Tekst nr 1
wwwGdyby powiedzieć, że był to najpiękniejszy wschód słońca w długiej historii wszelakich słońca ze snu się przebudzania, to i tak nie oddałoby to w najmniejszym stopniu wyjątkowości tego kosmicznego doznania. Idealne połączenie doskonałych odcieni barw na tle wzorcowo błękitnego nieboskłonu niezmąconego najmniejszym nawet obłokiem zapraszało do wspólnego śniadania mieszkańców New Heaven. Dość powiedzieć, że jeszcze dobę temu wszystkim obywatelom tego małego miasteczka wydawało się, że wschód z dnia poprzedniego był tym idealnym, niedoścignionym wzorcem, delikatnie ładniejszym od tego z dnia ubiegłego. Strach więc bać się, jakim zjawiskiem rozpoczęty zostanie następny dzień i kolejne wypełnione idealnymi chwilami dwadzieścia cztery godziny – które w tamtych stronach wydawały się trwać przynajmniej o połowę dłużej. Tak nieprzeciętnie rozpoczęty poranek wymuszał wręcz na mieszkańcach wspólne obcowanie podczas porannej uczty na cześć idealnego życia w raju, w jakim niewątpliwie się znajdowali. Ogromny stół – największy jaki widział świat – wypełniony po brzegi najlepszymi regionalnymi produktami i importowanymi napojami z najdalszych zakątków świata, został wykonany specjalnie na zamówienie z najtrwalszego drewna, tak aby podobne biesiadowanie odbywać się mogło codziennie przez okrągły rok – stół również był okrągły, dzięki czemu każdy z mieszkańców mógł spojrzeć w piękne oczy swoich sąsiadów, nawet siedzących w oddaleniu, gdyż wzrok wszystkich był lepszy, niż przewiduje norma optometryczna.
wwwNew Heaven wbrew swej obcojęzycznej nazwie znajdowało się w Polsce, w sercu Kaszub, gdzie specjalnie na życzenie mieszkańców zbudowano sztuczną plażę wraz z niewielkim akwenem wodnym, regularnie napełnianym podgrzewaną wodą z górskich źródeł, której temperatura nawet zimą pozwalała na swobodne kąpiele. Społeczność zamieszkująca to miasteczko wiodła pozornie normalne życie pracując, ucząc się, zakładając rodziny czy oddając się przyjemnościom, jakie dawała natura. Na czele miasteczka stał wybierany w demokratycznych wyborach burmistrz, który dzięki swym doskonałym decyzjom zapewnił sobie już czwartą kadencję, powodując brak jakiejkolwiek potencjalnej konkurencji w przyszłych wyborach. Wbrew panującej modzie nie przynależał nigdy do żadnej partii ani nie wypowiadał się na tematy ogólnokrajowe, gdyż mieszkańcy, jako jednostki wybitne, nie zajmowali się problemami osobników niższych klas społecznych, zachowując pełną autonomiczność. Władze kraju doskonale wiedząc, że ingerencja w sprawy New Heaven równoznaczna byłaby z utratą znacznej części rocznych wpływów do budżetu, które zapewniali swą hojnością obywatele tego pięknego miasteczka, przymykali od zawsze oko na dziwne zachcianki swoich najlepszych podatników, zapewniając przy tym ich największą potrzebę - święty spokój i brak jakichkolwiek doniesień z zewnątrz nawet w przypadku wojny światowej czy ataku kosmitów.
wwwObszar, na którym mieszkali obywatele New Heaven, zwanego przekornie Piekiełkiem, nie był chroniony żadną magiczną barierą, polem siłowym czy ogromnym murem z drutem kolczastym. Wjechać tu mógł każdy, jednak wewnętrzne przepisy ograniczały w znaczny sposób mobilność przyjezdnych. Za kratki – do największego w świecie aresztu, świecącego największymi w świecie pustkami – trafić można było m.in. za wypuszczanie do atmosfery zbyt dużej ilości dwutlenku węgla z ust, zbyt głośne stukanie obcasami po idealnych chodnikach, czy wreszcie pobyt w Piekiełku przekraczający dwie godziny w ciągu roku. Przepisy te dotyczyły tylko przyjezdnych, gdyż osoby urodzone w New Heaven posiadały naturalne prawo do korzystania z dobrodziejstw tej miodem płynącej krainy.
wwwPo zwyczajowej porannej biesiadzie trwającej nie mniej niż półtorej godziny – aby każde spotkanie było dłuższe od spotkań w miasteczkach ościennych – mężczyźni udawali się do swych największych w świecie biur, a ich żony do największych w świecie domów z największymi basenami, aby pielęgnować swe niebotyczne ciała – całe szczęście nie największe na świecie - i wychowywać najpiękniejsze dzieci, nie zapominając przy tym o opiece nad zjawiskowymi ogrodami, w których rosły rośliny niespotykane na Starym Kontynencie. Największą chwałą cieszył się ogród burmistrza, który trzy lata temu wyhodował pierwszy okaz baobabu, który w niespełna rok osiągnął wysokość dwóch metrów – co dawało realne szanse na wyhodowanie największego drzewa w okolicy i tym samym zyskanie wyższego statusu społecznego. Do tej pory prym wśród ogrodniczych okazów wiodła założycielka lokalnego teatru, na deskach którego występowali najznamienitsi artyści z całego świata. Jej mała plantacja krzewów Yerba Mate zapewniała potrzeby zażywania tego energetycznego napoju dla wszystkich mieszkańców, a dzięki naturalnym sposób uprawy jej smak był znacznie bardziej wyrazisty od swoich południowo-amerykańskich odpowiedników. Nietrudno domyślić się, w jaki szał wpadła na wieść o wyczynie burmistrza – był to największy szał jaki widział świat, gdyż każdy inny byłby obrazą dla osoby w szał wpadającej jak i adresata tej emocji. Laura – gdyż tak jej na imię – dowiedziawszy się najnowszych ogrodowych doniesień, na twarzy nabrała rumieńców w najpiękniejszych kolorach świata - aczkolwiek przeważał lawendowy fiolet, tak lawendowy, że niemal dało się poczuć jego słodki zapach, czym osiągnęła najwyższy dotychczasowy poziom szału, również podwyższając swój status społeczny. O dziwo, fakt ogarnięcia największym szałem w historii uspokoił ją i wprawił na nowo dobry humor – w przeciwieństwie do Norberta, do którego należał poprzedni rekord w szał wpadania.
wwwNie chcąc zginąć w czeluściach szarej zwyczajności, Norbert postawił wszystko na jedną kartę i w rozbudowę swojego domu uciech wszelkie oszczędności zainwestował – nie były to największe oszczędności w całym mieście, więc de facto były one niewiele warte. Chcąc na nowo zapisać się na kartach miejscowych rekordów, mężczyzna postanowił zatrudnić Vanessę - najgrubszą prostytutkę w całym województwie – i Roksanę – najstarszą żyjącą kobietę wykonującą ten najstarszy zawód świata. Iście zbawienny wpływ prostytucji na zszargane nerwy Norberta, prócz odzyskania dobrego imienia, zapewnił mu niebywale duże zyski finansowe – niestety nie największe, więc siłą rzeczy niezauważalne.
Tekst nr 2
wulg.
"Krótki kurs romansu secesyjnego w konwencji postmodernistycznej z wykorzystaniem aparatu pojęciowego historii sztuki"
***
WWWNa początku był on, dwie one i tamta ona. Tamta ona bezwstydnie rozwalona, z murzynką u boku, koszem kwiatów, zdobioną w jakieś chwasty narzutą i odrobiną znudzenia na twarzy, bo co to za zabawa, pozować, zamiast uczciwie na chleb. Albo coś w tym stylu.
WWWOn i pierwsza ona stali pod obrazem dosyć długo, chociaż ich nie zachwycił. To znaczy jego nie zachwycił. Bo on miał pierwszą oną, i tamta ona zupełnie mu nie była do niczego potrzebna, a impresjonistów nie lubił i nie szanował, Bóg jeden raczy wiedzieć dlaczego. Pierwsza ona owszem, była zachwycona, bo impresjonistów kochała do miłości sensualnej wręcz i gdyby na ASP ktoś się jeszcze bawił w kropki i dywizje, to marny byłby los jej macicy. A to przecież Manet. Skąd do cholery Manet w Polsce i to jeszcze na tym zadupiu nieziemskim, którego jedyną cechą charakterystyczną był kurnik widoczny z kosmosu?
WWWNawet kot, który w rogu sali siedział i lizał sobie łapkę, zastanawiał się, skąd Manet na Pomorzu? To był kot kustosza; oczytane, elokwentne bydlę z aspiracjami i gdyby nie problemy z obsługą USOSa, obroniłby co najmniej magistrat, więc wiedział, że Manetów się w Pomorskich wioskach nie wystawia. A jednak była tutaj tamta ona, równie zblazowana co druga ona, oglądająca właśnie jelenie na rykowisku, obleczone w ramę tak złotą jak plastikowe doniczki na ekspozycji w Castoramie. O ile jednak w tamtej onej kot był w stanie dostrzec pewne walory estetyczne, związane choćby z nazwiskiem autora, o tyle ta druga ona się kotu zdecydowanie nie podobała i zerkał na nią podejrzliwie złotym oczkiem.
WWWPodobała się natomiast jemu, mimo że miał pod pachą pierwszą oną. W głowie miał śmieszne urządzonko, które astronomowie nazywają komparatorem błyskowym. To takie ustrojstwo, do którego wkłada się dwa zdjęcia przedstawiające fragmenty nieba i porównuje się je, żeby sprawdzić, czy jakaś gwiazdka się nie poruszyła. Bo jakby się poruszyła, to by było zajebiście ważne odkrycie. Ale on nie wkładał do komparatora winylowych płyt z odbiciami świateł, tylko laski.
WWWStał pod tamtą oną, zupełnie ją ignorując i przerzucał sobie w komparatorze obraz pierwszej onej i drugiej onej, starając się zdecydować, która lepsza. Pewnym problemem było to, że pierwszą oną dość dobrze obejrzał sobie nago, tymczasem druga ona była – pech – ubrana, ale i z tym sobie poradził, przymykając lekko oczy i wyobrażając sobie drugą oną siedzącą naprzeciwko niego po turecku, oczywiście bez tego nieszczęsnego ubrania. Akurat wyciągała rękę w stronę jego krocza, gdy zdecydował, że jednak pierwsza ona jest ładniejsza i stracił zainteresowanie tematem.
WWWDruga ona podeszła obejrzeć Maneta i spytała pierwszą oną, zupełnie go ignorując:
WWW- Podoba ci się?
WWW- Bardzo – odparła pierwsza ona i natychmiast zatopiły się w dyskusji o impresjonizmie.
Wkurzył się troszkę, bo pierwsza ona była jego i drugiej onej nikt nie dał prawa do takiego, ot, bezczelnego zagadywania. A tym bardziej do prowadzenia zaawansowanego terminologicznie dyskursu o kropkach i dywizjach. Z braku lepszego wyjścia chwycił pierwszą oną i wyciągnął ją z muzeum.
WWWKot oczywiście zauważył cały sens tej sceny i stwierdził, że tamten musi być strasznym debilem, skoro nie zauważył. Mianowicie, druga ona pachniała lawendą, tak samo jak jej dzieło.
WWW- Saraaa! Saaaaaaraaaaaaa!
Krzyczał i płakał, ale w ozdobionym stokrotkami oknie nikt się nie pojawiał. A szkoda, bo płakał, jakby w oczach miał czysty kwarc. Wiedział, że niedługo skończą mu się łzy i nici będą z przedstawienia, które oglądał tylko kot.
WWW- Saaaaaaaraaaaaa!
O dziwo, po kolejnym rozpaczliwym okrzyku Sara pojawiła się w oknie. W ręku trzymała czaszkę.
WWW- Co ty masz w ręce? - Spytał, tak zdumiony, że zapomniał zaszlochać.
WWW- Czaszkę.
WWW- Czyją?
WWW- Twojej starej. Co cię to obchodzi?
Uznał, że czaszka nie jest zasadniczym tematem rozmowy i przeszedł do sedna:
WWW- Sara, ty szmato!
WWW- Czego chcesz?
WWW- Ciebie, kurwa.
WWW- O co ci chodzi? Mówiłam ci już, że zostaję z Luizą.
WWW- Ależ ona jest klasycystką! - Zawołał, sięgając po najlepszy argument.
WWW- Ty też. Wal się.
Za plecami Sary pojawiła się druga ona, czyli Luiza. Chwyciła Sarę w ramiona, po czym na jego oczach zaczęła ją namiętnie całować i zrywać z niej koronkową bieliznę, aż mu się słabo w kolanach zrobiło. Z braku lepszego wyjścia rzucił wściekłym spojrzeniem w kota (który czmychnął, żeby nie oberwać) i poszedł sobie.
WWWWłaścicielem kurnika był pewien człowiek, który kolekcjonował motyle. W dziewiętnastym wieku jego przodkowie byli znanymi patriotami i bardzo bili się za ojczyznę, tak bardzo, że aż wszyscy od tego umarli. Dziadek tego człowieka uznał, że bycie patriotą się nie opłaca, a w każdym razie nie da się z tego wyżyć, więc zbudował kurnik i umarł, z kurnika też nie mogąc wyżyć. Wyżywał się za to na kurach, przez co nie ostała się ani jedna.
WWWKurnik był miejscem bardzo interesującym. Wskutek antypatriotycznej działalności dziadka nie było w nim kur, były tylko stojaki dla kur, wyglądające jak wieszaki na marynarki. Była też dziura w dachu, przez którą ładnie łapał Eurosport, a także dużo pierza. Nie wiadomo, skąd pierze, skoro nie było kur, ale właściciela interesowały tylko motyle, które pierza nie mają i zagadka pozostawała nierozwiązana.
WWWOdkąd Mirosław Hermaszewski ogłosił, że kurnik jest drugim zbudowanym przez człowieka obiektem widocznym z kosmosu, sołtys chciał organizować do niego wycieczki, ale nikt nie był chętny na półtoragodzinną jazdę rozklekotanym pekaesem z Piły i projekt upadł. Z kurnikiem był ten problem, że zajmował większość wsi. Gdy na jednym końcu padał deszcz, na drugim było jeszcze słońce, a swego czasu próbowano wewnątrz postawić sanatorium, ale wskutek kiepskiej cyrkulacji powietrza wszyscy pensjonariusze wynieśli się do Cisów.
WWWW tym właśnie kurniku spotkali się ponownie on, pierwsza ona, druga ona i tamta ona. Największą zagadką było, skąd ostatnia – obrazy Maneta powinny wisieć w Luwrze, a nie stać pod ścianą w kurniku na Pomorzu, nawet jeśli był to największy kurnik na świecie. Ale to nieistotne, bo rozpoczął się dramat.
WWW- Sara! Czemu? I to dla niej? DLA NIEJ?
WWW- Bo masz małego.
Tak się wkurwił, że aż poszedł do domu.
WWWKot, zniesmaczony poziomem przedstawienia, a zwłaszcza gry aktorskiej, która względem obiecującej scenografii wypadła nad wyraz blado, poszedł za nim.
WWWOn w domu usiadł do sztalugi i zaczął rysować. Kot patrzył mu przez ramię, całkiem zadowolony. Sara, malowana w stokrotkach, była całkiem przyzwoita – no i linearna. Tak linearna, że tamta ona, która została w kurniku i chyba Bóg już nawet o niej zapomniał, nie wspominając o nim, pierwszej onej i drugiej onej, mogła się schować. To był linearyzm prawdziwego mężczyzny, który wcale nie miał takiego małego, co kot wiedział, bo często podglądał go w kąpieli.
WWWTak, linearna pierwsza ona, to była Sara, o którą Luiza mogła być zazdrosna. To była Sara prawdziwego Alfonsa.