2
autor: Erythrocebus
Umysł pisarza
Tekst I
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWKpina nieudolnego poety?
WWWWWWWWWWWWWWWWWW(Bo gdzie powagę widać, tam się i śmiech skrywa).
WWWOj, Bracie.
Tyś był wielkim bohaterem naszym,
nawet sam wołałeś – Jam mieczem waszym.
I rzeczywiście się nim stałeś
oraz wiele zwycięstw nam dałeś.
Smutna to ino ta prawda jedna,
że wina z przeszłością się miesza.
Bo gdy wolność nam ofiarowałeś,
za władzę, równość obiecałeś.
Lecz nie taką jaką ludzie se wymarzyli,
a i gorsza niż ta, co w niej dotąd żyli.
WWWOch, Władco!
Jedno ci ino przyznać ponad wszystko muszę,
choć wielokroć myślałem: „Ja cię chyba uduszę”.
Żeś swych obietnic nigdy nie łamał
Tylko spełniał tak, że aż włos stawał.
Czy dlatego że równo chciałeś dzielić,
musiałeś nas w jedną papkę zmielić?
Czy nie mogłeś dać wszystkim jedno,
zamiast zmienić w przeokrągłe zero?
Nie dziw się więc władco wielki,
że takie lud składa ci dzięki.
WWWOch, Głupcze!
Choć przyznaje, cel szczytny,
to sam zobacz, jak zamysł dziwny.
„Wciąż niewielu czytać potrafi?
Dobrze, już książką do niczyich rąk nie trafi”!
„Sieroty na ulicach przymierają głodem?
Od dziś wszyscy jedzą tylko chleb i wodę”!
„Co? Śpiewać nie każdy może?
Więc od dziś nie mogą nawet doże”!
Już pewnie za religię i Boga się brałeś,
skoro nawet wojsko wszystkim zrównałeś.
Tylko wojna wybuchła, cośmy ją przegrali,
bo jak tu wygrać, skoro wszyscy dowódcami się stali?
WWWOj, Bracie!
Choć za twą krew przelaną, nieśliśmy modły,
to przez ciebie mieliśmy los podły.
Za chwałę pamiętać cie chcieliśmy,
nie za pot, który później mieliśmy.
Choć sam swym prawom posłuszny byłeś,
nawet pusty stół z nami dzieliłeś,
to jednak powiedzieć ci to muszę:
tylko ja tu dziś w sobie łzy duszę.
Bo choć w zamysłach, władca żeś wielki,
to jednak bele tyran od ciebie lepszy.
Wiec, że pomimo tej całej złośliwości,
zapamiętam cię bez wrogości.
Bo gdy wiele cierpienia nam zadawali,
myśmy za siebie krew, pot i łzy przelewali.
Tekst II
WWWSiedziała przy stole ze spojrzeniem skierowanym na karty pokryte literami i obrazkami. Ona, którą nie każdy zna, choć każdy powinien, której wszyscy ludzie stanowią część, a ona stanowi część ich. Poważna, dostojna, niezmienna i stateczna. Wpatrywała się w jedno miejsce i myślała: „Znamy się dobrze, moja droga. Tak bardzo chciałabym, dla Ciebie innego Losu, lecz sama wiesz, że wyszło, jak wyszło. Pamiętam twoje narodziny i chrzest. Cudowny moment. Świat powitał Cię z otwartymi ramionami, jak równą wśród równych. Niedługo potem włożyli Ci na głowę koronę. Tak pięknie wyglądałaś. Miałaś przed sobą świetlaną przyszłość, ale od samego początku otaczali Cię zdrajcy, kłamcy i obłudnicy. Sąsiad wykorzystał okazję i dorobił się Twoim kosztem, odarł z czci, złamał serce i biedną, zbitą, zostawił samej sobie. Ledwie Cię Twoje dzieci poskładały do kupy. Dbały o Ciebie i było dobrze, dopóki ten wiarołomca nie rozbił Cię na kawałeczki i nie porozdawał. Płakałaś rzewnie i długo. Każdy tylko chciał więcej dla siebie, zależało im na prywacie. Kto by się przejmował Twoim dobrem? Przecież dla siebie samych to oni są najważniejsi. Twoje dzieci, rozkradające ciało matki i walczące o każdy jego skrawek, aż przyszedł on i podniósł Cię z ziemi. Podał pomocną dłoń, walczył, byś znowu była jednością, bracia nie zabijali się nawzajem, a szaleństwo dobiegło końca.
WWWŚwietnie się złożyło, gdyż zaraz potem przyszedł tamten zły i zaczął grozić, czynił zło w imię Boga i zbrodnie usprawiedliwiał znakiem krzyża. Lecz Ty byłaś silna. Ach, jak mu dołożyłaś razem z koleżanką. Patrzenie na to sprawiło mi niemałą przyjemność. Cwaniak przestał potrząsać szabelką, a jego starania o chaos w imię wiary ujrzały swój kres. Kolejne lata wypełniła walka. Dałaś sobie radę z każdym, kto Ci podskoczył, nawet z silniejszymi. Później sąsiedzi obrali sobie Ciebie za cel. Nic dziwnego, działka w tak korzystnym położeniu może skusić. Kto by nie chciał uszczknąć choć kawałeczka dla siebie? Zwłaszcza że stałaś na drodze do dalszej ekspansji. Poradziłaś sobie, ale później nie podołałaś. Nikt by nie podołał. Trzech się na Ciebie rzuciło, rozebrali Cię, odarli z szat, z całego jestestwa, ze wszystkiego, co cenne, i gwałcili przez wiele lat. Tyle razy próbowałaś walczyć. Nadaremno. Unosiłaś głowę, lecz zaraz potem padałaś od ciosów. Musiałaś czekać tak długo, by nadarzyła się okazja. Jeden z nich osłabł i stracił znaczenie. Dwóch pozostałych wzięło się za łby i wtedy nareszcie mogłaś odzyskać wolność. Radość nie trwała długo. Między tymi dwoma zapanowała zgoda, doszli do porozumienia i ponownie zaatakowali. Przyjaciele, którzy obiecali pomóc, odwrócili głowy, kryjąc się za barykadami tchórzostwa, licząc na to, że nikt nie zwróci na nich uwagi. Jakże się mylili. Jakże potrzebowałaś ich wsparcia.
WWWDzielnie walczyłaś, do dziś śpiewają o tym pieśni, ale nie mogłaś poradzić sobie z taką siłą. Znowu Cię ujarzmili i gwałcili, ale tym razem krócej. Wybuchł spór między nimi, jeden rzucił się na drugiego i odzyskałaś wolność po raz drugi. Wtedy Twoi przyjaciele powystawiali głowy z nor, wtedy brylowali odwagą, urządzali parady zwycięzców i sycili dumę tryumfem niczym powracający po wojennej wyprawie cezar. Oddali Cię. Sprzedali jak jucznego konia. Wydali za mąż za jednego z tych dwóch. Jak mogli Ci to zrobić? Toksyczny związek ciągnął się niemiłosiernie i przynosił więcej szkód, niż pożytku. Nie tak dawno wzięłaś rozwód, ale on dalej ma wiele do powiedzenia w Twoim życiu. Nie dane Ci ostatecznie się z nim rozbratać, bo Twoje dzieci utrzymują kontakt z „dobrym ojczulkiem”. Rozdają Cię po kawałeczku, albo odwracają się plecami i uciekają do innych matek. Mówią, że za chlebem, lecz czy Twój chleb nie powinien im smakować inaczej? Lepiej? Nie pamiętają tego, co dla nich zrobiłaś, ile krwi, potu i łez kosztowało Cię ich wychowanie. Ale ja nie zapomnę. Będę pamiętać, zawsze pamiętam i zrobię, co tylko w mojej mocy, by one też pamiętały. By wszyscy pamiętali”.
WWWPrzyszedł Czas. Tajemniczy osobnik, niby niewidoczny, ale skutki jego obecności można było dostrzec wszędzie dookoła. A ona nierozerwalnie się z nim wiązała.
WWW- Witaj, moja droga – rzekł. – Czemu wpatrujesz się w mapę?
WWW- Dla mnie to nie mapa, raczej… zdjęcie rodzinne. Taka znajoma, przechodzi trudny okres, kryzys w życiu, sam rozumiesz.
WWW- O kim mówisz?
WWW- Hmm… Widzisz tutaj? O tu – wskazała palcem – to miejsce na mapie, gdzie kończy się papier, gdzie farba się zmywa.
WWW- Ach tak, znam ją. Ale wiesz, że nie możesz jej pomóc? Ja prędzej pomogę, ale ty nie. Ty tylko jesteś, dokumentujesz, a ja cię tworzę.
WWW- Ech, mam to na uwadze i cierpię z tego powodu.
WWW- Chodź ze mną. Dobrze wiesz, że Czas leczy rany. Radość robi imprezę na jachcie, płyniesz ze mną?
WWW- Wszyscy z tobą płyniemy, Czasie.
WWW- A zwłaszcza ty, Historio.