Najpierw przebrnąłem przez "Dublińczyków", jego debiutancki zbiór opowiadań z początku XX w. Nie doznałem ich - głównie dlatego, że Joyce nie stosuje tam klasycznego dramatycznego rozwiązania wątku typowego dla gatunku jakim jest opowiadanie, tylko po prostu... kończy akcję i tyle. Czytelnik zostaje z pustymi rękoma i sam musi dochodzić o co chodziło autorowi. Poza tym jest tam dużo nawiązań do ówczesnej sytuacji politycznej Irlandii, zwłaszcza do Pernella. Ciężka lektura.
Nie mniejszym wysiłkiem był męczony przeze mnie przez miesiąc "Portret Artysty Jako Młodego Człowieka", rzekomy klasyk powieści Bildunsroman. Nie mam zamiaru się sprzeczać, że Joyce posiadł zdolność operowania językiem jak mało kto - to jest oczywiste, widać to też w tłumaczeniu, o wersji oryginalnej nie wspominając. Natomiast treść - cóż, do przebrnięcia jest straszna. Problem w tym, że fabuła egzystuje tam w szczątkowej postaci. Jedyną postacią pojawiającą się przez całą powieść jest gł. bohater, Stefan Dedalus, ponoć alter ego samego autora. Wszystko inne jest tłem mającym uwypuklić proces jego psychicznego rozwoju. Trudno się czyta powieść, w której wszystkie postacie drugoplanowe pojawiają się jedynie na chwilę, a potem znikają. O ile same przemyślenia Dedalusa zostały napisane po mistrzowsku, o tyle gdy po raz KOLEJNY czyta się, podczas, dajmy na to, opisu przejścia Stefana przez ulicę, o czym on myśli i jakież to on ma egzystencjalne rozterki (które nie mają ŻADNEGO znaczenia dla fabuły) to można już dostać odruchów wymiotnych. A do tego dochodzą jeszcze wyjątkowo nudne i niekreatywne dialogi...
Zdaję sobie sprawę, że dzieła tego autora mnie po prostu przerosły niż, że są złe, no ale

Ktoś czytał może?
