Thug vs Escort

1
Thug vs Escort
Starcie gigantów, koniec pewnej ery


Użytkownicy zarejestrowani na forum co najmniej od miesiąca mogą przyznawać opowiadaniom punkty wg schematu:

Pomysł - max 20 punktów.

Styl - max 20 punktów.

Realizacja tematu - max 10 punktów.

Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)

Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)

Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)

Ocena końcowa - zsumowane punkty


Termin - 14 kwietnia do północy

Teksty na PW do mnie.

Oceny - 25 kwietnia do północy
Ostatnio zmieniony śr 17 kwie 2013, 21:46 przez ancepa, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Tekst nr 1

WWWNiebo zasnuło się czarnymi chmurami. Za rogu wyłoniła się postać, którą spowijała ciemność. Kaszlała ciężko, dusząc się dymem. Po chwili rozległ się stukot zderzenia się wyrzuconych przez niego żelaznych rękawic z kamienną ścianę.
WWW-Khy, khy. Magiczny chiński szmelc. Miały płonąć, a nie dymić tak, że nie widzę nawet czubka swojego nosa.
WWWMieszkańcy miasta zamykali się w domach, ulice błyskawicznie pustoszały. Wszyscy znali tę osobę i nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Nazywał się Thug i był jednym z zbrodniarzy, jakich nieraz już wydalono z tych ziem.
WWWNagle spoważniał, jego spojrzenie nabrało złowróżbnego błysku. Rozejrzał się wokół, lecz nikogo nie zobaczył. Zdenerwowany brakiem uwagi, zaczął krzyczeć:
WWW-Escort! Wiem, że gdzieś tu jesteś! Wyłaź! Czas rozstrzygnąć nasz spór!
WWWCzłowiek, którego wzywał był trochę niczym Batman. Rzadko go widywano, zwykle przypatrywał się miastu ze swej kryjówki, ale gdy zaczynał grasować Thug, stawał z nim do walki. Ich spór, który przerodził się w regularne potyczki, był całkiem prosty: walczyli o to kto jest gorszy.
WWWPewnym krokiem samym środkiem ulicy szedł właśnie ów bohater. Gdy był w połowie drogi, z bocznych uliczek jednocześnie wyszło dwóch strażników w czarnych mundurach i kroczyli tuż za nim. Tak samo stało się na następnym skrzyżowaniu.
WWW-Cwaniaczek. Temu to zawsze się uda efektowne wejście – szepnął do siebie złoczyńca.
WWW-Witaj. Przyszedłeś znowu mnie przekonywać? Nie umiesz się pogodzić z prostym faktem, że jesteś lepszy?
WWW-Skoro tak, to czemu przyszli z tobą czarni?
WWW-Bo ja potrzebuję ich pomocy.
WWWJednak prawda była zupełnie inna. Za Thugiem jakby znikąd pojawiła się kobieta w czerwonej sukni. Należała do specjalnej grupy obrońców miasta. Mogła zrobić niemal wszystko, co uzna za słuszne, aby tylko utrzymać porządek i chronić miasto przed zbyt wielką ilością kiczu. Plotka głosiła, że miała nawet konszachty wśród sławnych Mścicieli.
WWW-Oni nie są tu, aby pomóc Escortowi, a aby was przypilnować. Chcecie zakończyć wasz spór? Dobrze, ale zrobicie to pokojowymi metodami, rozumiemy się?
WWWDwaj niestrudzeni wrogowie, spojrzeli na siebie i się roześmiali. Tak, swój spór wreszcie rozwiążą, ale obaj wiedzieli, że to będzie prawdziwa bitwa. Na co komu spokojne rozmowy, jak można rozwalić wszystko wokół?
WWW-O tak. Zakończymy to raz na zawsze i nastanie czas – powiedzieli razem dwaj wojownicy, lecz na tym kończyła się ich zgoda bo gdy Złoczyńca powiedział „Escorta”, to ten powiedział „Thuga”.
WWWObaj skupili w sobie magiczną moc, gotując się do walki. Czerwona dama wyczuła co się świeci, ale nie zdążyła zareagować. Fan chińskich rupieci jako pierwszy rzucił zaklęcie, potężną obszarówkę, kierując swe otwarte dłonie ku ziemi.
WWW-Babol rze arz strah!
WWWByła to jego autorska magia, nikt inny dotąd nie próbował nawet mówić z błędem, a tylko wtedy te czary nabierały prawdziwej mocy. Strażnicy zostali oślepieni, a damie w czerwieni, która była najbliżej, aż oczy zaczęły krwawić. Tylko Escort stał niewzruszony.
WWWZłoczyńca nie mógł tego znieść. Szybko podbiegł do bohatera i uderzył go bezpośrednio w tułów zaklęciem «błyskawicznego tempa». Czar pchnął przeciwnika w tył z taką siłą, że ten zatrzymał się dopiero w kamiennej ścianie. Tej następnej, bo przez pierwszą po prostu się przebił.
WWWJednak gdy wyłonił się kurzu zniszczonego domu, nic mu nie było, zupełnie jakby ktoś go lekko popchnął. Zaskoczony Thug rozdziawił szeroko usta, a jego zdziwione oczy stały się wielkie jak spodki. Tym czasem Escort otrzepał się i wykorzystując to, że wroga zamurowało, samemu go uderzył od dołu w brzuch, wzmacniając cios czarem «straconego podmiotu».
WWWZłoczyńca wciąż z niezmienionym wyrazem twarzy, poleciał wysoko ku niebu. Mieszkańcy miasta myśleli już, że wreszcie się skończyło, że tym razem pojedynek był całkowicie jednostronny. Na ich nieszczęście, Thug nie dawał się łatwo przekonać i już wracał ze stratosfery, prosto na ich mała arenę.
WWWTuż po tym na placu boju pojawił się kapłan zapomnianego boga. Słyszał co się dzieje i chciał zażegnać kryzys. Widząc bezradnych strażników, natychmiast przystąpił do działania. Rzucił potężny czar oczyszczający «korekta».
WWWNiestety, zdołał on podziałać tylko na jednego czarnego. Jednak ten odzyskawszy wzrok, rzucił na pozostałych towarzyszy «weryfikację», która niwelowała wszelkie negatywne skutki zaklęć grafomanów. Czerwona dama, teraz straszliwie wkurzona, też nie stała bezczynie. Rzuciła granat zwany słownikiem w Thuga, jednocześnie posyłając w Escorta «błogosławieństwo pewności siebie», które jak wiedziała, bardziej sprawi mu ból niż wzmocni.
WWWZłoczyńca podniósł się z ziemi, zastanawiając się, który to już raz oberwał takim granatem. Mając dosyć tego wtrącania się innych, przywołał swojego najgroźniejszego demona Wielkiego Babola, by ten zajął trochę bohatera. Zaś sam Thug chciał porozmawiać z niespokojnymi widzami.
WWWJednak Escort miał inne plany. Zaklęcie «wymuszonego myślenia», unieruchomiło Złoczyńce, jednocześnie zatrzymując gigantycznego demona. Po pełnej napięcia minucie Wielki Babol, został uderzony «nierealnością zdarzeń» i padł wprost na swego pana oraz strażników. To było jedyne zaklęcie w arsenale bohatera dzięki któremu, ktoś tak mały jak on, mógł jednym ciosem powalić takiego olbrzyma.
WWWDemon zniknął, wróciwszy do swojego świata. Thug cieszył się w duchu, że przekleństwo rzucone na niego, znikło po tym jak oberwał. Nigdy dotąd nie musiał myśleć aż o dwóch rzeczach jednocześnie. To był istny koszmar! W porównaniu z nim, znalezienie się pod zadkiem olbrzyma z piekła rodem, było jak ciepłe piwo latem. Przeszkadza, ale nie boli.
WWWCzerwona dama pomagała powalonym strażnikom. Jedna z czarnych, ta najbardziej wytrzymała, próbowała jeszcze zaszkodzić dwójce wojowników, lecz zaraz oberwała «zaginionymi przecinkami i haczykami».
WWWKobieta w czerwonej sukni przywołała ją do siebie. Biedna czarna była cała poharatana, krwawiła z wielu ran, lecz zdawała się nie odczuwać nawet odrobiny bólu.
WWW-Zaczekaj, jeśli wciąż będziemy walczyć sami, to nim ich powstrzymamy, zrujnują większość miasta. Musimy wezwać wsparcie. Leć po Niezwyciężonego, już on się nimi zajmie.
WWWStrażniczka posłuchała rozkazu. Obejrzała się na wciąż wymieniających ciosy wojowników. Widziała, że kilka budynków ledwie stoi, a i krater zrobiony przez Złoczyńce, rzucał się w oczy. Bała się, że nim wykona zadanie, dzielnica legnie w gruzach
WWWKapłan był zdecydowanie spokojniejszy niż strażnicy. Spodziewał się większych zniszczeń, a tu widział, że nie jest tak źle. Więc mógł spokojnie obserwować, licząc na to, że zakończy się era ich pojedynków. Nie zamierzał ingerować, puki sytuacja jest pod względną kontrolą.
WWWCzarna strażniczka musiała biegać niezwykle szybko, bo oto dało się już słyszeć ciężkie kroki, nadchodzącego Niezwyciężonego. Jednak wojownicy byli tak pochłonięci sobą, że ich nie poczuli.
WWW-To znowu oni?! Mogliby wreszcie skończyć te głupoty! -zahuczał głos dwudziestometrowego giganta. Chwycił on swoją pałkę i uderzył, chcąc pozbyć się obu denerwujących muszek, za jednym zamachem. O ile Thug umknął przed ciosem, przy pomocy zaklęcia teleportacji «retrospekcja», to Escort, nawet nie zdążył mrugnąć. Poleciał w przestrzeń, także kapłan aż zagwizdnął z podziwu.
WWW-No! Jednego mamy z głowy! Jeszcze ty!
WWWHuczał dalej olbrzym, gdy nagle coś uderzyło go w tył głowy. To bohater zdążył już okrążyć ziemię i siłą rozpędu uderzyć giganta w potylicę. Gdy Escort wciąż leżał na ziemi, postękując z bólu, a Niezwyciężony drapał się z tyłu głowy, zastanawiając się co to było, Złoczyńca postanowił wykorzystać okazję i odpłacić pięknym za nadobne.
WWWWbiegł po ścianie jednego z ocalałych budynków i skacząc na olbrzyma uderzył zaklęciem chaosu «optymistyczne uderzenie realistycznego pesymizmu». Wraz z ciosem dało się słyszeć głośne „ping”, a gdy bohater, któremu nie w smak było zostać przygnieciony tym olbrzymim cielskiem, uderzył giganta w podbródek «zaginionymi fragmentami», rozległ się i „pong”.
WWW-Ja nie przegrałem! Tylko cofnę się na chwilę, byście mogli walczyć o drugie miejsce! - powiedział gigant, zadziwiając tym wszystkich. Dawno się nie zdarzyło, by uznał kogoś godnego drugiej pozycji.
WWWWojownicy uradowani, że wreszcie nikt im nie będzie przeszkadzał, wrócili do pojedynku. W ruch poszły szły pieści i zaklęcia. Kolejne ściany służyły za bloki hamulcowe. Ludzie nie wiedzieli czy przyglądać się bitwie czy ociekać gdzieś, gdzie nie dosięgnie ich żaden rykoszet. Nic nie wskazywało, by pojedynek zbliżał się do końca. Wrogowie byli zbyt przekonani o swoich racjach, żaden nie zamierzał odpuścić. Obaj uważali, że ten drugi się myli, że prawda jest po ich stronie.

WWW-Obaj się mylą, obaj są równie dobrzy i źli zarazem. Może tak by wreszcie to pojęli? -powiedziała królowa chaosu, do swego towarzysza w czarnym płaszczu z kapturem. Oboje siedzieli na dachu, niedaleko miejsca gdzie trwała nieostająca walka.
WWW-Może powinniśmy im pokazać gdzie ich miejsce? - zaproponował jej towarzysz, czując delikatne podniecenie, na myśl o małej walce.

WWWCzy odwieczni rywale rozwiążą swój spór? Czy strażnicy znajdą sposób, by ochronić miasto? Kim są dwie tajemnicze postacie na dachu? By się tego dowiedzieć, zostańcie z nami po reklamach.

Tekst nr 2


Politeizm. Wiara w wielu bogów. W dzisiejszych czasach ciężko ludziom o wiarę choćby w jednego boga. Wiele nurtów prowadziło do wiary w jednego Stworzyciela, natomiast wiara w wielu Silnych jest traktowana jako grzech ciężki. Buntownicy przechodzą na stronę ateizmu, nie zdając sobie sprawy, że pośród tych gór dojdzie do spotkania. Spotkania dwóch skrajnych charakterów. Jeden krnąbrny, miłościwy, ale mało zaradny. Dba o swoich podopiecznych, obdarzając ich miłością i ciepłem. Wierzyciele wręcz marzyli o życiu wiecznym w pokoju. Drugi natomiast, przypominający silny wiatr, burzy przeszkody na swojej drodze, dążąc do wszelakiej władzy. Ciągle tkwi w swej upadłości, ale czerpie siłę z osiąganych celów. Uwielbia rywalizację i na każdym kroku dąży, by poczuć smak zwycięstwa. Stawiając wygórowane warunki, zawsze popadał w konflikt.
WWWI nie inaczej było tym razem. Zszedł z nieba, niczym upadły anioł, rozpościerając górne kończyny. Bardziej w geście poczucia władzy i nieskończonej siły niż w celu powitania. Pod żadnym pozorem nie przypominał zwykłego człowieka, a kreaturę stworzoną z probówki po latach eksperymentów. Na skale siedziała postać o posturze starca. Niewinnego, ale czuwającego. Stał na straży, mimo że w zwyczaju nie nadużywał swej potęgi. Nadal spokojnie przyglądał się falom na jeziorze, a momentami unosił wzrok do góry, by podziwiać niespotykane pomarańczowe niebo, a gdzieś pośród nich unosiło się słońce, gdy nagle, nienaturalnie przyspieszyło swoją prędkość po obranej ścieżce na niebie.
Wędrowcy szli po wyznaczonych szlakach wzdłuż znacznego wzniesienia. Ludzkie oko nie ogarniało zebrania dwóch unikalnych jednostek. Spotkanie odbywało się w całkowicie innym wymiarze. Starzec choćby chciał sięgnąć młodych lat, nigdy nie zmieniłby przeszłości. Nie uniknąłby tego starcia. Nabierał ochoty do walki, ale ta dobra część mózgu podpowiadała, że dojdzie do katastrofy. Zniszczy istniejący ład i doprowadzi do nieodwracalnych szkód. Zawiedzie tutejszych ludzi, którzy w spokoju prowadzili dostojne życie. Zło wypleniono, ale nie na długo. Przybyła kreatura lśniła bielą, jakby całkowicie odcinając się od grzechu i pokusy. Ale na odległość emanowała pysznością i chęcią władzy. Kierowała się pokusami, które już dawno zniknęły z planety. W końcu postawiła pierwszy krok. Dziwna stopa zakopała się w głębokim piasku. Ale niestworzony uśmiech nie znikał z twarzy przybysza.
WWW- Bardzo bym chciał, bardzo – rozpoczął dialog w myślach.
WWW- Twój czas minął – odezwał się dumny przeciwnik. Przedziwnie poruszał czwórką palców u rąk, by rozgrzać każdą kończynę do walki. – Czas, by ktoś przejął stery po tobie. Kończy się twoja epoka.
WWW- Pozwól, że sam zdecyduję, kiedy zakończy się ta era.
WWW- Era człowieczeństwa? Okres ludzkości? Grzesznych niziołków, którzy wciąż popełniają błędy. Dotykają się spraw, których nie powinni – dopowiedział, aż w jasnych migawkach pojawiły się małe płomienie. – Szukają kłopotów, odkrywają świat, który już dawno zdołaliby opanować. Spójrz – wskazał palcem na niebo. – Nawet nie potrafią podróżować w kosmosie.
WWWPanujący oderwał się od kamienia i stanął na równe nogi, lecz nie w geście powitania obcego. Początkowo poczuł się urażony po słowach obelg. Starał się jak najlepiej dbać o podopiecznych. Ci, którzy w niego wierzyli, mieli sielankowe życie. Otwierał nowe drogi przed nimi, a ktoś pragnął wyszarpać mu władzę z rąk. Zamienić pokój w niesforny bałagan.
WWW- Odejdź stąd – odezwał się spokojnym tonem, by przypadkiem nie rozwścieczyć przybysza.
WWWRywal ukrywał nabyte zdolności w niestworzonym organizmie. Złość narastała. Nienawiść napędzała jego młody, ale zarazem chory umysł. Biała plama na tle górzystych terenów rozrastała się, nabierając kilka centymetrów w każdej sekundzie.
WWW- Zmuszasz mnie, bym użył siły. Nie spodziewasz się na co stać nowych bogów. Nigdy nie śniłeś o takiej potędze. Nigdy. Przerastały cię plany o panowaniu światem. Chcesz tylko melancholijnego życia. Do niczego to nie prowadzi. – Wraz z rozmiarami ciała obniżał ton głosu, który w punkcie kulminacyjnym powodował lekkie drżenie ziemi. – Pozwól mi panować! – wykrzyknął po raz pierwszy.
WWW- Nie rób tego!
WWW- Pozwól! Mi! Panować!
WWWEksplozja nagromadzonej energii gniewu pochłaniała najbliższe krajobrazy, które zmieniały swoje barwy na ciemne, pozbawione życie. Najbliższe otoczenie przypominało otchłań w środku z białą plamką. Jasne plącza spowijały się w powietrzu i zachowując się jak zbuntowana zwierzyna, falowały szaleńczo. Wielkie oczyska o płomiennym kolorze przedstawiały krajobraz zniszczenia. Furia sięgała granic wytrzymałości.

***

WWWKopalnia Westbrook. Przy jednej z nowo zamontowanych wind stała ekipa badawcza w liczbie kilku członków z notatkami w rękach. Starali się przeanalizować nowe znaleziska. Chrom był pierwiastkiem zapotrzebowanym na badania. Stosowano go do eksperymentów i nowych wynalazków. Brakowało go na planecie, dlatego każdą kopalnię starano się zabezpieczyć z każdej strony.
WWW- Którędy do...
WWW- Poczuliście ten wstrząs?
WWW- To nic takiego, w końcu jesteśmy pod ziemią – dopowiedział trzeci z członków, który zawsze utrzymywał stoicki spokój. Nigdy nie zawiódł się na własnym nosie.
WWWRuszyli we wskazanym kierunku, ale ponownie zakręciło się przed oczami.
WWW- Jakieś urządzenie nawala. Sprawdź to, Logan – wymamrotał ten, który najczęściej kreował się na przywódcę, dlatego jako pierwszy postawił krok do celu.
WWWPrzemierzali małe korytarze, które z każdym metrem stawały się coraz węższe. Dlatego najgrubszy z nich nie potrafił przecisnąć się przez małą szczelinę. Zaklinował się w miejscu, a ziemia zatrzęsła się na jego tłustym brzuchu. Z przerażeniem spoglądali sobie wzajemnie na twarze. Pojedyncze odłamki zaczęły spadać im na głowy.
WWW- Logan, odezwij się. – W specjalnym nadajniku przy uchu rozległ się znajomy szum.
WWWZamierzali zawracać, gdy usłyszeli wielki huk spadającej maszyny. Biegiem ruszyli w powrotnym kierunku. Opadnięta winda strzelała iskrami z daleka. Coraz większe fragmenty ziemi uderzały w ich kaski. Pierwsze przejście przestało istnieć. Białe światło zostało pochłonięte przez zasyp. Chowali twarze w rękach, gdy niebezpieczne odłamki latały w powietrzu.
WWW- Zakopie nas tu żywcem!!!
WWW- Za mną! – wypowiedział człowiek, który nie tracił pewności siebie. Nadal z dumnie uniesioną brodą maszerował, tym razem przyspieszając kroku. Czasami oglądał się za plecy, lecz w głównej mierze zależało mu na własnym życiu.
WWWKolejne przejście okazało się ślepym zaułkiem. Nadal żyli nadzieją, dopóki nie pojawiły się pierwsze łzy. Naukowiec wyjął zdjęcie swojej córki. Zawsze trzymał je przy sobie. Nawet w pracy, w roboczym fartuchu. Docisnął do piersi. Dopiero szturchnął go ostatni z badaczy, gdy ruszyli w poszukiwaniu bezpiecznej drogi. Taka nie istniała. Zostali skazani na śmierć. Brakowało im wzajemnego wsparcia i ostatnich słów pocieszenia. Kończył się pewien etap w ich życiu.
WWW- Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz?
WWW- Nie martw się. Podobno istnieje lepszy świat...

***


WWWStarzec zamierzał w jakiś sposób powstrzymać kreaturę zła. Zbierał siły, jednak biała plazma przerastała go już dwukrotnie. Na ogół nie stosował fizycznych środków do walki ze względu na swój wiek. Zdecydowanie stanął przed trudniejszym zadaniem niż mu się wydawało z początku. Dlatego planował skorzystać z warunków środowiska. Oglądał się dookoła, ale otchłań powiększała swoje rozmiary. Biały ludzik nabierał rozmiarów, a wraz z nim świat przyjmował nowy wygląd. Ostatnimi zakamarkami przedostawały się promienie. Stworzyciel wymachnął dwukrotnie rękami, by przywołać upragnione słońce. Na środku wolnej przestrzeni stanęła główna gwiazda Układu Słonecznego. Wymówił kilka słów, a blask rozszedł się po całym skażonym otoczeniu. Ciemny świat z białą plamką zanikał. Promienie pochłaniały ciemne atomy, rozpylając je w powietrzu. Jako odłamki, otchłań przestawała funkcjonować. Biały potwór, oślepiony jaskrawym światłem, przestawał czarować, a wyimaginowany ponury świat przestawał istnieć, zanim powstał na dobre. Nieznajomy upadł na ziemię i nie mógł oprzeć się promieniom, wpadającym do oczu.

***

WWWPrzy małym strumyku pracowało trzech czarnoskórych mężczyzn. Jeden bardzo młody, wyglądający na najbardziej zmęczonego, wraz z dwojgiem pomocników. Stanowili zgraną brygadę i dogadywali się jak bracia. W całej wiosce panowała rodzinna atmosfera. Każdy starał się pomagać z całych sił. Jedni opiekowali się dziećmi, inni pracowali, walcząc o pokarm i picie.
WWWNabierali wody do wiader małymi foremkami, uzupełniając zapasy aż po sam szczyt. Młodzieniec złapał za dwa druty, ale nie miał siły podnieść dziesięciu litrów wody. Upadł na ziemię, ale nie stracił przytomności.
WWW- Jest gorąco... Zbyt gorąco. Nie... Nie mam... Sił.
WWW- Zaraz ci pomogę, Mehmedi – odparł jeden z pracowników, ale z obojętnym tonem, bardziej licząc, że chłopak po chwilowym odpoczynku stanie na nogi i doniesie zapasy do wioski. Dlatego nadal zajmował się swoim zadaniem.
WWWZwolnił tempo, odczuwając trudy pracy, spowodowane głównie wysoką temperaturą. Poczuł, że promienie mocniej ogrzewały jego nagie plecy. Kręcił się w miejscu, jakby robaki łaskotały jego ramiona, lecz tak naprawdę wyczuwał lekkie oparzenia na skórze. Słońce dokuczało niemiłosiernie. Trzeci z nich, najbardziej silny i wytrwały, złapał za swoje wiadra i prędko ruszył w kierunku wioski. Sprawiał wrażenie zahartowanego, ale obraz kilku domostw, znajdujących się kilkadziesiąt metrów dalej, rozmywał się w oczach. Nie mógł pozwolić sobie na przetarcie zmrużonych oczu, bo miał zajęte ręce. Pochylił głowę, chowając się przed promieniami słonecznymi. Po chwili obejrzał się za plecy, a najmłodszy, żłopał językiem wodę z wiadra.
WWW- Mehmedi! To dla wujka Yilmaza i cioci Terghani, zostaw to!
WWWTen głos nie docierał do uszu chłopaka. Napoił się i próbował wstać, ale niezauważalna siła przywierała go przy ziemi. Plecami rzucił się na suchy piasek. Ręką przemielał ziarenka, jakby podziwiał stworzenie natury. Nie cierpiał słońca. Nie pozwalało pracować. Duszne powietrze dawało się we znaki, dlatego poddawał się warunkom, które panowały. Poczuł, że promienie łaskotały go po brudnym brzuchu. Szybko przetarł, ale swędzenie nadal pozostawało.

WWWObudził się w swoim łóżku. Mimo dachu nad głową, małymi oknami w drewnianym budynku przedzierały się promienie. Wędrowały powolnie, aż sięgały jego stóp, wygodnie ułożonych na zmiętej pościeli. Potrząsnął głową. Chciał wstać na nogi, ale poczuł jak świat wirował dookoła. W drzwiach zastał jednego z pomocników.
WWW- Babcia Didiera, Theresia, zmarła. Upał ją wykończył. Nie chciała jeść.
WWWChłopak posmutniał, mimo że starsza kobieta kojarzyła mu się jedynie z przeganianiem bawiących się dzieci. Zaschło mu w gardle, ale nie zamierzał prosić o wodę. Wyrazem twarzy sprawiał wrażenie spragnionego.
WWW- Wodę zaniosłem potrzebującym – odparł gość, który nie odczytał skrytych myśli z mimiki twarzy. – Brakuje chleba. Dede i Rufaro wyruszają po jedzenie.
WWW- Nie przeżyjemy?
WWW- Musimy... Zmienić lokalizację – kontynuował przybysz, jakby zapominając o pytaniu.
WWWDo pomieszczenia wtargnął jeszcze jeden czarnoskóry.
WWW- Chodźcie szybko, Teoliang odchodzi.
WWW- Ojcze! – wykrzyknął Mehmedi, zrywawszy się z łoża. Po chwili upadł na ziemię. Poczuł jak dwóch przyjaciół złapało go pod ramiona i próbowali pomóc mu wstać. Szli w kierunku wejścia, ale każdy promień słoneczny powodował, że chłopak szamotał się w objęciach. – Nie... Nie dam rady.
WWWPołożyli konającego młodzieńca na ziemi. Zrozpaczeni wpatrywali się w suchą twarz. Kości policzkowe wystawały na wierzchu, pokryte niewielką warstwą skóry. Zmrużonymi oczyma przyglądał się dwójce gości, choć nie potrafił do końca rozpoznać drugiej twarzy.
WWW- Gdzieś tam... Tato mówił, że istnieje lepszy świat.

***

WWWBiałe monstrum zwijało się po ziemi, aż ocknął się z nieprzyjemnego blasku. Zaczynał widzieć na oczy, a tuż przed nim jawiła się przygarbiona sylwetka. Zanim przeszli do kontynuowania rozmowy, chytrze planował nowy atak. Wyczekiwał jedynie momentu nieuwagi. Spoglądał na spokojny wyraz twarzy rywala. Z wielką chęcią pragnął zająć jego miejsce. Tylko marzył, by usiąść na tronie jako Stworzyciel. Jako Pan i Władca. Być wielbionym przez setki ludzi, którzy codziennie wysyłali schematyczne modły. Napawać się rządami i sprawować odgórną władzę. Cieszył się na myśl, że będzie kimś wielkim. Powstał na równe nogi i tylko popatrzył podejrzliwie na starca. Nie zamierzał okazywać litości. Przetrzepał piasek, który rozproszył się w powietrzu, pochłonięty przez niewidzialną jednostkę. Zacisnął pięści, żeby ponownie nabrać sił.
WWWPrzygarbiony człowiek dostrzegał, że przeciwnik nie odpuszczał. Chodzące zło czaiło się, by zająć jego miejsce, niszcząc dotychczasową harmonię. Przygotował się na frontalny atak. Wewnętrznie wahał się czy zapobiec atakowi, zamiast defensywnie się nastawiać względem rywala. Postawił wszystko na jedną kartę, lecz ryzykował zbyt wiele. Mimo niewielkiej postury przymierzył wprost w dziwnie uformowanego wroga. Nie uderzył pięścią, a dziwnym ruchem ręki, jakby siłą woli wywołał skrytą energię, nagromadzoną w cząsteczkach ziemi. Żałował tego czynu. Nigdy nie zdecydowałby się drugi raz na takie posunięcie.

***

WWWSamolot trząsł się w powietrzu. Jakaś niespokojna moc huśtała pojazdem w przestworzach.
WWW- Proszę o spokój! Proszę zapiąć pasy! – rozlegał się głos z głośników.

WWWDo małego pomieszczenia pilotów wbiegła młoda dziewczyna, pracująca jako stewardessa. Panicznym wzrokiem rozglądała się po zakłopotanych pilotach. Pragnęli uratować sytuację za wszelką cenę. Łapali się sterów i naciskali pojedyncze guziki. Kobieta nadal szukała wsparcia pośród jednego z nich. Zrozpaczonym głosem odezwała się po cichu. Bardziej przeszkadzała niż starała się pomóc.
WWW- Co... Co z nami będzie?
WWW- Dobra, schodzę – odezwał się niespodzianie jeden z pilotów.
WWW- Co?
WWW- Straciliśmy kontrolę nad samolotem. Zaraz rozbijemy się na jakiejś górze. Jakaś siła kieruje nami... – Wszyscy nagle poczuli jak samolot tuż po wzbiciu w powietrze regularnie obniżał loty. Śmiałek chwycił za specjalnie przygotowany spadochron. – To koniec – dopowiedział, by jeszcze bardziej wprowadzić panikę na pokład.
WWWW środku, na skrzydle pasażerskim panował istny obłęd. Ludzie skakali sobie po głowach, wykrzykując jakieś przedziwne hasła. Nikt nie potrafił zapanować nad rozwydrzonym tłumem. Z transportu korzystali prawnicy, urzędnicy, a także lekarze, wracający do rodzin z dalekiej podróży. Odmawiano ostatnie modły na pokładzie.
WWWNiezidentyfikowana siła przymierzyła wprost w silniki. Nastąpiła pierwsza eksplozja z lewej strony. Pojawił się gęsty szary dym, a samolot przechylił się do boku, a wraz z nim przestraszeni ludzie latali po kabinie, bezbronnie bujając w zamkniętej puszce.
WWWSamolot zachowywał się jak pocisk powietrzny, który zmierzał tuż w środek wzniosłej góry. Kobieta złapała delikatnie za dłonie pilota, który od zawsze się jej podobał.
WWW- Tam... Na drugim świecie...
WWW- Powiadają, że ten drugi świat...

***

WWWDługo nie trzeba było wyczekiwać rewanżu. Biały przybysz pod wpływem uderzenia oddalił się na kilkadziesiąt metrów. Powstał z ziemi, a po chwili zaczął rozpraszać się w coraz mniejsze cząsteczki. Wraz z napływem wiatru rozsypał się w niewielki proszek, który dynamicznie skierował się w kierunku nieruchomo stojącego starca. Potężnym podmuchem obrócił kilkukrotnie przeciwnikiem, by zadać ciosy. Starszy mężczyzna czuł szybkie ruchy, niewidzialne dla zwykłego obserwatora. Jedno uderzenie wylądowało na twarzy, a inne obijały pozostałe organy ciała. Wiatr zmieniał kierunki napływu w mgnieniu oka. Defensywnym nastawieniem obrońca nic nie mógł zdziałać. Szykował się do ataku, ale pod wpływem naporu coraz bardziej odpuszczał. Przypomniał sobie o garstce ludzi. O wierzących. O tych, którzy pokładali nadzieję w lepsze jutro, udowadniając codziennymi modlitwami, kierowanymi w przestworza. Raptownie rozłożył ręce mocnym machnięciem, by roznieść wiatr we wszystkie możliwe kierunki. Biały proszek wirował przed oczyma, nie rezygnując z obranego celu. Nie wiadomo w jaki sposób, lecz wymienili ostro spojrzenia. Starzec stracił równowagę w pewnym momencie. Przechylił się do tyłu, a intensywny wiatr porywał go ponad ziemię. Poczuł się, jakby wpadał w malutkie tornado, które rozkręcało swoje ramiona o pobliskie drzewa i krzewy. Zaczynał tracić kontrolę nad kończynami. Mimo wielkiego sprzeciwu, siłą woli nie potrafił zdziałać zbyt wiele. Zatracił moc. Nikła ta wielka energia, którą dysponował wcześniejszymi czasy. Szarpał się z porywistym wiatrem, który zamknął drogę ucieczki. Ofiara unosiła się w powietrze, niczym cząsteczka w bezwładnym kosmosie. Wyczuwał niewidzialne plącza, które przytrzymywały jego ciało. Znalazł się w pułapce, od której nie było ucieczki. Przebierał oczami naokoło w poszukiwaniu pomocy. Nie nadeszła.

***

WWWOsiem tysięcy metrów nad poziomem morza. Porywisty wiatr i padający śnieg, który każdym zakamarkiem starał się wkraść do oczu, przysłoniętych goglami. Maszerowali w czwórkę, ale jeden z nich czaił się bardziej z tyłu, uświadamiając sobie o brakach w kondycji. Nogi jeszcze nie odmawiały posłuszeństwa, ale warunki pogodowe wykańczały jego organizm. Zimno przedzierało się przez gruby skafander. Nabierał głębokie wdechy, by tylko przyspieszyć tempa. Czasami oglądano się za plecy, by dostrzec czwartego śmiałka. Jeden z nich machnięciami starał się zmotywować kolegę.
WWW- Nie damy rady – odparł kolejny. – Po prostu jest za daleko. I za zimno.
WWW- Tobie jest zimno? Nie narzekaj.

WWWMijały minuty, które sprawiały, że opadali z sił. Tylko pozornie wspierali się cichymi hasłami, by dotrzeć do celu. Śnieżna aura po prostu uniemożliwiała dalszą wędrówkę zmęczonym podróżnikom. Chcieli dokonać czegoś wielkiego, ale wyzwanie przerastało ich możliwości. Dwóch przystanęło w miejscu.
WWW- Chwilę odpoczniemy. Tylko chwilę. Idźcie bez nas, Bernard potrzebuje chwili wytchnienia. Potem dołączymy.
WWWNapotkał na szybkie skinięcie głowami, choć w gęsto sypiącym śniegu niewiele dostrzegł. Minęło kilka chwil, a dwóch przodujących zniknęło za grubymi białymi płatkami. Zaplanowano przystanek. Niestety, każda upływająca sekunda nie działała na ich korzyść, bo pogoda stawiała coraz trudniejsze warunki. Zerknął w kierunku Bernarda, który przysiadł na ziemi. Walczył z siejącym postrach wiatrem, który starał się zdmuchnąć małą jednostkę z zasypanego kamienia.

WWWPozostała dwójka oddalała się od miejsca odpoczynku. Mijały godziny, a nadal, na każde zerknięcie za plecy, reagowali rozczarowaniem. Brakowało kompanów. Żałowali swoich decyzji, które często podejmowano pod wpływem impulsu. Na dodatek, przed sobą napotykali na taką zamieć, która nie pozwalała na dalsze ruchy. Ze zdwojoną siłą próbowali przedrzeć się przez ten szlak.
WWW- Nie damy rady, to koniec, wracajmy!
WWW- Nie! Nie poddaję się tak łatwo!
WWW- Zrozum, że zasypie nas żywcem, nie mamy już dość sił, by dotrzeć na szczyt! – Popatrzył na ruchy kompana. – Nie pomagaj mi, do cholery! Sam sobie poradzę!

WWWPrzymrużonym wzrokiem oglądał kostium towarzysza, lecz nie rozmawiali zbyt wiele, by nie zużywać niezbędnych resztek sił. Podmuch prawie rozerwał ich głowy, ale schowali się za urwiskiem, by uniknąć najmocniejszego podmuchu.
WWW- Ciekawe co na to moja żona. Sam... Sam nie wiem. Głupio mi, nie? – odzywał się Bernard zrezygnowanym tonem, jakby majacząc.
WWW- Nie martw się. Zobaczysz się z nią.
WWW- Na pewno. Gdzieś tam jest drugi świat, wierzę w to.
WWW- Nawet tak nie mów!

***

WWWPoczuł, że tracił magiczne możliwości, którymi dotychczas dysponował. Wiatr wysysał resztę energii. Biała smuga przepływała momentami tuż przed oczyma. Szukał wroga, by zadać kolejny cios, ale został odcięty od środowiska. Nie mógł polegać na nikim innym jak na sobie. Dlatego zbierał w sobie myśli w ogromnym skupieniu. Małe turbulencje wytrącały go z równowagi. Pragnął zapobiec katastrofie, która się szykowała. Spojrzał ponownie w kierunku nieba, ale natychmiastowe uderzenie w klatkę piersiową wybiło go z rytmu. Zamknął oczy. Wewnętrznie kumulował siłę. Malutkie drobinki przypływały, a ciało stawało się jakby jaśniejsze. Wiatr ogromnym tempem zakręcił starcem, a biała smuga wroga przeleciała wzdłuż twarzy. Ostrym cięciem upuścił pierwszą krew u bezbronnej ofiary. Malutka kropla rozmyła się w obłokach szalejącego tornado. Starzec starał się uwolnić spod jarzma przeciwnika. Nagle poczuł odwrót siły, którą mierzył. Miał wrażenie, jakby jego ręce odrywało od ciała. Zaczęło mu coś pulsować w głowie przy brwi niespokojnym rytmem. Jakby proces bicia serca zwariował. Przeciwnik starał się go wykończyć od strony fizycznej jak i psychicznej, by nie dopuścić choćby do zamiaru kontrataku. Powolnie oddawał się rywalowi, który taktycznym zagraniem dobijał pokrzywdzonego. Senior ociężale opuszczał powieki, mrużąc oczy. Odpływ całego zapału walki ulotnił się wraz z burzą piaskową. Trąba powietrzna powiększała swoje rozmiary, a w samym centrum znajdowała się obrana ofiara.
WWWNadal nie panował nad ciałem. Nagle na dole pojawił się niebieski strumyk. Poziom wody narastał w zastraszającym tempie. Uwięziony poczuł, że gołe stopy dotykały wilgotnej substancji. Gwałtowne zanurzenie spowodowało, że oddychał resztką nabranego tlenu. Woda wpadała do nosa. Nadal nie potrafił uwolnić się z niewidzialnej pułapki. Nic nie zdziałał nieruchomym szarpaniem. Nagle całym ciałem znalazł się pod wodą. Zanikało światło.

***

WWWCiągła ulewa niszczyła krajobraz tętniącej życiem wyspy. Ludzie wyglądali zza okien jak poziom wody podnosił się z godziny na godzinę. Najpierw wypełniał pobliskie ulice. Starannie wznosił się ponad krawężniki, ochlapując zielone tereny. Zrozpaczone twarze przesiąkały do zalanych okien. Wydawało się, że oberwanie chmury przeminie wraz z kilkusekundową ulewą, ale trwała już od kilku godzin.
WWWMatka otworzyła drzwi, by przenieść bagaże do samochodu, ale woda sięgała już do połowy kół. Wrzuciła torbę i plecak syna na tył pojazdu. Wsiadła do auta i odpaliła silnik. Szybkim ruchem pobiegła po dziecko. Za chwilę wybiegła z dziewięciolatkiem na rękach.
WWWPo drugiej stronie ulicy liczniejsza rodzina wsiadała do przygotowanego vana. Ojciec wyglądał na zakłopotanego, ale to on usiadł za kierownicą, starając się wyprowadzić samochód z potężnej kałuży. Wyjechał z posesji, ale już po przejechanym kilometrze pojazd odmówił posłuszeństwa. Kobieta z przodu zaczęła szarpać mężczyzną, a ten nieporadnie doskoczył po chwili do maski samochodu z przodu. Woda dostawała się w każdy zakamarek pojazdu. Z nietęgą miną posłuszny mąż starał się ponownie odpalić samochód, ale napotykał jedynie na odmowne pikanie. Matka zerknęła do tyłu, by popatrzeć być może po raz ostatni na twarze dwójki dzieci.
WWWPojedynczy ludzie uciekali w popłochu, przemoczeni do suchej nitki. Nie dość, że z nieba lał się ogrom wody, do tego przemakały buty i ubrania. W pewnym momencie jakiś mężczyzna zaczął nieporadnie machać rękami. Zatapiał się bezwładnie, nie mogąc dotknąć nogą powierzchni ziemi. Nikt nie nadszedł mu na ratunek. Ludzie uciekali w popłochu, omijając unoszące się samochody po powierzchni wody.
WWWNa horyzoncie pojawiały się pojedyncze łódki z ekipami ratowniczymi. Starali się zabrać jak najwięcej potrzebujących osób, by zapewnić im bezpieczniejsze miejsce. W najbliższej okolicy takie nie istniało. Woda zabierała ludziom dachy nad głową, ciche, wspólne życie z rodzinami i kradła pobliskie marzenia. Niektórzy umyślnie siedzieli w domach, czekając na ostateczny wyrok. Przegrali z żywiołem.

***

WWWTornado rozeszło się we wszystkich kierunkach, ale bez ingerencji żadnej obcej siły. Biały proszek rozsypał się na wzburzonym piasku. Z jasnej substancji zaczęła się formować jednostka życia. Z cząsteczek ciał stałych białe kamyczki zamieniły się w maź i przybrały postać przybysza. Dumnie zaśmiał się pod nosem, rozglądając się po morzu. Na zawsze pozbył się władcy, który panował w jego mniemaniu zbyt długo. Ponownie przybrał pozycję do ataku, ale tym razem koncentrował się nad swoim zadaniem. Wygrał walkę i kontynuował zamiary. Machnął kilkukrotnie długimi kończynami, jakby przywoływał duchy. Zaczął wykorzystywać dostępne walory środowiska. Piasek, woda, powietrze, drewno, kamień. Zbierał do siebie poszczególne elementy za pomocą siły woli. Zaczął lepić jakąś nieznaną figurę. Dumał nad jej wyglądem, uzupełniając niezbędnymi elementami do funkcjonowania. Formował naturalną jednostkę życia. Długie elastyczne nogi, niewielki wychudzony tułów, ale gibki jak guma, wielkie wodniste dłonie, kamienna ponura twarz. Odprawiał swe modły, wypowiadając głośne herezje.
WWWSłońce, które figurowało w przestworzach, jeszcze raz przyspieszyło tempa i zaszło za najbliższymi chmurami, chowając się przed nadchodzącym mrokiem. Ponownie najbliższe otoczenie zaczęła opanowywać ciemność i otchłań. Białe plamy wychodziły z ciała przybysza i szybko zmieniały kolor na ciemny, normując nowy widok.
WWWNowy władca przyjrzał się nieruchomej istocie, którą ulepił. Zawsze marzył o panowaniu. Ale panowanie nie było kluczem. Chciał rządzić przy formie życia, które sam stworzy na własne upodobanie. Przyglądał się jeszcze nieżywej istocie. Za pstryknięciem palca ożywił swój twór. Spełniał marzenia, dążąc do absolutnej władzy. Można było zapomnieć o istocie ludzkiej, bo nadchodziła nowa forma życia.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

3
1.
Pomysł - 20

Styl - 9

Realizacja tematu - 7

Schematyczność - 8

Błędy -16

Ogólnie - 12

Ocena końcowa - 72


2.
Pomysł - 15

Styl - 6

Realizacja tematu - 7

Schematyczność - 8

Błędy -18

Ogólnie - 7

Ocena końcowa - 61

4
NR 1
Pomysł - 10 punktów.
trochę oklepana fabuła

Styl - 5 punktów.
sporo powtórzeń (się, nie), może to celowe, ale zaburzały czytanie, ogólnie to tekst sprawia wrażenie sztywnego/surowego

Realizacja tematu - 8 punktów.

Schematyczność - 5
bo prawie same bach bach ;d

Błędy - 15
wg mnie brakuje kilku przecinków i spacji po myślniku zabrakło

Ogólnie - 5 (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)
nie podobało mi się, bo tematyka fantasy baaardzo rzadko mnie ujmuje, sorki :)

Ocena końcowa - o nie, trzeba liczyć, no to... 48

Nr 2

Pomysł - 15
fajna fabuła, choć wg mnie jej cały potencjał nie został wykorzystany

Styl - 15
trochę sztywnomelancholijny, łatwo stracić koncentrację przy czytaniu

Realizacja tematu - 8

Schematyczność - 8

Błędy - 19

Ogólnie - 15
dość fajne opko, bo te ludzie losy, wg mnie, uniosły tekst ;d

Ocena końcowa - 80


Podrawiam :)

5
Hej,


I

Pomysł 12/20

Temat podjęty dosłownie, oprawiony w fantastykę z udziałem heroicznych bohaterów forum. Zabawne - ok, ale odkrywcze mało.

Styl - 12/20

Po wyczyszczeniu z błędów tragedi nie ma, ale jest sporo do poprawienia.

Realizacja tematu - 7/10

Kłamstwem byłoby stwierdzić, że realizacji nie ma. Jednak za sposób (dosłowny) ująłem trzy punkty.

Schematyczność - 5/10

No jakby to... mnie się to kojarzy i to z mnóstwem rzeczy.

Błędy - 7/20 punktów.

Jest dużo.

Ogólnie - 14/20 punktów.

Pośmiałem się. Przeczytałem drugi raz i też się pośmiałem (mniej). I tyle.

Ocena końcowa - 58




II


Pomysł - 16/20 punktów.

Podobał mi się w miarę.

Styl - 14/20.

Po czyszczeniu byłby do przyjęcia.

Realizacja tematu - 8/10 punktów

Bez przewrotek i podskoków ale jest, Właściwie pełna, choć też niestety dosłowna.

Schematyczność - 6/10 punktów

Mam wrażenie że było, nawet jeśli nie dosłownie, to wpływ strać "bóstw" na gatunek ludzki był X razy.

Błędy - 9/20 punktów

Dużo. Głównie w oczy rzuciły mi się stylistyczne.

Ogólnie - 15/20 punktów.

Przy pierwszym czytaniu mi się nawet podobało, przy każdym kolejnym mniej. Czekałem (podświadomie) aż ta uliczka zaprowadzi mnie do fajnej, zskakującej knajpy, a na końcu był mur. Ślepa uliczka.

Ocena końcowa - 68


Gratulacje dla Was obu że stanęliście do pojedynku.
Wybaczcie, że tak enigmatycznie ale akurat na temat tej bitwy nie chcę się rozpisywać.
Dzięki.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

6
Tekst nr 1
Pomysł - pojedynek pokemonów na miny w westernowo-potterowskim entourage/u to ciekawa próba podjęcia motywu gigantomachii (karnawalizacja). Szkoda, że dołożyłeś autotematyczny klucz i i przeładowałeś odniesieniami. Było się zdecydować - samodzielna fabuła czy okolicznościowy koncept.
20/9
Styl - miejscami próby poszukiwania czegoś własnego w języku, próby oryginalności w sposobie prowadzenia narracji, perspektywie:D
20/10
Realizacja - gra z konwencją i kliszami popularnymi wymaga bardzo dużej kontroli.
motyw pojedynku literackiego w konwencji groteski wymykał się i czasami przerastał możliwości Stereotypy pojawiały się w postaci zinfantylizowanej i nieświadomej. Dla mnie trochę za dużo grzybów barszczu i za mało cugli kompozycyjnych.
10/4
Schematyczność: wątpliwości rozwiewam na korzyć
10/6
Język - robaczywe grzybki
20/6
Ogólnie - łba nie urwało, powiało miejscami
20/10
Ostatecznie - 41

Tekst nr 2

Pomysł - epos i to nawet w ciekawej próbie historiozoficznej, narracja z punktu widzenia wszechświata, mieszana w planie historii z żabią ludzką perspektywą.
20/15
Styl - nieciekawy w głosie wszechświata, ni to mentor, ni to prorok, tam jest dla mnie nie do przejścia. W planie żywym - dynamiczna podawczo narracja (opowiadanie, opis, dialog, klamra motywiczna) pozwalała dostrzec potencjał
10/6
Realizacja - opowiadanie wymaga redakcji, stworzenia proporcji kompozycyjnych, wtedy uwypuklą się walory pomysłu
10/5
Schematyczność - ano czasami idzie po niefunkcjonalnym cliche :(
10/5
Język - ubłędowiony
20/10
Ogólnie - wszechświat mnie zamęczył, a szkoda, bo można by z tego skonstruować niezłe opowiadanie.
20/13
Razem - 54

Pozdrawiam
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
TEKST I
Pomysł - 10/ 20 punktów.

Styl - 10/ 20 punktów.

Realizacja tematu - 5/ 10 punktów.

Schematyczność - 5/ 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)

Błędy - 10/ 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)

Ogólnie - 9/ 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)

Ocena końcowa - 49 p.

Jakoś mnie nie ubawiło, choć konwencja prześmiewczo-rubaszna i swojska. Uważam, że napisane lepiej niż Tekst II, łatwiej się czytało, ale schematyczne i to dosłowne wykorzystanie tematu...

Tekst II

Pomysł - 10/ 20 punktów.

Styl - 5/20 punktów.

Realizacja tematu - 7/ 10 punktów.

Schematyczność - 5/ 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)

Błędy - 5/20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)

Ogólnie - 8/ 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)

Ocena końcowa - 40 p.

To opowiadanie dla mnie jest miazgą, nieprzerobiona miazgą, zaczynem. Za dużo wszystkiego. Nie mogłam przebrnąć, połapać się... :( Do tego jest w nim sporo kwiatuszków! Mogę wskazać po zakończeniu bitwy.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

8
Tekst 1

Pomysł - 14/20
Podoba mi się. Lubię takie klimaty i całkiem fajnie to zostało wykorzystane. Pewnie byłoby niezrozumiałe dla większości nieużyszkodników Wery, ale jest w tym właśnie urok. Sam mam coś podobnego na dysku ;)

Styl - 10/20
Całkiem, całkiem.

Realizacja tematu - 4/10
Jest gigant, jest starcie, ale nie ma końca ery, więc 5 pkt odpadło na starcie. I -1 za dosłowność.

Schematyczność - 9/10
Tu jest gra z konwencją, więc schematyczność jako taka nie jest wg mnie zła.

Błędy - 5/20
Sporo.

Ogólnie - 11/20
Przyjemnie się czytało. Fajne zakończenie, choć przewidziałem je. To chyba wynika z tego, że na pewnym poziomie myślę jak Autor tego tekstu i też lubię takie rzeczy.

Ocena końcowa: 53



Tekst 2

Pomysł - 15/20
Fajne to przeplatanie - akcja i skutki dla świata. Same bóstwa dość schematyczne (za to później odejmę punkty). Ale tutaj będzie dodatkowy plus za wymyślenie kolejnych historyjek różnych ludzi.

Styl - 11/20
Nie podobały mi się fragmenty z bóstwami. Strasznie zamotane. Zdecydowanie lepiej wyszły te z ludźmi.

Realizacja tematu - 9/10
Obie części tematu zrealizowane. I -1 za dosłowność.

Schematyczność - 6/10
Trochę schematycznie, zwłaszcza przy starciu bóstw.

Błędy - 5/20
Sporo.

Ogólnie - 10/20
Tak jak wcześniej pisałem - historie ludzi to najmocniejsza strona tego opka. Rozczarowało mnie natomiast zakończenie. I nie daruję tego, że Autor nie wykorzystał w pełni "na drugim świecie..." - aż się prosiło, żeby ładnie wszystko tym spiąć (a przynajmniej ja bym tak zrobił).

Ocena końcowa: 56



Dzięki Wam za teksty. Nie było tak źle, jak to przedstawialiście zazwyczaj na SB. Więcej wiary w siebie :)
Nawet niektóre błędy, które popełniliście były fajne, a przynajmniej stały się dobrą pożywką dla mojej chorej wyobraźni ;)


Pozdrawiam,

B.A.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

9
Tekst 1

Pomysł - 20 punktów.

Styl - 7 punktów.

Realizacja tematu - 10 punktów.

Schematyczność - 10 punktów.

Błędy - 8 punktów.

Ogólnie - 10 punktów.

Ocena końcowa - 65 punktów

Doskonały pomysł :) cukiereczek, wisienka na torcie. Chciałoby się zagłębić w opowiadanie, zapominając o bożym świecie. Niestety. Warsztat pozostawia wiele do życzenia...


Tekst 2

Pomysł - 15 punktów.

Styl - 10 punktów.

Realizacja tematu - 8 punktów.

Schematyczność - 6 punktów.

Błędy - 12 punktów.

Ogólnie - 8 punktów.

Ocena końcowa - 59 punktów.

Sama nie wiem, co napisać. Nie potrafiłam skupić się na tekście. Nie wciągnął mnie nic a nic.
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

10
ZWYCIĘZCĄ ZOSTAJE: Escort


Tekst pierwszy - Thug - suma: 386 pkt; średnia: 55,14 pkt

Tekst drugi - Escort - suma: 418 pkt; średnia: 59,71 pkt



Gratulacje!

Ps. Podsumował Thug. A ja mu wierzę. ;)
Zablokowany

Wróć do „Bitwy z przeszłości”