Tekst I
Stetit puella tamquam rosula
WWWBudynek filharmonii w przypadkowym mieście na zachodzie skrzył się z daleka, kopułą z kości słoniowej oświetlając mieszkańcom pobliskich wsi i miasteczek okna, a przy okazji przypominając im, że są gównem na trzewikach lepiej urodzonych. Ale nikomu to nie przeszkadzało, bo taki był już stan rzeczy i trudno było z nim walczyć, zbyt trudno, aby opłacało się walczyć o możliwość walki. To dobrze urodzonym przysługiwały tańce, muzyka i bankiety, dla nich była łacina i dla nich – kielichy inkrustowane chryzoprazem. Gorzej urodzeni po prostu żyli. Oprócz jednej, jedynej dziewczyny, do której los się uśmiechnął.
WWW- Ale Monsieur – mówiła, gdy znów nazwał ją „Mademoiselle”. - Ja nie umiem się zachować.
WWW- Morda, idiotko. Nikt od ciebie tego nie wymaga. Na twoim gadaniu też nikomu nie zależy. Masz ładnie wyglądać i tyle. Czy zrozumiałaś, Mademoiselle? - dodał łagodniejszym tonem.
WWW- Oczywiście, Monsieur – odszepnęła, zrezygnowana.
WWWWWWPrimo vere
WWWZnów budynek się przyoblókł w girlandy, wstęgi, łańcuchy i proporce, chorągwie i kandelabry, owinął się światłem, przepychem i złotymi stiukami pod egzotycznymi freskami na sufitach. Omotała się, ta próżna, arogancka budowla. Bogactwem, szaleństwem, ekstrawagancją i nawet fotosyntezą, bo we flakonach umierały cichutko sprowadzane z Borneo orchidee, wymieszane z różowymi cyklamenami.
WWWŚwiat łagodzą światła, rozsypane szerokimi strumieniami po parkiecie na środku ogromnej sali, otoczonej, nietypowo, podestem dla orkiestry. A do sali wpływają ludzie, dziesiątki, setki, równie roziskrzeni, pstrokaci, płonący elegancją co filharmonia. A ponieważ towarzystwo, chodź duże, znało się doskonale, Monsieur ze swoją Mademoiselle natychmiast wypatrzyli Madame z jej Chevalierem, a także Diuka ze starą Diuczesą. Wszyscy szybko zebrali się w idealnie symetrycznym kółku dawnej znajomości, odcinając się od reszty pstrokacizny. Madame, ubrana w doskonale skrojoną, wściekle karminową suknię, jako pierwsza zaczęła rozmowę:
WWW- Spójrzcie, co sobie sprawiłam! - Powiedziała i wciągnęła w krąg migoczącego światła lisa na smyczy, który szamotał się, szczekał i piszczał przy każdym szarpnięciu obroży. Na widok przerażonego, zmaltretowanego zwierzątka Mademoiselle ścięło się serce.
WWW- Prawdziwy! - Podkreśliła Madame, zerkając na zebranych kątem oka.
WWW- Nie wątpimy – odpowiedział uprzejmie Monsieur – ale czy on musi tak piszczeć?
WWW- Jak zwykle utrafiłeś w sedno – uśmiechnęła się uroczo Madame, skądinąd powabna dama w kwiecie wieku, po czym kopnęła lisa w pysk. - Zamknij ryj, bydlę!
Serce Mademoiselle zadrżało.
WWWLis nie przestał ani piszczeć, ani szczekać, ani się szamotać, obojętne jak mocno i często by się go nie kopało, szczególnie, że jeden z ciosów złamał mu łapkę, którą wlókł bezradnie za sobą, próbując uciec z pułapki. Madame, zrezygnowana, chwyciła go za złotorude futerko i oddała lokajowi. Mademoiselle prawie płakała. Ale nie mogła płakać, bo musiała dobrze wyglądać, więc z całych sił zaciskała szczęki, aby pozbyć się złośliwych szpileczek w kącikach młodych oczu.
WWW- Oto, z dawna upragniona, wraca radość z naszej filharmonii! - Odezwała się Diuczesa i w tym momencie orkiestra w białych frakach zaczęła swoje chóry i pienia.
WWW- Cóż to? - Przekrzyczał hałas Chevalierre, zwracając się do Diuka.
Diuk ogarnął spojrzeniem na orkiestrę i rzucił:
WWW- Chyba coś niemieckiego! A czy mię się zdaje, czy strop pęka, Chevalierze?
WWW- Tak, to chyba coś niemieckiego!
WWW- Bal cały w ozdobie – westchnęła Madame z rozmarzeniem. - Sami spójrzcie!
WWWMademoiselle posłusznie zerknęła na środek parkietu i zachłysnęła się zachwytem, który jak pryzmat rozszczepił jej uczucia na siedem barw, natychmiast rozświetlające ją od wewnątrz. Nigdy, zapewne, nie była szczęśliwsza. I sądziła, że szczęśliwszą być nie może. Bo nigdy wcześniej nie znalazła się poza swoją chatą z klepiskiem, strzechą i trzema kurami; nigdy nie pozbyła się widoku swojego męża pijaka, ani kota tak wygłodzonego, że nawet myszy nie przynosił swojej pani.
WWWA oto po mahoniowej posadzce przesuwały się kolorowe korowody Królów, Książąt i Księżnych, strojnych w brylanty i szafiry. Panowie we frakach lub krojonych na miarę marynarkach palili papierosy, udając, że ta czynność może być dystyngowana; starsi od nich, z siwymi, przystrzyżonymi brodami, mieli cygara – i faktycznie wyglądali dystyngowanie. A damy się kłóciły. Bal cały w ozdobie!
WWW- Kramarzu! - Zawołała jakaś młodziutka dzieweczka w sukni lilarose, klepiąc Chevaliera po ramieniu. - Farb mi użycz!
Chevalier odwrócił się ku niej, zdumiony, a ta zorientowała się w pomyłce i przeprosiła uroczo.
WWW- Sam młodzieniec rozumie – rumieniła się ku niemu, zalotnie muskając dekolt dłonią – To bym mogła pięknych chłopców nakłonić do kochania... Czemu ten rożek tak rzępoli? - odwróciła głowę, zirytowana i zniknęła.
Bo faktycznie, powietrze rżnęła pojedyncza waltornia, zgrzytliwie przypominając o rysach na pozorach. Od natarczywego dźwięku Mademoiselle zrobiło się niedobrze. Zwłaszcza, że Madame właśnie lała szampana na swoje udo, obnażając przy okazji bieliznę w długim rozcięciu sukni – a Monsieur, z jej stopą w ustach, pił.
WWW- Z tych tu dziewcząt – mówiła Diuczesa, zwracając się do Chevaliera – musisz wybrać...
Mówiąc to, wskazywała na środek sali, gdzie zbita w grupę gromada półnagich z podniecenia szlacheckich dzierlatek zajęta była przyciąganiem spojrzeń młodzieży.
WWW- Ale ja nie chcę! - Krzyczał Chevalier, aby usłyszano go ponad gderliwym pianiem klarnetu. Zerkał jednocześnie ciekawie na Mademoiselle, cichą i zawstydzoną. - Choćby świat u stóp moich legł, oddałbym go za tę gąskę – szepnął już jak rasowy intrygant, prosto w ucho Diuczesy, która pokiwała ze zrozumieniem głową.
WWWWWW In Taberna
WWWTymczasem Madame i Monsieur osiągnęli apogeum swojej miłości, bo całowali się pośrodku parkietu tak, jakby próbowali pożreć się nawzajem. Aż do chwili, w której Monsieur oderwał się na sekundę od swojej jednorazowej wybranki i zawołał:
WWW- Kipiąc gorącą...!
Ale nie skończył, bo Madame zza dekoltu wyjęła sztylet z szylkretu i szarpnęła nim na linii jego szyi. Gdy z podestu rozbrzmiały gwałtowne, ekstatyczne dźwięki saksofonu, krew chlusnęła wielką fontanną, a Madame zaśmiała się radośnie, choć beznamiętnie; i nawet się nie odsunęła, bo i tak miała czerwoną suknię. Błyskawicznie znaleźli się lokaje, którzy wynieśli ciało. Morderczyni nie przestając chichotać poszła tańczyć. Mademoiselle znów zbladła. Bo nic jej już tutaj nie trzymało, ale wyjść nie umiała.
WWWZ okolic bufetu znów dobiegł śmiech Madame, tym razem złośliwy i wypełniony satysfakcją. Mademoiselle zrozumiała, że wniesiono jakąś potrawę, która spodobała się damie. Mimo strachu podeszła do stołu i rozpoznała w czarnym, spieczonym truchle biednego lisa, którego wcześniej wyniesiono za rudą kitę. Nie wytrzymała i rozpłakała się.
WWW- Nieegdyś po lesie biegaaałem – śpiewała tymczasem szyderczo Madame.
WWW- Moja droga Mademoiselle – rzekł surowo Diuk, pochodząc do dziewczyny. - Kiedy w gospodzie siedzimy, o zmarłych nie rozmawiamy. Ani nie myślimy.
WWW- Właśnie, właśnie! - Podjęła Diuczesa, ożywiając się wyraźnie, aż siwe włosy nad jej skroniami śmiesznie podskakiwały. Zmarszczyła brwi. - A gdzie Monsieur?
WWW- Nie żyje – wydusiła z siebie Mademoiselle.
Och! Następny? - Zasmuciła się starsza dama. - Tak szybko odchodzą. No nic, to ty łyknij!
WWWDziewczyna dostała tabletkę; poczuła palcami, że jest wielokolorowa. A gdy spojrzała w dół, okazało się, że jest bladoszara. Wzięła ją i popiła wielkim kielichem wina, które wcale jej nie smakowało, bo było cierpkie. Ale potrzebowała go. Tymczasem orkiestra rozpoczęła szalony rajd perkusyjny, który po sekundach urwał się raptownie, pozostawiając w powietrzu samotny pisk trójkąta: dzyń...
WWWWWWCoeur d'amours
WWW- Lata amor skrzydlaty! Hihihi! - Zaśmiała się Diuczesa i zostawiła młodą razem z Chevalierem.
WWW- Noc i dzień wszystko jest przeciw mnie, a do życia wróci mnie tylko całus twój... - wziął się od razu do rzeczy.
Mademoiselle spłoniła się jak piwonia i bąknęła:
WWW- Znasz Madame?
WWW- No raczej, to moja matka.
WWW- Naprawdę? Jak ty możesz z nią wytrzymać?
WWW- Normalnie. Nie jest tak źle, jak nie sadzi fochów. Mamy podobny gust. A wracając do rzeczy... Stała dziewczyna. A ja tłumię w swej piersi westchnień tony...
WWWGdzieś w tle trelał flet, jeden, jedyny poprzeczny flet migotał drżącym tremolando, sprawiając, że dziewczynie serce podchodziło do gardła i trzepotało jak mała sówka, zamknięta w klatce ze srebrnych prętów. I dostrzegła, że rzeczywiście Chevalier jest bardzo, bardzo przystojny i bardzo, bardzo w niej zakochany. I zrozumiała, że jednak mogła być jeszcze szczęśliwsza. Euforia rozprzestrzeniła się po jej biodrach.
WWW- Chodźże, chodź, przybywaj! - Ciągnął młodzieniec. - Konam w ogniu pożądania...
WWWI zachwiały się na wadze serca – wstyd i pożądanie. I wygrało pożądanie, bo słodkie to kochanie. Nadszedł czas radości dziewczęcej, gdy zamknęli się w pokoiku w szczęśliwej samotności.
WWWWWWO fortuna
WWWPrzynajmniej do czasu, kiedy Mademoiselle wyszła z niego posiniaczona, obita i krwawiąca, zapłakana beznadziejnym płaczem dziewczyny, która straciła wszystko, co miała do zaoferowania. A potem umarła gdzieś w zawszonym rynsztoku, roniąc dziecię dziecięcia czystej krwi, radosnego i matkę kochającego. A los się uśmiechał, słuchając, jak w tle rzępolą pogrzebowe skrzypce, wyrzynając z powietrza ironię.
Tekst II
Savoir-vivre
WWWTramwaj zwolnił, gdy wjeżdżał na okrągły plac. Tutaj zazwyczaj piją mężczyźni, którzy jądra zostawili w drugiej parze spodni. Na środku stał metalowy, czarny łuk. Do jego nagich żeber ktoś już zdążył przyczepić kolorowe kwiaty z plastiku i inne bibeloty.
WWW— A ponoć dzień wcześniej, pedały kupiły impregnat, by znów nie spłonęła. — Głos Tomasza zawsze drżał dziwnie, gdy opowiadał o homoseksualistach. Na pewno nie wyczuwałam w tym nienawiści. Bardziej wzięte ze strachu poczucie wyższości. — Ciekawe czemu nie zdążyli? — Przeciągnął pierwsze sylaby, jakbym nie wiedziała, ze drwi.
WWW— I tak by spłonęła, nawet ognioodporna. — Ukryłam niechęć do rozmowy za uśmiechem. — Taka tradycja. — Nie miałam nic do gejów, ale nie obchodziła mnie polityka.
WWWPojął aluzję. Jak na mężczyznę potrafił być całkiem domyślny. Tak było z nim od samego początku. Poznałam go trzy tęcze temu, na połowinkach wydziału. Miałam wtedy nie przychodzić, kliknęłabym tylko ‘weźmie udział’. Taka hipsterska moda. Postawił mi drinka, gdy siedziałam przy barze. Wiedział, że będzie musiał pytać jeszcze cztery razy, by zdobyć moją uwagę. To lubiłam w mężczyznach.
WWW— Jesteś pewien, że wystarczy? — Mocniej ścisnęłam trzymany na kolanach pojemnik z sałatką.
WWW— Starczy, i tak u Małego się mało je. — Zaśmiał się, gdy dotarło do niego, że wyszedł mu żart słowny. — Fajnie, że zrobiłaś, najpewniej przyda się rano.
WWWNie znałam zwyczajów żywieniowych u Małego, przez te trzy miesiące związku, Tomasz nie zabierał mnie na imprezy ze znajomymi. Z okazji Sylwestra, postanowił zrobić mi prezent i w końcu ich przedstawić.
WWWWyszliśmy z rozdygotanego tramwaju, wprost na przedsylwestrowe ulice. Tomasz prowadził mnie przez drżący strumień ciał, który rzednął z każdym zakrętem. Trafiliśmy w końcu między stare bloki, niedaleko centrum miasta, na oblane ciężką żółcią latarni podwórze. Złote mgiełki uchodziły z naszych ust przy każdym oddechu.
WWW— To następna klatka. — Tomasz wskazał dłonią, podnosząc siatkę, która zabrzęczała od szkła. Po chwili byliśmy w środku. Na klatce schodowej panował fetor stojącego powietrza, typowy dla kościołów i starych ludzi. Na ścianach formowały się kręgi z kolejnych warstw farby. Chyba pomyślałam coś o historii i przemijaniu.
WWWMały nie był mały. Studiował na politechnice i przewyższał większość mężczyzn na imprezie o głowę. Mieszkał na piętrze w dwóch pokojach z kuchnią i meblami z Ikei. Jakimś cudem potrafił upchać kilkunastu gości wraz z zakąskami i wódką. Na wejściu, od razu zostałam wprowadzona w łańcuch powitań i przedstawień. Facetów było jakby więcej, ale w imprezowym harmidrze nie dało się doliczyć. Przebijałam się w wraz z Tomaszem w stronę skórzanej kanapy, pomiędzy nowo poznanymi Karolami i Pawłami. Spocona butelka wódki, cierpka zawójka i rybne sałatki dekorowały stół i dopełniały skandynawskiego minimalizmu, który cechował całe mieszkanie. Zadrżałam mimowolnie, jakby z zimna.
***
WWWKrzysiek od początku brylował na tym przyjęciu, jego głos przebijał się w każdej dyskusji. Miał świński ryj i włosy jak słoma. W pierwszym skojarzeniu, powiązałam jego zwaliste cielsko z góra gówna, z którego ktoś naprędce ulepił człowieka. Szybko zauważyłam, że wykazywał talent do kierowania rozmowy, z jakichkolwiek tematycznych kolein, na sprawy, które jego wyłącznie zainteresowały. Luźna pogawędka muzyczna szybko stawała się wykładem o zakłamaniu elit, pozwalających by nazistę Orfa wciąż grywano po filharmoniach. Dyskusje sportowe natychmiast przechodził w dywagacje o niestabilności latynoskich junt dyktatorskich. Pieprzył głupoty, ale nikt mu nie przerywał. Przypominało mi to sceny widziane w tramwajach, kiedy zazwyczaj ignoruje się bezdomnych, lub śmierdzących starców, którzy coś zaczynają do nas mówić.
WWWByłam czwartą jego ofiarą tej nocy. Korki szampana zdążyły obić się o ściany, słodycz cukru z krawędzi kieliszka zniknęła z moich warg. Chyba rozmawiałam z jedną z kobiet, dziewczyną któregoś z kumpli. Zachwalała regularne bieganie.
WWW— Nie boisz się tak sama biegać? — wciął się z alkoholowym chuchnięciem, nie wyglądał jednak na pijanego.. — Ulice nie są dobrym miejscem dla samotnej kobiety. Zwłaszcza jak teraz chodzą, wystrojone jak dziwki.
WWW— W nocy i tak mało kto chodzi po ulicach — odpowiedziałam za nią. — Zresztą, chyba to nie te czasy, by kobieta tylko siedziała w domu.
WWWKrzysiek zamach dziwnie rękoma, jakby odpędzał nieznośny smród.
WWW— Rozumiem, koleżanka feministka. — Spojrzał na mnie dziwnie.
WWW— Nie jestem feministką. — Kłamstwo ukryłam pod drżeniem warg.
WWWŚmiech jaki usłyszałam przywiódł mi na myśl świnię.
WWW— Jasne. — Wyczulam w jego glosie pierwsze oznaki pijackiej chrypki. — Wszystkie tak mówicie, jak was postraszyć. Zresztą, feminizm to nie pogląd, to choroba.
WWWCzułam się przez niego otoczona, druga dziewczynie udało się uciec.
WWW— Skąd taka nietolerancja? — Odwaga wzięła się z rosnącej desperacji.
WWW— W imię tolerancji, to Szwedzi noworodki kastrowali. — Krzysiek nie ustępował. Wykrzywił mordę w grymasie prymitywnej satysfakcji.
WWWChciałam mu powiedzieć, by spierdalał. Nie wypadało na proszonym sylwestrze. Wyratował mnie jeden z sylwestrowych Piotrków, który zaciągnął blondyna do kolejnej wódeczki.
WWWPoczułam się brudna i pozbawiona siły. Zupełnie jakbym stała się marionetka rzuconą w kąt przez znudzonego lalkarza.
WWW— Chodźmy już — szepnęłam Tomaszowi, gdy w końcu wyrwałam go od kumpli. — Jestem zmęczona. — Potoczna wymówka wydawała mi się lepszym rozwiązaniem.
WWW— O co chodzi? — spytał, gdy zaciągnęłam go na korytarz. Mój facet należał do tych domyślnych, natychmiast odkrył, że gram.
WWWMilcząco wskazałam na pijącego wódkę blondyna.
WWW— Olej Krzyśka — Tomasz odparł sucho — on tak tylko gada jak wypije.
WWW— On mnie obraził. — Postanowiłam zagrać na poczuciu własności. W odpowiedzi, ujrzałam drżenie w kącikach męskich oczu.
WWW— Pewnie żartował, nie histeryzuj.
WWW— Ktoś ci wyzywa kobietę od feministek, a ty nic. — Tym razem zastosowałam zagranie na honorze.
WWWTomasz machnął ręką i wrócił do kumpli i parujących procentów. Nie usłyszał trzasku drzwi.
WWWNie piłam tej nocy zbyt wiele, ale z powrotu do domu pamiętałam tylko moje własne odbicie w czarnej szybie przystanku.
***
WWWSkręcający tramwaj zadrżał nieprzyjemnie. Wjeżdżał na plac, gdzie przesiaduje mój ulubiony typ faceta. Z nagich żeber tęczy zwisały nowe łatwopalne bibeloty. Chłopak z mapą krost na twarzy i trockistowską bródką burknął coś o szerzącym się pedalstwie. Usiadłam Tamarze na kolanach. Lubiła wchodzi w dyskusje z takimi jak on, a mi nie zależało na tym. Poznałyśmy się na domówce u Iny. Stwierdziła, że ubrałam się jak lampucera, a potem wybuchłyśmy śmiechem.
WWWMiała w dupie zasady savoir-vivre, mówiła co myślała i nie pozwalała, by ktokolwiek ją zdominował. To lubiłam u mężczyzn.