Neil Gaiman

1
Dobra, noszę się z napisaniem tego już od jakiegoś czasu.



Nieco czasu temu, szukając dobrej, lekkiej książki dla siebie postanowiłem spróbować coraz popularniejszego Gaimana. Zaczęło się od "Amerykańskich Bogów".



Miałem ogromne wymagania i spodziewałem się cudów. Zaczęło się dobrze, miło było odkryć nowy sposób pisania - Gaiman potrafi w bezczelny sposób rwać z akcją do przodu. W jednym zdaniu goście jadą samochodem i rozmawiają, w następnej rozmowa trwa dalej, a oni wychodzą ze sklepiku na stacji benzynowej. Czasem nie można nadążyć za narracją, ale generalnie mile łaskocze to mózg, zamiast przeszkadzać.



Fabularnie jednak... Jest dobrze.

Tylko dobrze.



Po słynnym, wielkim "och, ach" Gaimanie spodziewałem się nie wiadomo czego, a dostałem tekst ciekawy, dobrze napisany, ale... No właśnie. Mnie czegoś u Gaimana brakuje.



Po przeczytaniu śmiesznego, naprawdę miłego "Gwiezdnego Pyłu" na dokładkę myślę, że wiem już jak pisze Gaiman. U niego fabuła to tylko początek i rozwinięcie. Zaczyna, pisze, a potem... Powieść zdaje się sama zamykać, sama kończy wątki, bez wpływu głównego bohatera na wydarzenia.



W filmie "Gwiezdny Pył" Tristan i Gwiazda ostatkiem sił i potęgą swojej miłości pokonują Wiedźmę, Septimusa i wszystkie przeciwności, jak przystało na Hollywood. W książce? [UWAGA spoilery!]



W książce wiedźma po nieudanym ataku w Gospodzie starzeje się tak bardzo, że nie jest już w stanie nikomu zaszkodzić, i więcej jej nie widzimy. Septimus ginie zabity przez dzikie zwierzęta nim w ogóle dociera do Tristana.



U Gaimana liczy się zawiązanie, natomiast ma się wrażenie że wszystkie wątki rozwiązują się same, zamiast zostać zamknięte przez dzielnego herosa, miłość, moc czy co tam jeszcze. Trochę dziwne wrażenie - czytam powiedzmy "...Bogów" i czekam, aż Cień pokaże co potrafi, jakoś tak się zbierze i pokona przeciwności, uratuje starych bogów... A tu okazuje się, że ci źli nie są aż tak źli, dobrzy nie są aż tak dobrzy, i po prostu nagle wszystkim się odechciewa i wracają do domów. łapiecie?



To jest inne. To jest ciekawe. ALE. To nie jest tak emocjonujące, nie tak ekscytujące jak "ostateczna walka dobra ze złem".



Książki Gaimana są przewrotne, i inteligentne ale, zaskakująco - mało emocjonujące, co oczywiście nie znaczy że złe, czy słabe.



Tyle ode mnie.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

2
Kocham Gaimana.

Nie dla jego książek nawet, choć zgadzam się z Nine'em - są... przyjemne.

Otóż E. zapałała uwielbieniem do Pana Neila, kiedy przeczytała wywiad z Autorem w Newsweeku. Kojarzycie? Mój ulubiony recenzent Pan Ziębiński pyta, czy Gaiman nie wstydzi się swojej biografii Duran Duran, a Autor na to, że spotkał kiedyś członków zespołu na wódce i powiedzieli mu, że napisał najlepszą książkę o nich.

Od tego czasu przestał się wstydzić.

Od tego czasu zabieram się za dokładniejsze przeczytanie jego dzieł, ale troszkę brakuje mi czasu.

Ode mnie też tyle, no chyba, że jakieś bezczelne dziecko w stylu ziomala Testudosa zacznie polemikę.^^

Pozdro.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn

3
Lubię Gaimana. Trochę magii w codziennym życiu - każdy (prawie) lubi o tym czytać. Polecam komiks SANDMAN, bo chyba nikt nie wspomniał o nim.
„Wszyscy siedzimy

w rynsztokach, ale niektórzy

z nas patrzą w gwiazdy.”

Oscar Wilde

4
Ode mnie też tyle, no chyba, że jakieś bezczelne dziecko w stylu ziomala Testudosa zacznie polemikę.
Ej! <idzie do kąta, obrażony, bawić się Action-Manami>



Czytałem, choć niewiele. A szkoda. Muszę się zabrać za Gwiezdny Pył...
Are you man enough to hold the gun?

5
Lubię Neila, ostatnio jakoś szukając jakiegoś fajnego czytadła trafiłem na Amerykańskich Bogów. Spodobała mi sie, chociaż trzeba Nine przyznać rację:


U Gaimana liczy się zawiązanie, natomiast ma się wrażenie że wszystkie wątki rozwiązują się same, zamiast zostać zamknięte przez dzielnego herosa, miłość, moc czy co tam jeszcze.


Teraz czytam nigdzie bądź a na półce czeka Gwiezdny pył. :twisted:

6
To ja odwrotnie:

"Gwiezdny pył" własnie kończę i gorąco polecam; następnie planuję zabrać sięza "Nigdziebądź", a na deser "Amerykańscy Bogowie" :)
Robroq

7
No więc tak:



Najpierw przeczytałem "Dobry Omen" napisany na spółe z Prattchetem. Była to moja pierwsza książka obu autorów.



Potem dorwałem "Chłopaki Anansiego", która jest ponoć powiązania z "Amerykańskimi Bogami". Podobał mi się styl, lekki i zgrabny, wciągało, ale jednak nie było to "łOOOOOO!!! łAAAAA!!!".



Następnie dopadłem "Dym i Lustra". Tu nastąpiło pierwsze "łOOOOOO!!! łAAAAA!!!". Literacki miszmasz, opowiadania, poematy, miniaturki, komentarze autora. Chaos, magia i siła przekazu zamknięta w iluś tam set stronach. Bomba.



Ostatnio zdobyłem osławionych "Amerykańskich Bogów". Książka naprawdę mi się podoba. Generalnie lubię klimaty urban fantasy. Poza tym wzięło mnie już od pierwszego zdania, chwyt nazwania głównego bohatera Cieniem jak najbardziej skuteczny. ^^



Podoba mi się klimat powieści, kojarzy się z Kingiem, który też bardzo lubi opisywać małe amerykańskie miasteczka (aczkolwiek Stefan lepiej oddaje ten klimat), generalnie przemawia do mnie motyw wędrowania po Ameryce.



Barwne postacie, parę ZOMGów (lub zwrotów akcji jak kto woli) na koniec, sporo naprawdę dobrych dialogów. Osobiście drażniły mnie te "przerywniki" w formie amerykańskich historii. Co prawda z dwa były ciekawe, ale reszta raczej irytowała.



To na co zwrócił uwagę Nine - te samoistnie rozwiązujące się wątki - akurat mi się całkiem podoba, stanowi miłą alternatywę, a emocjonować podczas lektury i tak się emocjonowałem.



Samo zakończenie, czyli "Post scriptum". Cóż... tu właśnie dałbym minus, bo zakończenie słabo zaakcentowane, wg mnie trochę przerosło autora.



Generalnie bardzo lubię Gaimana, wkrótce przeczytam "Gwiezdny Pył", a póki co sądzę, że to twórca, który się wyróżnia. Ciekawymi pomysłami, tym specyficznym sposobem prowadzenia akcji (chociaż to też niekoniecznie, bo np. w "Chłopakach Anansiego" więcej tej epickości jest; w "Dobrym Omenie" zresztą zdecydowanie też). Urzeka mnie jego lekki, maksymalnie wciągający styl i dawki humoru. Naprawdę go cenię.



To chyba tyle.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

8
Po "Nigdziebądź" i "Chłopakach Anansiego" trafiłam na "Amerykańskich bogów" i szczerze mówiąc zawiodłam się.

U niego fabuła to tylko początek i rozwinięcie. Zaczyna, pisze, a potem... Powieść zdaje się sama zamykać, sama kończy wątki, bez wpływu głównego bohatera na wydarzenia.
Chociaż na początku książka mnie wciągnęła, to te wszystkie niedokończone wątki w końcu znużyły.



A co do "Gwiezdnego Pyłu" - ot, miła, lekka opowiastka.
Non satis est unius opinio.

9
Zapiszę się do klubu miłośników Gaimana...

Lecę po kolei.



Tytuł wspólny z Pratchettem (Dobry omen) nieco mnie rozczarował. Gaiman IMO dał się trochę przytłoczyć Terremu. Są tam dobre pomysły, dobre sceny i dowcip, a całość się jakoś nie klei...



Przygodę z Gaimanem zacząłem od Nigdziebądź i to był strzał w dziesiątkę. Ciemne zakamarki Londynu Pod, klimat noir, historia i niesamowitości sypiące się ze wszystkich stron zassały mnie wtedy na dobre :roll: . Chwyt z imieniem jest tu jeszcze lepszy, Patrenie, bo jedna z głównych bohaterek ma na imię Drzwi. No i jest dobre, mocne zakończenie. Choć mimo wszystko Gaimanowskie. ;) Tą właśnie powieść uważam za najlepszą w dorobku autora (z tych, które przeczytałem) i z niej właśnie pochodzi para moich ulubionych (albo jednych z bardziej lubianych) bohaterów, czyli Pan Vandemar i Pan Croup. Słodkie chultaje :twisted:

Niestety jakiś czas temu książkę komuś porzyczyłem i tyle ją widziałem :cry:



Potem był Gwiezdny Pył, powieść bardzo w moim stylu. Choć z dystansu patząc muszę zgodzić się z zarzutami o nieudanym rozwiązaniu wątków. Tym niemniej to, co u Gaimana najlepsze, czyli zawiązanie i prowadzenie historii, a przede wszystkim cały panteon niesamowitych bohaterów, jest na swoim miejscu.



No i na koniec (narazie) zbiór opowiadań Rzeczy Ulotne. Pogniewam się na autora (na krótko :P ), jeśli jeszcze gdzieś wstawi swje, pożal się Boże, poezje. :twisted: Poeta z niego, jak z fanfara z dupy wuja Miecia...

Było też kilka zapychaczy stron i opowiadania, które można było przeczytać w innych publikacjach. Za to wszystko KLAPS! Natomiast reszta opowiadań na bardzo wysokim poziomie. Kilka wręcz ryje beret 8)
Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...

10
Co myślicie o 'Gwiezdnym pyle' w porównaniu z ekranizacją?

Miałam nieszczęście najpierw zobaczyć film (ujął mnie, pokochałam go i będziemy żyć długo i szczęśliwie), a potem przeczytać książkę. Może oddziałałaby na mnie mocniej, gdybym nie pokochała wcześniej kpt. Shakespeara, który okazał się postacią zbudowaną od podstaw na potrzeby filmu. Owszem, czytało się przyjemnie, ale bez tej dziwnej magii. Kilka elementów irytowało, czy to ze względu na kiepski warsztat pisarza, czy to przez interpretację tłumacza. Nie przekonało mnie zakończeniu wątku z wiedźmą. I tak dalej, można by długo wyliczać.
'Kto się rozczarowuje wolnością, ten ją zdradza i sam sobie wystawia świadectwo skretynienia'.

Jacek Kaczmarski

11
Taki troche odgrzeje temat...



Ktoś pisał, że "Chłopaki Anansiego" łączą się z "Amerykańskimi Bogami". Ano i owszem i to w bardzo przyjemny dla fana sposób. [Poza tym polecam edytorskie wydanie "Amerykańskich Bogów"]



"M jak Magia" z jednej strony niektóre opowiadania z tego tomiku pokrywają się z opowiadaniami z "Dymu i Luster" bodajże.



Nikt chyba nie wspomnniał o "Koralinie", która stworzona jako postać dla dzieci okazała się dla maluchów zbyt koszmarna i przerażająca i podbiła serca dorosłych.



Obecnie czekam na "Księgę Cmentarną" której zalążek można było przeczytać w postaci dwóch opowiadanek w "M jak Magia".



Ktoś wspomniał, że trochę magii w naszym życiu nie zawadzi i bardzo słusznie, a nie znam chyba drugiego takiego pisarza, który tak wesoło łączyłby magię z rzeczywistością.
...ważna jest opowieść, nie opowiadający...

13
A propo scenariuszy, ostatnio przyjemnie zaskoczony byłem, dowiadując się że Gaiman miał swój udział w popełnieniu scenariusza do filmu "Beowulf". Całkiem mi się podobał i jeśli chodzi o rozpisanie akcji nie miałem żadnych zastrzeżeń. Wartko i ciekawie.



Akcja to ogólnie najmocniejsza strona tego pisarza. Niestety w moim skromnym odczuciu, cała reszta kuleje. Fajnie że coś się dzieje, fajnie, że czyta się szybko i bez zgrzytów tyle że jeśli na końcu okazuje się, że opisywane wydarzenia nie prowadza do żadnego fajerwerku... cóż ja osobiście czuje się w takiej sytuacji rozczarowany. Jak zauważył Nine, człowiek spodziewał się więcej.



Warsztat i ogólnie część narracyjną powinno się pominąć milczeniem. Rozumiem, że stricte popkulturowy pisarz nie musi być wirtuozem barwnych opisów i roztaczania przed czytelnikiem wyrazistych obrazów, ale Gaiman zwyczajnie przegina w drugą stronę. Do jego "Amerykańskich Bogów" nie mam zastrzeżeń, jakoś zdołał ukryć niedostatki pod płaszczem dobrej historii i ciekawych dialogów, zresztą i narracja nie kłuła zbytnio po oczach.



Za to co zobaczyłem w "Gwiezdnym pyle" napełniło mnie grozą. Tak, oglądałem najpierw film i uważam go za jeden ze swoich ulubionych. Na takiej postawie nie mogłem spodziwać sie po powieści niczego innego, jak wciagającej po uszy lektury w najlepszym wykonaniu. Ujrzałem niestety wyłącznie prostą jak cep historyjkę drogi, całkowicie niewyważoną w proporcjach. Opisanie na jednej małej stronie, "że bohaterowie kogoś tam spotkali, spędzili z nim tydzień po czym udali się w dalszą podróż, gdzie po pewnym czasie natknęli się na..." jest dla mnie niestrawne i zmusza do zastanowienia się jakim cudem coś takiego mogło przejść przez druk a w dodatku zdobyć sławę i powszechną aprobatę. Nie ukrywam, że dawno nie czytałem niczego gorszego. Humor do mnie nie przemówił, a potraktowanie tego jak bajki, które swoją drogą bardzo lubię, jakoś nie pomogło.



Przymierzam sie do przeczytania "Chłopaków Anansiego" Mimo wszystko. Ciekawi mnie jak wyjdzie ogólny bilans.



A jak oceniam Gaimana jako autora? Sądzę że jest on niezłym pisarzem, aczkolwiek przereklamowanym. Typowo amerykański wzorzec kogoś komu udało sie zrobić karierę, choć do wybitności mu daleko. Jest popularny, na fali, lubi go Hollywood i rynek wydawniczy. Sporo czytelników. A ja nie. Bo mógłbym wymienić od groma lepszych pisarzy z kraju wujka Sama, których cenię bardziej, za o wiele wiecej, niż prezentuje Neil.
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

14
Polecam zacząć od opowiadań broń boże od Amerykańskich Bogów,tym bardziej ani Gwiezdnego Pyłu. Później "Nigdziebądź" - ja niestety zacząłem od Bogów. No a "Chłopaki od Annasiego" :D Rewelacja.



[/quote]

To jest inne. To jest ciekawe. ALE. To nie jest tak emocjonujące, nie tak ekscytujące jak "ostateczna walka dobra ze złem".




W nigdzie bądź jest :) Z tym,że trzeba się nagłowić, odrobinę,aby te dobro i zło rozkminić do końca.W sumie kryminał :)



A i jeszcze co do dobra i zła :D jest opowiadanie w serii "Dym i lustra" - o Królewnie śnieżce heheh warto :P

15
Uwielbiam Gaimana. On jest dla mnie mistrzem. Jego książki potrafią mnie rozbawić, ale i przestraszyć. Moje ulubione to "Koralina" - mimo, że to książka raczej dla dzieci, to jest super, a z opowiadań: "Październik w fotelu" i "Rycerskość". Oba tak mi się podobały, że czytałam je po kilkaset razy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czytelnia”