Kapuję.
Co do postaci ogólnie... Napisałaś, że Tolkien nie stworzył nikogo, kogo można polubić.
Jest mrowie postaci, które lubię, ale na przykład uwielbiam Thingola (tak, wiem, wszyscy go jadą za to, że nie chciał dać córeczce się zabawiać z człowiekiem

) - od początku robił na mnie jakieś takie niesamowite wrażenie.
Fingolfin - może popełnił (och, ach) widowiskowe samobójstwo, to jednak... No scenę wspominam z łezką w oku

Mój absolutny numer jeden przez długie lata: Gandalf (za całokształt). I tak dalej.
Przy czym tutaj dodam, ze być może nie umiem rozgraniczyć "lubienia kogoś jako osoby" (w sensie potencjalnie realistycznej), a lubienia sposobu, w jaki postać została wykreowana.