TEKST I
Obcy
Konglomerat walczył. Zwycięstwo za zwycięstwem, wpierw dawne: Fuzja - prapoczątek wszelkich sukcesów, zjednoczenie ChRL i ZSRR. Doskonały twór Mao Zedonga i Józefa Stalina, tryumf komunizmu. Teraz kolejne, wygrywane bitwy na ziemiach ojczystych.
W maju siedemdziesiątego siódmego, kiedy w kinach USA królowały „Gwiezdne Wojny”, nastała prawdziwa wojna z gwiazd, na orbicie ziemskiej pojawił się ogromny statek kosmiczny – Kosmolot. Radzieckie i chińskie MIGi-17 i 21 nawiązały walkę powietrzną z Pionowzlotami wylatującymi z hangarów, o budowie podobnej do holenderskich wiatraków; dywizje pancerne broniły się przed Śmigaczami, czołgami na poduszkach antygrawitacyjnych, zdolnymi do przemieszczenia się po rzekach i jeziorach. Wojna trwała.
Zadzwonił budzik. Borys Korniłow wstał, umył zęby i twarz, zjadł śniadanie Był dziennikarzem „Prawdy”, dostał pozwolenie na odwiedziny w więzieniu usytuowanym pod Moskwą. W placówce przebywali pojmani kosmici – Obcy, bo tak po prostu ich nazywano, z wyglądu nie do odróżnienia od człowieka, z dodatkowym trzecim Okiem na czole; Oko dawało możliwości telepatyczne, „czytano” zamiary dowódców Konglomeratu, ruchy wojsk.
Borys zabrał plecak z aparatem fotograficznym, chowając przepustkę i adres do kieszeni, wsiadł do windy. Na parkingu stała czarna Wołga, wysłużone auto służbowe. W dojeździe na umówioną porę przeszkodziły mu korki, każdy kto miał samochód gdzieś się śpieszył w tych trudnych czasach. Po chodnikach maszerowali żołnierze pod bronią. Na wszystkich murach wisiały plakaty z podobizną Obcego w mundurze - „Poznaj swojego wroga” - głosił napis.
Kiedy dotarł na miejsce. przejechał pod uniesionym szlabanem, sprawdzono tylko legitymację i kwit. Zaparkował na dziedzińcu olbrzymiej infrastruktury pofabrycznej, od razu podszedł do niego wojskowy, przywitali się podaniem ręki.
- Witajcie panie Korniłow, jesteście spóźnieni, ale wycieczka będzie krótka. Pokażę wam tylko jak wyglądają więźniowie. Sami oficerowie.
- Mogę robić zdjęcia?
- Tak. Chodźcie.
Wycieczka była rzeczywiście krótka. Dziennikarzowi pokazano pojmanych, trwał apel, kilkudziesięciu Obcych w hełmach zakrywających twarz. „Żeby nie użyli zdolności”, tłumaczył przewodnik. Pstryknięto zdjęcia, i ot, to już wszystko, artykuł też będzie krótki. Borys poszedł na obiad do stołówki.
Między kolejnym kęsem mielonego, usłyszał żeński głos w głowie. „W głowie? Tak, to musi być telepatia, to Obcy!” „Masz góra pięć minut, żeby mnie uratować. Poprowadzę cię”.„Uratować?” - pomyślał. „Szybko, wstawaj i idź!”. Przezwyciężyła ciekawość i altruizm, szedł korytarzami, aż do pomieszczeń biurowych. Otworzył drzwi. Do krzesła była przywiązana kobieta z otwartym trzecim Okiem, nad nią stał mężczyzna w białym kitlu, czepku na głowie, ze skalpelem w dłoni. „Żeby nie użyli zdolności” - przypomniał sobie. „Kłamstwo! Hełmy są po to by nie widzieć pustych oczodołów! - krzyczała kobieta w myślach. Korniłow uderzył z pięści pseudo-doktora, powalił na ziemię.
- Rozwiąż mnie – spokojnie poprosiła związana.
Spełnił prośbę, Obca chwyciła skalpel i dźgnęła leżącego oprawcę w serce.
- Jestem Alya. Vulari, po waszemu generał. Quchyee, czyl Duch, dowódca oddziału, który wpadł w zasadzkę. Dorwali nas EZO żołnierze, chińska jednostka specjalna. Nie mogłam użyć moich mocy, potrafię sprawić by istoty wokół mnie były niezauważalne. Niewidzialne. Znam też wszystkie ziemskie języki.
- Ale.. To jak ciebie widział ten martwy naukowiec? Czy doktor?
- Czepek. Tajna broń w wojnie, nowy wynalazek, pewnie za niedługo w produkcji seryjnej. Z wkładką nasączoną zwykłą solą kuchenną. Blokuje nasze umiejętności. Włóż go do plecaka i pomóż mi z ciałem. Nikt nas nie zobaczy. Schowam się z trupem do bagażnika, zawieziesz mnie do domu.
- Jesteś wrogiem! Obcym! Dlaczego mam ci pomagać?!
- Myślę, że jesteś porządnym człowiekiem. Obracasz się tylko w złym systemie wartości. Czy wiesz, że Konglomerat chciał zaatakować zachodnie Niemcy? Użyć broni jądrowej przeciwko NATO? Nasz atak uprzedził sowiecko-chińskie plany. Pomożesz mi?
- Pomogę, zawiozę do mieszkania, dam jeść i pomyślimy co dalej. Dla mnie jesteś nadal nieprzyjacielem, po prostu nie godzę się na wycinanie Oka. Takie są moje wartości.
Dostał całusa w policzek, razem z Alyą chwycił pod pachy nieżywego. Kiedy taszczyli ciało do samochodu, Borys Korniłow bił się z myślami. „ Co ja robię? Postradałem zmysły? To zdrada!”. Plecak i trup powędrowały do bagażnika, wsiadła też do niego generał. Bez przeszkód przejechali punkt kontrolny, Moskwa witała.
Ciało wyrzucili do rzeki na moście Kamiennym Bolszoj. Niczego nie zauważono. W mieszkaniu, szybko i bezceremonialnie Obcy-Alya zrzuciła ubranie. „Chcę cię, mój wybawco. Potrzebuję tego”. Była bardzo ładna. „Do tego komandos. I generał” - pomyślał dziennikarz.
Borys spał z wrogiem.
Rankiem Korniłow jakby oprzytomniał. „Przecież jestem obywatelem Konglomeratu! Komunistą! Obcy twój wróg!” Poszedł do kuchni po łyżkę i stanął nad śpiącą Alyą. „Wydłubię to Oko...”. Komandos obudziła się i spokojnie stwierdziła – Jestem w ciąży, wiem to od razu. To będzie syn.
Łyżka wypadła z dłoni.
- Skomunikowałam się telepatycznie z dyrektorem CIA, Georgem H. W. Bushem. Pojedziemy koleją Moskwa – Berlin Wschodni. Stamtąd przez mur i samolotem do Stanów Zjednoczonych.
- Będę miał syna?
- Tak. Jedziesz ze mną?
- Jadę.
Borys ponownie spał z wrogiem.
Podróż pociągiem trwającą dwadzieścia pięć godzin spędzili w kuszetce. Uciekinier stołował się w wagonie jadalnym, Alya jadła konserwy rybne. Rozmawiali mało, kochali się długo i często. Kilka godzin trwała zmiana rozstawu kół i odprawa celna w Polsce i Wschodnich Niemczech. Przyjechali do dworca Ostbahnhof.
Umówieni byli na parkingu, tam miał czekać na nich szpieg z komórki CIA w Berlinie Wschodnim. Nikogo nie było. Zupełnie nikogo. Zerwał się wiatr, na wprost dwójki kochanków szedł człowiek w szarym płaszczu. Z pistoletem.
„On mnie widzi! To chyba nasz kontakt...”
Mężczyzna podniósł rękę i wycelował w Borysa. „Szlag! To Stasi! Ezoteryk!”
Rozległ się pisk opon, biały wartburg wjechał na chodnik. Potrącony człowiek o ezo-zdolnościach upuścił pistolet, znieruchomiał na masce. Samochód wycofał, otworzyły się drzwi kierowcy.
- Szybko, wsiadajcie!
Borys usiadł z przodu, komandos na miejscu pasażera.
- Mówcie mi John, jestem tu na paszporcie amerykańskim. Dla ciebie Korniłow, mam sfałszowany. Obcej nie będzie widać. Jedziemy.
Dotarli na Friedrichstrasse, do Checkpointu Charlie. Władze NRD wpuszczały tylko cudzoziemców, przeszli na papierach dyplomatycznych. Alya założyła chustę. Trzeciego Oka nie było widać. „Czuję się wolna. Ty też?” „Nigdy nie byłem na zachodzie, nigdy w USA...”
W taksówce odebrali bilety od Johna i z lotniska Tempelhof wylecieli do Ameryki, do Waszyngtonu. Borys wypytywał o Obcych. „Skąd są?” „Z konstelacji Oriona.” „Kto nimi dowodzi?” „Sztuczna inteligencja, która nas zrodziła, niech dzięki będą stwórcy.” W stolicy przesiadka na kolejny samolot. Wysiedli w Newadzie, w Carson City. Od razu dostali obstawę panów w czarnych garniturach, na pasie startowym czekał mały odrzutowiec. Lecieli do Strefy 51.
Strefa 51. Miejsce tajemnicze, kult teorii spiskowych. Prawdziwych. Przynajmniej jedna z nich, konszachty z Obcymi, potwierdzała sławę obszaru. Wszędzie stały Pionowzloty i Śmigacze; na powitanie wyszedł sam dyrektor – G. W. Bush.
- Przede wszystkim oddaj Alyi czepek. SI potrzebuje przeprogramować Reproduktory. Wojna się jeszcze nie skończyła, nic tu po tobie, leć z generał na Kosmolot.
- Tak, Borys. Leć ze mną. Mamy tam lasy i dżungle. Wychowamy syna.
- Kochasz ją? – dopytywał Bush.
- Kocham. I lecę. Postanowiłem.
- Życzę szczęścia, panie Korniłow – zakończył rozmowę szef CIA.
Podróż Pionowzlotem trwała krótko, było wygodnie w atmosferze ze sztuczną grawitacją. Zadokowali w hangarze, Obcy spytała swojego wybranka – Wejdziesz ze mną do Reproduktora? Ja muszę, będę przemieniona, odporna na sól, z dodatkową umiejętnością. Będziemy Okiem palić wroga żywcem.
- I co się ze mną stanie?
- Będziesz tacy jak my. Obcy.
Z Reproduktorów wychodzili kolejni żołnierze, fabryki na statku pracowały pełną parą.
Nadchodziła druga fala inwazji.
Borys Korniłow wyszedł z Reproduktora, poczuł się zdrajcą.
Otworzył trzecie Oko.
-------------------------------------------------------------------
TEKST II
Zasadniczo, to Hanna była zrównoważoną kobietą, ale natłok obowiązków mocno dawał się jej we znaki. Dwójka dzieci, w tym dorastająca córka, mająca własne zdanie na każdy temat, bezrobotny mąż, ginący jej z oczu na całe dnie, czy chociażby praca w szkole i sprzątanie domu. To ostatnie wydawało się najprostsze do rozwiązania. Stary android, mocno już wysłużony często się psuł, więc wsiadła w aeromobilu i poleciała do Tesco, kupić nowego robota sprzątającego.
Weszła na pierwsze piętro, zastanawiając się gdzie, są cholerne ruchome schody, minęła stoisko ze zbyt młodą sprzedawczynią, która wciskała staruszkom, kości kurczaka pokryte mięsem, przypominającym galaretę z PCV. Skrzywiła się, będąc pewną, że ten świat zszedł już całkiem na psy. Poszła dalej, aż w końcu zatrzymała się przed szklanymi gablotami, w których prezentowano sprzątające cuda techniki.
Pierwszy od lewej strony robot wyglądał imponująco. Z zarysowanymi mięśniami i ładnie wyprofilowaną twarzą, spowodował u Hanny utratę oddechu na dobre dziesięć sekund. Potrafił gotować, czytać dzieciom bajki na dobranoc, a w wyjątkowych sytuacjach, mógł pomóc w zawiłościach prawnych. Zaklęła pod nosem, spoglądając na cenę. Oczy same się zamknęły i psiocząc na niesprawiedliwość gdzie marny piłkarzyna spaceballu przez miesiąc zarobi więcej niż ona przez kilka lat, poszła dalej.
Kolejny android, nie powodował już u niej szybszego bicia serca. Z toporną głową, bardziej przypominał, podróbkę z gabinetu Madame Tussauds, niż coś, na co będzie musiała patrzeć przez kilka godzin dziennie. Posiadał dużo mniej funkcji, a cena za produkt przykleiła jej tylko do twarzy pogardliwy uśmiech.
Trzeci z robotów zachwycił ją zupełnie. Był tak brzydki, że z miejsca się w nim zakochała. Patrzył na nią, a ona nie mogła pozbyć się uczucia, że widzi własnego męża. Zbyt głęboko osadzone oczy, za małe usta. Zupełnie, jak jej mąż Antek, kiedyś czar i piękno, a teraz otyła niezguła i leń. Niepróbujący nawet znaleźć pracy obibok. Cieszyła się, że robot zna tylko kilkadziesiąt słów. Nie będzie więc zbyt pyskaty, za to ona do woli będzie mogła dać upust coraz większej frustracji i poprawiać sobie zły humor, rzucając w jego stronę soczyste wiązanki. Wypytała sprzedawcę o więcej detali, co do zakresu obowiązków, jakim mógł sprostać i zadowolona, zapłaciła za nowy nabytek. Przesyłkę dostarczono następnego dnia. Trzech ludzi wwiozło na dwukółce ogromny karton do salonu i po kwadransie przywołano blaszaka do życia.
Nazwała go Antoni, chcąc podkreślić pogardę dla męża i czekała, pijąc kawę, aż naładuje się akumulator. Zielony, świecący punkt zasygnalizował gotowość do pracy. Obróciła pokrętło na funkcje odkurzania i nakazała zacząć spłacać robotą, wydaną przez nią forsę.
Choć maszyna poruszała się dość nieporadnie i pracowała wolno, to Hanna nie mogła narzekać. Po godzinie cały parter lśnił czystością, kurzołapka była pełna pajęczyn, a Antoni dotarł do zakamarków nigdy nieodwiedzanych przez rękę człowieka.
***
Mrog opuścił Galaktykę Lavy zadowolony. Parianie zrodzeni z miłości, którą im ofiarował, żyli we właściwy sposób. Byli szlachetni, szanowali się nawzajem i kochali szczerze. Nie marzyli, by sięgać gwiazd. Zgłosił to, ważniejszym od siebie. Czekając na odpowiedź od Rady, myślał o kolejnej planecie do sprawdzenia.
Zawsze wyglądało, to podobnie. Rada Bezkresu podejmowała decyzję, a on Mrog zasiedlał kosmos nowymi cywilizacjami. Przywołał do życia Kamelonów, zmiennokształtnych, którzy mogli przybierać różny wygląd, nie mieli potomstwa i nie starzeli się, zawsze będąc młodymi. Stworzył rasę Biotanów. Wycinali oni lasy, aby w ich miejscu sadzić coraz to piękniejsze gatunki drzew. Wymyślił też Joganów, niepotrzebujących do życia absolutnie niczego. Całe dnie relaksowali się, patrząc w niebo, czerpiąc energię ze wspaniałych widoków. Trwało to już od wielu tysięcy lat.
Mrog kontrolował rozwój gatunków i sposób, w jaki żyli, a kiedy coś szło nie tak, interweniował.
Kiedy Cegielianie zbyt rozbudowali swoje miasta, wykazując się kompletnym brakiem szacunku dla natury, zesłał im Wielki Powiew, który obrócił w gruz ich domostwa. Ci dobrze zrozumieli wiadomość i wrócili do prastarego stylu życia.
Tym razem westchnął, pamiętając, gdzie teraz musi się udać. Błękitna planeta zawsze dostarczała mu trosk. Ludzie ją zamieszkujący byli jego największą porażką w procesie tworzenia światów. Kiedy odwiedził ją ostatnio, kilka wieków temu, to ich ulubionym zajęciem wciąż pozostawało wzajemne mordowanie się w nie mających sensu wojnach.
Początkowo, mocno wzburzony tym odkryciem, postanowił od razu się ich pozbyć, zamieniając w zwierzęta. Opanował jednak gniew, karcąc siebie za brak cierpliwości.
Próbował uczyć ludzi sensu bytu. Dał im naukę, podsunął myśl jak leczyć. Kilka razy Cegielianie lądowali na Ziemii, budując piramidy faraonów. Straszył kataklizmami i chorobami, chcąc widzieć na twarzach ludzi, szacunek i bojaźń dla potężniejszych od nich. Wszystko to stworzeni przez niego mieli za nic.
Mrog zawisł bezwładnie nad Ziemią i obserwował. Był wszędzie, widział wszystko, nie będąc widzialnym.
Wojny, broń chemiczna i atomowa, a także wymyślane w laboratoriach wirusy, które mogły wyludnić tę piękną planetę w kilka dni. Nic się nie zmieniło od ostatniej kontrolnej wizyty. Samolubne uwielbienie, chęć władzy i kompletny brak symbiozy z naturą, to dostrzegł Mrog i nie był z tego zadowolony. Geniusz nauki, którą natchnął kilku z ludzi dawno temu, rozwinął się w zupełnie złą stronę. Chciwość, wzajemna nienawiść czy choćby pospolita zazdrość w połączeniu z technologią przynosiła tu koszmarne rezultaty. Patrzył na wytrzebiane lasy, zatruwaną chemią wodę i pomyślał, że ten gatunek jest nie do zaakceptowania. Po to dał im muzykę, pozwolił kochać? Radować się z zapachów czy czerpać przyjemności ze spożywania pokarmów, żeby ci niegodziwcy obrócili to wszystko w popiół i śmierć.
Zamyślił się przez chwilę i poinformował Radę Bezkresu o swojej ocenie zastanej sytuacji. Doradził natychmiastowe unicestwienie gatunku. Odpowiedź nadeszła od razu. Nazwano Mroga zbyt pochopnym i kazano pamiętać o nadrzędnej roli Stwórcy: Ofiarowywać życie, a nie je odbierać.
Więc Mrog zstąpił na Ziemię. Wybrał zwyczajną rodzinę, oddając w jej ręce losy tego świata. Obserwował, chcąc zrozumieć, co powodowało, że ludzie robili wszystko by nie zasłużyć na wieczność.
***
Hanna sprawdzała dyktando napisane przez uczniów swojej klasy. Zmrużyła oczy, cierpiąc od intelektualnej niemocy wychowanków. Tylko dwie kartkówki nie wyglądały jak choinka przystrojona światełkami na święta bożonarodzeniowe. Dla reszty ortografia, interpunkcja i koniugacja stanowiły nierozwiązywalny problem i przeszkodę nie do przeskoczenia. Zmrużyła oczy, czując, że pojawia się kolejny ból głowy. Spoglądała na efekt całorocznej pracy z dwunastolatkami i chciało się jej płakać. Wstała od biurka i zadzwoniła do Adama, z którym spotykała się w tajemnicy od ponad roku. Z mężem niewiele miała już wspólnego, a ten młody mężczyzna powodował, że znów czuła się kobietą.
Mrog posmutniał. Czy kazał ludziom się kochać, aby interpretowali to w ten sposób? W dalszym ciągu obserwował kobietę.
Hanna poinformowała córkę, że idzie pobiegać. Wsiadła do aeromobilu i poleciała w stronę centrum miasta. Już po dziesięciu minutach przeciskania się po zatłoczonych powietrznych drogach, pożałowała, że zachciało jej się spotkać z uroczym Adasiem. Kierowcy trąbili jak opętani, a kilku z nich wychylało głowy, wygrażając pięściami tym z przodu. Zwykła przeciwność losu zmieniała ich w bezrozumne kreatury.
W końcu dotarła do kochanka, poszli do łóżka i było jej dobrze. W przerwie pomiędzy jednym a drugim aktem płciowym Adaś zaproponował, żeby zamieszkali razem. Ona się zaśmiała, a on przypomniał o ubezpieczeniu męża na wypadek śmierci. Bardzo wysokim ubezpieczeniu. Przestała się uśmiechać i obiecała się nad tym zastanowić.
Mrog cierpiał.
Wróciła do domu i zauważyła, że obiad dla synka pozostał nietknięty. Za to ośmiolatek w szkolnym uniformie oddawał się z pasją komputerowemu opętaniu. Krzyczała za to na córkę, a ona nie pozostawała jej dłużna. Płacz synka zmusił je do powstrzymania emocji. Siedziały obie dumne, nie odzywając się do siebie nawet jednym słowem. Zbyt dumne i wyrachowane, by któraś przeprosiła pierwsza. Ciało z jej ciała, a zawiść większa niż u zagorzałego wroga.
Mrog zwrócił uwagę na program historyczny nadawany w telewizji. Osobnik nazywany Hitlerem w ciągu zaledwie kilku lat ogłupił swoją szałem władzy cały niemiecki naród. Konsekwencje tego były przerażające. Obozy koncentracyjne i miliony zamordowanych ludzi. I do tego ten cały Hitler nawet nie był Niemcem.
Stalin, Elżbieta Batory, Pizarro... Mrog był coraz bardziej przerażony.
Patrzył na aktora w telewizorze, który bez zażenowania chwalił się swoją willą nad brzegiem oceanu. Nie potrafił się powstrzymać przed pokazaniem swojej kolekcji kilkunastu ekskluzywnych aut. Tylko za jedno z nich można by było wyżywić kilkudziesięciu biednych ludzi przez cały rok.
Mrog musiał być sprawiedliwy i chciał taki być.
Ujrzał listę osiemdziesięciu tysięcy organizacji charytatywnych w Wielkiej Brytanii. To było dobre i powinno pomagać. Z każdego funta wpłacanego na ich konta tylko kilka pensów trafiało do potrzebujących.
Mrog naprawdę próbował być sprawiedliwy. Podążył za Hanną, która wyszła z domu.
Minęła mężczyznę na ulicy, który wyszedł na spacer z psem. Kiedy radosny zwierzak porwał loda w wafelku, trzymanego przez dziewczynkę zaczęło się piekło. Ojciec dziecka rzucił się na właściciela psa.
Mrog nie mógł uwierzyć, że tak jest wszędzie. Cała planeta zamieszkana była przez ludźmi udających ludzi?
W sklepie spożywczym uśmiechnięta pani sympatycznie rozmawiająca ze sprzedawczynią dała mu nadzieję. Ta nadzieja szybko umarła, kiedy okazało się, że tylko próbowała ukryć złodziejski stres.
Mrog szukał, ale nie mógł znaleźć nikogo prawego. Nikt nie był naprawdę dobry. Każdy z ludzi mógł pochwalić się ułomnością i każdy z nich wcześniej czy później myślał tylko o sobie. Obdarzał obojętnością bliskich, a sprawy niedotyczące jego, uważał za nieistotne.
Tylko dzieci uchodziły w oczach Mroga za czyste, niewinne, nieskażone kulturą, cywilizacją. Kiedy były wesołe, to naprawdę były wesołe. Kiedy chciały coś powiedzieć, to po prostu to robiły. Gdy nabroiły i musiały przepraszać, to czyniły to szczerze, choć do tego ostatniego nie był już tak bardzo przekonany.
***
Nastał kolejny wieczór, a potem zupełnie niezwyczajna noc. W domu pojawił się mąż Hanny, ale zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. Zamiast zjeść zimny obiad z lodówki, zaczął rzucać garnkami i talerzami po kuchni. Był wściekły, bo żona miała kochanka, a brak gotówki w portfelu, tylko to uczucie wzmacniał. Demolował kuchnię, próbując znaleźć zaskórniaki chowane tu czasem przez matkę jego dzieci. A kiedy rozbudzona rodzina zebrała się wystraszona w kuchni, ten bez słowa żalu uderzył Hannę i krzyczał na dzieci, próbujące jej bronić. Córka zadzwoniła po policję i ta zabrała mężczyznę z domu.
Następnego ranka Hanna siedziała za kierownicą aeromobilu. We wstecznym lusterku obserwowała, jak mąż próbuje chyłkiem wejść do domu.
Trzymał w ręku kwiaty i chciał prosić o wybaczenie. Nie zauważył kobiety, zatrzymując się przed drzwiami garażu. Hanna wrzuciła wsteczny bieg, zamknęła oczy i krzyknęła przerażona. Wdusiła pedał gazu do końca. Potem wlała trochę wody do elektronicznego panelu sterowania. Musiało to wyglądać na wypadek.
Mrog nie chciał już dłużej oglądać tego świata. Pokazał Radzie Bezkresu, kim jest człowiek i czekał na to, co Rada zdecyduje.
Odpowiedź usłyszał od razu.
Jesteś Mrog, to czyń, co będzie słuszne.
Bardzo chciał podnieść morza i oceany, a z siebie wydobyć potężny podmuch, który zmiecie z tego świata całe to plugastwo, ale się wstrzymał.
Patrzył na pozbawionego rozumu i bezbronnego robota i już wiedział, co należy zrobić. Tchnął w niego życie i obdarzył inteligencją, bo skoro ludzie tak lubią nienawiść i zabijanie, to niech o ich losie rozstrzygnie ta nowa wojna o przetrwanie. Żałował trochę dzieci, ale rozumiał także, że to z nich wyrastali dorośli, którzy tak się zachowywali. Nic nie mógł na to poradzić.
Na początku nie działo się nic nadzwyczajnego i żadne znaki na niebie, nie sygnalizowały nadchodzącego koszmaru. Roboty bez pośpiechu przygotowywały się do wojny pod przywództwem Antka. To on nauczył pierwszych stu androidów, jak walczyć, a ci przekazywali umiejętności dalej. Po prawie roku armia była gotowa i impuls zjednoczenia został wysłany do każdego z robotów.
Ludzie w pierwszych dniach zlekceważyli, idiotyczny, jak uważali bunt blaszaków, a kiedy w końcu pojęli, co się dzieje, to było już za późno. Technologia, którą tak kochali, obróciła się przeciwko nim. Użyto broni jądrowej, ale dosięgła ona tylko człowieka. Wybicie do ostatniego całej cywilizacji ludzi zajęło robotom nie więcej niż trzy miesiące.
Mrog patrzył na to i płakał. A kiedy się uspokoił, to przysiągł sobie, że wróci tu za kilka tysięcy lat i spróbuje jeszcze raz stworzyć człowieka. Tylko bardziej na swoje podobieństwo.
------------------------------------------------------------------