TEKST 1
Zawiera wulgaryzmy
WWWZasuwa w światłowodzie, z ogromną prędkością, najdłuższa baśń wszechczasów. Pędzi opowieść około pięciu tysięcy ośmiuset czterdziestu nocy, około bo, zatrzymajmy się na chwilę- to ważne:
Internet powstał w roku 1991, nie od razu stał się centrum naszego życia a przynajmniej nie od razu był nieodzowny. Jest z nami już około szesnaście lat, pierwszych kilku nie liczymy. Załóżmy: były to lata prób i błędów. Testowanie, ekran kontrolny. Sieć zamieszkiwały zdania binarne produkowane przez ludzi innego gatunku, ludzi informatyków.
Policzmy: szesnaście lat razy, około, trzysta sześćdziesiąt pięć dni daje pięć tysięcy osiemset czterdzieści dni czyli też- nocy.
WWWDlatego mknie ten wąż kolorowy, polepiony z videoklipów codzienności, fragmentów kociej muzyki, dyskusji pod psem, relacji ludzi co z deszczu pod rynnę. Trafiają. Mknie ten wąż i bywa- niestety- jadowity.
I ten potwór czasem też kąsa- ludzi. A bestia jest to nieszczepiona, z różnych gustów i pragnień ulepiona, na wirusy różne cierpi, są w niej fusy treści.
Internet to miasto, baśń tysięcy nocy, miasto to sieć- niekończąca się historia. Ale kto ją opowie?
WWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWDrynnnn!
WWWBudzik. Ten co sen zabija, mówią niektórzy. Ale to jest tak trafne, że powstrzymam się od komentarzy. Powiem tak. Budzik budzi. Kropka. Poezja jest nie dla mnie.
WWWDlatego budzik budzi a Maro Narutowicz wstaje. Jego jakiegoś prapradziada zabili niegdyś. Onegdaj. Chłopak ma w swojej rodzinie zbrodnię polityczną zapisaną. Dlatego kim może być? No kim? No mógłby być fryzjerem albo zdunem, albo jeździć na rekonstrukcje Grunwaldu i Cedyni. Ale nie. On typowo czasem postępuje. Dziennikarzem śledczym jest. Polityką czasem się zajmuje.
WWWNo to Maro wstaje powoli. Wygląd pokoju aż tak istotny nie jest,
WWWAsceza to to nie. Mało co prawda mebli: stolik, biurko, łożko- niezbędnik inteligenta from Ikea. Komputer też. MacBook biały, bo to przecież teraz standard. I lampa fajna zrobiona z talerzyków jednorazowych. Wygląda jak kokon jakiegoś paskudztwa żyjącego w tundrze? Tajdze? Nad Amazonką? W Nepalu w skałach zaklętych? Żyje i produkuję slinę swoją lepką i cuchnącą a wychodzą z tego sztuki dzieła. Jak jedwabniki prawie. Co wytwarzają tkaninę drogocenną.
WWWTo ma, to stoi ta lampa w pokoju. Recykling dizajn.
WWWA dlaczego nie asceza? Bo pierdół przeróżnych nazbierał. Cztery odtwarzacze: czerwony, żółty, niebieski, amarantowy. Ipody. Iphon na łóżku i wielkie słuchawki zenhajzera na półce- taka deska blaszana. Wygląda jak blacha na schodkach w autobusach- jelczach. Subtelny industrial. Deseń jak równo poprzycinane dżdżownice, zalane ciekłym srebrem co przed chwilą zastygło.
WWWI pokój na biało. W Krakowie większość mieszkań w ogóle białe ma ściany wewnątrz. Pozostałości jakieś galicyjskiej mody czy co?
WWW W każdym razie - wstał. Wiadomo: bałagan- wszędzie kable, kolorowe t shirty. Pikseloza pism na podłodze się wala.
WWWPodszedł do MacBooka i sprawdził pocztę. Odruch bezwarunkwy:
Odebrano: od <
[email protected]>
"Słuchaj Maro, skocz w miasto bo zawierucha straszna. Zresztą wiesz.Wiem, że urlop, te sprawy twoje takie nieciekawe teraz, ale skocz. Kto się lepiej na tym rozezna jak nie krew natrutowicza, he, he. No to rozeznaj co tam, wywiad ów zrób. Reportaż. Ten cały syf jakoś trzeba będzie opakować. Pokazać. Klipy i muzykę do tego dobrać. Dlatego dobierz się do sprawy. W ślepia tej potworze zajrzyj.
czjus!"
WWWMaro Narutowicz wiadomość przeczytał, popatrzył, podrapał sie po kolanie. Wziął kubek. Kubek w biało czarne paski. Zebra.
Jego stary papa lekarzem jest i kolekcjonerem branżowych aforyzmów. I powtarzał zawsze synowi, bohaterowi opowieści tej:
U nas, synek, to się mówi- Słyszysz stukot kopyt? Koń biegnie, nie myśl o zebrach. Ale ty zawód masz zupełnie inny. W twoim jak slyszysz kopyta, co walą o glebę, nie myśl o koniu ani nawet o zebrze. Bo to, znając życie, biegnie zmutowany genetycznie gekkon w popielatym trenczu.
Pamiętaj, życie to niesamowita jest potwora.
WWWMaro pomyślał że ojciec mawiał, że życie to niesamowita jest potwora.I się zaśmiał w duchu, bo stary to zawsze proste sprawy komplikował, skomplikowane upraszczał a jego myśl o gekkonie, może barwna i interesująca, ale do kręcenia reportaży pasować nie pasuje. Nijak.
WWWNapił się kawy wczorajszej.
WWWTak naprawdę, nie mam pojęcia jak ludziom zdjęcia robić, jak filmować, scenariusze dokumentów pisać, jak? -myślał- cholera, to jest akurat sprawa z tych skomplikowanych. Bo to, po pierwsze- o ludziach się pisze. A jak o ludziach a nie np. o:
ślimakach,
samochodach,
czy bojlerach do celulozowni,
to algorytm się komplikuje razy milion i sto tysięcy zmiennych, a to nawet nic bo w ogóle algorytmy są różne i żaden nie określa marginesu błędu. Żaden. Zero gwarancji. I to jest po drugie. Bo jak pierdolnę reportaż o jakiejś lasce, co się rozebrała, ciało tu i ówdzie a także w necie pokazała i ona się zabije? Ile na to procent, jakie poręczenie? Jakie weksle, żółte papiery trzeba mieć, żeby tego nie wziąć pod uwagę? Ale jest pewne uproszczenie na szczęście. Jest w głowie przycisk F1 i go naciskam. O, ale najpierw pójdę się odlać.
WWW Wstał i poszedł do łazienki. Maro w ogóle czasem jak cos wymysli to trafia w dychę, ale innym razem to krąży jak pijany komar nad łydą grubej kobiety, tłustą łydą, i zamiast sie wbić- bo to prosta jest w tym przypadku akrobacja- zbacza nagle z kursu i ląduje w redbulu z wódką, bo grube baby lubią sobie golnąć napój o tym smaku.
WWWLał w toalecie i nucił sobie "Avalon" Roxy Music. Lata 80-te, wtedy to na świat przyszedł.
WWWPo odlaniu się nacisnął srebrny przycisk spłóczki. I dalej ręce myć: różowe mydło w tubce. Przywiózł z Islandii. Ludzie tam mają śmieszne pomysły.
WWWUsiadł jeszcze przy komputerze. Zabawę codzienną odprawić. Bierze książkę pierwszą lepszą z pułki. Otwiera. Pierwsza fraza na jaką spojrzy ląduje na pasku wyszukiwarki. Enter i czyta wyniki.
juicemajfriend dodano: 4 września 2010 :
około 175 cm arogancji , ktore uwielbiam i za ktorym tesknię. A ty możesz jedynie na niego patrzeć. Ja dotykać i całować. Dodaj komentarz
WWWOto materiał człowieczy nad którym pracuję i nic nie rozumiem- jedna z jego naczęstszych myśli- dobrze, że za ludźmi momentami przepadam.
WWWPóźniej był już ubrany w wyjściową modę, opleciony białym kablem ajpoda, z wielkimi srebrnymi słuchawkami na szyi. I poszedł jak człowiek, który czas liczy na palcach- sposobem skrupulatnym ale w ostatecznym rozrachunku daremnym, bezsensownym. Tak chodził.
WWWMarsz umilał sobie audycją Radia Roxy- Kazimierz nad Wisłą, prowadzi znana krytyk literacka. Książka ta- słuchał miłego głosu z charakterystyczną premierowską wadą wymowy- szyderczo uderza w kulturę konsumpcjonizmu...Wyłączył radio. Stradomska zawsze mu się podobała, ulica z fasadami jakby zaprojektowanymi przez małe dzieci które postanowiły pobawić się w miasto i wytworzyły tkankę miejską z pustych pudełek po margarynie, opakowaniach po lodach, poprzecieranych tazosach, fragmentach cegieł znalezionych w piwnicy. Wszystko doprawione brudem dzieciństwa i beztroski. Tło bardzo dobre dla bijących się ludzi, którzy właśnie się bili ponieważ odbywały się w Polsce zamieszki i burdy oraz protesty i rewolucja. Niektórzy biegali z kolorowymi sztandarami inni mieli czarne kombinezony i bili tych kolorowych, od czasu do czasu w grę wkraczali funkcjonariusze z gazem łzawiącym. Z chińskiej knajpy tao czaj szek, czy tao min czuk albo leo dong kong, śpiewała Ona. Madonna VIII Brunetka:
(Come on)
You can look but you can't touchYou can look,
don't touch (don't touch)
you can look at her butt (her butt),
(aaaaah)
WWWHer butt, her butt- powtórzył Maro. Właśnie, Kalina, zapomniał napisać do Kaliny. W sumie niewiele stracił. Sytuacja jest jak dotąd niezmiennie przejebana.
WWWJeśli kogoś to zainteresuje, z Kaliną tworzył niesamowicie iskrzącą relację. Wszystko w tym związku tarło, ocierało się, bruzdziło o siebie, pościerwiało, raniło. Dlatego był to związek prawie idealny. Właśnie dlatego. Właśnie tak myślał Maro. I miał rację.
WWWJednak pewnego dnia wszystko poszło i nie wróciło. Kalina wyjechała do Estonii robić doktorat z bałtystyki stosowanej oraz nauki o rybach morskich i wysyłała mu już tylko zdjęcia.
Zdjęcia na fejsie, na portalu społecznościowym, nowa płaszczyzna ich miłości. Dodajmy- bardzo kiepska. Bo nagle, na tej płaszczyźnie, inne elementy pojawiać się zaczęły. Inni specjaliści od bałtystyki stosowanej, inni amatorzy fauny morskiej. I koniec.
WWWMożę napisać jej list w którym wyrażę swoje zdanie że- o jak bardzo Cię pierdolę. Ale nie, to byłby niski styl. Bez przesady.
WWWTłem tych rozmyślań, snutych w trakcie marowe`go skrupulatnego kroku, były zamieszki.Strzały, bójki, odpryski tynku, latające puszki z farbą nie były dla niego niczym nowym. Schylał głowę czasem, innym razem chował się za kolumną, ścianą, osłoną. Bywał w Gruzji, w parnym Tibilisi. Zna pewne triki.
WWWA gdyby tak jakiegoś ministra zapytać? O ministrze w tym całym bałaganie zrobić materiał? Ale o ministrach już i tak sporo powiedziano.
Nie możesz zatem ani zobaczyć ani dotknąć czegoś nieczystego,
ale możesz patrzeć na coś lub dotykać w nieczystym zamiarze.
WWWPrzeczytał na tablicy ogłoszeń parafii (czy to dom zakonny?) przy Bernardyńskiej. Księdza? Nie, nikt nie posłucha, nawet jakby miał rację i wszyscy się z gościem zgodzili. Zgodzili, gdyby mówiąc to samo, miał koszulę, dajmy na to- w kratę, spodnie dżinsowe. I słomkowy kapelusz- mundrze wieśniak godo. Powiedziano by.
Może i mundrze ale kogo to obchodzi- myślał- kogo obchodzi jakie to zamieszki? O co tutaj idzie? Dlaczego w tym kraju z dnia na dzień niemal czarna apokalipsa, czarna rozpacz, czarna mańka? Jaki to przewrót? Nieważne! Nieważne bo Polsat ma prawo do emitowania materiału z filmowaniem zwłok i wszystkich scen gdzie jest krew, oraz pokazywania dokładnie zdarzeń: starć z policją, czołgów strzelających w budynki, ludzi rozszarpywanych czymkolwiek się da. 140 milionów euro. TVP może tylko robić krótkie zajawki no i oczywiście wyciągnąć cały arsenał tych pornograficzno- żałobnych gadżetów. Czarny logotyp stacji, wywiady z wdowami, krótkie materiały filmowe z lecącymi z góry na dół nazwiskami, lecącymi jak zwłoki z kontenera w porcie gdzieś na Sycylii o którym pisał Saviano. Koszt praw TVP do tegoż- 10 milionów euro. TVN kupił Ligę Mistrzów. 50 milionów euro.
WWWOczywiście, wokół mnóstwo jest gadania. Ale trafna uwaga pojawia się tak często, jak kawałek orzecha arachidowego w produkcie w którym "mogą znaleźć się tego orzecha śladowe ilości."
WWWNo więc burdel tutaj w najlepsze funkcjonuje a Maro idzie, myśli kogo tu sfilmować. Idzie do siedziby alterkraków.tv po swoją ekipę. Przygłuchego Janka Baha od nagłośnienia oraz Joela Keleokele- operatora.
WWWPo kilkunastu minutach dochodzi, tym swoim nieśpiesznym krokiem, do małego placyku przy Garncarskiej i Wenecji. Dziwne, bo tu jakby zamieszki ucichły. I stało się, mleko wylało, oj wylało:
Seria z ckmu pod nogi!
Maro rzuca się za samochód.
Tam siedział już gliniarz z miną nietęgą.
- No to widzę profesjonalnie- zaczął Maro na bezdechu.
- Jacyś zawodnicy umieścili ckm w oknie.
- W oknie siedziby Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego. W sumie ma to sens,
dawno takiego padu nie wykonałem. Długo grzejemy tu?
- Dwie godziny, powinni przysłać helikopter.
- Mi to się w sumie nie śpieszy. Nie mam jeszcze pomysłu na newsa.
- Dziennikarz? Będę w telewizji?- uśmiechnął się glina.
- No nie, nie mam kamery a poza tym- miałem być dziennikarzem, zostałem newsmakerem z alterkrakow.tv.
- Aha. Mocne porno macie po 23ciej.
Trochę się panowie pośmiali.
- Michał
- Maro.
Uścisk dłoni.
WWWMinęły dwie godziny.
- Szluga?- Maro częstował lucky`ami
- Jasne.
- Dupa trochę boli.
- No. Nic się nie dzieje. Jak w polskim filmie.
- Co o tym sądzisz?
- Ogólnie- zimno, żonie powiedziałem, że będę przed szesnastą
a tu jakiś dureń z ckmem mnie pilnuje. Chujnia- po tych słowach asp. Michał rozmasował poślady.
- Ale mi chodzi tak ogólnie, co o tym myślisz?
- Ogólnie to nie moja sprawa jest. Interesuję się paralotniarstwem
to dużo czasu pochłania, plus rodzina no i- non stop białko na
komendzie.
- Białko?
- Papierkowa robota. Nuda. Myślałem- pójdę na akcję będzie rozpierdol, postrzelam, a nie, że tylko w domu na komputerze, kurwa glina a strzela tylko w domu z synem, w gierki o wojnie. To mam wojnę. Hemorojdy zaliczyły dziś kolejny level w mojej dupie.
- A ja to tam wiesz, nawet lubię nudę- posiedzieć, długie ujęcia,
japońskie filmy- drwal idzie po drzewo i on naprawdę, kurwa,
idzie po drzewo. Piętnaście minut. Do lasu.
- No czaję. Ale wiesz. To życie nie jest. Akcja! Człowieku,
miasto, to jest to co mnie grzeje. Wyjeżdżamy dyskoteką, jedziemy za hołkiem z włączoną bombą...
- Co kurwa? - Maro zaśmiał się.
- No jak jakiegoś Hołowczyca ścigamy, dobrze prowadzi to hołek,
a z bombą- znaczy z włączonymi szklankami.
- Ok łapię. Ty, to jest idealny moment na taką rozmowę o
dłużyznach życia.
WWWJeb, coś uderzyło, to czołgi wjeżdżają.
- O jadą nasi, czołgi i poczwary, ee, te opancerzone.
- Jasne.
I kiedy wydawało się, że wszystko jest w porządku, z przeciwnej
strony, na placyk, wjechały upaćkane na różne kolory dwa twarde. Zaczęła się młócka.
Strzał, strzał, strzał cisza i pisk w głowie Mara. Mąka kurzu na ulicy. Szumy jakby pod wodą głowę trzymał. Kawał gruzu z kamienicy kilkanaście metrów od nich upadł na asfalt. Aspirant Michał złapał Mara i chciał go ciągnąć ale w tym momencie, kilkanaście metrów od nich, eksplozja granatu, padli na ziemię, Michał dostał odłamkiem w ramię- dużo krwi.
WWWPodjechała poczwara, wybiegli kumple rannego gliniarza, zawinęli do pojazdu, mieli już brać Mara ale w tym momencie kolejny ostrzał gdzieś z przeciwnej strony, prawdopodobnie z okna siedziby polskiego towarzystwa gimnastycznego.
- Odwrót kurwa, odwrót.
Siły wojska i policji zaczęły się wycofywać, kolorowe czołgi i ckmy pruły za nimi. Maro już tego nie śledził, był oszołomiony, musiał coś zrobić ale nie mógł pomyśleć, złapać oddechu. Z dziury w ziemi, którą zrobił pocisk wystrzelony z czołgu kolorowych, dwie brudne łapy złapały go za popielaty trencz, który ubrał dziś rano z myślą, że jest w sam raz na listopad. i wciągały powoli pod ziemię bezwładne już ciało.
WWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWW Pomarańczową lampa dawała słabe światło. Było brudno. Morko i lepko. Pachniało pleśnią. Pomarańczowa aura oświetlała twarz gościa- no z ryja istny człowiek szczur. Długi nos, wyciągnięte usta, wąsy takie jakieś rzadkie. Do tego brudna twarz, umorusana po prostu, i na oko tak z 65 lat, czyli po umyciu, depilacji, pilingu, odkażaniu i deratyzacji- czterdziestka.
- Chłopcze radarowcze. Cośmy się na autobus chyba spóźnili.
- A i owszem. Coś wybuchło.
- Konserwę?
Podał mu zieloną, rozharataną puszkę z napisem- turystyczna indykopolon. W środku było trochę konserwy a reszta to robale.
- To znaczy, tak! Chętnie skosztuję.
Maro jeździł tu i ówdzie i wie, że odmowa posiłku u gospodarza- w jakiejkolwiek kulturze, w jakimkolwiek obszarze zabicia dechami, na jakimkolwiek zapomnianym przez Stwórcę stepie- kończy się źle. Tu akurat wchodził prosty algorytm. Żadnego F1 wciskać nie trzeba: Gdy częstują- jedz! Gdy strzelają- spierdalaj!
- Fajnyś gość, od razu wiedziałem, że to leży
dobry jego...
- Mość?
- Łapiesz podziemną mowę,
pogadamy sobie tutaj druhu.
- Jasne. Ile czasu minęło?
- Z deka godzina
czas szybko daje dyla
klepsydra nie czeka.
- Muszę zrobić materiał o tym co się dzieje. Myślałem: wyjdę będzie rumor mill, tylko wybierać, rumor mill znaczy...
- Ploty chłopie, plotki,
nie ucz szczura ludzkiej mowy on zna
tajne szyfry tajne kody.
- No tak, dobrze- maro uśmiechnął się bo w zasadzie o co tutaj chodzi? Ten glina, ten człowiek szczur i ta zawierucha? Kto tym diabelstwem steruje bo na pewno nie tacy jak ci ani jak on? Więc kto?
- Widzę, że zamyślasz się mój chłopcze
oczy twoje mgłą, ruchy twoje snem
poruszasz się jakby w nocy
choć dzień
śpisz na jawie, śnisz coś, śnisz.
- Wiem, wiem. Muszę to jakoś zrobić. Zawsze to robię zawsze mam plan a dziś? Chuj wie, jestem jak w piekielnej pozytywce wszystko się dzieje...
- Ale jakby nie wiadomo jak? Po co?
ciągle ten sam rytm, ta sama melodia
te same...
- Mówmy wprost, ludzie napierdalają
pociskami, trochę zdziwiony jestem, że akurat tu
a nie w jakimś wilgotnym gorącym azjatyckim kingsajzie.
Pisk. Przebiegł szczur, wlazł gawędziarzowi na plecy. Człowiek szczur podał mu trochę konserwy.
- Zabija cię rutyna, chcesz opowieści
posłuchaj jej, bo to miasto śpiewa,
słyszysz te szmery, te pluski, te rozmowy,
z kanału to dochodzą wersy ludzkiej mowy,
muzyka, tam rap a tu Mozart,
to miasto żyje, tu tkwią moce,
w kanale czuć że to opowieść płynie
nadstaw ucho, poczuj
zapisuj jedynie.
- Ok pojmuję.
- Nie skupiaj się na własnym monologu
nie patrz w lustro,
patrz na twarze, na fasady
ocieraj się o tę tkankę puchnącą
zaropiałą ranę,
co tętni, co pulsuje
narrację swą snuje. A teraz idź!
- Żegnaj człowieku nie wiadomo skąd! Bądź pozdrowiona wcielona miejska gawędo.
Człowiek szczur wskazał Narutowiczowi światło w tunelu. Maro szedł już do wyjścia. Krokiem człowieka, który w końcu kupił sobie zegarek.
WWWWyszedł z kanału zaraz przy Placu Piłsudskiego. Wyszedł Maro odmieniony witając zmienną pogodę. W ogóle to był deszczowy listopad. Przestało padać ale zerwał się zimny, intensywnie wiejący wiatr. Na placu walały się sterty przeróżnego śmiecia, stało kilka spalonych samochodów, po placu biegała grupka gówniarzy z pałkami zabranymi policji. Ktoś miał nawet karabin na gumowe kule. Front musiał przejść tędy godzinę temu.
WWWMaro podszedł bliżej (krótkowidz) nie zauważył początkowo, że te papiery to papiery redakcyjne, że wszystkie budynki są całe ale jedno piętro w kamienicy po jego prawej stronie, jest zniszczone. Czołg musiał uderzyć. Ale dlaczego akurat w siedzibę alterkraków?
WWWPodbiegł do grupki kolesi i zapytał co się stało. Wzruszyli ramionami jeden powiedział, że przypadkowo czołg kolorowych strzelił w ten budynek. Chciał chyba na wiwat ale za nisko lufę podniósł.
WWWMaro był tym mocno zdziwiony, ręcę się spociły, do tego wszystkie objawy dużego zdenerwowania, mdłości. Szedł do tego co zostało z siedziby alterkraków, ale tym razem jakby mu zegarek stanął. Trzydzieści lat temu, szedł, ot tak, po prostu cholernie powoli.
WWWW zasadzie wnętrze było nie aż tak zniszczone jak się wydawało, że może być patrząc z zewnątrz. Schody- poza tym że dużo gruzu na nich i kurz- nietknięte. Wszedł na drugie piętro, tam było gorzej. Zawsze ciemny korytarz, kafkowski, ciasny, teraz całkowicie rozświetlony. Jeszcze wczoraj kończyły go drzwi do gabinetu newsroomu. Dziś- widok na Kraków.
WWWWszędzie pusto. Wiatr hulał, papiery się walały. Poszedł do miejsca gdzie przebywają techniczni zwykle.
WWWPodszedł do drzwi. Otworzył. W środku zniszczony sprzęt, dymu trochę. I czarna plama na dywanie z komfortu. Zrobił kilka kroków, zajrzał za biurko i zobaczył znajomego murzyna. Kele leżał, miał przygniecioną nogę. Spadła na niego srebrna rura. Nie wiadomo czy to wentylacyjna czy z ciepłą wodą. Po prostu zawsze tam wisiała.
- Ty, o kurwa. Zatamowałeś?- zapytał Maro.
- Spoko, naciska na tętnicę, ta krew na posadzce to nie moja.
Ze mnie mniej trochę jest.
- No wiesz myślałem, że twoja bo czarna.
Joel próbował sięgnąć sierpowym z pozycji siedzącej swojego kumpla ale tylko machnął w powietrzu.
Zaśmiali się.
- Gdzie kamera?
- Ej no ty, a może byś zapytał: jak tam Joel twój czarny tyłek,
może przynieść ci gofra?
- A może brązowego cukru?
- Zżynasz. To było w Bad Boysach.
- Słuchaj zadzwonię, powiadomię ich o twojej przerąbanej sytuacji,
powinieneś przeżyć.- uśmiechnął się do kumpla- Muszę zrobić ten materiał. Teraz mam kolejny powód. W ogóle co tu robiłeś?
- Na ciebie czekałem! Janek nie dotarł. . . Cóż. . . Jest działająca kamera u mnie w szafce. Wiesz gdzie.
- OK.
- Pamiętaj przycisk z czerwonym.
- Wiem, to się obsługuje jak cyfrówkę. Dam radę.
-Ej. . .
- Tylko nie mów: uważaj na siebie. Jesteśmy w kurewskim Krakowie a nie Nowym Jorku.
Joel by się nawet zaśmiał ale był tak zmęczony, że sił wystarczyło tylko na uśmiech. Maro pobiegł po kamerę. Zadzwonił jeszcze do znajomych w lotniczym pogotowiu ratunkowym i prysnął w pogrążony rewolucyjną zawieruchą Kraków.
***
WWWPo godzinie siedział w wojskowym smigłowcu i rozmawiał z oficerem operacyjnym.
- Nie wiem, kiedy to się skończy, na krowodrzy jest mocny opór. I tak mamy szczęście, bo w Warszawie ulice już płyną.
- Co będzie dalej?
- Nie mam pojęcia, ale... nie wiem czy jeszcze pogram sobie w trawiana, nie wiem czy bilet na ćwierćfinał w Lizbonie będzie aktualny, co mam Ci kurwa powiedzieć?
WWWOficer operacyjny wygadał nam trochę ze swojego wnętrza i nie było w tym nic dziwnego- przyznali później telewidzowie- bo przecież otwieramy się często przed przypadkowymi ludźmi spotkanymi na przystankowej ławce albo w płonącym samolocie.
WWWWysiadł na dachu jednego ze szpitali.
WWWPo chwili rozmawiał już z ordynatorem.
- Przeważnie rany szarpane, postrzałowe, dużo jest pobitych. Rannych mieliśmy od ósmej do teraz okoł 40-tu. W innych szpitalach sytuacja jest podobna. Śmiertelne? Mówi się od czterech do ośmiu. Kilka osób zaginęło.
- Dacie radę?
- NFZ w Warszawie poszedł z dymem. Spokojna głowa- lekarz uśmiechnął się i pożagnął gnającego już w inne miejsce Narutowicza.
WWWPrzechadzał się po szpitalnych korytarzach, zamieszanie straszne jak za kulisami programu tap madl gdy oglądalność 10 milionów widzów i Polska z drżeniem prącia oczekuje nowej piękności, która podbije zachodnie salony kremów do ulepszania ciała i gum do żucia zapachowych tylko, że tu zamiast specjalistów od imidżu- lekarze, zamiast pudru i francuskich perfum- ropa, krew, smrody wydzielin, zamiast laserowo poprawianych ciał- ciała rozszarpane, obumierające.
W telewizji, o dziwo, leciał program o książkach- "Elfride w popisowy sposób demaskuje pustą kulturę konsumpcjonizmu, powinno nam być wstyd. . .". Maro pewnie rzuciłby w telewizor kamieniem, gdyby go miał ale nie miał to nie rzucił. Szedł dalej mijając łóżka szpitalne. Nagle zdębiał. Stanął jak wryty w ziemię słup soli i gapił się jak wół na malowane wrota. Gapił i poznał ją, stojącą tyłem. Czyli jednak nie zebra- pomyślał.
- Kalina!
Obróciła się i patrzyła przez chwilę na niego jak na aktora, gwiazdę jej dzieciństwa, którą w końcu zobaczyła na żywo, kiedyś umarłaby z wrażenia, dziś raczej z nudów.
- Maro. Nie zapytam co tu robisz bo chyba wiem ale..
Podszedł do niej. Miała czarne dżinsy rurki i flanelową błękitną koszulę, mocno wciętą w talii. Szczupła ale pyzata buzia. Brązowe oczy co u blondynek jest jak biały kruk wśród czarnych kruków. Przypominała nieco Amy Smart w najlepszej formie.
- Przecież siedzisz w Talinie?
- A dlaczego w ogóle do mnie mówisz? Nie mówiłeś do mnie od tylu dni. Nie mówisz do mnie już w ogóle, dlaczego. . .- ze zdenerwowania pociągnęła kilka łyków kawy z jednorazowego kubka.
- A dlaczego nie?
- Bo nie ma w życiu "dlaczego nie", jest zawsze "dlaczego tak" i koniec.
- To dlaczego tak?
- Chcesz to teraz wywlekać? Nie wiem dlaczego tak.
- Sama zaczęłaś. Poza tym, może od początku było "nie".
- Może i było.
- Morze to ty teraz masz. I nawet od tego morza specjalistę.
- Jesteś żałosny.
Maro popatrzył przez chwilę na jej dwie pyzy, które od kilku chwil były czerwone i na zaciśnięte blade usta. Miał ochotę mocno ją pocałować, do bólu, „do pierwszej krwi”. Podniósł kamerę, włączył i skierował obiektyw na twarz Kaliny
- Może pani powiedzieć coś na temat polskiej służby zdrowia w tym całym zamieszaniu?- wypowiedział z wrednym uśmiechem.
Kalina z całej siły cisnęła kubkiem w twarz Narutowicza. Szczęśliwie dla niego- też lubiła zimną kawę.
- Baj de łej. Ładny trencz, zawsze miałeś gust!
Po tej druzgocząco brzmiącej frazie, drapieżnie poszła korytarzem tak jakby był pusty, jakby zbudowany tylko dla tej jednej sceny z jej życia. Świat zawsze kłaniał się pięknej Kalinie i całował po zgrabnych nóżkach.
Popatrzył na nią Maro z żalem, ścisnęło coś cholernie w klatce piersiowej i wrócił do pracy. Trencz nadawał się tylko do pralni.
WWWWszedł do najgłośniejszej sali, kilka lekko rannych osób rozmawiało w podniosłej atmosferze. Nieważne były to słowa; mieszanka slangu publicystyczno- onetowego, kilku starogwardzistów wspominało 89-rok i Gorbaczowa, Wałęsę i inne tego typu klimaty. Zapytał najmniej żywotnego, milczącego dziadka, ściskającego w dłoniach dziadówkę na zakupy.
- Byłem na targu rybnym na kleparzu. Szedłem kupić dorsza, lubię z cytrynką, grzybki miałem już marynowane i widzę: ludzie, szamotanina, jak za komuny prawie. I szerszeń jakiś mnie urządlił. Ale to okazało się nie szerszeń. . . Zemdliło mnie. Płakać się nie chciało ale tego dorsza, taką ochotę miałem na niego.- Oczy poczerwieniały, otarł, no może były trochę wilgotne- Maro widząc to wyłączył kamerę. Pożegnał się i pognał dalej. Wszystko kręcił z ręki.
WWWSzykował się świetny materiał, ludzie sobie popatrzą.
WWWWybiegł na ulicę. Wiatr się wzmógł. Poszedł gdzieś w ustronne miejsce, w jakąś bramę. Tu budynek był bardziej poszarpany od kul. Płonęła zniszczona Poczwara przy wjeździe. Wszedł na podwórze. Oparł plecy o trzepak, włączył materiał, oglądał.
WWWPo piętnastu minutach wyłączył. Wyciągnął fajki, zaciągnął się. Wreszcie udało mu się wejść w tkankę miasta, w wir wydarzeń. Nie było jego charakterystycznego chłodu. Czuł, że zrobił zajebisty materiał. Palił Lucky Strike i był dumny ze swojej roboty. Rzucił peta. Było już ciemno, deszcz przestał padać. Nie miał jeszcze fragmentu o tle politycznym, wiedział tylko, że jakaś siła zwana kolorowymi walczy o coś z siłami rządowymi. I w tym była moc materiału- pomyślał- nie pokaże KTO zaczął, bo to było cholernie nieważne w całym zamieszaniu. Odwiedził najważniejsze miejsce, które jest komentarzem do takich wydarzeń najlepszym i najuczciwszym- szpital.
WWWRozluźniony zaczął rozglądać się po podwórku, ładnie oświetlonym wieczorną łuną miejskich świateł. W Krakowie, każde podwórze jest inne, odrębne to mikrokosmosy, z własną fauną i florą, charakterystyczną ornamentyką grzyba i pleśni na murach, oryginalną architekturą schodów, zsypów na śmieci, kontenerów. Małe księstwa zgrzybiałych kamieniczek oddzielonych powyginanymi rzędami siatek, szczerbatych murków pomazanych hasłami miłości: "Jebać żydów!" -dla przykładu.
WWW Z lekko uchylonego okna na drugim piętrze ładny kobiecy głos ćwiczył emisję głosu a piętro niżej wtórował mu rozdzierający, suchotniczy kaszel. Oooo i aaaa godne najlepszych scen operowych świata mieszało się z suchotniczy charczeniem godnym najpodlejszych lazaretów świata. Trzeciego.
Szukał dalej czegos charakterystycznego. Zauważył w końcu małą białą figurkę Madonny, bardzo skromną, chciał jej zrobić zdjęcie.
Podszedł bliżej. Za kontenerem! To były zwłoki. Pierwsza śmierć którą zobaczył. To znaczy w Gruzji widział sporo trupów. W Czeczeni itd. Ale to różnica widzieć tam a widzieć śmierć u siebie, u siebie w pokoju prawie. Dziewczyna tak na oko osiemnaście lat. Blondynka. Lubił blondynki. Kto nie lubi? Miała ranę w głowie, włosy oblepione krwią. Twarz już blada ale bardzo spokojna. Śpi po prostu sobie. Nie wciśnie tu F1. Dotknął jej ust, jeszcze czerwonych ust i zrobiło mu się tak po prostu, po ludzku, w chuj głupio.
TEKST 2
WWWKiedy ojciec po raz pierwszy przysunął do mnie Biblię, zapytałem czym jest. Nie wyglądała na zwykłą książkę, nie pachniała jak reszta i była cholernie gruba. Chciałem jej dotknąć, wystrzeliłem rękoma w jej kierunku. Uderzyły o drewniany stół, a ja skrzywiłem się tak, jak nigdy dotąd, i nigdy później.
WWWSpojrzałem na dłonie. Tuż nad rzędem kości wyrosła czerwona pręga. Mogłem ją dzielić, odsuwając jedną rękę.
WWWOjciec stał nade mną, trzymając gałązkę. Czułem jego przyśpieszony oddech we włosach.
WWWNigdy więcej nie dotykaj Biblii brudnymi łapskami, powiedział.
WWWMówił o wiele więcej, ale nie słuchałem. Przyglądałem się dłoniom.
WWWWydawało mi się, że jestem dobrym człowiekiem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, nawet matka zwracała się do mnie „aniołku”. Stosowałem się do ojcowych porad, pomagając słabszym, niosąc wsparcie dla tych, którzy się chwiali.
WWWKiedyś podsłuchałem rozmowę między matką a starszą kobietą. Przyszła do niej, przedstawiła się jako dawna znajoma, poprosiła o herbatę. Matka podała. Polemizowały na temat podziałów panujących na świecie. Kobieta ciągle dłubała łyżeczką w szklance. Na koniec stwierdziła, patrząc na mnie wilgotnymi oczyma, że powinienem zostać księdzem.
WWWMiałby pomagać ludziom wystawiając się na drwiny i obelgi?, zapytała matka. Nie pozwolę na to. I tak wystarczająco różni się od innych dzieci.
WWWJa jednak chciałem robić coś dla innych. Przeczuwałem, że to moje powołanie, że do tego zostałem stworzony, że tylko w ten sposób ukradnę życiu radość będąc dorosłym.
WWWOjciec zawsze powtarzał:
WWW– Kiedy rzucisz zabawki, czeka na ciebie wycieczka w góry.
WWWA potem tłumaczył o trudach dorosłego życia.
WWWPrawdę powiedziawszy bałem się być mężczyzną. Znacznie bardziej uśmiechało mi się pozostać dzieckiem, które odprowadza staruszki pod ich domy, ciągnąc za sobą ciężką torbę z zakupami. Urywałem z tego to, co sprawiało mi radość - możliwość pomocy, rezygnując z drobniaków, które kobiety niejednokrotnie wydłubywały ze znoszonych portmonetek.
WWWNie wiem, jakimi ludźmi są księża. Ludzie uczyli mnie wytykać ich palcami, wskazywać słabe punkty, krzyczeć o popełnionych zbrodniach przeciwko ludzkości. Wtedy wydawało mi się, że racja jest po stronie ludzi. Kapłani wydawali się być kimś zupełnie innym. Ze względu na czarne sutanny myślałem, że przysłał ich diabeł.
WWWA potem ojciec nauczył mnie korzystać z Biblii. Miałem wtedy dwadzieścia trzy lata.
WWWOjciec wszedł do mojego pokoju, przyglądnął się moim dłoniom, rozkazał je umyć.
WWWPrzyjdź do kuchni, powiedział i wyszedł, zatrzymując się za drzwiami. Nasłuchiwał. Upewniał się, czy mi zależy.
WWWZależało, więc zerwałem się z łóżka, zabrałem ręcznik z szafki.
WWW– Wykorzystaj nowe mydło. Zużyj całe. Później sprawdzę czy to zrobiłeś - powiedział, stawiając nogę na schodzie.
WWWPocierałem dłońmi tak mocno aż poczerwieniały. Nie zużyłem całego mydła, wrzuciłem je do kibla i pociągnąłem sznureczek. Ojciec nigdy go nie znalazł.
WWWCzekał odwrócony do okna. Na stole leżała otwarta Biblia.
WWWPodszedłem, chcąc po raz pierwszy w życiu jej dotknąć. Była wyjątkowa, przynajmniej tak mi się wydawała. Inaczej ojciec nie zdzielił by mnie gałązką.
WWWWyciągnąłem ręce, które równie szybko powędrowały do kieszeni.
WWW – Zostaw - odezwał się ojciec zachowując spokój. Wciąż wypatrywał czegoś za oknem. Może to były ptaki, lubił ptaki. Szczególnie te siedzące na gałęziach. Mówił, że przyglądają mu się równie uważnie jak on im.
WWWWstał, podniósł krzesło, podszedł do stołu i znowu usiadł. Patrzył na mnie. Miał zmęczone oczy.
WWW– Najpierw modlitwa.
WWWWtedy po raz pierwszy modliliśmy się razem. Do tego dnia musiałem robić to sam. Matka nauczyła mnie kilku zdań, które wypowiadałem przez resztę życia. Ojciec modlił się tymi samymi słowami.
WWWNa koniec złapał moją rękę, ucałował i poprosił, bym nigdy nie dotykał Biblii brudnymi łapami.
WWWUwierzyłem w Jezusa. Próbowałem zrozumieć sens jego cierpienia, tłumaczyłem sobie jego boskość, a ojciec tylko się uśmiechał. Nigdy wcześniej, i nigdy później nie uśmiechał się równie serdecznie.
WWW Na koniec powiedział, że Jezus ma względem mnie plan. Zapytałem jaki?, ale ojciec nie opowiedział. Nauczył mnie wtedy zbywać ludzi milczeniem. Chyba nic nie boli bardziej niż pytania pozostawione bez odpowiedzi, szczególnie wtedy, kiedy ktoś je zna.
WWW– Pora położyć się do łóżka, synku. Jutro już nic nie będzie takie, jak dzisiaj - powiedział, po czym zamknął Biblię, zrobił znak krzyża na moim czole, wstał i odłożył Biblię na specjalne miejsce na półce. Nad nią wisiał drewniany krucyfiks.
***
WWWObudziłem się w białym pokoju. Zza ściany dobiegały jęki, obok łóżka siedziała przygarbiona matka. Coś wydawało przeciągłe dźwięki. Odwróciłem głowę, chcąc zobaczyć ich źródło.
WWWNiewielki monitor wyświetlał linię, która załamywała się skacząc do góry i opadając.
WWW– To linia twojego życia - odezwała się matka. – Pokazuje jak bije twoje serduszko.
WWWNadal nie wiedziałem, gdzie jestem. Chciałem ją o to zapytać, ale nie mogłem nawet rozchylić sklejonych warg.
WWW– Odpoczywaj, musisz odzyskać zdrowie. Bóg na pewno ci w tym pomoże.
WWWZasnąłem.
WWWPóźniej matka powiedziała mi o ojcu. Podobno strzelił sobie w głowę. Mówiła, że był bardzo słaby, zbyt słaby, żeby żyć.
WWW– Źle postąpił naciskając na spust. Miejmy nadzieję na nieskończoność bożego miłosierdzia. - Miała nabrzmiałe powieki, jednak powstrzymywała się od płaczu.
***
WWWTeraz, kiedy o tym opowiadam, matka nie żyje. Podobno zawał okazał się od niej sprytniejszy. Ale ja wiem, że była zbyt silna by mu się poddać. Pewnie z tęsknoty pękło jej serce.
WWWJest dwudziesty trzeci grudnia, roku pańskiego.
WWWŚwięta spędzam w seminarium. Dom, w którym żyłem, kupili jacyś ludzie. Notariusz mówił, że są dobrzy i wszystkich traktują jako równych sobie. Kiedy zostanę kapłanem pojadę do nich i opowiem historię miejsca, które teraz należy do nich. Każda dobra historia musi zostać kiedyś opowiedziana. Tak mówił ojciec.
WWWPotem poproszę ich o oddanie Biblii.
WWWKsiądz nie musi myć rąk. Jest wystarczająco czysty, powiedział mi we śnie ojciec.
---------------------------------------------------------------------------------------
Powodzenia!