Zupełnym przypadkiem wpadła mi w ręce ta seria bliżej mi osobiście nieznanego Jacka Piekary, o którym słyszałem jeno że "pisze horrory". I niespodzianka: To seria bardzo, bardzo dobra.
"Oto świat, w którym nasz Pan zstąpił z krzyża i surowo ukarał swoich prześladowców. świat, w którym Chrystus wraz z uczniami wyrżnął w pień pół Jerozolimy."
Mamy alternatywne późne średniowiecze, w alternatywnej Europie, z alternatywną wizją Kościoła Katolickiego i... Alternatywnym Inkwizytorskim Officjum.
Bohaterem serii jest zdolny, bystry i przebiegły inkwizytor Mordimer Madderdin, który legitymując się licencją Jego Ekscelencji Biskupa Hez-Hezronu podróżuje po Europie, aby prowadzić śledztwa [łac. "inquisitio" - badanie, dochodzenie] we wszelkich sprawach związanych z herezją czy też magią.
Oczywiście jest to świat, gdzie magia jest realna, anioły i demony objawiają się zwykłym śmiertelnikom, a tajemnicze organizacje śledzą każdy krok naszego protagonisty.
Sam Mordimer jest jednym z najciekawszych bohaterów polskiej literatury fantastycznej, z którymi miałem okazję się zapoznać - doskonale przeszkolony, cyniczny, diabelnie inteligentny, a jednocześnie zaskakująco (nawet dla niego samego) wierny swojej misji nawracania grzeszników. Kiedy torturuje - nie ma w nim nic z sadysty, a kiedy patrzy na grzesznika, który w świętych płomieniach stosu znajduje wybawienie, i który przez płomienie dziękuje świętemu Officjum ze łzami w oczach za uratowanie duszy od mąk piekielnych to w sercu Mordimera pojawia się przeświadczenie o słuszności misji, której się podejmuje.
Nie zrozumcie źle. Mordimer nie jest żadnym cnotliwym księżulkiem - podobnie jak pierwsi "nasi" inkwizytorzy jest świeckim śledczym, który jest specjalistą od herezji i wszelkich objawów działania złego. (Dodajmy, że księży nie znosi, a autor nie powstrzymuje się od złośliwych docinków na temat duchowieństwa w każdym opowiadaniu.)
Bohater lubi dobre trunki, chętne kobiety i złoto, choć, oczywiście Słudzy Boży Inkwizytorium są ludźmi skromnymi i pobożnymi, bo jak mówi pismo "łatwiej wejść wielbłądowi przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego".
Zauważyliście, że pisałem o opowiadaniach, a nie powieści, czy sadze? Cykl zawiera na razie cztery księgi, a każda składa się z kilku opowiadań. Te opowiadania to zamknięta całość. Możecie wziąć dowolny tom, i przeczytać dowolny tekst, a nie będziecie mieli wrażenia wyrwania z kontekstu. Im dalej w las jednak, tym ciekawiej, a wątki z poprzednich opowiadań układają się w bardziej skomplikowany wzór. Jednak miłośnicy krótkiej formy będą, zapewniam, zachwyceni.
Każde opowiadanie to oddzielne śledztwo. W jednych Mordimer walczy z ludzką chciwością, w innych z prawdziwą magią, jeszcze w innych zaplątuje się w intrygi istotne dla całego Kościoła... Za każdym razem jest ciekawie.
Za zaletę uważam wyrwanie realiów średniowiecznych z formy powiastki edukacyjnej. Autor nie chwali się znajomością średniowiecznej architektury, nie stylizuje usilnie języka, jak miało to miejsce choćby w Wiedźminie, ogólnie nie odgrywa przed nami "speca" od średniowiecza - i dobrze.
Skupia się na czytelnikach, wcielając się w Mordimera Madderdina i opowiadając nam swoje historie jego oczami, w prosty i konkretny sposób.
I tak, nazwy państw nie pojawiają się, póki nie są konieczne. Nie wiemy nawet gdzie znajduje się ów Hez-Hezron, w którym dzieje się większość przygód bohatera. Nie mamy wykładu na temat geografii alternatywnego świata, bo kogo to obchodzi? Wiemy tyle, ile wiedzą bohaterowie, i jest to bardzo dobre rozwiązanie - za każdym razem kiedy poajwia się nowa informacja chłoniemy ją chętnie i z zainteresowaniem.
Jako wady owych opowiadań wymieniłbym dwie rzeczy. Po pierwsze, mimo iż widać różnice, to śmiem sądzić, że świat w którym Jezus ukarał całą ludzkość różniłby się od naszego o wiele bardziej niż ten wysmażony przez Piekarę, choć oczywiście mogę się mylić.
Po drugie, osobiście irytuje mnie zasada przyjęta najwyraźniej przez autora że każdy ksiądz to oszust, drań, tchórz, sadysta i zboczeniec. Okej, ja rozumiem - średniowiecze w świecie jeszcze mroczniejszym niż nasz, ale czuję, że autor przelewa na karty opowieści o Madderdinie swoje własne, skrajne poglądy. Zupełnie zresztą niepotrzebnie, bo sam świat i nowa teologia bardzo często zmusza czytelnika do rozważań na temat dobra, zła, pobożności, grzechu i takich tam podniosłych rzeczy, i głupio od razu wyrzucać duchownych poza ten nawias, choć rozumiem, że autor zdecydowanie chce skonfliktować Kościół i Inkwizytorium w późniejszych tomach.
No ale cóż, mody na antyklerykalizm nie wyplenisz, tak jak mody na bojkotowanie olimpiady w Pekinie.
Serię o "Słudze Bożym" polecam całym sercem wszystkim fanom nie tylko średniowiecza i średniowiecznej fantasy, ale też wszystkim, któryz dawno nie czytali dobrej powieści detektywistycznej, a nie przeszkadzają mu pojawiające się tu i ówdzie elementy nadnaturalne.
A sam Jacek Piekara awansował bardzo poważnie w moim rankingu polskich pisarzy-fantastów.
"...I spraw, abyśmy nie wybaczali naszym winowajcom
I nie wódź nas na pokuszenie,
A zło niech pełza w prochu u stóp naszych
Amen"
2
Witam. Ojej.
Po raz pierwszy, jeżeli chodzi o recenzję książki / wstęp do tematu, muszę się z Tobą nie zgodzić, Nine.
Cykl o Inkwizytorze (jak jest popularnie nazywany w kręgach recenzenckich) robi dość duże wrażenie - ze względu na bardzo ciekawy zamysł świata, ciągnącą narrację, niezłą kreację głównego bohatera i jego sprzecznego podejścia do wielu spraw Kościoła/wiary. Tak, to dokładnie to, co powiedziałeś, tylko w wielkim skrócie. Słowa, które poprę.
Nie jestem pewien, jak wiele lektur pióra Piekary udało Ci się uświadczyć, jednak sam zauważyłbym tu jeszcze parę kwestii.
Uderzające wrażenie Inkwizytorskiego świata po pierwszej fali zachwytu prędko gaśnie. Przypominają o nim jedynie formułki przewróconych na drugą stronę modlitw, które są niezłą satyrą, ale niewystarczająco dbają o klimat książki. Dlaczego zachwyt ucieka? Z powodu rozwoju fabuły, jak się wyrażę.
Pochłonięty popularnością, jaką przyniósł mu kontrowersyjny pomysł, Piekara zaczyna dalej eksperymentować. To znaczy - udziwniać. Pominę spoilery, wszystko można streścić paroma zdaniami. Dalej jest kontrowersyjnie, dziko i bluźnierczo, więc przyciąga. Zaczynamy kombinować z anielskimi ingerencjami, ogromnymi spiskami, wielkimi osobami na Ziemi, których nie powinno tu być. Robi się kiczowato. Bohater staje się, oczywiście "tym jedynym". Inaczej być nie mogło. Nie ze względu na umiejętności i doświadczenie (jak to było w znienawidzonym Wiedźminie), ale przez losowy przypadek i chorobliwe zainteresowanie wszystkich złych akurat jego osobą. Robi się tandetnie. Z pomysłami jest, podsumowując, źle.
Narrację nazwałem też "ciągnącą", nie "wciągającą" czy "przyciągającą", nie bez przyczyny. Dlaczego? Dość szybko dochodzi do nas, że to, co uważaliśmy za celowe unikanie to brak umiejętności. I maluje się przed nami sucha prawda - żaden z potworów, który powinien być straszny, straszny nie jest. Najbardziej umiejętnie za to przekazuje się nam capiący oddech Kostucha i gwałty, dokonywane przez Bliźniaków. Czyli to, co obrzydliwe. Który to efekt żadnych zdolności nie wymaga.
Dziwi mnie też, że sprawy, rozwiązywane przez Madderdina nazywasz "śledztwami". Za każdym razem brakowało mi w nich iskry inteligencji, rozwiązania, jakiego dopatrzeć można się poprzez poszukiwanie dowodów i wyciąganie wniosków. Umiejętności śledcze Inkwizytora zamykają się w obrębie paranormalnych zdolności, ogromnego faktu, który nagle wychodzi na jaw i odkrywa całą sprawę.
W dobrej powieści "detektywistycznej" rozwiązanie cały czas mamy przed oczami - brak nam tylko inteligencji i dowodów, do których dzięki swoim zdolnościom dochodzi główny dobry. Tutaj nic nie wiemy i Madderdin nic nie wie, ale prześpi się z jakąś laską /użyje dającej po głowie mocy/ zostanie złapany przez czysty przypadek przez głównego winowajcę i wszystko wie. I my również.
Może się mylę, a może potrzebę przeczytać jeszcze parę opowiadań. Tak czy inaczej, Piekara nie wyrasta poza fenomen rowlingowej, co robi już np. Sapek. I dlatego nie nazwę go niczym ponad niezłego pisarza. O.o
PS. Ciekawą różnicę widać w "Necrosis", pisanej przez Piekarę w duecie z Kucharskim. Często mówi się, że rolę duetu odegrał jedynie jeden z autorów. Dlaczego? Przeczytajcie i porównajcie do cyklu o Inkwizytorze - zrozumiecie. Parę klas wyżej.
Tyle ode mnie
(nie obraź się!)
Pozdrawiam
Leiner
Po raz pierwszy, jeżeli chodzi o recenzję książki / wstęp do tematu, muszę się z Tobą nie zgodzić, Nine.
Cykl o Inkwizytorze (jak jest popularnie nazywany w kręgach recenzenckich) robi dość duże wrażenie - ze względu na bardzo ciekawy zamysł świata, ciągnącą narrację, niezłą kreację głównego bohatera i jego sprzecznego podejścia do wielu spraw Kościoła/wiary. Tak, to dokładnie to, co powiedziałeś, tylko w wielkim skrócie. Słowa, które poprę.
Nie jestem pewien, jak wiele lektur pióra Piekary udało Ci się uświadczyć, jednak sam zauważyłbym tu jeszcze parę kwestii.
Uderzające wrażenie Inkwizytorskiego świata po pierwszej fali zachwytu prędko gaśnie. Przypominają o nim jedynie formułki przewróconych na drugą stronę modlitw, które są niezłą satyrą, ale niewystarczająco dbają o klimat książki. Dlaczego zachwyt ucieka? Z powodu rozwoju fabuły, jak się wyrażę.
Pochłonięty popularnością, jaką przyniósł mu kontrowersyjny pomysł, Piekara zaczyna dalej eksperymentować. To znaczy - udziwniać. Pominę spoilery, wszystko można streścić paroma zdaniami. Dalej jest kontrowersyjnie, dziko i bluźnierczo, więc przyciąga. Zaczynamy kombinować z anielskimi ingerencjami, ogromnymi spiskami, wielkimi osobami na Ziemi, których nie powinno tu być. Robi się kiczowato. Bohater staje się, oczywiście "tym jedynym". Inaczej być nie mogło. Nie ze względu na umiejętności i doświadczenie (jak to było w znienawidzonym Wiedźminie), ale przez losowy przypadek i chorobliwe zainteresowanie wszystkich złych akurat jego osobą. Robi się tandetnie. Z pomysłami jest, podsumowując, źle.
Narrację nazwałem też "ciągnącą", nie "wciągającą" czy "przyciągającą", nie bez przyczyny. Dlaczego? Dość szybko dochodzi do nas, że to, co uważaliśmy za celowe unikanie to brak umiejętności. I maluje się przed nami sucha prawda - żaden z potworów, który powinien być straszny, straszny nie jest. Najbardziej umiejętnie za to przekazuje się nam capiący oddech Kostucha i gwałty, dokonywane przez Bliźniaków. Czyli to, co obrzydliwe. Który to efekt żadnych zdolności nie wymaga.
Dziwi mnie też, że sprawy, rozwiązywane przez Madderdina nazywasz "śledztwami". Za każdym razem brakowało mi w nich iskry inteligencji, rozwiązania, jakiego dopatrzeć można się poprzez poszukiwanie dowodów i wyciąganie wniosków. Umiejętności śledcze Inkwizytora zamykają się w obrębie paranormalnych zdolności, ogromnego faktu, który nagle wychodzi na jaw i odkrywa całą sprawę.
W dobrej powieści "detektywistycznej" rozwiązanie cały czas mamy przed oczami - brak nam tylko inteligencji i dowodów, do których dzięki swoim zdolnościom dochodzi główny dobry. Tutaj nic nie wiemy i Madderdin nic nie wie, ale prześpi się z jakąś laską /użyje dającej po głowie mocy/ zostanie złapany przez czysty przypadek przez głównego winowajcę i wszystko wie. I my również.
Może się mylę, a może potrzebę przeczytać jeszcze parę opowiadań. Tak czy inaczej, Piekara nie wyrasta poza fenomen rowlingowej, co robi już np. Sapek. I dlatego nie nazwę go niczym ponad niezłego pisarza. O.o
PS. Ciekawą różnicę widać w "Necrosis", pisanej przez Piekarę w duecie z Kucharskim. Często mówi się, że rolę duetu odegrał jedynie jeden z autorów. Dlaczego? Przeczytajcie i porównajcie do cyklu o Inkwizytorze - zrozumiecie. Parę klas wyżej.
Tyle ode mnie
(nie obraź się!)
Pozdrawiam
Leiner
3
Ależ nie obrażam się.
Zgadzamy się przecież niemal we wszystkim.
Jeśli chodzi o "dziwne pomysły" to nie zgodzę się jednak, że "im dalej tym bardziej kontrowersyjnie, dziko i bluźnierczo".
Cały cykl o MM jest umieszczony w bluźnierczej wizji. Trudno oczekiwać czegokolwiek innego niż coraz głębszego wchodzenia w teologię "mściwego boga". Trudno oczekiwać, że w świecie, w którym ludzie modlą się właśnie "I spraw, byśmy nie odpuszczali naszym winowajcom" działy się rzeczy piękne i wzniosłe, szczególnie kiedy oglądamy ten świat oczami inkwizytora, kata, cynika, mordercy i fanatyka.
Dodam też, że elementy "poważnie nadnaturalne" pojawiają się już w pierwszym opowiadaniu o Mordimerze Madderdinie, łącznie z manifestacją anielską. Moim zdaniem nie mamy tu więc do czynienia z gradacją - im dalej w las, tym bardziej autora ponosi wyobraźnia, ale z przemyślaną i na zimno wykalkulowaną wizją realiów opisywanego świata i historii.
Co do "śledztw", cóż. Dla mnie, kiedy jeden uprawniony do tego gość otrzymuje zlecenia wyjaśnienia kryminalno-magicznych spraw, kiedy wykonuje je używając logiki, wiedzy i sprytu, kiedy przepytuje podejrzanych, ogląda miejsce zbrodni i w taki czy inny sposób (choćby i używając nadnaturalnych zdolności) wreszcie wpada na trop zbrodniarza/niarzy, a po wszystkim inkasuje wynagrodzenie...
Tak, ja to nazywam "śledztwem".
Piszesz, że MM staje się "tym jedynym". Nie do końca wiem na podstawie którego opowiadania tak mniemasz. Jeśli przeczytałeś opowiadanie "Miecz Anioła" i rozmowę Stróża z Mordimerem... Owszem, można tak zrozumieć ten tekst. Ale jest to interpretacja bardzo prosta, idąca po najmniejszej linii oporu. Sam mogę podać co najmniej dwie inne interpretacje, niż to, że Mordimer jest tym "jedynym".
No, akurat dla mnie marny argument, bo w skali narratorskiej od 1 do 10 Rowling ma 9, King 8, "Sapek" 5 a Piekara 6.
Mówiąc "nie wyrasta poza fenomen Rowlingowej" prawisz autorowi komplementy. No, ale mniejsza o Rowling.
I najważniejsze. Czytając Ciebie odnosiłem wrażenie, że konkluzja będzie jasna - "Sługa Boży" to jeden wielki crap. A tymczasem piszesz że "Piekara nie jest niczym ponad niezłego pisarza".
Kurde.
Uważasz więc tak samo jak ja. Ale dla mnie "niezły pisarz" to okazja do radości, szczególnie w takim bagnie jak polska fantasy.
Widzimy więc to samo - szklankę do połowy wypełnioną wodą. Tylko że dla Ciebie ona jest w połowie pusta, czyż nie...?
Niemniej uważam, że nasze spojrzenia się pokrywają, i przeczytawszy nasze dwie opinie każdy będzie już miał pełną świadomość zalet i wad cyklu o inkwizytorze.
Pozdrawiam!
Zgadzamy się przecież niemal we wszystkim.
Jeśli chodzi o "dziwne pomysły" to nie zgodzę się jednak, że "im dalej tym bardziej kontrowersyjnie, dziko i bluźnierczo".
Cały cykl o MM jest umieszczony w bluźnierczej wizji. Trudno oczekiwać czegokolwiek innego niż coraz głębszego wchodzenia w teologię "mściwego boga". Trudno oczekiwać, że w świecie, w którym ludzie modlą się właśnie "I spraw, byśmy nie odpuszczali naszym winowajcom" działy się rzeczy piękne i wzniosłe, szczególnie kiedy oglądamy ten świat oczami inkwizytora, kata, cynika, mordercy i fanatyka.
Dodam też, że elementy "poważnie nadnaturalne" pojawiają się już w pierwszym opowiadaniu o Mordimerze Madderdinie, łącznie z manifestacją anielską. Moim zdaniem nie mamy tu więc do czynienia z gradacją - im dalej w las, tym bardziej autora ponosi wyobraźnia, ale z przemyślaną i na zimno wykalkulowaną wizją realiów opisywanego świata i historii.
Co do "śledztw", cóż. Dla mnie, kiedy jeden uprawniony do tego gość otrzymuje zlecenia wyjaśnienia kryminalno-magicznych spraw, kiedy wykonuje je używając logiki, wiedzy i sprytu, kiedy przepytuje podejrzanych, ogląda miejsce zbrodni i w taki czy inny sposób (choćby i używając nadnaturalnych zdolności) wreszcie wpada na trop zbrodniarza/niarzy, a po wszystkim inkasuje wynagrodzenie...
Tak, ja to nazywam "śledztwem".
Piszesz, że MM staje się "tym jedynym". Nie do końca wiem na podstawie którego opowiadania tak mniemasz. Jeśli przeczytałeś opowiadanie "Miecz Anioła" i rozmowę Stróża z Mordimerem... Owszem, można tak zrozumieć ten tekst. Ale jest to interpretacja bardzo prosta, idąca po najmniejszej linii oporu. Sam mogę podać co najmniej dwie inne interpretacje, niż to, że Mordimer jest tym "jedynym".
Może się mylę, a może potrzebę przeczytać jeszcze parę opowiadań. Tak czy inaczej, Piekara nie wyrasta poza fenomen rowlingowej, co robi już np. Sapek. I dlatego nie nazwę go niczym ponad niezłego pisarza.
No, akurat dla mnie marny argument, bo w skali narratorskiej od 1 do 10 Rowling ma 9, King 8, "Sapek" 5 a Piekara 6.
Mówiąc "nie wyrasta poza fenomen Rowlingowej" prawisz autorowi komplementy. No, ale mniejsza o Rowling.

I najważniejsze. Czytając Ciebie odnosiłem wrażenie, że konkluzja będzie jasna - "Sługa Boży" to jeden wielki crap. A tymczasem piszesz że "Piekara nie jest niczym ponad niezłego pisarza".
Kurde.
Uważasz więc tak samo jak ja. Ale dla mnie "niezły pisarz" to okazja do radości, szczególnie w takim bagnie jak polska fantasy.
Widzimy więc to samo - szklankę do połowy wypełnioną wodą. Tylko że dla Ciebie ona jest w połowie pusta, czyż nie...?
Niemniej uważam, że nasze spojrzenia się pokrywają, i przeczytawszy nasze dwie opinie każdy będzie już miał pełną świadomość zalet i wad cyklu o inkwizytorze.
Pozdrawiam!
4
Właściwie masz rację. Moja wypowiedź mogła wyglądać na nacechowaną negatywnie, ale tylko dlatego, że starałem się zwrócić uwagę na te rzeczy, które nie podobają mi się w przytoczonym dziele - nie uważam wcale Piekarę za pisarza niszowego. Aczkolwiek nasze skale oceny (szczególnie narracji) akurat się nie pokrywają. Dla mnie maluje się to w stylu "Rowling - 5, Piekara - 5, Sapek - 8, King - 9".
Wciąż będę czepiał się tych światoinkwizytorskich pomysłów, więc przytoczę spoilery jako przykłady.
Aniołki przylepione do sufitu, Chrystus - kolumnodown - na ziemi. Kościół tworzony przez samych ludzi, bez boskich ingerencji - ok, ale numer z Panem, który pozostał na tym padole bez czucia i ruchu?
I właśnie Mordimer ma okazję to zobaczyć, poznać największą tajemnicę ludzkości. Gdzie trafia na wpół przez przypadek, na wpół przez kaprys losu / wysoko postawionych ludzi. Mordimer, za którym lezie potem jedna z upadłych anielic (y, wybacz, że rozróżniłem płeć). Mordimer, bez wyraźnej przyczyny przyciągający zainteresowanie tego... Ognistego Kręgu? (specjalnej jednostki inkwizycji?) Mordimer, trafiający na dwór najbardziej potężnego i najwredniejszego z ziemian tamtych czasów? Gosh, on faktycznie wychodzi na Tego Jedynego.
Co do śledztw - opowiadanie ma taką konwencję, ale według mnie, mało które prowadzone jest dobrze. Jak prawdziwe śledztwo, dochodzenie, a nie zagadka Wieśka zza stodoły, który - będąc doświadczonym i wścibskim medykiem - w podobny sposób rozwiązałby tajemnicę kradzieży kur. Piekara nie ma tylu umiejętności, by stworzyć coś, co rzucałoby czytelnikiem o ściany. Szczególnie w tej kwestii. Ale prawda, MM coś tam śledzi, więc detektywem można go nazwać. Ewentualnie
Wciąż jesteśmy w większej mierze jednego zdania, jednak chyba w tych kwestyjkach się rozwijamy (albo po prostu nie ruszyło mnie to tak... chociaż nie zaskomlałbym z bólu, gdyby kolejny tomik znalazł się u mnie na biurku).
Pozdrowienia
Leiner
Wciąż będę czepiał się tych światoinkwizytorskich pomysłów, więc przytoczę spoilery jako przykłady.
Aniołki przylepione do sufitu, Chrystus - kolumnodown - na ziemi. Kościół tworzony przez samych ludzi, bez boskich ingerencji - ok, ale numer z Panem, który pozostał na tym padole bez czucia i ruchu?
I właśnie Mordimer ma okazję to zobaczyć, poznać największą tajemnicę ludzkości. Gdzie trafia na wpół przez przypadek, na wpół przez kaprys losu / wysoko postawionych ludzi. Mordimer, za którym lezie potem jedna z upadłych anielic (y, wybacz, że rozróżniłem płeć). Mordimer, bez wyraźnej przyczyny przyciągający zainteresowanie tego... Ognistego Kręgu? (specjalnej jednostki inkwizycji?) Mordimer, trafiający na dwór najbardziej potężnego i najwredniejszego z ziemian tamtych czasów? Gosh, on faktycznie wychodzi na Tego Jedynego.
Co do śledztw - opowiadanie ma taką konwencję, ale według mnie, mało które prowadzone jest dobrze. Jak prawdziwe śledztwo, dochodzenie, a nie zagadka Wieśka zza stodoły, który - będąc doświadczonym i wścibskim medykiem - w podobny sposób rozwiązałby tajemnicę kradzieży kur. Piekara nie ma tylu umiejętności, by stworzyć coś, co rzucałoby czytelnikiem o ściany. Szczególnie w tej kwestii. Ale prawda, MM coś tam śledzi, więc detektywem można go nazwać. Ewentualnie

Wciąż jesteśmy w większej mierze jednego zdania, jednak chyba w tych kwestyjkach się rozwijamy (albo po prostu nie ruszyło mnie to tak... chociaż nie zaskomlałbym z bólu, gdyby kolejny tomik znalazł się u mnie na biurku).
Pozdrowienia
Leiner
5
Przyzynam, że na mojej półce leżą dwie książki cyklu o inkwizytorze, "Młot na Czarownice" i "łowca Dusz". Kupiłem je kilka lat temu i z tego co pamiętam, uwazałem za dobry zakup. Lektura była interesująca i sprawiała radość, zwłaszcza cięty język i czarny humor, którym Piekara polewa chętnie i obficie. Niektóre ze scen z Kostuchem i Bliźniakami do tej pory uważam za genialne np. tę w której Kostuch trzeźwi pijanych braciszków wrzuceniem ich do fosy, albo w której Bliźniacy dostaja rozkaz przypilnowania siedmiu dziewic (i tegoż konsekwencje jakże pięknie skomentowane przez Mordimera). Ja wiem, brud, przemoc i wulgarność, niby niskie, ale za to podane w świetny sposób i z dużą klasą.
Wizja przedstawionego świata jest oryginalna i kontrowersyjna. Ale zgadzam się Z Adamem - potencjał nie został wykorzystany. To co przyciaga czytelnika do sięgnięcia po ksiażkę szybko okazuje sie jedynie tłem, w dodatku dość słabo zarysowanym. Piekara mógł na podstawie swojego pomysłu przedstawić naprawdę bogaty, wsztrząsający świat, wymyślne święta, różnice kulturowe i mentalne ówczesnego społeczeństwa. Tymczasem co mamy? Stereotypową średniowieczną ciemnotę, brutalność + fanatyzm. To ostatnie jest jedynym co robi wrażenie ale jak na mój gust troche tego mało. świat w którym obraca sie główny bohater jest przerażająco ubogi: kancelaria biskupa, uliczki, a raczej knajpy i burdele Hezu, prowincjonalne wiochy, od czasu do czasu jakieś lochy, Amszilas.
Boli również to, że im dalej w las, tym drzewa bardziej znajome. Główny bohater został zarysowany bardzo dobrze, jest wyrazisty i ciekawy psychologicznie. Miał być niejednoznaczny i to się udało autorowi w stu procentach. Jego cyniczne, dowcipne odzywki bawią i pozwalają się z nim zżyć czytelnikowi. Gorzej, że po pewnym czasie zaczynają się powtarzać. Raz drugi, trzeci mozna jeszcze sie usmiechnąć gdy Mordimer utrzymuje o swojej miłości i miłosierdziu dla torturowanego własnie grzesznika, ale ileż można? Niemal w każdym tomie, ba opowiadaniach powtarzają sie w kółko te same deklaracje. Mnie osobiście to drażni, bo nienawidze jak ktoś sie powtarza. I te nieszczęsne schematy śledztw: Mordimer dostaje lub znajduje misje, przepytuje, musi kogoś przesłuchać, idzie znaleźć go w knajpie, ponarzeka na smród i jakość piwa, wyciagnie zeznania, złapie trop bądź trop znajdzie jego, finałowa konfrontacja, czasem niespodzewane odkrycie ingerencji ciemnych mocy, koniec. Cieszy przynajmniej, że Medderin nie jest jakimś Uberwymiataczem który wszystko załatwia ostrzem, bo stałoby się to już nieznośne. Oczywiście są opowiadania wybijające sie ponad ten schemat np. świetne Wodzowie ślepych. To tylko jednak potwierdza, że albo Piekara nie wykorzystuje w pełni swoich możliwości, albo po prostu cierpi na wtórność, którą od czasu do czasu zasłoni perełką.
Piekara pisze naprawdę dobrze. Styl jest lekki i przystępny, bez niepotrzebnych udziwnień i przygniatania czytelnika erudycją. W skali od 1-10 dałbym 7.
Nie tak dawno przeczytałem "Miecz Aniołów" i trochę się rozczarowałem. Stąd tez pewnie taka dosć ostra recenzja cyklu o Inkwizytorze. Pocieszam się tym, że w piatym tomie zanosi się na naprawdę ciekawe wydarzenia. Autor stworzył sobie w końcówce "łowcy Dusz" naprawdę duże możliwości pociągniecia akcji w niebalnalny sposób, i mam szczerą nadzieję, że mu sie to uda. Tak czy inaczej przeczytam. Z sentymentu i ciekawosci jak potoczą sie dalsze losy Mordimera.
Wizja przedstawionego świata jest oryginalna i kontrowersyjna. Ale zgadzam się Z Adamem - potencjał nie został wykorzystany. To co przyciaga czytelnika do sięgnięcia po ksiażkę szybko okazuje sie jedynie tłem, w dodatku dość słabo zarysowanym. Piekara mógł na podstawie swojego pomysłu przedstawić naprawdę bogaty, wsztrząsający świat, wymyślne święta, różnice kulturowe i mentalne ówczesnego społeczeństwa. Tymczasem co mamy? Stereotypową średniowieczną ciemnotę, brutalność + fanatyzm. To ostatnie jest jedynym co robi wrażenie ale jak na mój gust troche tego mało. świat w którym obraca sie główny bohater jest przerażająco ubogi: kancelaria biskupa, uliczki, a raczej knajpy i burdele Hezu, prowincjonalne wiochy, od czasu do czasu jakieś lochy, Amszilas.
Boli również to, że im dalej w las, tym drzewa bardziej znajome. Główny bohater został zarysowany bardzo dobrze, jest wyrazisty i ciekawy psychologicznie. Miał być niejednoznaczny i to się udało autorowi w stu procentach. Jego cyniczne, dowcipne odzywki bawią i pozwalają się z nim zżyć czytelnikowi. Gorzej, że po pewnym czasie zaczynają się powtarzać. Raz drugi, trzeci mozna jeszcze sie usmiechnąć gdy Mordimer utrzymuje o swojej miłości i miłosierdziu dla torturowanego własnie grzesznika, ale ileż można? Niemal w każdym tomie, ba opowiadaniach powtarzają sie w kółko te same deklaracje. Mnie osobiście to drażni, bo nienawidze jak ktoś sie powtarza. I te nieszczęsne schematy śledztw: Mordimer dostaje lub znajduje misje, przepytuje, musi kogoś przesłuchać, idzie znaleźć go w knajpie, ponarzeka na smród i jakość piwa, wyciagnie zeznania, złapie trop bądź trop znajdzie jego, finałowa konfrontacja, czasem niespodzewane odkrycie ingerencji ciemnych mocy, koniec. Cieszy przynajmniej, że Medderin nie jest jakimś Uberwymiataczem który wszystko załatwia ostrzem, bo stałoby się to już nieznośne. Oczywiście są opowiadania wybijające sie ponad ten schemat np. świetne Wodzowie ślepych. To tylko jednak potwierdza, że albo Piekara nie wykorzystuje w pełni swoich możliwości, albo po prostu cierpi na wtórność, którą od czasu do czasu zasłoni perełką.
Piekara pisze naprawdę dobrze. Styl jest lekki i przystępny, bez niepotrzebnych udziwnień i przygniatania czytelnika erudycją. W skali od 1-10 dałbym 7.
Nie tak dawno przeczytałem "Miecz Aniołów" i trochę się rozczarowałem. Stąd tez pewnie taka dosć ostra recenzja cyklu o Inkwizytorze. Pocieszam się tym, że w piatym tomie zanosi się na naprawdę ciekawe wydarzenia. Autor stworzył sobie w końcówce "łowcy Dusz" naprawdę duże możliwości pociągniecia akcji w niebalnalny sposób, i mam szczerą nadzieję, że mu sie to uda. Tak czy inaczej przeczytam. Z sentymentu i ciekawosci jak potoczą sie dalsze losy Mordimera.

6
Jako fan Piekary musze niestety przyznac racje w przykrych kwestiach moim przedmowcom. Ale odnosnie traktowania tutaj o horrorze w kontekscie tej powiesci nigdy nie wpadlbym na pomysl,zeby postrzegac ja jako ww gatunek,byc moze niedoczytanie z mojej strony. Ale szczegolnie boli schematycznosc "sledztw",lub monotonne powtarzanie w kazdej czesci,do czego sluzy shersken,lub kilkakrotne uzycie tych samych metafor,ktore pozniej traktuja sie jako wytarte. Przyklad? Odnosnie "modlenia" sie Mordimera i bolu temu towarzyszacym. Nie zacytuje dokladnie,ale chodzi wplywanie czerwonych galer bolu do umyslu Madderdina.
Za to pomysl przedni,moim zdaniem.
Jeszcze jedna uwaga - Zamiast powiesci "Czarna Śmierć"(ostatni tom przygod inkwizytora) ujawnia sie powiesc "Płomień i Krzyż" w realiach tych samych i dotyczaca poniekad przeszlosci Mordimera.
Ktos odpowie dlaczego ta zostala wydana wczesniej?
Za to pomysl przedni,moim zdaniem.
Jeszcze jedna uwaga - Zamiast powiesci "Czarna Śmierć"(ostatni tom przygod inkwizytora) ujawnia sie powiesc "Płomień i Krzyż" w realiach tych samych i dotyczaca poniekad przeszlosci Mordimera.
Ktos odpowie dlaczego ta zostala wydana wczesniej?
7
Ksiażka niemziernie mi się podobała :)Przeczytałam ją niemal jednym tchem. Już po kilku stronach wiedziałam, że jest to coś dla mnie (klimatycznie, rzecz jasna
). Nie czytałam (narazie) innych utworów Jacka Piekary i początkowo watpiłam czy w ogóle "Sługa boży" mnie zainteresuje. A jednak postać inkwizytora była tak barwna i intrygująca, że wciągnęłam się na przynajmniej kilka godzin. Poza Mordimerem polubiłam też Kostucha
Uwielbiam tego typu postaci. Są zabawne i jednocześnie przerażające. Dawno ksiażka nie wzbudziła we mnie takich emocji. Niedługo zabiorę się za kolejną część ( Młot na czarownice ) i mam nadzieję, że nie zawiodę się 



8
Przeczytałam w te wakacje.
Na wstępie pragnę nadmienić, że przyjaciółka bardzo mnie do tej książki zniechęcała, jako że obrzydliwa, brutalna itd,. Być może taki właśnie jest "Sługa Boży", ale w porównaniu z tym, czego się spodziewałam po jej płomiennym wywodzie, to naprawdę poczułam się mile zaskoczona.
"Sługa Boży" niezwykle wciąga - to fakt, a także główna jego zaleta. Poza tym plus za kreację głównego bohatera i świat.
Bardzo polecam:)
Na wstępie pragnę nadmienić, że przyjaciółka bardzo mnie do tej książki zniechęcała, jako że obrzydliwa, brutalna itd,. Być może taki właśnie jest "Sługa Boży", ale w porównaniu z tym, czego się spodziewałam po jej płomiennym wywodzie, to naprawdę poczułam się mile zaskoczona.
"Sługa Boży" niezwykle wciąga - to fakt, a także główna jego zaleta. Poza tym plus za kreację głównego bohatera i świat.
Bardzo polecam:)
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl
Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.
Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.
9
Piekara to dobry pisarz "opowiadaniowy", więc losowo wybrane opowiadanie może się podobać i to bardzo. Ale kiedy dostajemy całą książkę... niestety zaczyna nudzić. Powtarzają się - jak już zauważyli przedmówcy - wątki, wspomnienia, refleksje (no na Zeusa ja rozumiem że bardzo przeżył smierć swojego pieska i ukształtowało go to na całe życie ale kiedy czytam o tym któryś raz z kolei robi się to komiczne). Język jest "filmowy", a więc idealnie przezroczysty, bez choćby próby głębszej refleksji, trochę bez stylu (chociaż może własnie to można nazwać "stylem"). W ten sposób można napisać setki opowiadań, bo średniowieczno-satanistyczno-okultystycznych motywów mamy bez liku. Szkoda, że autor tylko zarysowuje problem, zamiast wgłębić się w niego. Mogła wyjść z tego pomysłu (kreacja świata, interesujący bohater, alternatywna wizja chrześcijaństwa) genialna powieść - wyszło parę zbiorków takich sobie opowiadań. Szkoda.