz w izbach gazdów nadal nie nazywa się dzieci ich prawdziwymi imionami, dopóki nie urosną na tyle, żeby otoczenie uzyskało pewność, że przeżyją, a wyręb bardziej niż od władz zależy od woli leszego. Tak więc po wsi krąży mała Niemoja, a pośrednikami między światem oswojonym i nieoswojonym nie są kapłani religii chrześcijańskiej, lecz potomkowie wołchwów oraz ci, którzy - jak główna bohaterka Niemira - wskutek przedziwnych wyroków losu znaleźli się gdzieś pomiędzy różnymi wymiarami rzeczywistości. Zagrożenie ze strony nie-ludzi jest realne, a ognie Sobótki czy obyczaje podczas Wigilii muszą być przestrzegane, aby gromadzie ludzi, otoczonych przez groźne żywioły, zapewnić minimalne bezpieczeństwo. O Podhalańskim Gaździe jedynie słyszy się i traktowany jest z dystansem, podobnie jak księża - mówi się o nich, lecz nie są obecni. W przeciwieństwie do brzegin, które można spotkać nad niemal każdym potokiem.
Również miejsca akcji nie sposób określić. Gdzieś w górach, wśród natury, w tle raz pojawiło się określenie, że okolica jest "galicyjska" - ale, tak jak pisałam, to tylko zmyłka
nie ma żadnego króla, nie ma waluty. Po okolicy nie poruszają się żadni kupcy ani wędrowcy - poza jednym, mitycznym Obcym (aż z Warszawy, czyli Miasta), który przynosi zagrożenie i zachwianie równowagi. Przewinął się jakiś doktor, ale zaraz zniknął. Nawet podróżni, na których napada Jan, też są dziwnie oddaleni, a przez to - nierzeczywiści. Demony i inne nie-żywe istoty zamieszkujące domostwa i okolice również nie należą do rzeczywistych Tatr: na przykład leszy i domownik to istoty z folkloru ruskiego. Przy czym warto zauważyć, że wśród topielic, rusałek, brzegin, leszych, borowych prawie nie ma zwykłych diabłów/czartów, charakterystycznych dla górskiego folkloru. Również obyczaje wskazują na mieszane pochodzenie: jest obecne skakanie przez ogień (znów obyczaj wschodni), za to dziwnie mało występuje obrzędów związanych z samymi owcami (może poza redykiem) i innymi zwierzętami hodowlanymi.
Wszystko to naprowadza na trop bezczasowości i nieokreśloności miejsca. Powieściowe Podhale staje się zatem mikrokosmosem, w którym trwa - chwiejny bo chwiejny, nie zawsze sprawiedliwy, ale jakiś - porządek. W ten właśnie raz ustalony porządek wkracza Obcy i budzi drzemiące potężne siły, zadaniem bohaterów zaś, będących po ludzkiej i nie-ludzkiej stronie rzeczywistości, jest go powstrzymać i przywrócić równowagę, po drodze łamiąc kilka starych reguł i ustanawiając nowe.
Wiadomo, że takiego zadania może podjąć się ktoś, kto jest zarazem swój i obcy, mieszaniec, ktoś naznaczony. Warunek ten spełnia i Niemira - przybrana córka cichej - i Jan (potomek wołchwów), ale też w pewien sposób leszy Szelest, który przez swoje zbyt liczne i intensywne kontakty ze światem ludzi również przekroczył w pewnym momencie granicę. Podwójna przynależność w tym przypadku, zwłaszcza gdy chodzi o Niemirę, oznacza tak naprawdę brak jakiejkolwiek przynależności. Rozmyślania na ten temat, rozterki, niejednoznaczne decyzje- dokąd iść, jak się określić? - wypełniają sporą cześć powieści. Jeśli ktoś lubi historie z wątkiem odnajdywania swojego miejsca na świecie, ta powieść może się spodobać. Ja lubię. Nieoczywisty sposób poprowadzenia bohaterki, dla której miejscem okazuje się nie fizyczna przestrzeń, ale ruch, taniec, również mnie urzekły. Naszła mnie przy tej okazji refleksja, że dla niektórych ludzi ojczyzną jest język. Dla innych może być jakaś czynność. Bohaterka długo jej szukała. Składanie ofiar, rozpalanie ognia, doradzanie innym góralom okazało się niewystarczające - miejscem bohaterki okazał się taniec w rytmie gór.
Podoba mi się kreacja Niemiry, jak również Jana, chociaż u niego dziwi mnie brak rozterek moralnych związanych z jego zbójnickim rzemiosłem. Podoba mi się, jak Niemira ulega przemianie. Lubię, gdy Jan w swoim zrozumieniu dla odmienności innych istot godzi się z tym, że jego wybranka nie może postępować wbrew swojej naturze. Spójna i wiarygodna wydaje mi się również kreacja Kowalika. Sympatyczny, dobry chłopak, nie ze swojej winy uwikłany w rzeczy, które przerosły prawie wszystkich. Z nie-ludzi najciekawiej wypadła Witysza. Jej całkowita obojętność na zadawaną przez nią śmierć przy gorącym pragnieniu macierzyństwa, tęsknota za córką, epizody uwięzienia robią wrażenie, między innymi z powodu przebłysków człowieczeństwa w ogólnej nie-ludzkości.
To, co zagrało w postaci Wityszy, nie zagrało u Szelesta. Ta postać mnie irytowała. Możliwe że dlatego, że wydawał mi się zbyt ludzki. W sferze opisu był to groźny, pradawny strażnik, mądry mądrością wieków. W sferze zachowania, cóż, zakochany nieczłowiek
Na podobnej zasadzie (bycia zbyt ludzkim) rozczarował mnie pod koniec borowy. Ale myślę, że to jest bardzo trudne zadanie - ukazać inność. Jeszcze inna postać, względem której spodziewałam się więcej, to Dalegor. Jego rola polegała na "byciu złym", ponoć z powodu zewu krwi i zdolności. Ale dla mnie to za mało. Aczkolwiek w tej postaci wybrzmiał bardzo ciekawy wątek niedopasowania: człowiek ze zdolnościami wołchwa urodzony w mieście, czyli tam, gdzie nie ma najmniejszej szansy na realizację swojego właściwego powołania. Szuka więc rozwiązania po omacku. Szkoda, że nie zostało to rozwinięte, bo postać miała potencjał na głębię.
Z innych wątków, które mniej mi się podobały, wymienię romans między Niemirą i leszym. W moim odbiorze wypadł w sposób czułostkowy i nie dało się wyczuć aury niesamowitości, która powinna temu towarzyszyć. Nie podobał mi się również wątek Niemojej. Mam wrażenie, że czynienie dobra dzieciom jest jakimś obowiązkowym elementem pokazywania szlachetności bohaterów i że ta dziewczynka posłużyła głównie do tego
Podoba mi się wewnętrzna logika i spójność reguł tego świata. Miałam pewne momenty zawahania, jak na przykład wtedy, gdy obito Niemirę za jej taniec (bo męską rzecz), a za to nikt nie zwracał uwagi na jej pracę w kuźni "za parobka" (na logikę, również męską rolę, o którą zresztą Kowalik był z początku zazdrosny). I zdziwiłam się, gdy Jadźka, ta pobożna, wyrwała się do przewodzenia chórowi kobiet w decydującym starciu pogańskich sił. Do tego, zaskakiwało mnie, że górale, widząc nadludzką siłę Niemiry, jej wytrzymałość, mając dowody jej bratania się z "siłą nieczystą", w ogóle ważyli się na okazywanie jej tak jawnych oznak odrzucenia i lekceważenia. Ale może to dlatego, że sama Niemira z początku nie czuła swojej wewnętrznej siły?
"Taniec Gór Żywych" ujmuje klimatem: drobiazgowością w opisie rytuałów, opisami Tatr, a także paradoksalną realistycznością: oto Niemirze pomagają różne istoty (wszystkie takie, które trzymają się z dala od święconych pomieszczeń). I zdarza się tak, że Niemira się o te małe istotki potyka albo je odgania, bo akurat przeszkadzają. Nic z tajemniczości - proza życia.
Mityczne przestrzenie i starcia potęg zawsze robią wrażenie. Zwłaszcza, gdy zostały ujęte tak malowniczo i - paradoksalnie - tak bardzo wiarygodnie. Chociaż nadal upieram się, że to nie Podhale.
I jak to w takiej przestrzeni - nie sposób jest określić, kiedy właściwie się to dzieje. Niby za miedzą grozi areszt przez żandarmów, z Nowego Targu przychodzą wskazówki odnośnie do wyrębów w lesie, lecz w izbach gazdów nadal nie nazywa się dzieci ich prawdziwymi imionami, dopóki nie urosną na tyle, żeby otoczenie uzyskało pewność, że przeżyją, a wyręb bardziej niż od władz zależy od woli leszego. Tak więc po wsi krąży mała Niemoja, a pośrednikami między światem oswojonym i nieoswojonym nie są kapłani religii chrześcijańskiej, lecz potomkowie wołchwów oraz ci, którzy - jak główna bohaterka Niemira - wskutek przedziwnych wyroków losu znaleźli się gdzieś pomiędzy różnymi wymiarami rzeczywistości. Zagrożenie ze strony nie-ludzi jest realne, a ognie Sobótki czy obyczaje podczas Wigilii muszą być przestrzegane, aby gromadzie ludzi, otoczonych przez groźne żywioły, zapewnić minimalne bezpieczeństwo. O Podhalańskim Gaździe jedynie słyszy się i traktowany jest z dystansem, podobnie jak księża - mówi się o nich, lecz nie są obecni. W przeciwieństwie do brzegin, które można spotkać nad niemal każdym potokiem.
Również miejsca akcji nie sposób określić. Gdzieś w górach, wśród natury, w tle raz pojawiło się określenie, że okolica jest "galicyjska" - ale, tak jak pisałam, to tylko zmyłka

Wszystko to naprowadza na trop bezczasowości i nieokreśloności miejsca. Powieściowe Podhale staje się zatem mikrokosmosem, w którym trwa - chwiejny bo chwiejny, nie zawsze sprawiedliwy, ale jakiś - porządek. W ten właśnie raz ustalony porządek wkracza Obcy i budzi drzemiące potężne siły, zadaniem bohaterów zaś, będących po ludzkiej i nie-ludzkiej stronie rzeczywistości, jest go powstrzymać i przywrócić równowagę, po drodze łamiąc kilka starych reguł i ustanawiając nowe.
Wiadomo, że takiego zadania może podjąć się ktoś, kto jest zarazem swój i obcy, mieszaniec, ktoś naznaczony. Warunek ten spełnia i Niemira - przybrana córka cichej - i Jan (potomek wołchwów), ale też w pewien sposób leszy Szelest, który przez swoje zbyt liczne i intensywne kontakty ze światem ludzi również przekroczył w pewnym momencie granicę. Podwójna przynależność w tym przypadku, zwłaszcza gdy chodzi o Niemirę, oznacza tak naprawdę brak jakiejkolwiek przynależności. Rozmyślania na ten temat, rozterki, niejednoznaczne decyzje- dokąd iść, jak się określić? - wypełniają sporą cześć powieści. Jeśli ktoś lubi historie z wątkiem odnajdywania swojego miejsca na świecie, ta powieść może się spodobać. Ja lubię. Nieoczywisty sposób poprowadzenia bohaterki, dla której miejscem okazuje się nie fizyczna przestrzeń, ale ruch, taniec, również mnie urzekły. Naszła mnie przy tej okazji refleksja, że dla niektórych ludzi ojczyzną jest język. Dla innych może być jakaś czynność. Bohaterka długo jej szukała. Składanie ofiar, rozpalanie ognia, doradzanie innym góralom okazało się niewystarczające - miejscem bohaterki okazał się taniec w rytmie gór.
Podoba mi się kreacja Niemiry, jak również Jana, chociaż u niego dziwi mnie brak rozterek moralnych związanych z jego zbójnickim rzemiosłem. Podoba mi się, jak Niemira ulega przemianie. Lubię, gdy Jan w swoim zrozumieniu dla odmienności innych istot godzi się z tym, że jego wybranka nie może postępować wbrew swojej naturze. Spójna i wiarygodna wydaje mi się również kreacja Kowalika. Sympatyczny, dobry chłopak, nie ze swojej winy uwikłany w rzeczy, które przerosły prawie wszystkich. Z nie-ludzi najciekawiej wypadła Witysza. Jej całkowita obojętność na zadawaną przez nią śmierć przy gorącym pragnieniu macierzyństwa, tęsknota za córką, epizody uwięzienia robią wrażenie, między innymi z powodu przebłysków człowieczeństwa w ogólnej nie-ludzkości.
To, co zagrało w postaci Wityszy, nie zagrało u Szelesta. Ta postać mnie irytowała. Możliwe że dlatego, że wydawał mi się zbyt ludzki. W sferze opisu był to groźny, pradawny strażnik, mądry mądrością wieków. W sferze zachowania, cóż, zakochany nieczłowiek

Z innych wątków, które mniej mi się podobały, wymienię romans między Niemirą i leszym. W moim odbiorze wypadł w sposób czułostkowy i nie dało się wyczuć aury niesamowitości, która powinna temu towarzyszyć. Nie podobał mi się również wątek Niemojej. Mam wrażenie, że czynienie dobra dzieciom jest jakimś obowiązkowym elementem pokazywania szlachetności bohaterów i że ta dziewczynka posłużyła głównie do tego

Podoba mi się wewnętrzna logika i spójność reguł tego świata. Miałam pewne momenty zawahania, jak na przykład wtedy, gdy obito Niemirę za jej taniec (bo męską rzecz), a za to nikt nie zwracał uwagi na jej pracę w kuźni "za parobka" (na logikę, również męską rolę, o którą zresztą Kowalik był z początku zazdrosny). I zdziwiłam się, gdy Jadźka, ta pobożna, wyrwała się do przewodzenia chórowi kobiet w decydującym starciu pogańskich sił. Do tego, zaskakiwało mnie, że górale, widząc nadludzką siłę Niemiry, jej wytrzymałość, mając dowody jej bratania się z "siłą nieczystą", w ogóle ważyli się na okazywanie jej tak jawnych oznak odrzucenia i lekceważenia. Ale może to dlatego, że sama Niemira z początku nie czuła swojej wewnętrznej siły?
"Taniec Gór Żywych" ujmuje klimatem: drobiazgowością w opisie rytuałów, opisami Tatr, a także paradoksalną realistycznością: oto Niemirze pomagają różne istoty (wszystkie takie, które trzymają się z dala od święconych pomieszczeń). I zdarza się tak, że Niemira się o te małe istotki potyka albo je odgania, bo akurat przeszkadzają. Nic z tajemniczości - proza życia.
Mityczne przestrzenie i starcia potęg zawsze robią wrażenie. Zwłaszcza, gdy zostały ujęte tak malowniczo i - paradoksalnie - tak bardzo wiarygodnie. Chociaż nadal upieram się, że to nie Podhale.