Jean-Francois Fayard - "100 dni Robespierre'a"

1
"100 dni Robespierre'a" to jedna z tych książek popularnohistorycznych, które można wręcz czytać jak powieść. Niestety, opisane w niej zdarzenia są jak najbardziej prawdziwe. Autor, zgodnie z tytułem, zdecydował się naszkicować 100 ostatnich dni rządów Maksymiliana Robespierre'a, czyli kulminacji Terroru rewolucji francuskiej, przypadłej na czasy od kwietnia 1794 po lipiec tegoż roku. Te gorące miesiące stanowią oś narracji, aczkolwiek autor robi też skoki w czasy poprzedzające jak i następujące po terrorze. Dzięki temu dowiadujemy się, ilu gorliwych patriotów i zwolenników równości przed rozpoczęciem rewolucji dodawało sobie przydomek "de" do nazwiska (co miało nawiązywać do szlacheckiego pochodzenia, mimo że nie zawsze na nie zasługiwali), jak młody Robespierre wygłaszał przemówienie na cześć przyjazdu Ludwika XVI z małżonką do Paryża i jak nieznany nikomu przed rewolucją prawnik, Foquier-Tinville napisał wiersz na cześć tego króla, choć później miał stać się Oskarżycielem Publicznym gorliwie wysyłającym tysiące ludzi na szafot - w tym samą królową. Również i streszczanie przyszłych losów niektórych postaci skłania czytelnika do refleksji - krótkie wspomnienie o ściętym pod koniec Terroru Beauharnaisie, który zostawiał tym samym pewną wdowę, Józefinę czy losy Fouche'a, jakobina, który przyczynił się do obalenia Robespierre'a, by później zostać gorliwym ministrem Napoleona, a nawet urządzić się podczas Restauracji Burbonów, by zakończyć życie w niesławie.

Oprócz tego, autor pozwala sobie na inne ogólniejsze dygresje o wydarzeniach i mentalności ludzi tamtych czasów. Wyjaśniana jest symbolika rewolucji, zarysowane zostają układy społeczne i gospodarcze (rosnąca inflacja asygnat, początkowo opartych na konfiskowanej, zwłaszcza Kościołowi, ziemi), wspomniana korupcja i rozpusta panosząca się w okrwawionym Paryżu.

Poza Robespierrem sporo miejsca poświęcone jest też Trybunałowi Rewolucyjnemu i jego Oskarżycielowi Publicznemu, Foquier-Tinville'owi. Autentyczne rozprawy sądowe, a raczej szafowanie wyrokami, zapadają w pamięć, gdy autor zarysowuje sądzone postacie i dialogi między nimi, a Trybunałem. Narracja towarzyszy im często aż do gilotyny, ukazując, jak różne, nieraz zadziwiające, były reakcje ludzi na śmierć.

Podstawą książki jest jednak Robespierre - autor analizuje tę postać, umieszcza ją na tle rywalizacji dwóch Komitetów, śledzi życie codzienne "Nieprzekupnego" i stara się wniknąć w jego mentalność, porównując go z różnymi osobami (nawet, z jakże odmiennym, Markizem de Sade). Ukazuje też jego relacje z najbliższymi krewnymi i przyjaciółmi. W końcu opisuje jego ostatnie dni i ich genezę. Nie zapomina wspomnieć pewnego złośliwego epitafium krążące w Paryżu po obaleniu jakobina: "Przechodniu, kimkolwiek jesteś, nie opłakuj mej śmierci. Gdybym żył, ty byłbyś martwy". Autor powołuje się zresztą na sporą ilość ciekawych cytatów i to kolejna mocna strona tej książki.

Jej narracja wydaje się chwilami trochę chaotyczna, ale świetnie pasuje do formy. Warto wspomnieć również aneksy - fragmenty ustaw o oskarżonych i zbiór piosenek rewolucyjnych. Nie jest to synteza dziejów rewolucji ani nawet konkretna biografia Robespierre'a - przy tych kilku dodatkowych uwagach, autor trzyma się wyznaczonych stu dni, wręcz zmieniając się w kronikarza umieszczającego wydarzenia pod konkretnymi datami, opatrując je często wybornym (bywa, że złośliwym) komentarzem. Należy więc pamiętać, że z książki nie dowie się wiele o pierwszych latach rewolucji ani nawet o rozprawie Robespierre'a z hebertystami i Dantonem. Ostatnie 100 dni to już okres jego największego wyniesienia i największego upadku. Nie jest to wada, dzięki temu książka jest zwarta i trudno się od niej oderwać. Liczne wydarzenia w niej zawarte (również drobne) przerażają i fascynują. Mogą też wzruszyć, jak choćby przy opisie śmierci karmelitanek, jak i księżniczki de Grimaldi Monaco - jednej z ostatnich zgilotynowanych kobiet czasów Terroru. Postawy te wzruszają i chwytają za serce tym bardziej, że wszystko to zdarzyło się naprawdę. I chyba dlatego tym trudniej przejść obok zawartości książki obojętnie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czytelnia”