Pompowanie książek

1
http://rafalkosik.com/pompowanie-ksiazek pisze:Słowo pisane jest najdroższym elementem książki beletrystycznej i najtrudniej je „wyprodukować”. A skoro jest najdroższym składnikiem produktu, jak pomidory w ketchupie, jak mięso w parówkach, jak alkohol w zimowym spryskiwaczu do szyb, to naturalnym działaniem rynkowym będzie próba zastąpienia droższego składnika tańszym. W przypadku książek proces ten w swej naturze niewiele różni się od procesów używanych przy produkcji kiepskich wędlin, dlatego nazwałem go pompowaniem.
(...)
Można śmiało podeprzeć się statystyką i powiedzieć, że książki czyta intelektualna elita społeczeństwa. Są to ludzie bardziej świadomi, o szerszych horyzontach, trudniejsi do zmanipulowania. A tymczasem nabierają się na te same tricki.
Całość: http://rafalkosik.com/pompowanie-ksiazek

Co sądzicie? Trudno odmówić racji oglądając zdjęcia przy wpisie.

2
Ha, też chciałem wrzucić tego linka. ;)

Pozwolę sobie skopiować własny komentarz:
W sumie widzę tu tylko jeden błąd autora: właśnie ten z pustymi stronami, liczbę stron wymusza bowiem sam proces tworzenia książki [przyp.: wcześniej pojawił się komentarz obalający tezę całościowo; chodzi zaś o to, że liczba kartek musi być podzielna przez 4]. No i kwestią dyskusyjną jest to, czy duże elementy graficzne naprawdę służą rozdmuchiwaniu objętości, czy też są duże dla czytelności.

Co się natomiast tyczy marginesów, interlinii, samego papieru - to jest prawda.
Rozwijając powyższe: czasami takie pompowanie nie jest czynione dla samego faktu pogrubienia książki. Czasem chodzi o to, by uczynić ją przejrzystszą, co ma szczególne znaczenie w książkach dla dzieci.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Haha, ja to przerabiałem od pierwszego wypracowania szkolnego po pracę magisterską. Na szczęście w pisaniu literatury staram się iść w drugą stronę - ku zwięzłości przekazu.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

4
To żadna nowość. Wydawcy pompują książki, bo znają opinie czytelników.
Przeciętny zjadacz chleba wychodzi z założenia, że więcej to lepiej, a skoro autor zmieścił się w 120 stronach to nie ma nic do powiedzenia.
Wydawca, niczym anioł stróż, trochę pogrubia wydanie, abyśmy mogli ujrzeć wspaniałą wizję autora, który zdążył się wygadać na 120 stronach.

Jak widać można na wiele rzeczy spojrzeć z różnych stron i zamiast czuć się oszukanym można czuć się bezpiecznie w troskliwych ramionach wydawców.
Autor tych opinii ma wrogie podejście do życia i ludzi, a ponieważ takich rzeczy się nie komentuje, zamilknę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czytelnia”