Zabawne, że tyle się mówi o w ogóle nieznanej, nowej (3 tom wydano w 2000 roku, więc to żadna klasyka) powieści tylko dlatego, że powstał marny film... Cóż, nigdy się nie przyzwyczaję do ekranizacji i tego co oznacza dla rynku i głupich mas.
Dla niewtajemniczonych: Kościoły chrześcijańskie od ukazania się tej trylogii "dla dzieci" przestrzegają przed treściami ateistycznymi, antykościelnymi i w ogóle "propagandą zła". Oczywiście musiałem to przeczytać.

O technikaliach w skrócie: świetna narracja, bardzo ciekawe światy, żywi bohaterowie których łatwo polubić. Pobudza wyobraźnię i zachęca do myślenia. Z literackiego punktu widzenia - perełka jakich mało.
A teraz o tym, co nas wszystkich najbardziej interesuje.
Jeśli cykl "Mroczne Materie" ma być "programem", lub, jak "Narnia" formą (nie bójmy się tego słowa) pewnej indoktrynacji, to ja już całkiem nie wiem, na czym ten cały ateizm polega.
Będą spoilery.
Bo w świecie, który kreuje Pullman, pełno jest rzeczy nadprzyrodzonych i nadnaturalnych, w które (według definicji) ateista raczej wierzyć nie powinien. Autor przesadził z liczbą wątków i warstw, dzięki czemu co prawda każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego, ale też dzięki czemu jakiekolwiek przesłanie inne niż "róbta co chceta", albo "seks jest podstawą wszechświata" przestaje w ogóle być czytelne.
Najpierw bóg jest. Czyli nie ateizm. Potem okazuje się, że to nie bóg, tylko pierwszy anioł. Czyli też nie ateizm. Potem ktoś mówi, że Pył też skądś się musiał wziąć. Więc też nie ateizm. Potem, że pył jest inteligentny i ma wielką moc. No, to już podchodzi mi pod jakieś new age'owskie kulty... Wszędzie pełno wahadełek (aletheiometr), I-Ching'ów i pseudo-fizyki molekularnej.
Jednocześnie, mimo tak złożonego obrazu światów, autor zadziwia... Brakiem wyobraźni. Nie potrafi sobie wyobrazić nic nie-fizycznego, czym nie raz ubawił mnie podczas lektury, zawzięcie opisując anioły jako istoty ze światła, chude i słabe (no bo nie mają wagi, nie?), albo opisujący kretyńsko wręcz fizyczny świat Umarłych. Czyli nie istnieje dla niego absolutnie żadna dziedzina, której nie można zmierzyć lub obejrzeć - wiara naiwna i bardzo uboga.
Nie przeszkadza to jednak autorowi roztaczać komicznych wręcz wizji "inteligentnego kosmicznego pyłu". Okej. To co, mam zmienić jedną bajkę na inną? Wiarę w boga na wiarę w jakiś chrzaniony pyłek?

Wszelkie odniesienia co do wiary chrześcijańskiej są kalekie i ekstremalnie subiektywne. Od faktu absolutnego, stu procentowego pominięcia roli Jezusa w tej religii, przez debilne (wybaczcie, trudno to nazwać inaczej) przykładanie suwmiarki do boga i duchowości, aż do wyciągania ciążących, niezwykle istotnych dla fabuły wniosków na podstawie dawno już obalonych mitów a'propos domniemanej nauki kościoła (np. że uważa seks za grzech. Czyli mit z okolic XIV wieku), co mnie na przykład skutecznie odbierało przyjemność z lektury. Nim się coś napisze, powinno się przynajmniej odrobinę zbadać temat, żeby nie wyjść na ignoranta - najwyraźniej Pullman jest zagorzałym antykatolikiem od dawna, i "faktów" uczy się z ich odpowiednika "Faktów i Mitów" miast opracowań naukowych.
I tak to leci. Z jednej strony inteligencja i odwaga bohaterów, z drugiej kompletne debilizmy, w rodzaju Lorda Asriela (lat około 40), który w parę miesięcy stworzył armię zdolną zagrozić Autorytetowi. Kuszami i pistoletami. -_-' Szkoda, że nie pomyślał o słoniach, bóg na pewno narobiłby od razu ze strachu w gacie.
W ogóle Lord Asriel i jego aspiracje były chyba najlepszym niezamierzonym elementem komicznym w książkach.
Jednocześnie ciekawe i głupie. Skłaniające do przemyśleń i nie przemyślane. Mistrzowsko poprowadzona fabuła, z wielkimi błędami faktograficznymi i logicznymi u podstaw.
Pozostaje mi tylko polecić wszystkim inteligentnym ludziom.