Tekst nr 1
Poza rytmem zaczyna się taniec.
wwwDrogę przebiegł mu chochoł. Artur patrzył przez chwilę na zataczającą się, zahaczającą przechodniów wysuszonymi łodyżkami postać. Ludzie obracali się, ciekawi, kto kłuje w ręce i smaga po plecach. Na widok stwora na twarzach pojawiały się uśmiechy – drwiące i nienawistne grymasy nie należące do osób zadowolonych ze swojego życia. Nic więc dziwnego, że chochoł uciekał jak tylko mógł najszybciej. To zaś, że nie miał rąk ani nóg, dodatkowo go jeszcze upokarzało. Od czasu do czasu zdarzyło się nawet, że dostał kopniaka w słomiane dolne części ciała. Należało mu się. I Artur by mu nie żałował, gdyby chwilę wcześniej zorientował się, kogo miał przed oczami.
www– Zabieraj się! Nie chcemy cię tu! – krzyknął ktoś zachrypniętym głosem. Z tłumu wyleciało coś jakby… zwój liny?
wwwChochoł przyspieszył jeszcze swój posuwisty ruch i odbijając się co chwilę od ściany budynku zniknął za rogiem. Życie znów zaczęło toczyć się normalnym rytmem.
wwwZielone, żółte, czerwone.
wwwArtur czuł puls miasta tak bezpośrednio, jakby jego serce pompowało spaliny zamiast krwi. W czaszkę wwiercało się dobiegające z daleka wycie syren. Przerwane wcześniej szczekanie psa rozbrzmiało ponownie. Artura nie wzruszył nawet przeraźliwy krzyk kobiety, której dziecko zostało niemal potrącone przez ciężarówkę. Do takiej muzyki już się przyzwyczaił. Stał tylko z szeroko otwartymi oczami i patrzył na róg Wieczornej i Narutowicza.
wwwZdawało mu się, że zaledwie chwilę temu, kiedy przebiegała tędy ta dziwna postać, widział kobietę i mężczyznę. Stali w pozycji tanecznej godnej najlepszego fotografa. Jej ciężka, długa suknia w kolorze jaśminu idealnie kontrastowała z frakiem partnera. Emanowali dostojnością i nie pozwolili temu wrażeniu prysnąć nawet wtedy, gdy ruszyli z miejsca. Zawirowało otaczające ich powietrze i odpłynęli w rytmie walca wiedeńskiego: raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy.
wwwNiestety, w tym samym momencie kiedy Artur zamrugał oczami, a chochoł skręcił w ciasną uliczkę, para zniknęła.
wwwCzyli przewidziało mi się? – pomyślał Artur. – Skąd więc pamiętam tyle szczegółów?
wwwW końcu otrząsnął się i wrósł z powrotem w miasto, na ulicy którego stał. Znów był jego częścią, tak jak każda roślina jest częścią wyspy, w którą ma wpuszczone korzenie. Ale wytrącił się w nim jakiś osad; nie dające się odgonić uczucie obcości otoczenia. Tak, jakby pozostał trochę niedostrojony.
wwwJuż miał kontynuować swoją przechadzkę ku obranemu przez siebie celowi (decyzje dotyczące kierunku podejmował na chybił-trafił), ale jego uwagę zwróciły hałasy wybijające się ponad zwyczajny gwar miasta. W miarę jak zbliżał się do źródła zamieszania, uszy atakowane były przez coraz to ostrzejsze dźwięki; chrzęsty, zgrzyty i przeszywające piski. W końcu ich zobaczył: Na środku placu sześcioro ludzi wyglądało, jakby odprawiali jakiś tajemniczy rytuał. Dygotali niczym w febrze, uderzając przy tym rękami we wszystkie przedmioty jakie mieli pod ręką. Roztaczali aurę dokładnie taką samą, jaką – dopiero teraz sobie to uświadomił – widział wokół chochoła. Grupka promieniowała niedookreśleniem – sprawiali, że rzeczywistość dookoła falowała.
wwwZaciekawiony tym widokiem, Artur podszedł bliżej, aby się lepiej przyjrzeć. Jeden z uczestniczących w rytuale otworzył oczy, spojrzał na przybysza, opanował telepanie i wyszedł mu naprzeciw.
www– Pokażemy ci, co się dzieje gdy wypadasz poza rytm. Pokażemy ci życie. Pokażemy ci prawdziwy taniec. Chcesz?
wwwArtur spojrzał nań podejrzliwie. Dziwny osobnik. Ubrany był jak pustelnik i wyhodował potwierdzającą tę opinię brodę. Musiał powstrzymywać się od jej zgolenia już od co najmniej paru lat. Jednak propozycja była zbyt kusząca. Szczególnie teraz, kiedy percepcja Artura już zaczęła odłazić od autentycznej fizyczności świata niczym stara farba olejna od framugi drzwi. A takie przynajmniej miał wrażenie. Poddał się więc szaleństwu i dołączył do nich.
wwwParę krótkich instrukcji od faceta, który najwidoczniej spełniał rolę guru tej niewielkiej sekty, i wiedział już co robić. Wystarczyło (łatwo powiedzieć!) wyobrazić sobie dowolny takt i złamać go w swojej głowie. Sprawić, że nieregularność zacznie rządzić naszymi myślami, że serce wejdzie w stan arytmii, że ruchy staną się szarpane. Chaos miał wtargnąć w Artura dzięki zaburzeniu prywatnego postrzegania czasu. Jedna sekunda powinna być dla niego raz dwoma, a raz pięcioma. Tylko w ten sposób – mówił starzec – mógł zatańczyć w strumieniu życiowej energii.
wwwJeśli ktoś nigdy tego nie robił, nie wie, jak dziwnym uczuciem jest udawanie konwulsji przez dziesięć minut bez przerwy. Artur zaczął naśladować pozostałą czwórkę. Najpierw kopiował ich ruchy, a raczej sam styl, w którym wyginali swoje ciała. Po chwili zrozumiał w końcu, do czego miał dążyć i w skupieniu próbował osiągnąć ten stan. Zaczynał czuć się zupełnie innym człowiekiem. Wystarczyło zaburzyć funkcjonowanie wewnętrznego, sunącego równomiernie taśmociągu myśli i wrażeń.
wwwI wtedy zaczął się taniec. Obrazy przeskakiwały Arturowi w antyrytmie, który sam sobie narzucił. Świat wirował, a jemu zdawało się, że traci kontakt z rzeczywistością. Była ta utrata kontroli bardzo nieprzyjemna. Jego świadomość została wyrywana z wygodnego fotela, w którym zdążyła już usnąć. Ale pogodził się z tym i właśnie wtedy dyskomfort zniknął.
wwwOd razu niemal nabrał pewności, że nie znajduje się już w dusznym, brzydkim i głośnym mieście. Pod powiekami dostrzegł jasność, jakiej nigdy jeszcze nie miał okazji oglądać, a która zmieniła się zaraz w jaskrawą czerwień. Czy to Słońce tak silnie świeci? – zastanowił się. Zrobił głęboki wdech. W nos uderzył go zapach zaskakujący swoją neutralnością. Nie czuł nic, tylko świeżość wdychanego powietrza. I było to obezwładniające.
wwwKiedy otworzył oczy, rozpościerała się przed nim soczyście zielona łąka. Przez środek przebiegała ścieżka prowadząca nie wiadomo dokąd. Widoczne w dali ośnieżone szczyty dodawały uroku dolinie, nad którą górowały i sprawiały, że człowiek czuł się wobec nich niewiarygodnie mały. Stojący trochę na lewo od dróżki chochoł gwizdał walca tańczącej w trawie parze. Kiedy kobieta przebiegała nad źdźbłami, suknia muskała je delikatnie, tworząc za sobą falę. Cały krajobraz w połączeniu z wygwizdywaną melodią i płynnością ruchu tej dwójki był hipnotyzujący. Artur uklęknął, ale sam nie wiedział, czy dlatego, że zrobiło mu się słabo z zachwytu, czy w wyniku nagłego poczucia własnej niedoskonałości wobec tej sceny. W płucach wezbrał mu szloch osoby pokonanej przez zmysły.
wwwTrwało to parę chwil. Rozstanie ze starym sobą nigdy nie jest łatwe. W końcu jednak w oczach Artura pojawił się błysk. Gdzieś w głębi jego osoby zapalił się płomyk, którego nie było już teraz sposobu zagasić. Poczuł jak ciepło rozeszło się po jego ciele, aż po końce palców. W takim stanie podszedł do chochoła i tańczących, usiadł na ziemi i utonął w roztaczającym się przed nim widoku.
wwwParę godzin później, kiedy otworzył oczy, było już ciemno. Leżał na ziemi, cały przemarznięty. Dookoła nikogo nie było. Widocznie go zostawili. Wiedzieli, że Arturowi w ogóle nie będzie to przeszkadzało. Dziurę w duszy, którą po jakimś czasie odkrywa każdy człowiek, udało mu się zakleić w końcu sensami, które dopiero co pojął. Na tym się teraz skupiał i nawet nie zauważał, że mu zimno. Uśmiechał się pod nosem, jakby poznał jakąś wielką tajemnicę. Rozwiązanie miał zawsze tuż przed sobą, ale nigdy nie zwrócił na nie uwagi. Na pytanie o naturę wszechświata nie można było odpowiedzieć, bo żadna odpowiedź nie istniała. Po prostu.
wwwZachwycił się tą nowo odkrytą prawdą i od razu zaczął inaczej patrzeć na otaczającą go rzeczywistość. Wstał powoli i, kiedy wybrał już kolejny cel (tym razem w pełni świadomie), poszedł w kierunku, w którym podążanie gwarantowało najszybsze opuszczenie granic miasta. Niczym już się nie przejmował. Polityka? Praca? Obowiązki? Sprawy te wydały mu się śmiesznymi. Komizmu dodawał im zaś fakt, iż każdego ranka ludzie dookoła niego przełykali gorzki żal i z zaciśniętymi pięściami ruszali walczyć o lepszy świat. Nie wiedzieli jednak, że to właśnie ten spływający im po tylnej ścianie gardła szlam jest głównym sprawcą problemów, z którymi musieli się mierzyć w ciągu dnia.
www– To dlatego nie polubili chochoła – domyślił się Artur. – Nie da się wyzwolić kogoś, kto tego wyzwolenia nie chce.
wwwTo był ostatni raz, kiedy mieszkańcy tego miasta widzieli Artura. Opowiadali potem, że spotkali tamtego dnia ćpuna naprutego tak mocno, że ledwo szedł. Wzrok miał mętny, krok niepewny, w jego ruchach krył się obłęd. Ale pozostało mu widocznie poczucie celu, bo dokądś ewidentnie zmierzał. Straszni są tacy ludzie. Nie wiadomo, co im zaraz odbije. Rzuci się taki na człowieka i co wtedy?
wwwA Artur tak naprawdę był w letargu. Uśpiony melodią chochoła czuł, że żyje życiem intensywniejszym niż kiedykolwiek dotąd:
wwwRaz-dwa-trzy. Raz-dwa-trzy. Raz-dwa-trzy.
Tekst nr 2
Dense macabre
WWWMasz dwadzieścia parę lat i studiujesz medycynę. Dużo mówisz, mało jesz. Nigdy nie mieszkałaś w akademiku, a historie o zakrapianych wódką imprezach nie robią na tobie wrażenia.
WWWWychodzisz z baru o czwartej nad ranem. Głowa pęka od krzyków pijanego tłumu i ryków muzyki. Wychodzisz z myślą, że jutro też masz na nockę. Pojutrze wolne. Egzamin z anatomii. Wyciągasz notes i zapisujesz, że musisz coś zjeść. Tak na wszelki wypadek.
WWWPrysznic i jedziesz na zajęcia. Żyjesz co do minuty. Od jednego koła do drugiego. Inni zaliczają współlokatorów, a ty podstawy kardiologii.
WWWPrzysypiasz jedząc hamburgera na ławce w parku. Ketchup cieknie ci po dłoniach, a ludzie mijają, obdarzając pustym spojrzeniem. Budzi cię deszcz. Wyrzucasz kanapkę i wyciągasz parasolkę. Dzwoni mama. Nie możesz długo rozmawiać. Dobrze wiesz, że nie widziałaś rodziców od pół roku, ale w Wielkanoc raczej będziesz pracować.
WWWStoisz za barem i napełniasz kufel za kuflem. Uśmiechasz się sztucznie, powtarzając w głowie definicje i budowę serca. Z daleka widzisz Martę. Ma już dwa promile we krwi, długie włosy i pomiętą sukienkę. Wokół tańczą mężczyźni. Jeden z nich dziś przeleci Martę. Nigdy nie zamieniłaś z nią słowa, a wiesz o niej wszystko. Co pije, z kim pije, kiedy pije. Co jada i za czyje pieniądze się ubiera. Jesteś dziewicą. Dziwi cię, że właśnie w tej chwili o tym pomyślałaś. Przecież pojutrze egzamin. Dwie komory, dwa przedsionki. Mały obieg, duży obieg. Ty jesteś dziewicą, ona jest bezrobotna. Jesteście kwita.
WWWW wakacje podejmujesz praktyki na izbie przyjęć. Pielęgniarki cię nie lubią. Mówią, że jesteś zbyt pewna siebie i że podlizujesz się lekarzom. Nie obchodzi ich, że dobrze zakładasz szwy i gips.
WWWNigdy nie ćpałaś, nie paliłaś fajek i nie całowałaś po pijaku z nieznajomym. Nie nosiłaś stringów, ani nie opuszczałaś zajęć. Twierdzisz, że wolisz legalne smaki życia. Nie słodzisz, nie pijesz kawy i nie jadasz odmrażanej pizzy. Od dawna nie byłaś w kościele. Boisz się spowiedzi. Nie pamiętasz swoich grzechów.
WWWJest czwarta rano, wracasz z baru na stancję. Miarowym krokiem pokonujesz półmetrowe odległości. Starasz się nie stanąć na szczelinę w płytach chodnikowych. Zatrzymujesz się nagle i rozglądasz wokół. Mózg pracuje w zwolnionym tempie. Zapominasz, gdzie miałaś iść, jaki dzień tygodnia właśnie się rozpoczyna. Zerkasz do notesu. Urodziny Pawła.
WWWKim jest Paweł?
WWWIdziesz bulwarem i mijasz grających na gitarach punków. Gitary są rozstrojone, a ich głosy ochrypłe. „Zbieramy na wino” – mają napisane na pożółkłym kartonie. Myślisz sobie, że nie mają na chleb, ale potrzebują alkoholu. Nie rozumiesz ich. Mimo to lubisz obserwować. Podoba ci się myśl, że długo musisz spadać, by znaleźć się tak nisko. Oni mają Woodstock, ty Erasmusa. Ty masz dobrą pamięć, oni mają co wspominać. Ty jesteś dziewicą, oni mają niechciane dzieci. Jesteście kwita.
WWWTak długo mieszasz herbatę, aż w końcu robi się zimna. Po co w ogóle ją mieszasz, skoro nie słodzisz? Pijesz, nie odrywając oczu od tekstu w encyklopedii. Czytasz o pracy serca. O układzie wieńcowym, aorcie, zastawkach… Sąsiad za ścianą przesadza z muzyką. Tynk z przedziwną siłą trzyma się wibrujących ścian. Wyobrażasz sobie, że jesteś we wnętrzu serca. Jego ściany kurczą się i rozprężają, a ty jesteś jak mały erytrocyt pierwszego dnia pracy.
WWWZ zamyślenia wyrywa cię telefon. Paweł. Przypominasz sobie, że tak nazywa się chłopak twojej młodszej siostry. Słyszysz jego oddech. Echo odbija hałasy w tle. Wołasz kilka razy „halo”, bardziej zdenerwowana, niż przejęta. Mówi, że Laura nie żyje i się rozłącza. Laura to twoja siostra, ale potrzebujesz chwili, by na to wpaść. Zaczynasz mieszać herbatę. Ściany zapadają się od rytmu basów. Dzwonisz do rodziców, ale nikt nie odbiera. Nie wiadomo dlaczego zaczynasz sobie myśleć, że Laura ma osiemnaście lat i jest dobra z polskiego. Że już nie jest dziewicą i że miałyście razem wybierać sukienkę na studniówkę. Wykręcasz numer do Pawła. Po długiej chwili w słuchawce rozlega się głos jakiejś dziewczyny. Nie znasz jej i czujesz, że ona nie znała twojej siostry. Z chłodnym spokojem mówi, że Laura za dużo wypiła i wypadła przez okno. Tak po prostu. Że wszędzie jest pełno policji i że zabrali Pawła na komisariat. Prosi cię, byś przekazała tą informację swoim rodzicom, bo impreza jest poza miastem, a oni nie odbierają telefonu.
WWWRozłączasz się. Myślisz sobie, że rodzice śpią i jeszcze nic nie wiedzą. Nie chcesz ich martwić. Ściany przestały dudnić. Serce stanęło…
WWWWracając z pogrzebu, powtarzasz materiał do kolokwium z histologii. Tkanki kostne, mięśniowe, krew… Trumna Laury była zamknięta. Podobno wypadła z piątego piętra na parking. Twarzą rozorała tylną szybę jednego z aut. Rytm serca dorosłej osoby wynosi około siedemdziesięciu uderzeń na minutę. Dziwi cię to, bo miałaś wrażenie, że serce Laury biło o wiele szybciej. Myślami powracasz na cmentarz. Widzisz jej zdjęcie położone na wieku trumny. Uśmiecha się, mimo płaczu ludzi wokół. Laura właśnie taka była. Nigdy się nie przejmowała.
WWWWysiadasz z pociągu i rozglądasz wokół. Nie poznajesz tego miejsca, jakbyś nigdy tu nie była. Ludzie pchają cię w stronę wyjścia. Trzymasz kurczowo swój mały notes. Jutro masz nockę w barze, a pojutrze kolokwium.
WWWJest wieczór, a ty zastanawiasz się, dlaczego jesteś na bulwarze. Obserwujesz pijących tanie wino punków, aż w końcu jeden woła cię do sporego grona. Po chwili grzejesz wnętrzności procentami, a myśli przytępiasz tytoniem. Opowiadasz komuś schemat pracy serca, a innemu mierzysz puls. Nie rozumiesz, dlaczego się śmiejecie, ani czemu siedzisz komuś na kolanach. Serce bije ci około stu razy na minutę. Ktoś rzępoli przeraźliwie na gitarze, a ktoś inny odpala skręta. Krew składa się z erytrocytów, trombocytów, leukocytów i osocza. Praca serca to skurcz, rozkurcz i niekończąca się pauza. Wstrzymujesz oddech. Jesteś całowana. Czujesz zimną dłoń, niczym defibrylator. Twoje synapsy wariują.
WWWLeżysz na ławce w parku. Już nie jesteś dziewicą. Widzisz zdjęcie Laury na dębowej trumnie. Wymiotujesz. Rozglądasz się trzeźwiej po parku. Siedzący obok punk podaje ci fajkę. Przegląda twój notes z ironicznym zainteresowaniem.
- Która godzina? – Pytasz, jakby rzeczywiście cię to interesowało. Jesteś brudna, skacowana i nie masz zielonego pojęcia, gdzie jest twój bagaż. Dostrzegasz, że punk ma słuchawki w uszach i słucha muzyki z twojego mp3.
- Gdyby moje życie było pięciolinią, brzmiałoby jak „All of my days” – powiedział, wystukując rytm na przyciągniętym do piersi kolanie. Obserwujesz jego błogi wyraz twarzy. Wiesz, że cię nie słyszy.
- A moje jak „Marsz turecki” – mruczysz pod nosem i kładziesz rękę na mostku. Twoje serce bije jak oszalałe. Wstajesz i odchodzisz. Jakby nigdy nic, bo zawsze coś.
WWWNie wiesz już, czy jesteś na izbie przyjęć, za barem, czy na zajęciach. Zastanawiasz się, gdzie byłaby teraz Laura. Pochylasz się nad czymś, co przypomina ludzką sylwetkę. Ma zniekształconą twarz i rozchylone usta. Przypomina trochę tego punka, a trochę Martę leżącą pod pijanym klubowiczem. Trzydzieści uciśnięć na dwa wdechy. Mostek zapada się pod twoimi naciskami. Nie czujesz tętna. Na nagą pierś poszkodowanego spada kilka kropel cieczy. Płaczesz? Nie to pot. Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy. Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy… Trzydzieści…
- Aga, już dobrze – ktoś obejmuje cię w pasie i odciąga od uśmiechniętej Laury. – To tylko manekin…
WWWWychodzisz z baru o czwartej nad ranem. Idziesz na bulwar i wyrzucasz notes do morza. W oddali widzisz Martę, prowadzoną pod ramię przez jakiegoś chłopaka. Ona straciła przytomność, a ty siostrę. Jesteście kwita.