Temat: Zimna wiosna
Gatunek: romans, obyczaj;
Objętość: max 15k;
Termin: 30 kwietnia 2021.
Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 7 maja 2021r.
Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.
Każdy oceniający ma do dyspozycji od 0 do 3 punktów dla każdego z tekstów.
[ZAKOŃCZONA] Fanliang vs Lamia vs Mortutti vs tomek3000xxl
2Koszmarek próbował chodzić wyprostowany, rozweselając tym pozostałych dwunożnych w grupie. Przebiedował właśnie dwudziestą zimę swojego krótkiego życia. Zdążył już też zaliczyć atak wilka, wściekłość niedźwiedzicy i obojętność urodziwszych. Był chudym żylastym chłystkiem z mnóstwem blizn, któremu udało się tylko przeżyć dzięki głowie pełnej pomysłów.
Siedział właśnie w półmroku jaskini, unikając wzroku Lalusia, będąc niemym świadkiem, jak największy jaskiniowiec z grupy traktuje swoją towarzyszkę życia. Koszmarek na chwilę zapomniał o dwóch krzemieniach obok jego stóp. Uderzane o siebie dawały mnóstwo iskier. A to w połączeniu z suchą trawą... hmmm?
Patrzył na olbrzyma, który opychał się nadpsutym mięsem dzika, co chwilę spluwając przed siebie. Znudzenie oplatało mu twarz, wydłubywał spomiędzy zębów resztki jedzenia. Koszmarek zacisnął bojaźliwie usta, wiedząc, że tamten zacznie zaraz rozglądać się po jaskini za kimś do pognębienia. Zwykle w takich chwilach wybierał jednego ze współplemieńców i tłukł go po włochatej gębie, aż ofiara mdlała.
Tym razem celem, okazała się własna latorośl. Wyrywając mu pojedyncze włosy z głowy, obserwował reakcję jego matki, bawiąc się bezradnością i protestami samicy, niosącymi się echem po całej jaskini. Koszmarek nie mógł tego pojąć. Jak dręczenie własnego potomka może Lalusiowi sprawiać tyle przyjemności?
Koszmarek patrzył na Wiosnę, która była w jego wieku. Wzorowały się na niej wszystkie podlotki w plemieniu. Wysoka, z pełnymi biodrami i umięśnionymi udami, potrafiła urzekającym spojrzeniem zatrzymać oddech u każdego samca w gromadzie. Kusiła krągłym zadkiem i wielkimi piersiami. Koszmarek często ją obserwował, zafascynowany urodą samicy. Niestety nie mógł robić tego zbyt uważnie, bo groziło to połamanymi przez Lalusia gnatami i obitą gębą. Poza tym pogarda w jej oczach, kiedy spotykały się ich spojrzenia, nie pozostawiła złudzeń. Nie mógł być dla niej obiektem pożądania. O humorach, które zmieniały się często, wcale nie pamiętał. Potrafiła z miłością wplątywać kwiaty we włosy syna, by po chwili dostawać szału, gdy ten wyrzucał je z oburzeniem.
Laluś znudzony dręczeniem potomka, w końcu dał mu spokój. Chwycił Wiosnę za rękę, mocno przyciągnął do siebie. Ta początkowo fuknęła ostrzegawczo, okazując niezadowolenie, ale zaraz oddała mu się z przyjemnością, mrucząc po chwili z rozkoszy. Laluś ciężko dyszał, pokrywał go lepki pot. Zaspokoił żądzę i odepchnął ją od siebie, lecz ta nie chciała odejść, więc ciskał w nią kamyczkami, aż uciekła, jazgocząc pod nosem.
Koszmarek cierpiał i gniewnie zaciskał małe pięści, patrząc, co siłacz robi z obiektem jego marzeń. Zgrzytał wściekle zębami, trząsł głową, a kilka razy nawet chciał ruszyć na ratunek ukochanej. Strach był jednak silniejszy od oburzenia. Ponadto musiał uważać, bo Laluś był doskonałym obserwatorem i ciągle łypał po twarzach dwunożnych, szukając w nich oznak buntu. Koszmarek obserwował ją ukradkiem ze swojego legowiska, podziwiając znudzoną, flegmatyczną siłę, z jaką znosiła lekceważenie przez Lalusia.
Westchnął zrezygnowany. W nocy kiedy nareszcie zasnął, to wielka jak drzewo Wiosna brała go na ręce i tuliła, całując w usta. Takie sny lubił najbardziej.
Słońce zaglądało powoli do jaskini, gdy chłopak otworzył oczy. Zastanawiał się, co ma dziś robić. Myśliwi nie zabierali go ze sobą na polowania, bo miał zbyt jasną skórę i mógł płoszyć zwierzęta. Po prostu słaby nie dawał rady biegać całymi dniami w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. To właśnie powodowało, że cieszył się względnie dobrym zdrowiem. Nie ryzykował ponownego spotkania z wiecznie nienażartym wilkiem, a siedząc zwykle cały dzień w krzakach na świeżym powietrzu, podjadał mięso, dopiero co upolowanych ptaków, przegryzając je leśnymi owocami.
Koszmarek wyszedł na zewnątrz i ruszył w stronę lasu. Szedł przed siebie, rozmyślając o dwóch kamieniach. Gdyby tak udało się wykrzesać z nich ten świetlisty gorąc, którego tak bały się dzikie zwierzęta, kiedy pojawiał się czasem po gromach z nieba. Nie tylko to zaprzątało mu głowę. Dużo ważniejsze było to coś, co czuł do Wiosny i czego nie potrafił nazwać. Widział to u innych w grupie i domyślał się, że musi być bardzo przyjemne oraz ważne.
Większość w plemieniu trzymała się w parach i kiedy już dzienne obowiązki zostały wypełnione, to zwykle nie rozstawali się na krok. Pamiętał, jak wczoraj przypatrywał się parze, której urodziło się właśnie dziecko. Oboje patrzyli na swojego potomka, nie mogąc ukryć wzruszenia i dumy. Kompletnie nie interesowało ich, co dzieje się wokół nich. Tylko malec był ważny. Koszmarek zdawał sobie sprawę, że jest już dorosłym samcem. Musiał znaleźć matkę dla swoich następców. Pomocna okazała się obserwacja Obdarzonego, przy którego legowisku zawsze widział przynajmniej trzy samice, często obdarowywane bukietami kwiatów.
Koszmarek podziwiał otaczający go świat. Przebiśniegi, krokusy i sasanki nieśmiało przebijały się przez resztki śniegu na polanie. Ptaki wracały z odległych krain, zaczynały wić gniazda, składając w nich jaja. Zauważył borsuka opuszczającego norę. Był wychudzony, więc głodny i bardzo aktywny.
Natura wracała do życia, nabierając żywszych kolorów, u zwierząt też pojawiało się potomstwo i Koszmarek już wiedział, co należy zrobić.
Chodził po polanie, zbierając najpiękniejsze kwiaty. Nie śpieszył się, robił to dokładnie, z wyczuciem artysty. Białe, fioletowe, żółte i białe. Potem odkrył, że jest ich znacznie więcej. Mają jeszcze inne kolory i kształty, ale Koszmarek pozostał przy tych czterech. Zebrał wielki bukiet i ruszył z powrotem do jaskini.
Grota była pusta poza dwójką starych dwunożnych, którzy wciąż jakimś cudem żyli, pomimo braku zainteresowania nimi, reszty grupy. Koszmarek położył kwiaty na posłaniu Wiosny i szybko wyszedł na zewnątrz.
Musiał zrobić nowy łuk, który zwykle po kilkunastu wypuszczeń strzały, tracił cięciwę. Robił ją z jelit upolowanych zwierząt, które dwunożni wyrzucali, zainteresowani tylko mięsem. Koszmarek wrócił do lasu i odnalazł miejsce, gdzie rozwieszone w gęstych krzakach, suszyły się bebechy jelenia, nabierając odpowiedniej wytrzymałości.
Po kilku godzinach nowy łuk był gotowy. Postanowił go wypróbować i ukrył się między drzewami, czekając na zdobycz. Interesował go ptak lub gryzonie szwendające się po leśnych ostępach. Jego broń przedstawiała marną jakoś, ale po kilku latach cierpliwych ćwiczeń, doszedł do wprawy. Z kilkunastu metrów potrafił trafić kuropatwę, zrywającą się do lotu, a kiedy nie miał szczęścia do skrzydlatych, to szedł nad rzekę i strzelał do ryb, do kolan brodząc w wodzie. Kiedy którąś trafił, spadał błyskawicznie na cel, nurkując i łapiąc ją w dłonie. Tym swoim strzelaniem chciał zainteresować innych, ale po kilku nieudolnych próbach wykonanych przez Lalusia, zyskał tylko miano jeszcze większego dziwaka.
Zadowolony, wrócił do jaskini, kładąc się w swoim legowisku. Obserwował wejście do groty. Czekał na powrót samic ze zbierania grzybów i leśnych owoców. W końcu pojawiła się Wiosna. Jak zawsze czysta oraz schludnie opatulona skórami, musiała być w podłym nastroju. Tak przynajmniej sygnalizowała to jej wściekła twarz. Opuszczone brwi, ściągnięte do środka, rozszerzone źrenice, zaciśnięta szczęka. To zobaczył Koszmarek i od razu struchlał.
Wzięła do ręki kolorowy bukiet, chwilę mu się przyglądała. Podejrzliwie rozejrzała się po jaskini. W końcu cisnęła nim ze złością w ścianę. Koszmarek zmarkotniał na chwilę, ale szybko się pozbierał, znosząc dzielnie doznaną porażkę. Dobrze wiedział, że jednym bukietem łąkowych kwiatów, nie zdobędzie jej serca.
Po chwili pojawił się Laluś i Koszmarek wpatrywał się w niego z niezmienną nienawiścią. Olbrzym był dla niego dużym problemem, ale chłopak coraz mniej przejmował się zwierzęcą siłą rywala. Miłość do Wiosny całkowicie go pochłonęła, chwilami pozbawiając rozsądku.
***
Koszmarek ofiarował już w tajemnicy ukochanej kilkanaście prezentów. Na wielką miłość się jednak nie zapowiadało, a i oznak tej małej też nie było widać. Pożerała łakomie upolowane z wielkim trudem kuropatwy, łapczywie pochłaniała pstrągi, nie zwracając uwagi na kłujące jej gardło ości. Spojrzała co prawda kilka razy na niego w inny sposób niż zwykle, ale rewolucji w ich relacjach nie było. Koszmarek wyczyścił nawet futro z jej legowiska, usuwając pieczołowicie większość gnieżdżącego się tam robactwa. Wszystko na nic. Tracił powoli zapał i w końcu przestał ją obdarowywać.
Kolejnego dnia Wiosna wróciła z leśnych zbiorów i zauważyła, nie kryjąc rozczarowania, że jej leże, znów jest puste. Fuknęła na syna, nakazując mu ruchem ręki, wynosić się na zewnątrz jaskini. Rzuciła Koszmarkowi, bezczelnie zapraszające spojrzenie, rozczesując palcami włosy. Podniosła jeden z rzuconych przez nią we wzburzeniu kwiatów. Fioletowy krokus nie wyglądał już tak imponująco, jak kilka dni wcześniej, ale Wiosna nie zwracała na to uwagi. Uzbrojona w zniewalający uśmiech, podeszła do adoratora. Pocałowała go w czubek głowy.
Koszmarek zerwał się na równe nogi i próbując złapać oddech, chciał zrobić to samo. Wstrzymała go ruchem ręki.
Tego wieczora nie mógł zasnąć. Przypatrując się jej zbyt hardo, narobił sobie kłopotów. Laluś w końcu zauważył te tęskne spojrzenia i wystrzelał go po pysku, tak jak wytrawny wędkarz wali rybą o powierzchnię wody. Wystraszony i chwilowo znieczulony od miłości Koszmarek, zdołał wreszcie zasnąć. Zanim to zrobił, westchnął cicho pod nosem, właśnie sobie uzmysłowiwszy, że ta cała miłość jest dość trudna i aż tak bardzo cudowna to wcale nie jest. Coś w nim pękło i po poniżeniu przez Lalusia już był pewny, że musi zacząć działać. W pewnym sensie to sam sobie był winien i dobrze o tym wiedział. Jak mógł rozkochać ją w sobie, skoro zachowywał się jak sarenka przerażona widokiem wilka.
Obudził się rano, ale już wyzbyty z resztek wątpliwości i uczucia strachu. Czekał niecierpliwie, aż myśliwi wyjdą na polowanie. Kiedy to zrobili, z mocno bijącym sercem, pobiegł do ukochanej. Spojrzała na niego surowym wzrokiem, by po chwili kazać mu ruchem ręki, wrócić na swoje miejsce.
Obserwował, co ta robi, a miała sporo rzeczy do zorganizowania. Warknęła na malucha i ten, nie bez oporów, poszedł do jednej ze starszych w grupie, która miała się nim zająć. Sama bosą stopą rozgrzebała ziemię i wezwała do siebie kilka zbieraczek. Rysowała, gdzie mają dziś się udać i ile leśnych owoców muszą przynieść na koniec dnia. W końcu, kiedy wszystko zostało zorganizowane, wróciła do adoratora.
Pochylona nad nim, naślinionym palcem, usuwała zaschniętą krew z ust Koszmarka. Uśmiechała się przyjemnie i nieszczerze.
Wyszli z jaskini, trzymając się za ręce i Koszmarek już wiedział, że kocha ją całym sercem. Czuł się tak lekko, łaskotało go w brzuchu i wciąż o niej myślał, choć szła obok. Chciał zaprowadzić ją na swoją polanę, ale dała mu do zrozumienia, że jest głodna i powinien ją nakarmić. Zmrużył bojowo oczy, chcąc pokazać, że to on w końcu tu rządzi, po czym od razu, zaprowadził ją w miejsce, gdzie chował upolowane ptaki. Głaskała go po włosach, pożerając prawie całą kuropatwę, a błogość w jej oczach, utwierdzała tylko Koszmarka, jakim jest szczęściarzem.
Po skończonym śniadaniu przyszedł czas na pieszczoty zakochanych w sobie do szaleństwa. Pozwala całować się po policzkach i włosach, ale ręka próbująca wsunąć się pod skórę okrywającą piersi nie została zaakceptowana. Obserwowała, jak obszedł drzewo i spojrzał między jej nogi. Kiedy odsunął opaskę zakrywającą krocze, odwróciła twarz, ukrywając niechęć na twarzy. W końcu znudzona jego zalotami wskazała na ścieżkę prowadzącą do jaskini. Jego oblicze wyrażało bezgraniczny smutek.
Szli, znów trzymając się za ręce. Silny wiatr rozwiewał im włosy, motyle fruwały w jego brzuchu i nie bardzo wiedział, co się stanie, kiedy Laluś dowie się o ich zalotach.
Po kilku krokach zobaczyli go stojącego na ścieżce przed nimi. Koszmarkowi stanęło serce, a ścieżka zakołysała się jak skrzydła orła. Laluś patrzył na ich splecione dłonie, zmrużył oczy, prawą ręką sięgając po kamienne ostrze do złudzenia przypominające nóż.
Wiosna pisnęła ze strachu, puszczając dłoń młodziana. Pobiegła w stronę jaskini. Laluś nawet nie próbował jej zatrzymać. Zrobił dwa kroki w kierunku Koszmarka i wyrżnął go pięścią w nos.
***
Koszmarek ocknął się po kilku godzinach z silnym bólem głowy. Kolejne kilka dni przeleżał w tej części jaskini, w której wzrok Lalusia go nie mógł dosięgnąć. Olbrzym co prawda dobrze wiedział, że młokos tam jest, ale przynajmniej nie drażnił go swoim widokiem. Nie zabił zdrajcy, bo nie stanowił dla niego żadnego zagrożenia. Co prawda jego samica coś tam z nim kombinowała, ale to były tylko takie jej gierki. Gówniarz miał ten swój dziwny łuk, więc i często opychał się ptakami. A Wiosna przecież uwielbiała świeże mięso i była sprytna.
Tego ranka olbrzym obudził się jak zwykle w nie najlepszym humorze. Poprzedniego dnia po raz kolejny obżarł się mięsem jakiegoś truchła znalezionego w lesie i teraz nie czuł się najlepiej. Spojrzał na Wiosnę śpiącą obok. Dotknął jej posiniaczonej twarzy. I dobrze! Nie będzie prowadzać się z takim chłystkiem po łąkach.
Wstał z legowiska i mruknął niezadowolony, bo wciąż było zimno, a jedzenie przecież samo nie przyczłapie do jaskini. Inni dwunożni też już się obudzili, więc była pora wyruszyć na poszukiwania zwierzyny.
Żołądek coraz bardziej mu dokuczał. Warknął do innych, że mają czekać i poszedł tak gdzie zwykle każdego ranka. Szedł wąską ścieżką, pewny siebie, zastanawiając się, czemu kobieta nie dała mu do tej pory kolejnego dziecka.
Poczuł, jak stopa zapada mu się w stercie liści na ścieżce, po chwili druga. Zanim zdążył zareagować, już cały obsunął się do dużego dołu. Prawym barkiem nabił się na jedną z zaostrzonych gałęzi, wbitych w dno wykopu. Głęboki, niski śmiech zadudnił w jego potężnej piersi. Nawet nie potrafili porządnie osadzić śmiercionośnych pali! Nie mógł się wydostać, a wbite w ciało drewno powodowało ogromny ból. Dopadł go strach. Szarpnął kilka razy bez skutku. Krzyk przerażenia rozległ się w okolicy.
Koszmarek pojawił się na brzegu pułapki. Spod na wpół opuszczonej powieki, patrzył na Brutala. Teraz to on był myśliwym, a ten w dole tylko zwierzyną. Nigdy wcześniej na twarzy Koszmarka, nie odmalowało się tak heroiczne opanowanie. Wkrótce pojawili się inni i w kompletnej ciszy, zaczęli ciskać w olbrzyma kamieniami. Koszmarek naciągnął cięciwę i wypuścił strzałę. Potem drugą i kolejne. Po pół godziny dół został zasypany.
Koszmarek w końcu zdobył matkę dla swoich jeszcze nienarodzonych potomków. Nikt też nie obiecywał mu, że miłość musi być łatwa. Ani jej wierz, ani ufaj, a wtedy wszystko się ułoży, tak sobie pomyślał. Wiedział, że Wiosna jest w jaskini, czekając na świeże mięso kuropatwy. Miał też nadzieję ujrzeć w jej oczach coś więcej. To samo, co on czuł do niej.
Dodano po 13 minutach 17 sekundach:
Bitwę wygrywa tomek3000xxl.
Ponieważ tylko on zdaje się traktować temat poważnie, zdejmuje mu ostrzeżenie, które kiedyś dostał za inne przewinienia.
Siedział właśnie w półmroku jaskini, unikając wzroku Lalusia, będąc niemym świadkiem, jak największy jaskiniowiec z grupy traktuje swoją towarzyszkę życia. Koszmarek na chwilę zapomniał o dwóch krzemieniach obok jego stóp. Uderzane o siebie dawały mnóstwo iskier. A to w połączeniu z suchą trawą... hmmm?
Patrzył na olbrzyma, który opychał się nadpsutym mięsem dzika, co chwilę spluwając przed siebie. Znudzenie oplatało mu twarz, wydłubywał spomiędzy zębów resztki jedzenia. Koszmarek zacisnął bojaźliwie usta, wiedząc, że tamten zacznie zaraz rozglądać się po jaskini za kimś do pognębienia. Zwykle w takich chwilach wybierał jednego ze współplemieńców i tłukł go po włochatej gębie, aż ofiara mdlała.
Tym razem celem, okazała się własna latorośl. Wyrywając mu pojedyncze włosy z głowy, obserwował reakcję jego matki, bawiąc się bezradnością i protestami samicy, niosącymi się echem po całej jaskini. Koszmarek nie mógł tego pojąć. Jak dręczenie własnego potomka może Lalusiowi sprawiać tyle przyjemności?
Koszmarek patrzył na Wiosnę, która była w jego wieku. Wzorowały się na niej wszystkie podlotki w plemieniu. Wysoka, z pełnymi biodrami i umięśnionymi udami, potrafiła urzekającym spojrzeniem zatrzymać oddech u każdego samca w gromadzie. Kusiła krągłym zadkiem i wielkimi piersiami. Koszmarek często ją obserwował, zafascynowany urodą samicy. Niestety nie mógł robić tego zbyt uważnie, bo groziło to połamanymi przez Lalusia gnatami i obitą gębą. Poza tym pogarda w jej oczach, kiedy spotykały się ich spojrzenia, nie pozostawiła złudzeń. Nie mógł być dla niej obiektem pożądania. O humorach, które zmieniały się często, wcale nie pamiętał. Potrafiła z miłością wplątywać kwiaty we włosy syna, by po chwili dostawać szału, gdy ten wyrzucał je z oburzeniem.
Laluś znudzony dręczeniem potomka, w końcu dał mu spokój. Chwycił Wiosnę za rękę, mocno przyciągnął do siebie. Ta początkowo fuknęła ostrzegawczo, okazując niezadowolenie, ale zaraz oddała mu się z przyjemnością, mrucząc po chwili z rozkoszy. Laluś ciężko dyszał, pokrywał go lepki pot. Zaspokoił żądzę i odepchnął ją od siebie, lecz ta nie chciała odejść, więc ciskał w nią kamyczkami, aż uciekła, jazgocząc pod nosem.
Koszmarek cierpiał i gniewnie zaciskał małe pięści, patrząc, co siłacz robi z obiektem jego marzeń. Zgrzytał wściekle zębami, trząsł głową, a kilka razy nawet chciał ruszyć na ratunek ukochanej. Strach był jednak silniejszy od oburzenia. Ponadto musiał uważać, bo Laluś był doskonałym obserwatorem i ciągle łypał po twarzach dwunożnych, szukając w nich oznak buntu. Koszmarek obserwował ją ukradkiem ze swojego legowiska, podziwiając znudzoną, flegmatyczną siłę, z jaką znosiła lekceważenie przez Lalusia.
Westchnął zrezygnowany. W nocy kiedy nareszcie zasnął, to wielka jak drzewo Wiosna brała go na ręce i tuliła, całując w usta. Takie sny lubił najbardziej.
Słońce zaglądało powoli do jaskini, gdy chłopak otworzył oczy. Zastanawiał się, co ma dziś robić. Myśliwi nie zabierali go ze sobą na polowania, bo miał zbyt jasną skórę i mógł płoszyć zwierzęta. Po prostu słaby nie dawał rady biegać całymi dniami w poszukiwaniu łatwej zdobyczy. To właśnie powodowało, że cieszył się względnie dobrym zdrowiem. Nie ryzykował ponownego spotkania z wiecznie nienażartym wilkiem, a siedząc zwykle cały dzień w krzakach na świeżym powietrzu, podjadał mięso, dopiero co upolowanych ptaków, przegryzając je leśnymi owocami.
Koszmarek wyszedł na zewnątrz i ruszył w stronę lasu. Szedł przed siebie, rozmyślając o dwóch kamieniach. Gdyby tak udało się wykrzesać z nich ten świetlisty gorąc, którego tak bały się dzikie zwierzęta, kiedy pojawiał się czasem po gromach z nieba. Nie tylko to zaprzątało mu głowę. Dużo ważniejsze było to coś, co czuł do Wiosny i czego nie potrafił nazwać. Widział to u innych w grupie i domyślał się, że musi być bardzo przyjemne oraz ważne.
Większość w plemieniu trzymała się w parach i kiedy już dzienne obowiązki zostały wypełnione, to zwykle nie rozstawali się na krok. Pamiętał, jak wczoraj przypatrywał się parze, której urodziło się właśnie dziecko. Oboje patrzyli na swojego potomka, nie mogąc ukryć wzruszenia i dumy. Kompletnie nie interesowało ich, co dzieje się wokół nich. Tylko malec był ważny. Koszmarek zdawał sobie sprawę, że jest już dorosłym samcem. Musiał znaleźć matkę dla swoich następców. Pomocna okazała się obserwacja Obdarzonego, przy którego legowisku zawsze widział przynajmniej trzy samice, często obdarowywane bukietami kwiatów.
Koszmarek podziwiał otaczający go świat. Przebiśniegi, krokusy i sasanki nieśmiało przebijały się przez resztki śniegu na polanie. Ptaki wracały z odległych krain, zaczynały wić gniazda, składając w nich jaja. Zauważył borsuka opuszczającego norę. Był wychudzony, więc głodny i bardzo aktywny.
Natura wracała do życia, nabierając żywszych kolorów, u zwierząt też pojawiało się potomstwo i Koszmarek już wiedział, co należy zrobić.
Chodził po polanie, zbierając najpiękniejsze kwiaty. Nie śpieszył się, robił to dokładnie, z wyczuciem artysty. Białe, fioletowe, żółte i białe. Potem odkrył, że jest ich znacznie więcej. Mają jeszcze inne kolory i kształty, ale Koszmarek pozostał przy tych czterech. Zebrał wielki bukiet i ruszył z powrotem do jaskini.
Grota była pusta poza dwójką starych dwunożnych, którzy wciąż jakimś cudem żyli, pomimo braku zainteresowania nimi, reszty grupy. Koszmarek położył kwiaty na posłaniu Wiosny i szybko wyszedł na zewnątrz.
Musiał zrobić nowy łuk, który zwykle po kilkunastu wypuszczeń strzały, tracił cięciwę. Robił ją z jelit upolowanych zwierząt, które dwunożni wyrzucali, zainteresowani tylko mięsem. Koszmarek wrócił do lasu i odnalazł miejsce, gdzie rozwieszone w gęstych krzakach, suszyły się bebechy jelenia, nabierając odpowiedniej wytrzymałości.
Po kilku godzinach nowy łuk był gotowy. Postanowił go wypróbować i ukrył się między drzewami, czekając na zdobycz. Interesował go ptak lub gryzonie szwendające się po leśnych ostępach. Jego broń przedstawiała marną jakoś, ale po kilku latach cierpliwych ćwiczeń, doszedł do wprawy. Z kilkunastu metrów potrafił trafić kuropatwę, zrywającą się do lotu, a kiedy nie miał szczęścia do skrzydlatych, to szedł nad rzekę i strzelał do ryb, do kolan brodząc w wodzie. Kiedy którąś trafił, spadał błyskawicznie na cel, nurkując i łapiąc ją w dłonie. Tym swoim strzelaniem chciał zainteresować innych, ale po kilku nieudolnych próbach wykonanych przez Lalusia, zyskał tylko miano jeszcze większego dziwaka.
Zadowolony, wrócił do jaskini, kładąc się w swoim legowisku. Obserwował wejście do groty. Czekał na powrót samic ze zbierania grzybów i leśnych owoców. W końcu pojawiła się Wiosna. Jak zawsze czysta oraz schludnie opatulona skórami, musiała być w podłym nastroju. Tak przynajmniej sygnalizowała to jej wściekła twarz. Opuszczone brwi, ściągnięte do środka, rozszerzone źrenice, zaciśnięta szczęka. To zobaczył Koszmarek i od razu struchlał.
Wzięła do ręki kolorowy bukiet, chwilę mu się przyglądała. Podejrzliwie rozejrzała się po jaskini. W końcu cisnęła nim ze złością w ścianę. Koszmarek zmarkotniał na chwilę, ale szybko się pozbierał, znosząc dzielnie doznaną porażkę. Dobrze wiedział, że jednym bukietem łąkowych kwiatów, nie zdobędzie jej serca.
Po chwili pojawił się Laluś i Koszmarek wpatrywał się w niego z niezmienną nienawiścią. Olbrzym był dla niego dużym problemem, ale chłopak coraz mniej przejmował się zwierzęcą siłą rywala. Miłość do Wiosny całkowicie go pochłonęła, chwilami pozbawiając rozsądku.
***
Koszmarek ofiarował już w tajemnicy ukochanej kilkanaście prezentów. Na wielką miłość się jednak nie zapowiadało, a i oznak tej małej też nie było widać. Pożerała łakomie upolowane z wielkim trudem kuropatwy, łapczywie pochłaniała pstrągi, nie zwracając uwagi na kłujące jej gardło ości. Spojrzała co prawda kilka razy na niego w inny sposób niż zwykle, ale rewolucji w ich relacjach nie było. Koszmarek wyczyścił nawet futro z jej legowiska, usuwając pieczołowicie większość gnieżdżącego się tam robactwa. Wszystko na nic. Tracił powoli zapał i w końcu przestał ją obdarowywać.
Kolejnego dnia Wiosna wróciła z leśnych zbiorów i zauważyła, nie kryjąc rozczarowania, że jej leże, znów jest puste. Fuknęła na syna, nakazując mu ruchem ręki, wynosić się na zewnątrz jaskini. Rzuciła Koszmarkowi, bezczelnie zapraszające spojrzenie, rozczesując palcami włosy. Podniosła jeden z rzuconych przez nią we wzburzeniu kwiatów. Fioletowy krokus nie wyglądał już tak imponująco, jak kilka dni wcześniej, ale Wiosna nie zwracała na to uwagi. Uzbrojona w zniewalający uśmiech, podeszła do adoratora. Pocałowała go w czubek głowy.
Koszmarek zerwał się na równe nogi i próbując złapać oddech, chciał zrobić to samo. Wstrzymała go ruchem ręki.
Tego wieczora nie mógł zasnąć. Przypatrując się jej zbyt hardo, narobił sobie kłopotów. Laluś w końcu zauważył te tęskne spojrzenia i wystrzelał go po pysku, tak jak wytrawny wędkarz wali rybą o powierzchnię wody. Wystraszony i chwilowo znieczulony od miłości Koszmarek, zdołał wreszcie zasnąć. Zanim to zrobił, westchnął cicho pod nosem, właśnie sobie uzmysłowiwszy, że ta cała miłość jest dość trudna i aż tak bardzo cudowna to wcale nie jest. Coś w nim pękło i po poniżeniu przez Lalusia już był pewny, że musi zacząć działać. W pewnym sensie to sam sobie był winien i dobrze o tym wiedział. Jak mógł rozkochać ją w sobie, skoro zachowywał się jak sarenka przerażona widokiem wilka.
Obudził się rano, ale już wyzbyty z resztek wątpliwości i uczucia strachu. Czekał niecierpliwie, aż myśliwi wyjdą na polowanie. Kiedy to zrobili, z mocno bijącym sercem, pobiegł do ukochanej. Spojrzała na niego surowym wzrokiem, by po chwili kazać mu ruchem ręki, wrócić na swoje miejsce.
Obserwował, co ta robi, a miała sporo rzeczy do zorganizowania. Warknęła na malucha i ten, nie bez oporów, poszedł do jednej ze starszych w grupie, która miała się nim zająć. Sama bosą stopą rozgrzebała ziemię i wezwała do siebie kilka zbieraczek. Rysowała, gdzie mają dziś się udać i ile leśnych owoców muszą przynieść na koniec dnia. W końcu, kiedy wszystko zostało zorganizowane, wróciła do adoratora.
Pochylona nad nim, naślinionym palcem, usuwała zaschniętą krew z ust Koszmarka. Uśmiechała się przyjemnie i nieszczerze.
Wyszli z jaskini, trzymając się za ręce i Koszmarek już wiedział, że kocha ją całym sercem. Czuł się tak lekko, łaskotało go w brzuchu i wciąż o niej myślał, choć szła obok. Chciał zaprowadzić ją na swoją polanę, ale dała mu do zrozumienia, że jest głodna i powinien ją nakarmić. Zmrużył bojowo oczy, chcąc pokazać, że to on w końcu tu rządzi, po czym od razu, zaprowadził ją w miejsce, gdzie chował upolowane ptaki. Głaskała go po włosach, pożerając prawie całą kuropatwę, a błogość w jej oczach, utwierdzała tylko Koszmarka, jakim jest szczęściarzem.
Po skończonym śniadaniu przyszedł czas na pieszczoty zakochanych w sobie do szaleństwa. Pozwala całować się po policzkach i włosach, ale ręka próbująca wsunąć się pod skórę okrywającą piersi nie została zaakceptowana. Obserwowała, jak obszedł drzewo i spojrzał między jej nogi. Kiedy odsunął opaskę zakrywającą krocze, odwróciła twarz, ukrywając niechęć na twarzy. W końcu znudzona jego zalotami wskazała na ścieżkę prowadzącą do jaskini. Jego oblicze wyrażało bezgraniczny smutek.
Szli, znów trzymając się za ręce. Silny wiatr rozwiewał im włosy, motyle fruwały w jego brzuchu i nie bardzo wiedział, co się stanie, kiedy Laluś dowie się o ich zalotach.
Po kilku krokach zobaczyli go stojącego na ścieżce przed nimi. Koszmarkowi stanęło serce, a ścieżka zakołysała się jak skrzydła orła. Laluś patrzył na ich splecione dłonie, zmrużył oczy, prawą ręką sięgając po kamienne ostrze do złudzenia przypominające nóż.
Wiosna pisnęła ze strachu, puszczając dłoń młodziana. Pobiegła w stronę jaskini. Laluś nawet nie próbował jej zatrzymać. Zrobił dwa kroki w kierunku Koszmarka i wyrżnął go pięścią w nos.
***
Koszmarek ocknął się po kilku godzinach z silnym bólem głowy. Kolejne kilka dni przeleżał w tej części jaskini, w której wzrok Lalusia go nie mógł dosięgnąć. Olbrzym co prawda dobrze wiedział, że młokos tam jest, ale przynajmniej nie drażnił go swoim widokiem. Nie zabił zdrajcy, bo nie stanowił dla niego żadnego zagrożenia. Co prawda jego samica coś tam z nim kombinowała, ale to były tylko takie jej gierki. Gówniarz miał ten swój dziwny łuk, więc i często opychał się ptakami. A Wiosna przecież uwielbiała świeże mięso i była sprytna.
Tego ranka olbrzym obudził się jak zwykle w nie najlepszym humorze. Poprzedniego dnia po raz kolejny obżarł się mięsem jakiegoś truchła znalezionego w lesie i teraz nie czuł się najlepiej. Spojrzał na Wiosnę śpiącą obok. Dotknął jej posiniaczonej twarzy. I dobrze! Nie będzie prowadzać się z takim chłystkiem po łąkach.
Wstał z legowiska i mruknął niezadowolony, bo wciąż było zimno, a jedzenie przecież samo nie przyczłapie do jaskini. Inni dwunożni też już się obudzili, więc była pora wyruszyć na poszukiwania zwierzyny.
Żołądek coraz bardziej mu dokuczał. Warknął do innych, że mają czekać i poszedł tak gdzie zwykle każdego ranka. Szedł wąską ścieżką, pewny siebie, zastanawiając się, czemu kobieta nie dała mu do tej pory kolejnego dziecka.
Poczuł, jak stopa zapada mu się w stercie liści na ścieżce, po chwili druga. Zanim zdążył zareagować, już cały obsunął się do dużego dołu. Prawym barkiem nabił się na jedną z zaostrzonych gałęzi, wbitych w dno wykopu. Głęboki, niski śmiech zadudnił w jego potężnej piersi. Nawet nie potrafili porządnie osadzić śmiercionośnych pali! Nie mógł się wydostać, a wbite w ciało drewno powodowało ogromny ból. Dopadł go strach. Szarpnął kilka razy bez skutku. Krzyk przerażenia rozległ się w okolicy.
Koszmarek pojawił się na brzegu pułapki. Spod na wpół opuszczonej powieki, patrzył na Brutala. Teraz to on był myśliwym, a ten w dole tylko zwierzyną. Nigdy wcześniej na twarzy Koszmarka, nie odmalowało się tak heroiczne opanowanie. Wkrótce pojawili się inni i w kompletnej ciszy, zaczęli ciskać w olbrzyma kamieniami. Koszmarek naciągnął cięciwę i wypuścił strzałę. Potem drugą i kolejne. Po pół godziny dół został zasypany.
Koszmarek w końcu zdobył matkę dla swoich jeszcze nienarodzonych potomków. Nikt też nie obiecywał mu, że miłość musi być łatwa. Ani jej wierz, ani ufaj, a wtedy wszystko się ułoży, tak sobie pomyślał. Wiedział, że Wiosna jest w jaskini, czekając na świeże mięso kuropatwy. Miał też nadzieję ujrzeć w jej oczach coś więcej. To samo, co on czuł do niej.
Dodano po 13 minutach 17 sekundach:
Bitwę wygrywa tomek3000xxl.
Ponieważ tylko on zdaje się traktować temat poważnie, zdejmuje mu ostrzeżenie, które kiedyś dostał za inne przewinienia.