Temat: Opera mydlana
Gatunek: fantasy
Objętość: max 10k
Termin: 5 września 2022 r.
Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 12 września 2022 r.
Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.
Każdy oceniający ma do dyspozycji od 0 do 5 punktów dla każdego z tekstów.
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
2TEKST I
– Ach, Échelles. – Oddychając pełną piersią patrzyłam na nieodległe, ośnieżone szczyty Alp, zza których wynurzało się słońce. – Umiłowane Échelles.
Odkąd miesiąc temu osiadłam w tej francuskiej wsi, w moim życiu zapanował spokój, jakiego dawno nie zaznałam. Tysiąc sto dziewiąty… tak, to był dobry rok. Nie zapewniał tylu wygód, co tysiąc dziewięćset jakiś tam, miał jednak inne przywary. Jedna z nich miała na imię Herbert. Druga? Och, druga też była. Tej przywarze na imię dano Olivier. Z pierwszym spotykałam się w zagajniku za rzeką, z drugim za murami kościoła. A czasem odwrotnie. Ach, ach, najważniejsze, iż jeden o drugim nie wiedział, mnie zaś zależało, by tak zostało. Niestety, jak to w życiu, sprawy nie zawsze idą tak, jak sobie zakładamy.
Tego dnia akurat Olivier miał wracać z górskich pastwisk od ojca, szykowałam się więc wyjść mu na spotkanie. Na szczęście dni, choć był to już koniec września, wciąż raczyły ciepłym wspomnieniem lata, mogłam więc o poranku zażyć kąpieli w rzece; później tylko świeża suknia, dzban mleka dla niepoznaki i popędziłam za wieś, ścieżką pod górę. Spotkałam go oczywiście, zgodnie z oczekiwaniami. Z daleka uradował mnie widok tego wysokiego chudzielca i jego płowej czupryny. Nie myślcie jednak, iż będę przedstawiała wam szczegóły naszego spotkania! Och, nie, to nie przystoi. Czas płynął jednak słodko, tyle wam powiem. Słodko, lecz szybko.
TEKST II
TEKST III
TEKST IV
TEKST V
Pensjonat „Leśne Uroczysko”
Odcinek 1
Polana w sosnowym lesie. Bożenka i Konrad oglądają duży dom w stylu świdermajer.
Salon w pensjonacie.
Wchodzi elf, trzymając w ręku spory worek.
Było już niemal południe, gdy Olivier przytomnie rzekł, iż czas wracać do wsi. Obiecałam mu kolejne spotkanie, sama zaś powędrowałam okrężną drogą, by do Échelles wejść z przeciwnej strony. Nabrałam po drodze jakiegoś zielska, które upchnęłam w pusty już dzban, w końcu terminowałam u zielarki, i wkrótce od południa przekroczyłam bramę osady.
Z daleka zobaczyłam, że ulice były podejrzanie puste jak na tę porę dnia. Wkroczyłam na centralny plac i ujrzałam zgromadzenie wokół tartaku wuja Oliviera na końcu zachodniej uliczki. Zaciekawiona, nie podejrzewając niczego, podążyłam tam z dzbanem pod pachą. Tłum szemrał, lecz wkrótce mych uszu doszedł jeden głos. Krzyk właściwie. Należący do Herberta.
– Wyłaź stamtąd, tchórzu! Stań ze mną! – odgrażał się w stronę zamkniętej stodoły. Nikt nie odpowiadał. – Zapłacisz za dys.. dyshonor!
– Co tu się dzieje? – zapytałam cicho starą Cécile, która stała z tyłu.
– Och, szukaj lepiej ukrycia, dziecko drogie! – staruszka wybałuszyła oczy na mój widok. – Herbert dowiedział się, że nie tylko jemu okazałaś zainteresowanie – zachichotała, czym zwróciła uwagę innych.
Tłum rozstąpił się na mój widok i Herbert zmierzył mnie wściekłym wzrokiem, strzygąc krzaczastymi brwiami. Nie miałam wyboru, jak wyjść mu naprzeciw.
– Herbercie, wytłumacz, o co rzecz tu idzie! – stanęłam na środku i wzięłam się pod boki.
– Ja mam się tłumaczyć, Philippine? – Twarz, przed chwilą czerwona, przybrała teraz kolor wściekłej purpury. – Gździłaś się rano w lesie z tym wyrostkiem, co to się przede mną tam chowa, czyż nie?! – wyrzucił pięść w stronę stodoły.
– Że co? – tupnęłam z oburzeniem. Do mnie z takimi słowami? – Mówisz o dyshonorze, a czynisz mi taki afront?! – krzyknęłam.
– Olivier, wyłaź! – wrzeszczał, ignorując moje słowa.
Widziałam, że ludzie oburzyli się jego słowami. Ze stodoły nieprzerwanie płynęła cisza.
– Świnio ty! – zapiszczałam wysoko, aż ci, którzy stali najbliżej, zasłonili uszy. Zdenerwował mnie po prostu. – Czy ja ci coś obiecałam? Przyrzekałam? Olivier chociaż o zaślubinach coś napomknął, pytał, a ty? Łajdaku jeden!
– Co to za krzyki pod moim warsztatem? Co ty tu robisz? – Leonard, wuj Oliviera, rozepchnął tłum i ruszył w stronę mego niedawnego obiektu westchnień.
Herbert, mimo iż był potężnie zbudowanym młodzieńcem, przy Leonardzie wyglądał jak warchlak przy niedźwiedziu. Na widok drwala, niewiele chyba myśląc, ruszył w stronę drzwi stodoły, wyważył je kopniakiem i z krzykiem zniknął w ciemnym wnętrzu.
– Chodź no, chudzielcu! – ryczał wściekle ze środka.
Leonard zaklął siarczyście i ruszył zanim. – Zostań tu! – rzucił tylko w moim kierunku.
Stałam więc jak wryta i, nie ukrywam, przerażona, bo Herbert, przecież jeszcze chwilę temu lubiłam go wielce, miał porywczy charakter, a i Leonard nie słynął z opanowania. Ludzie podeszli kilka kroków i stłoczyli się bliżej stodoły. Nie wiedziałam jeszcze, co się wydarzy, było już jednak jasne dla mnie, iż będę musiała opuścić to miejsce i uciec. Znowu.
Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie. Podniesiony krzyk, zapewne Oliviera. Łomotanie. Więcej krzyku. Nagle okiennice na piętrze rozwarły się z trzaskiem i przez okno wyleciał nie kto inny, jak Olivier właśnie. Pod oknem leżało porąbane drewno. – „Zabije się!” – w tamtej chwili byłam naprawdę przerażona. Musiałam działać szybko. Wyrzuciłam przed siebie ręce, wykrzyknęłam zaklęcie i drwa zamieniły się w stertę kartonów, na których Olivier miękko wylądował. Zszokowany leżał tak, nie wiedząc do końca, co właśnie zaszło. Ze stodoły dobiegały pełne błagania krzyki Herberta i dudniący głos Leonarda.
– Wiedźma! – wrzasnął ktoś, kierując palec w moją stronę.
– Wołajcie księdza!
Ktoś ucapił mnie za ramię. Odtrąciłam dłoń, lecz zaraz kolejni próbowali mnie pochwycić. Pstryknęłam palcami, rozbłysło oślepiające światło i ruszyłam pędem przed siebie. Gdy oni zdezorientowani dopiero odzyskiwali wzrok, ja już dopadłam drzwi gospody. Nie bacząc na czterech gości, ni nikogo, przebiegłam przez główną salę, dalej do drzwi za wyszynkiem i schodami w dół. Tam mnie nie znajdą. Już nigdy.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i dopiero wtedy poczułam ścisk w gardle. Głupcy! Herbert głupiec! Wszyscy głupcy! Czy żałowałam? Tych dwóch chłopaków tak, Olivier mógł przecież zginąć. Ale szybko mi przeszło, w końcu go ocaliłam. Nigdy nie dowiem się jednak, co było później. Czy Herbert otrzymał karę? Ach… ściągnęłam na nich kłopoty. Lecz nie, siebie nie żałowałam, taki już mój los. Znów musiałam udać się w nieznane. A bo to pierwszy raz?
***
– A teraz jestem tutaj – Philippine powiodła buńczucznym wzrokiem po słuchaczach, których liczba niemal sięgnęła już tuzina. Czuła żal, iż musiała uciec; żałowała siebie, lecz nie zamierzała tego okazywać. Oczekiwała zachwytu.
Większość słuchaczy istotnie miała wymalowaną fascynację na twarzy. Nie wszyscy jednak.
– Mamy wierzyć, że panienka ot tak weszła sobie do piwnicy, pyk, odbyła podróż w czasie i tak do nas wczoraj przybyła? – sarknął z przekąsem brodacz. – Przecież ta baja kupy się nie trzyma!
– Szanowny panie, nie oczekuję, iż dasz wiarę mym słowom – filuternie odgarnęła jasne loki z twarzy. – Ale tak, tak właśnie było. Czmychnęłam przed tymi gamoniami do piwnicy, która to teraz, w roku pańskim tysiąc siedemset dziewiątym, okazuje się być spiżarnią tej oto uroczej karczmy. I co wy na to? – rozejrzała się powoli po obskurnej sali, która najlepsze lata miała dawno za sobą.
– Często podróżujesz w ten sposób? Jestem taka ciekawa! – karczmarzówna klasnęła w drobne dłonie.
– Tylko wtedy, gdy jestem do tego zmuszona – westchnęła ciężko. – Zjadłabym coś.
– Karczmarzu, daj no tej zupy z dyni, co mnie rano ją raczyłeś! – Gładko ogolony mężczyzna w strojnej kamizelce uniósł wysoko dłoń, prezentując przy tym bogate sygnety. – Dama o głodzie siedzi!
– Już, już, panie hrabio! – zza szynkwasu dobiegł krzyk.
– Dziękuję, miły panie – Philippine zadarła głowę prezentując smukłą szyję. – Uprzejmyś wielce – poprawiła biust, śląc mu zalotne spojrzenie.
– Gdzie panienka była wcześniej, zanim pojawiła się w Échelles? – zapytał ktoś.
– Mieszkałam czas jakiś u pewnego… pisarza. To było w przyszłości – wciąż uśmiechała się do elegancika. – Opowiadałam mu o sobie, o swych podróżach, obiecał napisać o tym książkę. Ha, będę sławna! Żałuję, że podałam mu fałszywe imię, lecz na inne nie zasłużył – zamruczała, nie odrywając od niego wzroku.
– Jakie to było imię? – spytał jakiś młodzieniec?
– Zirael, ale nie pytaj mnie, co ono znaczy, złociutki – cmoknęła, kątem oka patrząc na hrabiego, który zmarszczył czoło. Młodziak zaś oblał się rumieńcem.
– Pani Philippine, a co to są kartony? – zapytała znów karczmarzówna.
– Widziałam je w… ach, nie zrozumiesz – wzruszyła ramionami.
– Widziałam je w… ach, nie zrozumiesz – wzruszyła ramionami.
– Drodzy państwo, nie chcę być niemiły, ale chciałbym porozmawiać z naszym gościem – wtrącił hrabia głębokim głosem. – Nie macie nic do roboty? Wracajcie do swych zajęć!
Z początku niechętnie, lecz po chwili wszyscy odeszli od stołu. Philippine popatrzyła na elegancika, rozluźniając materiał sukni pod szyją. Uwagę skupiała jednak głównie na sygnetach mężczyzny.
– Posłuchaj mnie uważnie panienko – zniżył głos i ujął jej dłoń delikatnym, lecz pewnym chwytem. – Ładną masz buzię, piersi zdaje się, też niczego sobie, aczkolwiek nie twe ciało interesuje mnie w tej chwili. Złota mam jednak w bród, nie martw się nic – dodał, uchwyciwszy jej spojrzenie.
– Czego więc chcesz? – odparła z lekkim rozczarowaniem w głosie. Był wszak przystojny. No i hrabia.
– Podróżujesz w czasie, powiadasz? – mówił cicho, by nikt inny nie dosłyszał jego słów.
– Tak, ale jeśli jesteś z policji nie frapuj się, i tak ucieknę – wydęła usta.
– Co za bzdura! – prychnął pogardliwie. – Chcę, byś nauczyła mnie tej sztuki.
– Dobrze zapłacisz? To nie byle zabawa. Jak ci w ogóle na imię? – zmrużyła oczy, tym razem wlepiając wzrok w twarz rozmówcy.
– Zwą mnie hrabia de Saint-Germain – oczy elegancika zaświeciły.
=================================================================================TEKST II
Złociste skrzydła smoka gwałtownie uderzały o powietrze. Pędził jak wiatr pomimo poszarpanej błony lotnej. Wreszcie uciekł! Uciekł temu cholernemu czarownikowi i mógł wrócić do domu! Do swojej pięknej żony, która zapewne wypłakiwała oczy z tęsknoty!
Minęło pół roku od dnia, w którym został zaatakowany i porwany. Sześć miesięcy niewyobrażalnego cierpienia, ale nie poddał się, bo wiedział, że jego Isaura czeka! Miłości dała mu siłę, aby przetrwać.
Na horyzoncie zamajaczyła Błyszcząca Góra. Zbocza pełne grot stanowiły idealne miejsce do życia dla smoków. Mieszkał tutaj on, mieszkali jego rodzice, bracia i kilkanaście innych rodzin. Z oddali góra zdawała się połyskiwać feerią barw. Wraz ze zmniejszającym się dystansem coraz wyraźniej można było zobaczyć taniec promieni słonecznych na łuskach latających majestatycznie smoków. Widok, który od stuleci zachwycał każdego przybysza, a czasem kusił czarowników, pragnących posiąść takie łuski na własność.
Jednak złotego smoka nie obchodziło teraz nic poza wypatrywaniem znajomego różowego błysku. Najpiękniejszego koloru, jaki jego zdaniem istniał. Z rozczarowaniem stwierdził, że go nie widzi. Miał nadzieję, że ukochana czeka w grocie, a nie wybrała się na polowanie. Nie chciał odwlekać ich spotkania nawet o sekundę.
Mijany smok spojrzał na niego jakoś dziwnie. Nie z zaskoczeniem, ale jakby... Niepokojem? Złotołuski nie poświęcił temu nawet chwili uwagi. Teraz liczył się tylko powrót do żony!
Zamarł zaskoczony przed wlotem do groty. Ze środka dochodziły dziwne dźwięki. Jakby... Jęki? Usłyszał wysoki pisk ukochanej i wpadł do środka gotów ją bronić. Nic nie mogło go przygotować na to, co zobaczył. Na ich małżeńskim posłaniu, na ich miękkim sianie... Różowe łuski przytulone do zielonych. Szeroko rozłożone skrzydła drobnej smoczycy, smok leżący pod nią...
– Co tu... – wydusił przybyły.
Nie mógł zrozumieć tego, co widział. Nie chciał zrozumieć.
Isaura gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę.
– Diego? – wydusiła niepewnie. Jednym uderzeniem skrzydeł odskoczyła do zielonego smoka. – To nie to, na co wygląda!
Złotołuski milczał, z niedowierzaniem patrząc na podnoszącego się z posłania smoka.
– A więc jednak żyjesz braciszku – rzucił tamten nonszalancko.
– Tak, żyję – wycedził. – A ty posuwasz mi żonę!
– Technicznie rzecz ujmując, tym razem to ona...
– Tym razem!? – wściekły ryk smoka poniósł się echem po grocie. – Tym razem?!
– Diego, kochanie... Byłam pewna, że nie żyjesz. – Głos Isaury lekko drżał.
– Widzę, że nie zdecydowałaś się zbyt długo trwać w żałobie – wycedził. Przeniósł spojrzenie na brata. – Znikaj stąd, zanim zrobię coś, czego będę żałował. Muszę porozmawiać z żoną.
– Oj, musisz, musisz. – Zielony smok zachichotał i minął złotego. – Spróbuj jej nie zamordować, szkoda by było.
– Nigdy bym nie skrzywdził Isaury!
– Poczekaj, aż obejrzysz resztę groty. Jestem pewien, że ci się spodoba – zakpił smok i wzbił się w powietrze, zostawiając małżonków samych.
– O czym on mówił? – zapytał Diego patrzącą na niego z lękiem Isaurę.
– O niczym istotnym. Tak się cieszę, że wróciłeś! – zaświergotała nienaturalnie radośnie. – Myślała, że cię straciłam! Och, Diego, najdroższy!
Potarła jego policzek bokiem swojego. Zamruczała cicho.
Smok nawet nie drgnął.
– Jak mogłaś? Z moim własnym bratem!
– Byłam samotna, a ty nie wracałeś... Ale cały czas myślałam tylko o tobie! Przysięgam na Ogień!
Przyjrzał się jej uważnie. Te piękne żółte oczy, te delikatne różowe skrzyła. Jego najdroższa. Jego najcudowniejsza.
– Wiesz, że tylko ciebie kocham. Tylko ciebie! – wymruczała.
– Potrzebuję czasu. Pójdę odpocząć, a ty bądź tak miła wymienić siano w naszym posłaniu.
Skierował się do jednej z odnóg groty. Była tam mniejsza komora, przygotowane z myślą o przyszłych dzieciach.
– Poczekaj! – W głosie smoczycy pobrzmiewała panika. – Tam jest... Brudno. Może lepiej odpoczniesz gdzieś indziej?
„Poczekaj, aż obejrzysz resztę domu”
Niepokój smoka wzrósł. Ignorując rozpaczliwe prośby żony, ruszył krótkim korytarzem. W niewysokim pomieszczeniu zobaczył gniazdo. Pełne gniazdo.
A jaja... Ich skorupy zawsze przybierały kolor łusek ojca. Głęboka niebieść jasno wskazywała, że nie zapłodnił ich złoty smok.
– Diego, spokojnie, ja wszystko wytłumaczę – powiedziała cicho smoczyca.
– Wytłumaczysz? – ryknął. – Wytłumaczysz? Nie dość, że na mnie nie poczekałaś... – Zamarł, uświadamiając sobie niezaprzeczalny fakt. – To nie są jaja mojego brata – dokończył cicho.
W głowie migały mu obrazy. Wszystkie niebieskie smoki w okolicy... Prawda uderzyła go nagle. Walnął ogonem o ziemię, jaja zadrżały w gnieździe.
– Isauro... Jak mogłaś! On ma ponad dwieście lat!
– Skąd... – wydusiła niepewnie, cofając się o krok.
– Skąd? A znasz innego niebieskiego smoka poza moich ojcem!? Brat... Ojciec... Mam nadzieję, że udało ci się nie przespać chociaż z moją matką!
Przy każdy słowie, jego ogon uderzał o ziemię. Isaura spojrzała z lękiem na gniazdo.
– Spokojnie, kochanie, jaja...
– Kochanie?! – Powietrze zadrżało jego rykiem. – Kochanie?! I czemu mam dbać o jaja? Bo to moim mali bracia i siostry?
– Co tu się dzieje?
Gniewny głos dobiegł od strony wejścia do groty.
– Och, Alvaro... – wyszeptała z ulgą smoczyca.
Diego wyskoczył z komory, odpychając żonę i rzucił się na niebieskiego smoka.
– Synu, wróciłeś? – wydusił tamten, zanim kły zatopiły się w jego barku.
Pazury atakującego próbowały rozorać brzuch, ale grube łuski nie pozwoliły na to.
– Jak mogłeś! Z moją własną żoną! – wysyczał Diego. Jego kły ociekały krwią.
– Uspokój się, porozma...
Nie dane mu było dokończyć, bo złoty smok zaatakował ponownie. Kotłowali się po grocie. Kłębowisko skrzydeł i łusek. Isaura cofnęła się, własnym ciałem blokując wejście do komory z gniazdem.
Diego napędzany był czystą furią. Chciał rozrywać, gryźć, mordować.
Jednak u smoków wiek jest siłą. Łuski stają się grubsze z każdym rokiem. Kły dłuższe. Pazury ostrzejsze. Młodszy smok nie miał szans wygrać tego pojedynku.
W końcu został przygnieciony do kamiennego podłoża, a ojciec łapą przycisnął jego długą szyję.
– Uspokój się – warknął niebieski smok. – Co sobie wyobrażasz, atakując rodzica?!
– Co sobie wyobrażam!? Wasze gorące noce!
– Nie było cię. Dbałem o ród.
Diego kłapnął zębami.
– Zabiję cię! Ciebie i tego zielonego dupka!
– Nie zabijesz. Nie będziesz miał okazji. Zaatakowałeś własnego ojca. Głowę rodu. Wiesz, co to oznacza.
– Żartujesz? Wygnasz mnie po tym, jak zrobiłeś jajka mojej żonie?
– Wygnam. Dla jej dobra. Zmieniłeś się. Wcześniej...
– Wcześniej pół rodziny nie pukało mi żony! – Przeniósł spojrzenie na Isaurę. – Pozwolisz na to?
Po różowych łuskach spłynęły łzy.
– Tak. Boję się ciebie! Lepiej by było, gdybyś nie wrócił!
Diego poczuł, jakby spuszczono z niego powietrze. On żył tylko dla Isaury, a ona... Ona wolałaby, aby był martwy.
– Odejdę – powiedział cicho. – Puść mnie.
Niebieski smok odsunął się powoli. W gadzich oczach błyszczała czujność.
– Nie wracaj – powiedział stanowczo. – Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Diego nawet nie spojrzał na żonę, gdy opuszczał grotę. W milczeniu minął zebrane na zewnątrz smoki zwabione awanturą. Leciał powoli, z rezygnacją machając skrzydłami. To nie tak miało być! Jego najdroższa nie mogła tak po prostu go zdradzić!
A jednak zrobiła to. I to w najokrutniejszy możliwy sposób.
Z każdym uderzeniem skrzydeł czuł, jak smutek zamienia się w gniew.
Nie zasłużył na to! Przysięgali sobie przed Ogniem! Należała do niego, nie mieli prawa jej dotknąć!
Oddalając się od domu, zaczynał rozumieć, że wszystko, czego teraz pragnie to zemsta. Na niewiernej żonie, na bracie, na ojcu! Na nich wszystkich!
Jednak nie mógł wygrać siłą. Potrzebował planu.
Wiedział, że najwięksi czarownicy potrafią zmienić czyjś wygląd. Znajdzie odpowiednio utalentowanego i zostanie kimś zupełnie innym. Wróci nierozpoznany. Wkradnie się w łaski dawnej rodziny, a potem... Potem sprawi, że pożałują.
Zatrzymał się i spojrzał w stronę Błyszczącej Góry. Ledwo widział taniec światła na smoczych łuskach.
– Czekajcie na mnie – wysyczał. – Czekajcie.
=================================================================================TEKST III
Dawno, dawno temu za górami wysokimi, za lasami nieprzebytymi oraz siedmioma rzekami i jednym jeziorem głębokim, tam gdzie kończył się zasięg map Googla, żyła sobie piękna księżniczka Isabella Mercedes De La Cruz Santos Maria.
Była tak urocza, że słońce i gwiazdy wstydziły się przy niej pojawiać na niebie. W związku z czym Ziemi groziła zagłada, armagedon, pandemia i co kto chce i nazywa katastrofą. Gdzieś panowały burze i wieczne ciemności, a gdzieś indziej żadne rośliny nie chciały rosnąć i wszystkim mieszkańcom groziła niechybna śmierć. Na szczęście istniała tajemnicza przepowiednia starożytnych, ktora mówiła o tym, że kiedy dziewczyna skończy dwadzieścia pięć wiosen pojawi się ten jedyny, wybrany książę i uratuje rodzaj ludzki.
- A może, zwyczajnie ktoś źle zapisał, to co przekazali bogowie? I teraz kręcimy się w kółko, bez sensu zupełnie? – zapytała Isabella Mercedes De La Cruz Santos Maria, siedząc na krześle przy eleganckim stoliku z filiżanką kawki ekologicznej w dłoni. Jak zawsze - bez cukru, z odrobiną mleczka kokosowego, prosto z plantacji.
- Bluźnisz! Na moc yerba mate! Bogowie mylić się nie mogą, jakby inaczej stać się mogli bogami właśnie?! – odpowiedział Jorge Louis Melendez – przyjaciel wszystkich - pomiędzy jednym a drugim łykiem herbatki, odłożywszy książkę z przepowiedniami.
- Normalnie. Trzeba pójść do mędrca, co tytuły sprzedaje. Wyrobić legitymację i masz plakietkę z napisem – bóg od pogody, czy bóg od miłości. Licencja jest udzielana na miesiąc a potem można przedłużyć - rzeczowo wyjaśniła Isabella.
- Bluźnisz! Po trzykroć mówię ci – wykrzyknął zdenerwowany Jorge Louis poprawiwszy sombrero na głowie.
- Dlaczego?Ach! Dlaczego tak uważasz, przyjacielu wszystkich? - zapytała kobieta rozpaczliwie pragnąc odpowiedzi.
- Bo małej wiary jesteś i jak nie zobaczysz to nie uwierzysz. A to o coś innego chodzi tutaj. O głębszy przekaz prawdziwej wiary, ale ta dostępna jest tylko u naszych kapłanów, w naszej świątyni – podkreślił mężczyzna.
- Kijek z tym - rzekła ona. Nikt mi nie będzie mówił jak mam żyć i po co. Sama poszukam właściwych odpowiedzi! – zakończyła rozmowę zdenerwowana jak pierun z jasnego nieba nad Giewontem.
- Ach! Moja droga Isabello… - próbował załagodzić sytuację Jorge. Nie ma potrzeby tak się unosić. Złość piękności szkodzi, jak mówią -spojrzał na Isabelle znacząco. Zanim wyruszysz w podróż w poszukiwaniu odpowiedzi, przyjedź do mojej hacjendy na przyjęcie. Pojednajmy się w pokoju i sobie wyjeżdżaj, świat zwiedzaj! Odpowiedzi szukaj!
- Och Jorge! Twoje imprezy okolicznościowe są najlepsze. I najlepsze zespoły tam grają. I najlepsze jedzenie jest. I najlepsze oferty dostaje od zacnych kawalerów. Więc raz jeszcze zaszczycę Cię moja obecnością. Łaskawam, jest!
- A teraz, mój drogi Jorge Louis Melendez włącz swój najnowszy plazmowy telewizor, za chwilę będzie taniec z gwiazdami. Juan Korpacki będzie tańczył.
- A kim jest ów człowiek? – uprzejmie zapytał Jorge. Chociaż nie był specjalnie zainteresowany.
- Przeprowadza się do hacjendy “Milagros”. Będziemy sąsiadami. Ach! Och! Ach! - zaszczebiotała Isabella radośnie. I tak ładnie tańczy, że och!
- Ach! Och! – odszczebiotał Jorge Louis. Cudownie.
****
Zaszczyciła Isabella dom Jorge Louisa Melendeza swoją obecnością. Kiedy weszła na salę balowa nie było mężczyzny, który nie obejrzał by się za nią i kobiety, która nie spojrzała by z zazdrością w oku jednym albo nawet dwóch.
Ubrała się w przepiękną suknię w kolorze białym, zdobioną kryształkami swarovskiego i złotą obramówką. Oczywiście z wycięciem głębokim w miejscu wiadomym, to jest w okolicach dwóch gołębic płowych. Tam gdzie nienasycony pięknem Isabelli, Alfredo Hernadez włożył głowę na dłuższy czas. W dekolt znaczy.
- Isabella! Jak miło Cię widzieć. Och! Ach! – przywitała się Agnes Rodriguez, ubrana w kreacje od Armando Belluciego, znanego kreatora wszystkiego od sukni po piwko.
- No hej Aga! Co słychać? - Jak tam życie? – wyjątkowo grzecznie acz złośliwie zapytała Isa. Wszyscy wiedzieli, że nie wiodło im się najlepiej finansowo. A zawsze tak wysoko zadzierali nosy.
- Ha! – O widzę masz na sobie suknie z zeszłego sezonu? To jest mega niemodny obecnie fason, wiesz? Teraz więcej koronek i złote obramowanie jest na topie.
- Wiem – odparła cicho zażenowana kobieta. Chciałam z Tobą porozmawiać…
- Teraz nie mam czasu i wątpię czy znajdę choć odrobinę dla ciebie…
- Ale chodzi o Roberto Garcia Rodrigueza! On wrócił i….
- Co!? Jak to przecież miał być martwy, zabity, nieżywy, nie wstawać z łóżka miał?!!! Ach, co teraz stanie się z naszymi tajemnicami?!!
- Nie wiem Isabello, ach nie wiem. Lecz dopóki jesteśmy wykonawczyniami losu swego, porozmawiajmy z nim, może uda nam się go przebłagać i przekonać i przelecie..ten, przelew zrobić, przelew na konto.
- Dobrze. Spotkajmy się po przyjęciu w ogrodzie, w altanie na uboczu, pod krzakiem róż i bzem na kwitnącym obok jaśminu złotego.
- Dobrze.
Noc była jeszcze całkiem młoda kiedy Isabella, Agnes oraz Jorge spotkali się w ogrodowej altanie. Na tajemne spotkanie z Roberto Garcia Rodriguezem we własnej osobie, który właśnie podążał ku nim dziarskim i rześkim krokiem.
Był to wysoki, przeładny mężczyzna, o kruczych włosach, głębokim spojrzeniu oraz wyrzeźbionych na siłowni mięśniach. No, trochę tam odżywki pomogły także, ale to minimalnie. Ubrany był w dobrze skrojony garnitur od Tego Znanego Projektanta, którego imienia nie potrafił wymówić nikt.
- Witaj Roberto Garcia Rodriguezie! – powitali niechcianego gościa wszyscy obecni altanie ogrodowej, położonej na uboczu, pod krzakiem róż i bzem kwitnącym obok, tego…hmmm…krzaka jakiegoś.
- Witajcie, Wy, którzy chcieliście zabić mnie i knuliście spisek przeciwko mnie. Mój dziadek Armando Kunegundiusz Garcia Rodriguez senior pozdrawia was.
- To kijek! – stwierdziła zrozpaczona już nie na żarty w tym momencie Isabella.
Nikt nie wypowiedział słowa kluczowego ani nawet żadnego i cisza zapadła złowroga. Wszyscy wiedzieli, że dziadek Rodriguez był przewodniczącym koła kapłanów udzielających licencji i pewnie teraz wymierzy spiskowcom karę za czarne knowania przeciwko ulubionemu wnusiowi.
- Nie lękajcie się! Jest sposób żeby wyjść z tej opresji cało… - powiedział Roberto.
- Ja! Ja! – wykrzyknęła ochoczo Isabella, zanim ktokolwiek zdążył zabrać głos. Wiem, że Roberto Garcia Rodriguez pożąda mojego pięknego ciała. Oddam mu się i ocalę was i cały świat. Jestem gotowa na to poświęcenie.
- Nie! – szybko odrzekł Roberto Garcia Rodriguez. Och Isabella! Nie musisz poświęcać swojej niewinności na ołtarzu moich niepohamowanych pragnień. Och.
- Dlaczego? Ach, dlaczego nie? – spytała zawiedziona i zamrugała oczętami.
- Ale dlaczego nie? Ale dlaczego nie? – zapytali inni w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Posłuchaj! – westchnął głęboko i złapał ją za ramiona spoglądając jednocześnie w niezmierzone jej oczy. Masz siostrę bliźniaczkę, której nigdy nie poznałaś, bo rozdzielono was przy urodzeniu. Ma na imię Alejandra Crystal Juanita Gonzales. O niej to mówi starożytna przepowiednia.
- Jesteśmy zgubieni! – odpowiedziało echo, unosząc ze sobą głosy uciekających w popłochu ludzi.
- Co?! To nie ja jestem tak piękna, że gwiazdy i księżyc nie chcą wyjść na niebo? To nie ja byłam? Ach! Serce me drżące.
- Patrz – sięgnął po książkę że starożytnymi przepowiedniami – tutaj jest plama po herbacie. Nie można odczytać tekstu.
- Zdruzgotana Isabella Mercedes De La Cruz Santos Maria, spojrzała na zabrudzona stronę książki.
- Faktycznie! Masz rację. Całe życie żyłam w kłamstwie, ach, och! Co teraz, co? Cóż poczniem?
Zapadła cisza i nikt nie śmiał głosu wydobyć z siebie. Słowik jedynie śpiewał żałośliwie, pimpilitał i pimpilił ukryty w jaśminowym krzewie. Swiat cały bieg swój zatrzymał w niemym oczekiwaniu na decyzję.
- Pomyślę o tym jutro! – rzekła Isabella Mercedes De La Cruz Santos Maria. - Jutro! – podkreśliła zdecydowanie tupiąc nóżkami. – Bawmy się!
=================================================================================TEKST IV
Miłość mydłem pisana
Szmer, chrząknięcie, pisk przepięcia mikrofonu, daleki, przytłumiony śmiech. Stuk odstawianej na drewniany blat szklanki.
Oleandro: Raz, raz, raz… Próba… Czy mnie słychać? Czy mnie…
Maria Nina Lopez: (znudzonym głosem) Słychać, słyyyychać.
Siorbnięcie, stuk odstawianego na drewniany blat kubka.
O.: (z zachwytem) Och, to cudownie…
M.N.L.: Co?
O.: (zmieszany) No że mnie słychać.
M.N.L.: (prycha z pogardą) Cudownie. Wreszcie udało ci się to naprawić. Brawo, jesteś genialny!
O.: Skoro tak mówisz… Dzięki.
Reżyser: Zaczynamy! Na miejsca, gotowi…
O.: Start!
M.N.L.: Jaki start, idioto? Tekstu nie widzisz?!
O.: No przecież my…
R.: Co jest? Zaczynamy nagranie, a wy mi tu...
M.N.L.: Nic ci tu, reżyseruńciu kochany. Już się zbieramy. Tylko boski Oleandro…
O.: (ze wzruszeniem, najcichszym z szeptów) Oooch, boski… Boska ty jesteś, Mario Nino Lopez, tylko tyś jest boska, moja ukochana.
R.: Co ty tam mruczysz pod nosem?!
O.: (głośno, z zakłopotaniem) Nic, nie, ja tylko tego no tego ten… Gardło sobie tego ten przetegoten… Tego, no.
M.N.L.: (znudzona) Nooo…
R.: Mario Nino, to jeszcze nie jest drugi akt.
O.: (cichutko, z rozmarzeniem) Akt… Akt Marii Niny Lopez… (głośniej) Dałbym się poćwiartować za jeden…
M.N.L.: Co ty tam bredzisz?!
R.: Spokojnie, tak miało być. Zmieniłem trochę początek… No, zaczynajmy!
Trzask, pisk, ogólnie okropny raban. Dzwoni telefon, ktoś go wycisza. Zaczyna padać deszcz, krople głośno bębnią o blaszany parapet. Nagle szeleści odwijany papier, coś upada ze stukiem na blat. Zaczyna grać kapela rockowa. Utworu nie da się rozpoznać.
M.N.L.(sopran): Mydło!
O.(tenor): Lawendowe!
R.: Więcej emocji! Więcej pożądania!
M.N.L.: (do siebie) Skup się, to rola twojego życia…
O.: Piękne!
M.N.L.: (nieśmiało, uwodzicielsko) Pachnąąące…
O.: (z rosnącym żarem) Lawendowe…
M.N.L.: To twoje?
O.: Tak, moje.
M.N.L.: Mydlane.
O.: Jak to mydło.
R.: Stop! Co to za ton?
O.: (głębszym głosem) Jak to myydło.
R.: Mydłooo! Mydłoo, głupcze! Uwiedźże ją tym mydłem!
O.: (szeptem) Ja bym ją chętnie, nie tylko mydłem… (głośniej) Jak to mydłoooooooo!
M.N.L.: Mydło!
O.: Lawendowe!
M.N.L.: Piękne!
O.: Pachnące!
M.N.L. i O.: (jednocześnie) Mydło, piękne, pachnąąąceee… Mydło mydli nas, wymydli naaas! Z naaaaas wymydlo mydło mydłem! Myyydłeeeemmm!
R.: Stop. Wyżej to mydłem, wyżej. Użyjcie powietrza, oboje!
M.N.L. i O.: Mydło, piękneee….
R.: Nie! Namiętniej!
M.N.L.: Myyydłem!… Oleandro, gdzieś ty się podział?!
O.: Myyydłem!
M.N.L. i O.: Mydłem, mydłem, myyydlmy się! Mydłem, mydłem…
R.: Stop! Akt drugi.
Muzyka rock cichnie, zaczynają ćwierkać ptaki. Melodia arii Nessun dorma z Turandota Pucciniego nieśmiało przebija się przez ptasie trele.
O.: Mydłem mydlę….
Myyydłem mydlę…
Tyś sama, o Nino Mario.
Tylko twa wanna zimnaaa…
Spójrzże na mydło, co się pieni
miłością i nadzieją…
Tajemne mydło ja posiadam,
dać ci je bardzo pragnę,
Imienia jego nie zna nikt,
Ty jedna je przeczytasz, gdy ten flakonik podam ci.
I piana pian cichutko spłynie
na ręce twoje zimne.
Pień się, mydło tajemne,
Pieńże się, lawendowe.
Pieńże się, lawendowe…
(głęboki wdech)
Piana nadchodzi!
Nadchodzi!
Nadchoooodzi!
Muzyka z Turandota cichnie, znów słychać śpiew ptaków. Maria Nina Lopez klaszcze, Reżyser kaszle i z szelestem przekłada kartki. Melodia Habanery z opery Carmen cichutko przebija się przez odgłosy wieczornego miasta.
M.N.L.:
Piana jest to przyjemna rzecz
Nie każdy wprawdzie lubi ją.
Lecz gdy polubisz pianę – wiedz, że to łachudra jest, pardon.
Bo piana pieni się i syczy, gdy ty akurat pragniesz mieć
kąpiel spokojną, relaks byczy.
I ogóle bez piany żyć.
A gdy masz dosyć już męczarni i piana zbytnio dręczy cię
Odkręcasz kurek w umywalni i czystą wodę lejesz nań.
A piana pieni się i syczy, gdy ty akurat pragniesz mieć
kąpiel spokojną, relaks byczy.
I w ogóle bez piany żyć!
A piana pieni się i syczy, gdy ty akurat pragniesz mieć…
R.: Doskonale, ileż tu emocji! Ileż namiętności. Brawo, diva, brawo!… No, Oleandro, ty też jako tako wypadłeś… Z rytmu wypadłeś, chciałem powiedzieć. Divo, jesteś boska! (odgłos cmoknięcia, śmiech Niny Marii Lopez, szelest sukni, kolejne cmoknięcia, śmiechy…)
Oleandro po angielsku usuwa się ze studia, mówiąc „Good bye” już w drzwiach, które zamykają się za nim z głośnym trzaskiem.
=================================================================================Szmer, chrząknięcie, pisk przepięcia mikrofonu, daleki, przytłumiony śmiech. Stuk odstawianej na drewniany blat szklanki.
Oleandro: Raz, raz, raz… Próba… Czy mnie słychać? Czy mnie…
Maria Nina Lopez: (znudzonym głosem) Słychać, słyyyychać.
Siorbnięcie, stuk odstawianego na drewniany blat kubka.
O.: (z zachwytem) Och, to cudownie…
M.N.L.: Co?
O.: (zmieszany) No że mnie słychać.
M.N.L.: (prycha z pogardą) Cudownie. Wreszcie udało ci się to naprawić. Brawo, jesteś genialny!
O.: Skoro tak mówisz… Dzięki.
Reżyser: Zaczynamy! Na miejsca, gotowi…
O.: Start!
M.N.L.: Jaki start, idioto? Tekstu nie widzisz?!
O.: No przecież my…
R.: Co jest? Zaczynamy nagranie, a wy mi tu...
M.N.L.: Nic ci tu, reżyseruńciu kochany. Już się zbieramy. Tylko boski Oleandro…
O.: (ze wzruszeniem, najcichszym z szeptów) Oooch, boski… Boska ty jesteś, Mario Nino Lopez, tylko tyś jest boska, moja ukochana.
R.: Co ty tam mruczysz pod nosem?!
O.: (głośno, z zakłopotaniem) Nic, nie, ja tylko tego no tego ten… Gardło sobie tego ten przetegoten… Tego, no.
M.N.L.: (znudzona) Nooo…
R.: Mario Nino, to jeszcze nie jest drugi akt.
O.: (cichutko, z rozmarzeniem) Akt… Akt Marii Niny Lopez… (głośniej) Dałbym się poćwiartować za jeden…
M.N.L.: Co ty tam bredzisz?!
R.: Spokojnie, tak miało być. Zmieniłem trochę początek… No, zaczynajmy!
Trzask, pisk, ogólnie okropny raban. Dzwoni telefon, ktoś go wycisza. Zaczyna padać deszcz, krople głośno bębnią o blaszany parapet. Nagle szeleści odwijany papier, coś upada ze stukiem na blat. Zaczyna grać kapela rockowa. Utworu nie da się rozpoznać.
M.N.L.(sopran): Mydło!
O.(tenor): Lawendowe!
R.: Więcej emocji! Więcej pożądania!
M.N.L.: (do siebie) Skup się, to rola twojego życia…
O.: Piękne!
M.N.L.: (nieśmiało, uwodzicielsko) Pachnąąące…
O.: (z rosnącym żarem) Lawendowe…
M.N.L.: To twoje?
O.: Tak, moje.
M.N.L.: Mydlane.
O.: Jak to mydło.
R.: Stop! Co to za ton?
O.: (głębszym głosem) Jak to myydło.
R.: Mydłooo! Mydłoo, głupcze! Uwiedźże ją tym mydłem!
O.: (szeptem) Ja bym ją chętnie, nie tylko mydłem… (głośniej) Jak to mydłoooooooo!
M.N.L.: Mydło!
O.: Lawendowe!
M.N.L.: Piękne!
O.: Pachnące!
M.N.L. i O.: (jednocześnie) Mydło, piękne, pachnąąąceee… Mydło mydli nas, wymydli naaas! Z naaaaas wymydlo mydło mydłem! Myyydłeeeemmm!
R.: Stop. Wyżej to mydłem, wyżej. Użyjcie powietrza, oboje!
M.N.L. i O.: Mydło, piękneee….
R.: Nie! Namiętniej!
M.N.L.: Myyydłem!… Oleandro, gdzieś ty się podział?!
O.: Myyydłem!
M.N.L. i O.: Mydłem, mydłem, myyydlmy się! Mydłem, mydłem…
R.: Stop! Akt drugi.
Muzyka rock cichnie, zaczynają ćwierkać ptaki. Melodia arii Nessun dorma z Turandota Pucciniego nieśmiało przebija się przez ptasie trele.
O.: Mydłem mydlę….
Myyydłem mydlę…
Tyś sama, o Nino Mario.
Tylko twa wanna zimnaaa…
Spójrzże na mydło, co się pieni
miłością i nadzieją…
Tajemne mydło ja posiadam,
dać ci je bardzo pragnę,
Imienia jego nie zna nikt,
Ty jedna je przeczytasz, gdy ten flakonik podam ci.
I piana pian cichutko spłynie
na ręce twoje zimne.
Pień się, mydło tajemne,
Pieńże się, lawendowe.
Pieńże się, lawendowe…
(głęboki wdech)
Piana nadchodzi!
Nadchodzi!
Nadchoooodzi!
Muzyka z Turandota cichnie, znów słychać śpiew ptaków. Maria Nina Lopez klaszcze, Reżyser kaszle i z szelestem przekłada kartki. Melodia Habanery z opery Carmen cichutko przebija się przez odgłosy wieczornego miasta.
M.N.L.:
Piana jest to przyjemna rzecz
Nie każdy wprawdzie lubi ją.
Lecz gdy polubisz pianę – wiedz, że to łachudra jest, pardon.
Bo piana pieni się i syczy, gdy ty akurat pragniesz mieć
kąpiel spokojną, relaks byczy.
I ogóle bez piany żyć.
A gdy masz dosyć już męczarni i piana zbytnio dręczy cię
Odkręcasz kurek w umywalni i czystą wodę lejesz nań.
A piana pieni się i syczy, gdy ty akurat pragniesz mieć
kąpiel spokojną, relaks byczy.
I w ogóle bez piany żyć!
A piana pieni się i syczy, gdy ty akurat pragniesz mieć…
R.: Doskonale, ileż tu emocji! Ileż namiętności. Brawo, diva, brawo!… No, Oleandro, ty też jako tako wypadłeś… Z rytmu wypadłeś, chciałem powiedzieć. Divo, jesteś boska! (odgłos cmoknięcia, śmiech Niny Marii Lopez, szelest sukni, kolejne cmoknięcia, śmiechy…)
Oleandro po angielsku usuwa się ze studia, mówiąc „Good bye” już w drzwiach, które zamykają się za nim z głośnym trzaskiem.
TEKST V
Pensjonat „Leśne Uroczysko”
Odcinek 1
Polana w sosnowym lesie. Bożenka i Konrad oglądają duży dom w stylu świdermajer.
Bożenka: – Spójrz, jak tu pięknie! Ten las wokoło - cudowny, jeziorko o parę kroków, a dom też w niezłym stanie. Mój pradziadek go wybudował. „Leśne Uroczysko”, elegancki pensjonat wypoczynkowy. Potem zrobili tutaj dom dziecka, tatuś w nim pracował jako pedagog, zanim się zajął biznesem. Nawet mieszkali tu z mamą kilka lat. No i kiedy go wreszcie odzyskaliśmy, ten straszny wypadek taty… Ja odziedziczyłam część domu, a mama teraz chce nam podarować resztę jako prezent ślubny. Żebyśmy znowu założyli pensjonat.
Konrad: – Pensjonat? Po co? Ja mam stałą pracę, do tego wydałem tom opowiadań, pierwsza powieść już się drukuje, wydawca pogania, żebym kończył następną, nie mam czasu ani głowy do takich interesów. Nie, nie.
Bożenka: – No wiesz… Nie spodziewałam się, że ty tak… Przecież to piękny plan!
Konrad: – Nie każdy plan jest dla każdego.
Bożenka: – Nie dla każdego! Dla nas!
Zza drzew wychodzi elf.
Elf: – Witam w naszej posiadłości.
Bożenka: – Co takiego? Jak to możliwe?
Elf: – Całkiem prosto: ta okolica zawsze należała do elfów. Nawet kiedy nasze światy się rozdzieliły, nie porzuciliśmy jej. Nadal dyskretnie się nią opiekujemy. Z tym motłochem… znaczy, z poprzednimi lokatorami nie szło się dogadać, ale wy to co innego. Mamy do tego miejsca wielki sentyment i bolałoby nas, gdyby znów trafiło w niewłaściwe ręce. Moglibyśmy wam pomóc…
Konrad: – Na pewno niebezinteresownie. Dziękuję bardzo, ale nie.
Elf: – Są różne rodzaje pomocy. Skoro pisujesz powieści… Co powiedziałbyś o informacjach z pierwszej ręki o świecie elfów, krasnoludów i innych ras?
Bożenka: – Och tak, tak! Miałbyś znakomite źródło inspiracji! Jak żaden inny pisarz!
Konrad: – Brzmi kusząco, lecz pozostanę przy swoim zdaniu.
Bożenka: – Naprawdę? To ja też mam swoje zdanie! I też mogę powiedzieć: „dziękuję bardzo, ale nie”!
Elf: – Widzisz, do czego doprowadziłeś? Chcesz utracić taką piękną i mądrą narzeczoną?
Konrad: – Bożenko, skarbie, przecież nie zrobisz mi tego! Dobrze już, dobrze, niech ci będzie, ale pamiętaj, ja się nie znam na biznesie!
Bożenka: – Spokojnie. Nie na darmo skończyłam marketing. (Do elfa): To miejsce będzie emanować wspaniałą, pozytywną energię, mam rację?
Elf: – Zdecydowanie tak.
Odcinek 179Salon w pensjonacie.
Konrad: – Kochanie, oświadczam stanowczo: ani grosza więcej na twoje pomysły. Ta idiotyczna rozbudowa całego pensjonatu pożera wszystkie moje honoraria. A dzisiaj – wiesz, co zastałem w poczcie? Pozew o bezprawne wykorzystanie muzyki! Po cholerę puszczasz w kółko te kawałki? Misty mountains! Ten palant z Chicago musiał na fejsa wrzucić, jak się znakomicie u nas bawi, debilny ciołek. Nie mam pojęcia, jak wyłapali to adwokaci tamtych grajków i mamy sprawę o naruszenie praw autorskich. W amerykańskim sądzie! Pójdziemy z torbami.
Bożenka: – Nie irytuj się, skarbie. I nie obrażaj naszych gości. Damy radę. Nakłady i honoraria masz, że palce lizać, jesteś najpoczytniejszym w Polsce autorem elfiego fantasy. I pomyśl, ile ja zarobiłam na imprezach LARP. Terminy rezerwowane z rocznym wyprzedzeniem, a po każdym Pyrkonie najazd fanów.
Konrad: – No i gdzie te pieniądze, gdzie? Wszystko, jak psu w tyłek wetknął! A po tych z Pyrkonu tylko stosy puszek po piwie zostają, taki ten twój zysk. Słuchaj, ja ci dużo darowałem. Nawet to, że nasz syn urodził się ze spiczastymi uszami. Operacja plastyczna wiele nie kosztowała, a reszta…
Bożenka: – Przestań! Mało ci, że oboje z elfem przysięgliśmy, że między nami nic nie było? Nadal będziesz to wywlekał?
Konrad: – Ta, mam wierzyć, że się w niego zapatrzyłaś. Zresztą, Robert to Robert, kocham go jak własnego, wyrósł na fajnego chłopaka, ale te mordy krasnoludów, wyłażące ze ścian na każdym piętrze… I elfice w jadalni… Kicz level master. Żeby to chociaż jakoś wyglądało, ale ty wywalasz forsę na partaczy, co nawet świątka do przydrożnej kapliczki nie potrafiliby wystrugać. A ten ich niby architekt… Zgroza. Cała ta galeria, którą kazałaś sklecić pod samym dachem, zaraz się zawali.
Wchodzi elf, trzymając w ręku spory worek.
Elf: – Może da się zaradzić kryzysowi? Wysypuje z worka na stół stos złotych monet.
Konrad: – Co to?
Elf: – Złoto krasnoludów.
Bożenka: – Prawdziwe?
Elf: – Najprawdziwsze. Każdy jubiler to potwierdzi.
Konrad: – Ale… Dlaczego?
Elf: – Powiedzmy, że to wyraz uznania za upamiętnienie ich rasy w rzeźbach w pensjonacie.
Bożenka: – A widzisz? Oni cenią moje pomysły!
Elf: – Mamy jednak pewien warunek. Musicie zmienić nagrania. Żadnych tekstów w dwarvish.
Weranda w pensjonacie.
=================================================================================
Konrad: – Ale… Dlaczego?
Elf: – Myślisz, że Thorin Dębowa Tarcza nauczył Tolkiena prawdziwego języka krasnoludów? To wyłącznie jego zmyślenia, a Tolkien uwierzył. Naiwny był. Chodzi nam o prawdę historyczną, której wy i tak nigdy nie poznacie. Pójdziecie z adwokatami na ugodę, zmienicie wykonawców, a za wykorzystanie muzyki będziecie płacić. Nieładnie żerować na artystach.
Wchodzi Robert.
Robert: – O, co ja widzę? Gotówka na stole? To extra, bo ja, mamuś, właśnie obmyśliłem plan: przejmę od ciebie szefostwo pensjonatu, a ty sobie odpoczniesz.
Bożenka: – Ale… Dlaczego?
Robert: – Bo widzisz… No… No, dobra: Ala wczoraj była u lekarza. No i tego… Tak wyszło… No, na USG wyszło, że będą bliźniaki.
Bożenka: – O, Boże!
Robert: – Nie no, Duch święty nie ma tu nic do rzeczy. My już sobie ułożyliśmy: teraz szybko ślub, a potem weźmiemy się za prowadzenie interesu.
Bożenka: – Taka niespodzianka… Nie wiem, co powiedzieć.
Konrad: – Za to ja wiem. Zgoda na prowadzenie tego interesu była najgłupszą decyzją w moim życiu. Ostrzegam cię, synu.
Gabinet Konrada.Konrad (do siebie): – Wściekł się wczoraj, że w Elfich eliksirach zbyt realistycznie opisuję miejsce przemytu. Że wszyscy rozpoznają. Mogę inaczej, co mi tam. A Bożenka ma fatalny gust, ale z dystrybucją radzi sobie świetnie. Tylko niech wymienią tego cymbała z Chicago. Myślą, że ja nie wiem, co to za gość. I dlaczego elf taki chętny do płacenia prawnikom. Legalista, dwarvish, sraty-taty. Ale fakt, lepiej żeby tu nie węszyli…
Podchodzi do lustra.
– Tylko po co on wczoraj gadał, że brzydko się starzeję? No, może nie dosłownie, ale taki był sens. Co ja poradzę, że te cholerne elfy żyją tak długo i wcale się nie zmieniają?
Przygląda się sobie dokładnie.
– Pewnie, skóra już nie taka, mięśnie też i do tego jeszcze zakola… A Bożenka ciągle jak dwudziestolatka. Co on kombinuje? I jak ja miałbym dalej pisać, gdyby on… No nie, przecież chyba mnie nie zostawi…
Odcinek 378Weranda w pensjonacie.
Majka: – Biedna babcia Bożenka… Ale poręcz w tej galerii naprawdę była do kitu. Odpadła sama z siebie, śledczy dzisiaj powiedział.
Tomek: – No. Za to pogrzeb babcia miała fajny. Tyle ludzi i Misty mountains nad grobem...
Majka: – Taaa… Tylko że… Dlaczego ona chodzi tu po nocach? Nie mamy już pokojówek i nawet kucharze nie chcą zostać.
Tomek: – Wszyscy teraz gadają, że ona od dawna była dziwna. Od czasu, jak dziadek Konrad zniknął.
Majka: – Podobno uciekł, jak zobaczył twoje spiczaste uszy. I się gdzieś ukrywa i ciągle pisze książki.
Tomek: – Od moich uszu to ty się od… Wiesz, co. A książki to nie on, tylko taki jeden, co się pod niego podszywa. Wydawnictwo żeruje na sławie dziadka, tata mówił. Wytoczy im proces.
Wchodzi Robert.
Robert: – Dzieciaki, marsz pomagać mamie. Ona już nie daje rady. Cały personel odszedł.
Tomek: – Jasne. Kucharz powiedział, że babcia mu powiedziała, że te lembasy, co on je piecze, to najgorsze paskudztwo, jakie kiedykolwiek jadła. Po co duchowi jedzenie?
Robert: – Może wspominała zjedzone za życia. Już się rozniosło po internecie, że u nas straszy. Skrzynka pęka od rezerwacji, tylko kim to obrobić, do kurwy nędzy, kim?
Majka: – Tato!
Wchodzi babcia Bożenka.
Babcia Bożenka: – Dobry wieczór, moi drodzy.
Robert: – Yyyyy!
Tomek: – Babciu, nie strasz taty.
Babcia Bożenka: – Nie straszę. I nie jestem waszą babcią.
Majka: – A kim?
Babcia Bożenka: – Jej siostrą bliźniaczką. Na imię mam Irena. Zapewne wiecie, że nas było dwie.
Robert: – Nie, nie. Pierwsze słyszę. To jakaś ściema.
Irena: – Cóż, mogłam się spodziewać… Smutne. Tak, rozdzielono nas niedługo po urodzeniu. A powodem było to: Odsłania ucho.
Robert: O! Zaczynam rozumieć…
Irena: – Nasz… powiedzmy, że ojciec… nie mógł się pogodzić z tym dowodem na… ekhm… aktywność naszej mamy. Bożenka nie miała tego defektu, więc została, a mnie oddali do przytułku. Potem mój… powiedzmy, że ojciec… znalazł mi opiekunów na Islandii.
Robert: – Dlaczego aż tam?
Irena: – Tam dzieci elfów nikogo nie dziwią. Odwiedzał mnie, z biegiem lat coraz częściej. Cóż… Nie byliśmy ze sobą spokrewnieni. Dbał, żebym uczyła się polskiego. O nasze dzieci też dbał. Bardzo płakałam, kiedy zginął. A teraz – dzieci dorosły, ja przeszłam na emeryturę i mogłam wreszcie przyjechać. Nostalgia, rozumiecie. Chciałam przyjrzeć się wam trochę, poznać dom, otoczenie…
Robert: – Strasząc po nocach, droga ciociu?
Irena: A to moja wina, że jesteście tacy strachliwi? Ale kucharza to bym wywaliła na zbity pysk.
Wchodzi elf.
Elf: Ooo... Kogo ja widzę? Siostra Bożenki? Witaj! Cieszę się, że wróciłaś. Ładnie wyglądasz. I jak młodo! Tak, tak, elfia krew w żyłach to wielka przewaga nad zwykłymi kobietami…
Majka: – Ja wiem! Wiem! Wszystkiego się domyśliłam! Uszy macie identyczne! I oczy! To ty jesteś jej ojcem! Babci Bożenki też!
Elf (do Ireny): – Ekhm. Cóż… Nie będę ukrywać: Elżbieta, wasza matka, była śliczną dziewczyną, a ja jestem bardzo wrażliwy na piękno. Potem… Niestety, nic nie mogłem poradzić, że ten okrutnik, jej mąż, tak ciebie potraktował.
Irena: – Też nie będę ukrywać: paskudne miałam dzieciństwo. Przez ciebie, tatusiu. Ale ten okrutnik zachował się przyzwoicie. „Leśne Uroczysko” to przecież jego rodzinna posiadłość. I on mi ją zapisał. Legalnie, aktem darowizny u notariusza, kiedy mnie w tajemnicy zaprosił do Polski na urlop. Tak więc ten pensjonat, kochani, należy do mnie. Nareszcie mam czas, żeby się nim zająć.
Elf: – Znakomita wiadomość.
Robert: – Ja zwariuję!
CDN=================================================================================
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
3Tekst 1 (Jagoda) – 3pkt.
Typowy średniak. Na minus zdecydowanie magia za pstryknięciem palców oraz „Nie myślcie jednak, iż będę przedstawiała wam szczegóły naszego spotkania! Och, nie, to nie przystoi.”.
Czuć nawodnienie.
Tekst 2 (Michał) – 4pkt.
Poczułem klimat opery mydlanej. Ciekawy pomysł ze smoczymi realiami. No i ogólnie jaja: „To nie są jaja mojego brata”, prawie jak „Koń mego łojca”. Chwilami chaos.
Tekst 3 (Emma) – 3pkt.
Najlepszy stylistycznie średniak. Z nazwami postaci miałem niezły ubaw. Niewyrazista akcja, nieco usypiające.
Tekst 4 (Ela) – 5pkt.
Mój faworyt. Za podejście do tematu, humor, no i piankę.
Wyróżnij się, albo giń.
Tekst 5 (Romecki) – 3pkt.
Tutaj zgubiłem się w sensie pozytywnym i negatywnym, ale zawiłość stosunków wypadła najlepiej (rodem z odcinka 1231234 kultowego serialu). Brzmieniowo pisanina demonstracyjna jakiegoś ultrafioleta, a Romecki jakiś bitny ostatnio.
Średniawe.
Typowy średniak. Na minus zdecydowanie magia za pstryknięciem palców oraz „Nie myślcie jednak, iż będę przedstawiała wam szczegóły naszego spotkania! Och, nie, to nie przystoi.”.

Tekst 2 (Michał) – 4pkt.
Poczułem klimat opery mydlanej. Ciekawy pomysł ze smoczymi realiami. No i ogólnie jaja: „To nie są jaja mojego brata”, prawie jak „Koń mego łojca”. Chwilami chaos.
Tekst 3 (Emma) – 3pkt.
Najlepszy stylistycznie średniak. Z nazwami postaci miałem niezły ubaw. Niewyrazista akcja, nieco usypiające.
Tekst 4 (Ela) – 5pkt.
Mój faworyt. Za podejście do tematu, humor, no i piankę.

W tym miejscu aż kusi dodać charakterystyczny <zieeew>.Maria Nina Lopez: (znudzonym głosem) Słychać, słyyyychać.
Tekst 5 (Romecki) – 3pkt.
Tutaj zgubiłem się w sensie pozytywnym i negatywnym, ale zawiłość stosunków wypadła najlepiej (rodem z odcinka 1231234 kultowego serialu). Brzmieniowo pisanina demonstracyjna jakiegoś ultrafioleta, a Romecki jakiś bitny ostatnio.

[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
4Tekst pierwszy zbyt poważny i mało w nim konwencji opery mydlanej (jeśli w ogóle). Napisany ok. (Czarna Emma). - 2,5 pkt.
Tekst drugi już fajniejszy - są smoki i brat, ojciec, syn... Ogólnie opera mydlana jest. (Michał) 3,5 pkt.
Tekst trzeci najlepszy, z humorem, z jajem przysłowiowym - me gusta - (Ela) 5 pkt.
Tekst czwarty zbyt dosłowny jeśli chodzi o opisanie opery (nomen omen!) mydlanej. Ale trzeba umieć tak napisać. (anonim - Chii?) - 3 pkt.
Tekst ostatni w konwencji z elfami i w odcinkach - fajny. (Jagoda) - 4 pkt.
Tekst drugi już fajniejszy - są smoki i brat, ojciec, syn... Ogólnie opera mydlana jest. (Michał) 3,5 pkt.
Tekst trzeci najlepszy, z humorem, z jajem przysłowiowym - me gusta - (Ela) 5 pkt.
Tekst czwarty zbyt dosłowny jeśli chodzi o opisanie opery (nomen omen!) mydlanej. Ale trzeba umieć tak napisać. (anonim - Chii?) - 3 pkt.
Tekst ostatni w konwencji z elfami i w odcinkach - fajny. (Jagoda) - 4 pkt.
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
5Nie wiem, jak ocenić tę bitwę. Wszystko (prawie) mi się zlewa, do tego, uczciwie mówiąc, nie umiem sobie ustalić jakichś kryteriów poza może podstawową poprawnością. Bo w zasadzie, czy to ma mi się podobać? Ma śmieszyć? Ma mieć fabułę/bohaterów czy tylko substytuty niezbędne operze mydlanej? Wybaczcie, jeśli ostatecznie wyjdzie ta punktacja mocno niespójnie.
Tekst I
Na operę mydlaną chyba za mało miłosnych perypetii, ale odnotować trzeba, że były i wpływ na fabułę miały. Początkowo czytało mi się nieźle, potem, po przeskoku na trzecią osobę jakoś trudno mi się było przyzwyczaić. Plusik za hrabiego i próbę przemycenia czegoś więcej do opowieści.
Ostatecznie 3,5 punktu
Tekst II
Jest fantasy, jest opera mydlana, jest trochę dystansu, a trochę przesadnej powagi. Zdołałam ogarnąć, kto jest kim i nawet żal mi się Diego zrobiło. Chyba relatywnie najlepiej mi się to czytało
5 punktów
Tekst III
Elementy satyryczne czy takie "samoświadome" fajne, ale sama historia jakaś dla mnie zbyt zaplątana i jakby niedokończona. Język momentami wyboisty.
3 punkty
Tekst IV
Ooo rany, nie dla mnie. Jakoś od połowy ledwo przebrnęłam. Wyróżnia się? Tak. Tylko jak dla mnie na minus. Trudno się czyta i brzmi trochę jak przeciągnięty żart. Tak, wiem, "pun intended", ale ja podziękuję
1 punkt
Tekst V
Dobry pomysł z podziałem na odcinki, umożliwił odpowiednie rozciągnięcie fabuły, żeby sprzedać widowni końcowego twista. Miałam natomiast jakiś problem z tym jak to jest napisane. Dialogi we wszystkich tekstach były oczywiście przerysowane i sztuczne, ale tu mnie najbardziej gryzły. Były nie tyle rozmowami, co streszczeniami wydarzeń.
3 punkty
Co do autorstwa obstawiam:
Tekst I - Czarna Emma
Tekst II - jagoda139
Tekst III - ela
Tekst IV - Anonim (Chii)
Tekst V - Michał123
Tekst I
Na operę mydlaną chyba za mało miłosnych perypetii, ale odnotować trzeba, że były i wpływ na fabułę miały. Początkowo czytało mi się nieźle, potem, po przeskoku na trzecią osobę jakoś trudno mi się było przyzwyczaić. Plusik za hrabiego i próbę przemycenia czegoś więcej do opowieści.
Ostatecznie 3,5 punktu
Tekst II
Jest fantasy, jest opera mydlana, jest trochę dystansu, a trochę przesadnej powagi. Zdołałam ogarnąć, kto jest kim i nawet żal mi się Diego zrobiło. Chyba relatywnie najlepiej mi się to czytało
5 punktów
Tekst III
Elementy satyryczne czy takie "samoświadome" fajne, ale sama historia jakaś dla mnie zbyt zaplątana i jakby niedokończona. Język momentami wyboisty.
3 punkty
Tekst IV
Ooo rany, nie dla mnie. Jakoś od połowy ledwo przebrnęłam. Wyróżnia się? Tak. Tylko jak dla mnie na minus. Trudno się czyta i brzmi trochę jak przeciągnięty żart. Tak, wiem, "pun intended", ale ja podziękuję

1 punkt
Tekst V
Dobry pomysł z podziałem na odcinki, umożliwił odpowiednie rozciągnięcie fabuły, żeby sprzedać widowni końcowego twista. Miałam natomiast jakiś problem z tym jak to jest napisane. Dialogi we wszystkich tekstach były oczywiście przerysowane i sztuczne, ale tu mnie najbardziej gryzły. Były nie tyle rozmowami, co streszczeniami wydarzeń.
3 punkty
Co do autorstwa obstawiam:
Tekst I - Czarna Emma
Tekst II - jagoda139
Tekst III - ela
Tekst IV - Anonim (Chii)
Tekst V - Michał123
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
6Nie bardzo wiem, jak podejść do tych tekstów. Czasami widziałam humor niekoniecznie w moim guście, w niektórych za mało opery mydlanej, a bardziej seriale obyczajowe. Ocena będzie czysto subiektywna. 5 tekstów naraz to jednak dużo.
I. 1 pkt - za ogólną poprawność. Nie widzę w nim opery mydlanej ani nic charakterystycznego.
II. 4 pkt - za ciekawe potraktowanie typowego tematu opery mydlanej i wpisanie go w inne dekoracje. Wyszło ciekawie i zaskakująco.
III. 3 pkt - za końcówkę, która mi się podobała.
IV. 5 pkt - za zabawę słowem. "Opera" i "mydło" - dobre. Zaskakujące.
V. 2 pkt - za próbę wprowadzenia motywu dla opery mydlanej i próbę zabawy konwencją serialu.
I. 1 pkt - za ogólną poprawność. Nie widzę w nim opery mydlanej ani nic charakterystycznego.
II. 4 pkt - za ciekawe potraktowanie typowego tematu opery mydlanej i wpisanie go w inne dekoracje. Wyszło ciekawie i zaskakująco.
III. 3 pkt - za końcówkę, która mi się podobała.
IV. 5 pkt - za zabawę słowem. "Opera" i "mydło" - dobre. Zaskakujące.
V. 2 pkt - za próbę wprowadzenia motywu dla opery mydlanej i próbę zabawy konwencją serialu.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
7T1. Niewiele tu opery mydlanej, ale jest i pomysł, i porządne wykonanie. Czarna Emma. Ocena: 4
T2 100% opery mydlanej w smokach, 100% smoków w operze mydlanej. Jagoda. Ocena: 5
T3 Sympatyczne, zabawne, pozytywnie przegięte, ale wg mnie zbyt dużo tu chaosu. ela. Ocena: 3,5
T4 Jedno wielkie wtf. Anonim (Chii?) Ocena: 2
T5 Konwencja serialu - no tego się nie spodziewałem
Fajny, nienachalny humor. Michał123. Ocena: 4
T2 100% opery mydlanej w smokach, 100% smoków w operze mydlanej. Jagoda. Ocena: 5
T3 Sympatyczne, zabawne, pozytywnie przegięte, ale wg mnie zbyt dużo tu chaosu. ela. Ocena: 3,5
T4 Jedno wielkie wtf. Anonim (Chii?) Ocena: 2
T5 Konwencja serialu - no tego się nie spodziewałem

[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
8Sporo tekstów, przydałoby się więcej ocen, to dołożę cegiełkę:
Tekst 1: Solidna robota literacka, gorzej jednak z samym odbiorem fabuły i trochę się gubiłem - też mało zabawne to było, chociaż autor chciał chyba usilnie taki klimat stworzyć. Wybacz Mamba
. Widać tu fioletowy długopisik..
. Tekst mi w zasadzie nie podszedł, ale doceniam fach w ręku.
Tekst 2: Było gorzej pod kątem literackim, też jakieś drobne potknięcia, też warsztat chyba słabszy; niemniej nawet mi się podobało, było zabawne i mam zgryz względem pierwszego tekstu, bo scalone, byłyby tekstem idealnym
. Prosty, lakoniczny tekst, który nawet bawi
. Smoki ubarwione w swoje własne życie, rodzinne perypetie to coś, co mi osobiście pasuje od operę mydlaną
. (strzelam, że to tekst Jagody, te dwa były dość łatwe do zgadnięcia
)
Tekst 3: Ogólnie ten tekst mi zaświtał myśl, że ten temat był trudny i podejście do niego też mogło być różne. Nie czytałem nigdy Michała, pewnie to jego tekst. Trochę w nim bańki pękają, też jest zastosowana prostota, do tego chyba trochę plastiku takiego (och, ach!). W dialogach kilka potknięć, dziwnie się czytało. Doceniam, ładny tekst, ale trochę mniej mi się podobał względem dwójki. To raczej tylko i wyłącznie gust-guścik, bo kwestia odbioru. Składnie napisany, z pomysłem na zadany temat. Tak bym tego nie rozegrał, ładnie
.
Tekst 4: Fajnie pograne. No właśnie: fajnie. A jak to w literaturze, nie może być fajnych tekstów, tylko muszą być ciekawe
. Mi słabo przypadło do gustu, ale podobnie jak T3, fajna idea, na którą bym nie wpadł samemu. Ciekawe podejście do tematu, dość standardowe, ale zarazem nietuzinkowe. już się nie wymądrzam... tekst należy do Chii, tak btw. Składny, autor wie co się dzieje, kwestie dogadane, dograne. Dopięte to na guzik, jeśli chodzi o formę i to, co się dzieje.
Tekst 5: Ładne, sprawne, czytable. Z pomysłem i z zębem. Do tego elfy, tak dla zmyłki, bo wg mnie to tekst eli. Końcówka, czyli ostatni odcinek trochę mnie rozczarowywuje, tak jak mnie zachwyciły pierwsze dwa
. Naprawdę dobre, i chwyta czytelnika. Wciąga. Może to też wpływ ma styl, ale sam pomysł mi przypadł do gustu. Ostatecznie ciężko ustalić punkt odniesienia, bo tekst jest całkiem różny, a jednak nawet mi się przyrównuje, da się go zestawić np. z tekstem 2 albo 4. Do roboty, punktowej!
Punkty:
T1: 2pkt
T2: 5pkt
T3: 3pkt
T4: 1pkt
T5: 4pkt
Tekst 1: Solidna robota literacka, gorzej jednak z samym odbiorem fabuły i trochę się gubiłem - też mało zabawne to było, chociaż autor chciał chyba usilnie taki klimat stworzyć. Wybacz Mamba


Tekst 2: Było gorzej pod kątem literackim, też jakieś drobne potknięcia, też warsztat chyba słabszy; niemniej nawet mi się podobało, było zabawne i mam zgryz względem pierwszego tekstu, bo scalone, byłyby tekstem idealnym




Tekst 3: Ogólnie ten tekst mi zaświtał myśl, że ten temat był trudny i podejście do niego też mogło być różne. Nie czytałem nigdy Michała, pewnie to jego tekst. Trochę w nim bańki pękają, też jest zastosowana prostota, do tego chyba trochę plastiku takiego (och, ach!). W dialogach kilka potknięć, dziwnie się czytało. Doceniam, ładny tekst, ale trochę mniej mi się podobał względem dwójki. To raczej tylko i wyłącznie gust-guścik, bo kwestia odbioru. Składnie napisany, z pomysłem na zadany temat. Tak bym tego nie rozegrał, ładnie

Tekst 4: Fajnie pograne. No właśnie: fajnie. A jak to w literaturze, nie może być fajnych tekstów, tylko muszą być ciekawe

Tekst 5: Ładne, sprawne, czytable. Z pomysłem i z zębem. Do tego elfy, tak dla zmyłki, bo wg mnie to tekst eli. Końcówka, czyli ostatni odcinek trochę mnie rozczarowywuje, tak jak mnie zachwyciły pierwsze dwa

Punkty:
T1: 2pkt
T2: 5pkt
T3: 3pkt
T4: 1pkt
T5: 4pkt
Pisarz miłości.
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
9Punktacja:
Tekst 1: 3
Tekst 2: 4
Tekst 3: 3
Tekst 4: 2
Tekst 5: 4
A autorów obstawiam tak:
Tekst 1: Jagoda
Tekst 2: Michał
Tekst 3: Ela
Tekst 4: Chii - anonim
Tekst 5: Czarna Emma
Albo zupełnie inaczej, bo tym razem jest absolutnie nierozpoznawalnie
Tekst 1: 3
Tekst 2: 4
Tekst 3: 3
Tekst 4: 2
Tekst 5: 4
A autorów obstawiam tak:
Tekst 1: Jagoda
Tekst 2: Michał
Tekst 3: Ela
Tekst 4: Chii - anonim
Tekst 5: Czarna Emma
Albo zupełnie inaczej, bo tym razem jest absolutnie nierozpoznawalnie

Dobra architektura nie ma narodowości.
s
s
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
10Proszę bardzo, za dobre chęci. 
Punktacja:
Tekst 1: 1
Tekst 2: 1
Tekst 3: 1
Tekst 4: 1
Tekst 5: 1
Dodano po 26 minutach 18 sekundach:
Indywidualne mydła do wyczyszczenia klawiatury:
T1: mydło potasowe "miękki hrabia"; po kontakcie z wodą bardzo szybko mięknie
T2: mydło litowe "smocze kule"; wrzucisz do wanny i ch... - nie syczy
T3: mydło lecznicze "bluźnierstwa słowika"; nie przełkniesz nawet po dodaniu wódki
T4: mydło sodowe "mydło i powidło"; mydlisz i brunatna maź zostaje ci na skórze
T5: mydło alkaliczne "leśny Otwock"; czuć klopem

Punktacja:
Tekst 1: 1
Tekst 2: 1
Tekst 3: 1
Tekst 4: 1
Tekst 5: 1
Dodano po 26 minutach 18 sekundach:
Indywidualne mydła do wyczyszczenia klawiatury:
T1: mydło potasowe "miękki hrabia"; po kontakcie z wodą bardzo szybko mięknie
T2: mydło litowe "smocze kule"; wrzucisz do wanny i ch... - nie syczy
T3: mydło lecznicze "bluźnierstwa słowika"; nie przełkniesz nawet po dodaniu wódki
T4: mydło sodowe "mydło i powidło"; mydlisz i brunatna maź zostaje ci na skórze
T5: mydło alkaliczne "leśny Otwock"; czuć klopem
Dzwoń po posiłki!
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
11Tekst 1: nic mnie nie przyciągnęło, choć nie bolało. Punkty: 2
Tekst 2: smok i Izaura. Za to punkty: 3
Tekst 3: więcej obiecywał (gugielowe zabawy) niż dał. Punkty: 2
Tekst 4: szaleństwo, mydło, może być. Punkty: 4
Tekst 5: odbiłem się. Punkty: 2
Tekst 2: smok i Izaura. Za to punkty: 3
Tekst 3: więcej obiecywał (gugielowe zabawy) niż dał. Punkty: 2
Tekst 4: szaleństwo, mydło, może być. Punkty: 4
Tekst 5: odbiłem się. Punkty: 2
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
121. 2 pkt- niezłe, ale nie czuć klimatu opery mydlanej- bardziej dramat. Ktoś dawno nie oglądał telenoweli
2. 5pkt- niezła fabuła, czuć klimat opery mydlanej.
3. 3pkt - fabuła, choć ma dobre założenia, nie do końca spełnia wszystkie warunki. Język miejscami ciut dziwny
4. 2 pkt- ciężko się brnie, bardzo ciężko. Nie czuje klimatu, zastanawiam się, czy to ma być autoironia?
5. 4 pkt- koncepcja ciekawa, choć nie bardzo czuć właściwy klimat.

2. 5pkt- niezła fabuła, czuć klimat opery mydlanej.
3. 3pkt - fabuła, choć ma dobre założenia, nie do końca spełnia wszystkie warunki. Język miejscami ciut dziwny
4. 2 pkt- ciężko się brnie, bardzo ciężko. Nie czuje klimatu, zastanawiam się, czy to ma być autoironia?
5. 4 pkt- koncepcja ciekawa, choć nie bardzo czuć właściwy klimat.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.
[5 września 2022] Anonim vs Czarna Emma vs ela vs jagoda139 vs Michał123
13TEKST I (Michał123) punktów: 24
TEKST II (jagoda139) punktów: 39,5
TEKST III (ela) punktów: 29,5
TEKST IV (Czarna Emma) punktów: 26
TEKST V (Anonim) punktów: 31
Zwycięzcą zostaje jagoda139!
Anonim ujawni się, jeśli zechce.
Gratulacje!
TEKST II (jagoda139) punktów: 39,5
TEKST III (ela) punktów: 29,5
TEKST IV (Czarna Emma) punktów: 26
TEKST V (Anonim) punktów: 31
Zwycięzcą zostaje jagoda139!
Anonim ujawni się, jeśli zechce.
Gratulacje!