TadekM pisze:Zamiast tego, najczęściej promuje się autorów. Osobę, w miejsce książki. Zaraz potem każe im się (niestety, niekiedy sami chcą) wypowiadać na tematy polityczne i życiowe. Sprzedawać te wszystkie folwarczane mądrości, jak gdyby facet, który w dwa lata umie napisać książkę musiał potrafić w dziesięć minut znaleźć remedia na ludzkie trudności.
Czyli prościej: wydałem jedną książkę, jestem moralnym autorytetem. Co więcej, mogę nauczać jak pisać! W parze z takim myśleniem idzie zazwyczaj także ostra alergia na jakąkolwiek krytykę. A mariaż literatury z polityką to już osobny temat do dyskusji.
Jako przykład niezłego marketingu przychodzi mi na myśl, o dziwo, Dan Brown. Mówiło się wszystko o książce, o watykanie, który ją potępia, o "tajemnicach", które odkrywa, ale ja dopiero jakiś czas po tej całej zawierusze dowiedziałem się, kim jest autor i że wcześniej już coś pisał.
Czyli wracamy do punktu wyjścia - napisz dobrą książkę, potem jakoś to będzie.