„Wylot” to powieść z gatunku science fiction autorstwa Olesi Ivchenko – psycholożki, pożeracza książek i weryrecenzentki, posługującej się tajemniczym pseudonimem Wolha.Redna – wydana w roku 2023 nakładem wydawnictwa JanKa. Recenzja utworu recenzentki wydała mi się ciekawym zadaniem, więc zakasałem rękawy i...

Akcja powieści rozgrywa się na Ziemi po katastrofie klimatycznej. Oceany pochłonęły znaczną część terytoriów lądowych, zjawiska pogodowe przybrały na sile, uniemożliwiając tradycyjne uprawy, a słońce, sądząc po „płonących miastach”, pali jak w piekarniku. Ocalała ludzkość koncentruje się na terenach górzystych, zrzeszona w Federację Ocalałych Miast. Wymieszane etnicznie społeczeństwo podzielone jest na dwie zantagonizowane klasy – Rejestrowani i Antysystemowcy. Rejestrowani funkcjonują w Systemie, który przypomina sen pijanego ekosocjalisty. Dysponują zaawansowaną technologią oraz żyją wedle pewnego etosu osoby rejestrowanej, w poczuciu wyższości. Antysystemowcy z kolei żyją na wolności, jednakże owa wolność ma oblicze anarchii i niebezpiecznych slamsów. Są śmieciarzami i niekiedy darmową siłą roboczą. Wykonują najprostsze prace w firmach Rejestrowanych, często na nocnych zmianach.
Streszczam się jak mogę, aby w kilku zdaniach przybliżyć realia powieści, ale mógłbym pisać o tym jeszcze długo. Wynika z tego pierwsza zaleta książki, która przygotowała dla czytelnika nie tylko nurt wydarzeń, ale i solidną architekturę świata. Świata zbalansowanego, co warto podkreślić. Jest to antyutopia po całości.
Główną bohaterką powieści jest Czwarta, postać interesująca bez dwóch zdań. Antysystemowiec, który korzysta z prawa tak zwanej amnestii, aby legalnie stać się osobą rejestrowaną, na co szanse ma zresztą minimalne. Pragnie mieć choćby mieszkanie i przyzwoitą opiekę medyczną, jednakże przez swoje działania staje się renegatem. Wzbudza pogardę obydwu stronnictw, w tym własnej rodziny. Jakby tego było mało, zmuszona jest podjąć pracę wielkiego ryzyka, która może się skończyć poważnymi konsekwencjami psychicznymi.
Wyboista droga Czwartej, jest nie tyle emocjonująca, co zamyślająca. Czytam i zastanawiam się: gdzie byłoby mi gorzej, u Antysystemowców czy u Rejestrowanych? Czy w tle działa trzecie stronnictwo? Czy wolność jest wewnątrz, czy na zewnątrz klatki? Im dalej w las, tym więcej pytań. Refleksja za refleksją nakręca czytelniczą ciekawość.
Łatwo się wciągnąć w fabułę, ponieważ zaczyna się niezbyt sympatyczną rozmową kwalifikacyjną. Dalej wydarzenia biegną po linii prostej, bez skoków czasowych i udziwnień. Aby nieco odsapnąć od postaci Czwartej, poznawałem naprzemiennie perspektywę Ariany Byrd, doświadczonej urzędniczki-służbistki z kręgu Rejestrowanych, mającej istotny wpływ na powodzenie Czwartej w procesie rejestracji. Swoją drogą, jest to udana postać drugoplanowa, którą łatwo nie lubić. Mnie się jednak bardziej spodobała od głównej, ze względu na stalowe nerwy i ciekawe dialogi z jej udziałem. Zakończenie powieści nieco studzi atmosferę. Przyzwoite, jednakże pozostawiło lekki niedosyt.
Narracja ani nie spieszy, ani nie wlecze się. Buduje poważny, a nawet ponury klimat. Nie jest nastawiona na poprawianie komukolwiek humoru. Nierzadko opisuje technologię przyszłości, albo zagadnienia związane z pamięcią, lecz nie przypomina artykułu naukowego. Wyczuwam stale obecny psychologiczny żargon, który przejawia się między innymi w sformułowaniach: „poziom egocentryzmu”, „poczucie winy”, „podkreślnik powagi wypowiedzi”. Mimo to, język jest zrozumiały i obejdzie się bez zaglądania do słownika. Można zabrać lekturę choćby w dzicz. Napotykając słownictwo specyficzne dla żeglarstwa, polecam nie panikować i po prostu czytać dalej, dokonał się tu bowiem ciekawy eksperyment stylistyczny. Poza tym, trafiają się wulgaryzmy, umiejętne i dopasowane do sytuacji. Scen erotycznych mało, czyli wielki, wielki minus, ale przynajmniej nie błądzą wokół konkretu.
Nie ukrywam, że przeglądałem inne recenzje książki. Spotkałem się z zarzutem, jakoby brakowało ostatecznego redaktorskiego szlifu. Zaintrygowało mnie to i zbadałem tę kwestię. Owszem, gdzieś brakuje słówka, gdzieś indziej przecinka, znalazłem podwójne spacje, albo powtórzenia. Niemniej, spotykałem to nie raz, nie dwa w innych książkach i nie jest to dla mnie nic niezwykłego. Drobne potknięcia występują w stężeniu, które nie robiło mi wielkiej różnicy.
Reasumując, powieść ma solidne podstawy, aby się podobać. Sprawia wrażenie książki z pomysłem, naszpikowanej wątkami i umiejętnie napisanej. Do mnie trafiła także z tematem. Niby takie sajens, ale niekoniecznie fikszyn. Słusznie, czy nie, ciągle czułem atmosferę wydarzeń z roku 2021 i 2022, kiedy to, na przykład, niewiele brakowało do wdrożenia z powodzeniem pomysłu certyfikowanej ludności. Stąd również podejrzenie, że książka nie zainteresuje czytelnika niezbyt emocjonującego się globalną polityką. Z pewnością nie jest to lektura lekka tematycznie, choć przyjemnie się czyta. Pozbawiona ornamentów, stonowana okładka, ukazująca wewnętrzne rozdarcie na szarym tle, doskonale pasuje do zawartości. Oceny oryginalności konceptu się nie podejmę, bom za mało oczytany, ale tak na chłopski rozum: ludzkość po katastrofie klimatycznej, w czasie wydania książki, jest raczej popularnym tematem, przerobionym na wszystkie sposoby i pewnie ciężko będzie się przebić. Niemniej, trzymam kciuki za powodzenie, bo debiut mocny i warty złociszy.
___
Tak oto przejawia się wyższy stopień kontroli. Gdyby działała tu odgórna cenzura, energia grupy byłaby inna. Wymieniano by porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy, czyniono aluzje, może by nawet dowcipkowano. Ale System nie potrzebował takiego narzędzia, ponieważ zdołał wpoić ludziom najwyższy stopień podporządkowania w postaci autocenzury.