Fago (cz.1)

1
Pora na zimny prysznic... Zapraszam wszystkich do komentowania, wyżywania się itd. do woli. Tekst jest w miarę nowy i (na ile mi możliwości pozwalają) dopracowany. Wylądował tutaj, gdyż nie wyszedł tak, bym miała co do niego głębsze plany, ale równocześnie wydaje mi się, że porady jego dotyczące mogą mi sporo dać. Zachęcam i z góry dziękuję za komentarze.

Wulgaryzmów chyba specjalnie nie ma, ale głowy nie dam - panom mogło się coś wymsknąć :P

Fago

WWWTętent kopyt i podniesiony głos gdzieś nad głową. Sewart przewrócił się na drugi bok i zakrył ramieniem głowę.
WWWTętent?!
WWWPoderwał się z posłania, sięgnął po miecz i kurtę i wybiegł z namiotu. Omal nie wpadł na postawnego mężczyznę, stojącego kilka kroków od wejścia. Niski głos huczał w całym obozie, wykrzykując komendy i obelgi pod adresem wartowników.
Zasnęli... - Przebiegło przez myśl komendantowi. - Ze wszystkich jeźdźców na tym cholernym świecie musieli w ten sposób akurat przyjąć Kowala Wojny!
- Szlachetny panie... - Sewart opanował wściekłość i wykonał krótki ukłon, przyciskając pięść do piersi. - Komendant Sewart - dowódca drugiego oddziału Pogoni.
Na niemłodej już, poznaczonej bliznami twarzy pierwszego stratega Alkorii pojawił się lekki uśmiech. Mężczyzna ściągnął rękawicę i wyciągnął na powitanie toporną, spracowaną dłoń o krótkich palcach.
- Masz tu burdel, nie oddział, komendancie - rzucił spokojnie. - Wartownicy śpią, ogniska dogasają, a wódą od was ciągnie tak, że od Mellore mogłem jechać z zamkniętymi oczami.
Sewart wiedział, że Arat nieco przesadza, ale nie mógł się spierać. Przez ostatnie dni z trudem utrzymywał dyscyplinę w oddziale. Z trudem i niechętnie... Wiedział, jak czułby się na miejscu swoich żołnierzy.
- Do rana będzie porządek. Teraz proszę spocząć. Za chwilę, Kowalu, przyjdę do ciebie.
WWWSewart przywołał adiutanta oraz dwóch młodszych oficerów i szybko wydał dyspozycje. Gniadosza, na którym przybył strateg, rozkulbaczono, spętano i odprowadzono do pozostałych koni, żołnierze zbudzeni tak brutalnie w nocy wzięli się do roboty.

WWWWnętrze obszernego namiotu rozświetlały dwie lampy oliwne. Wojskowi rozsiedli się na skórach i sięgnęli po wino. Kowal Wojny, zdjąwszy bogato zdobioną tunikę i odsłoniwszy wysłużoną skórznię, nagle na powrót stał się żołnierzem. Niestety, dla Sewarta, wciąż generałem.
- Po każdym oddziale się tego spodziewałem, ale nie po twoim. - Arat przeszedł na nieco bardziej poufały ton, ale w jego oczach pozostał chłód. - Co się dzieje? Żeby w środku nocy jeździec mógł wam stanąć na środku obozu niezauważony? I to kiedy o krok macie ciągle dzikich. Kiedy kilka godzin drogi dzieli was od ostatnio spalonych sikkedów!
- Arat, posłuchaj. Kończy się wojna, cofamy się z najgorszego piekła i nagle rozkaz, żeby obserwować plemię Kemuel, żeby śledzić! Później dopiero się dowiaduję, że mamy szukać Kloe. Ja wiem, wiem, wiem! Nie zostawiamy naszych, zwłaszcza nie oficerów. Ale dla moich żołnierzy wygląda to tak, że w zamian za ofiarną walkę dla Alkorii mogą teraz ganiać po tych lasach i łąkach do usranej śmierci, żeby znaleźć panią komendant, która nawet nie wiadomo, czy żyje.
W ciemnych oczach starszego żołnierza zaigrał niebezpieczny blask.
- Zresztą już nawet pokój z tym, ale dwa dni temu kolejny umyślny, byśmy zaobozowali i czekali na kogoś. Jak mam utrzymać dyscyplinę w oddziale, w którym nawet dowódca nie wie, po co ma wykonywać konkretne rozkazy?
- Normalnie. Wykonywać, a nie rozważać. Nic nie tłumaczy takiego burdelu. Że sobie czasem chłopak zaśnie to wiadomo... Kara i tyle. Ale wszyscy?! Sewart, nie pozbawiaj mnie już zupełnie resztek nadziei. Mistrzowie okazali mi wiele dobrej woli, pozwalając wysłać jakiś oddział na poszukiwania i opuścić twierdzę. Potrzebuję was. - Nachylił się w kierunku komendanta, wbijając wzrok w ziemię. - Wiem, że wzięli ją żywą i że później ją widziano. Potrzebuję was tak zwartych i gotowych, jak to tylko możliwe.
Sewart milczał przez chwilę, pociągając spokojnie wino z cynowego kubka. Był zmęczony. Wojna kosztowała go wiele sił - nowe blizny ozdobiły ciało, uszkodzona ręka wciąż nie zginała się bez bólu, a sen przychodził powoli i w asyście koszmarów. Po raz pierwszy w życiu komendant miał ochotę odmówić. Posłać Arata i całą tę misję w diabły. To powinien być już koniec. Kilka dni temu powinien był już rozpuścić oddział i wracać w stronę Istel. I wiedział, że nie może tak uczynić. I to nie tylko ze względu na pozycję Arata... Bezczynne oczekiwanie męczyło go nie tylko z powodu tęsknoty za domem.
- Nie musisz się obawiać. Zadbam, by żołnierze nie szczędzili sił. Tylko wskaż nam wyraźny cel, kierunek, cokolwiek! W końcu ja ciągle nie wiem, co się stało i gdzie szukać tej twojej panienki!
WWWArat zesztywniał, w jego oczach zaigrała wściekłość. Sewart poczuł nagły strach. Dominujące poczucie, momentalnie odzierające go z dumy i resztek sił. Generał niewiele się zmienił przez ostatnie siedem lat. W brązowe, nieustannie związane w warkocz włosy, wmieszało się co prawda trochę pasm siwizny, ale krzepkość ciała, bystre spojrzenie i ostrość rysów pozostały. Pozostała też umiejętność wzbudzania podziwu i strachu w podwładnych, które dowódca przez lata zgrabnie mieszał, budując swoją legendę.
- Przestań... - wydusił z siebie Sewart.
Arat rozluźnił się, wypuszczając ze świstem powietrze.
- Wybacz, nie wiedziałem, że tak to przyjmiesz. Nie chciałem o niej źle mówić.
Strateg skrzywił się lekko.
- Lepiej nic nie mów. Znam plotki i nie będę ich tolerował z twoich ust. Kloe to moja siostra.

WWWSewart ogłosił wymarsz przed świtem. Trzydziestu konnych ruszyło na południowy-wschód, ku gęstwinom Ekauri. W miarę jak opuszczali dobrze znane, rolnicze tereny, nastroje wojowników stawały się coraz bardziej butne. Nadmierna wesołość i wyzywające deklaracje tuszowały jednak głównie znużenie i zniechęcenie.
WWWArat jechał na czele, nieco wyprzedzając oddział. Sewart w milczeniu obserwował go, wciąż nie mogąc otrząsnąć się ze zdumienia.

Kariera wojskowa Kloe była zadziwiająco szybka. Wiedziano, że utalentowany generał, a później Kowal Wojny miał na to wpływ. Młodą kobietę uważano więc za kochankę żołnierza, a ona... Była jego siostrą? Musiało ich dzielić co najmniej piętnaście lat, ale to byłoby jeszcze możliwe. Jednak dziewczyna pochodziła spośród dzikich - duże piersi i szerokie biodra oraz ciemna karnacja wyraźnie odróżniały ją od smukłych, delikatnych Alkorianek. A Arat? Arat pochodził z ludu. Mimo że zmieniony przez lata walk i życia pośród możnych, rysami twarzy i budową ciała nie odbiegał od przeciętnego chłopa czy rzemieślnika.
- Komendancie! Sikked ludzi Kemuel na wschód od nas! - Z lasu wypadł jeden ze zwiadowców. - Są po jakimś starciu - mają rannych i zabitych. Wojowników dosłownie z dziesięciu będzie. Wioska niewzmocniona. Głównie zdobyczna broń.
- Otaczamy - rozkazał Arat.
- Odbiorą to jako atak - zaoponował spokojnie Sewart.
- Inaczej rozpierzchną się po lesie. Trzeba sprawę załatwić, póki stoją obozowiskiem. Wykonać, komendancie!

WWWSewart wydał rozkazy i zrównał się z Aratem.
- Wiem, o czym myślisz - rzucił Kowal Wojny. - Ale nie ma innego wyjścia. Ludzie Kemuel nigdy nie są gotowi do rozmów.
Sam miał wątpliwości. Po rozbiciu oddziałów Hodara z dzikimi plemionami udało się zawrzeć rozejm. Arat sam o niego walczył, spędzał bezsenne noce nad planami działań, wykorzystaniem przymusu i wynalezieniem odpowiednich zachęt. Plamię Kemuel było rozejmem objęte. Dzicy nie rozumieli ataku na pojedynczą wioskę jako zerwania umowy - poszczególne klany były zbyt od siebie oddzielone - jednak żołnierze już tak. Zwłaszcza ktoś, kto robił wszystko, by zakończyć tę bezsensowną rzeź.

***

WWWOpadli wioskę w pełnym pędzie, nie zważając na czyniony hałas. Żaden Alkoriańczyk nie podszedłby dzikiego - liczyła się więc szybkość i siła uderzenia. Sewart, wydawszy ostatnie rozkazy dołączył do Arata i towarzyszących mu ludzi, okrążających sikked. Uderzyli równocześnie, ze wszystkich stron, tworząc luźny, ale śmiercionośny krąg wokół niedobitków i popalonych szałasów.
WWWArat wyprzedził wszystkich, tnąc w zapamiętaniu śniade twarze i wywijając się ciosom umięśnionych ramion. Dzicy Kemuel - choć przetrzebieni wcześniejszym starciem - bronili się zaciekle. Wojowników nie było wielu, ale kobiety też chwytały za broń.
Potężny Alkoriańczyk zagalopował się na sam środek wioski. Tarczą odtrącił ostrze wymierzonej w siebie włóczni i jednym uderzeniem miecza posłał ozdobionego kościanymi kolczykami mężczyznę pod kopyta konia. Nacierający obok dzikus o łysej głowie poznaczonej zgrubieniami blizn zawył i rzucił się na żołnierza. Z niebywałą zwinnością odbił się od pleców martwego współplemieńca i odepchnął zdobioną godłem królestwa tarczę. Arat złożył się do cięcia.
- Zginiesz, ścierwo! - wyryczał dziki.
Dowódca momentalnie skręcił nadgarstek, pochylił się w siodle i uderzył głowicą miecza. Szczęka dzikiego chrupnęła ohydnie. Mężczyzna stoczył się oszołomiony na ziemię. Arat ściągnął wodze.
- Nie zabijać! - Wrzasnął na żołnierza, który zamierzył się koncerzem. - Wziąć mi go żywego!

WWW- Nie ma jej tu. Przeszukaliśmy już wszystko - oświadczył ponuro Sewart. - Przykro mi, Kowalu.
Pochylił lekko głowę, pozwalając, by czarne włosy opadły mu na twarz. Z jednej strony nie chciał spotkać wzroku mężczyzny, z drugiej... Wolał ukryć smutek, który malował się na jego twarzy. Widok sikkedu, dzikich ludzi, nawrót wspomnień z niedawnych starć sprawiły, że sprawa nagle stała mu się bliższa.
WWWArat zaczął rozgrzebywać patykiem ognisko, które powoli dogasało na środku sikkedu.
- Jest ci przykro, bo masz dość tej zabawy. Ale mnie nie... Nie ma jej tutaj, to znajdziemy ją gdzie indziej.
- Źle mnie oceniasz, generale.
- Nieważne. Przyprowadź mi tego łysego.
Sewart miał ochotę pociągnąć dalej temat, ale ugryzł się w język.
- Tłumacza też?
- Nie. Łysy mówi po normalnemu.
- Czyżby jeden z ich starszych?
- Może.
- Uważaj na niego.
- Tak, tak, tak. - Arat splunął do ogniska. - Bo mnie przeklnie, co? - Uśmiechnął się pogardliwie.

WWWCzarne oczy dzikiego płonęły nienawiścią pomieszaną z przerażeniem. Pęknięta szczęka opuchła, a z rozbitych warg sączyła się wciąż krew.
- Daliśmy wam pokój. A wy zdradziliście.
- Dziewczyna. Dowódca. Porwaliście ją blisko dwa tygodnie temu. Gdzie jest?
- Ona jest nasza.
Arat poczuł, że krew się w nim gotuje, wpijał spojrzenie w żar, starając się nie pokazać wzburzenia. Nie chciał wybuchnąć, popełnić w nerwach jakiegoś błędu, przegapić półsłówka.
- Gdzie jest?
- Oni ją zabrali. Napadli i zabrali, by odebrać nam łaskę duchów.
- Ktoś was napadł, żeby porwać jeńca? Więźnia?
- Ona nasza. Ona da nam siłę. - Oczy mężczyzny przymknęły się delikatnie, a zgniecione usta wykrzywiły w grymasie. - Ona Fago. Do nas duchy ją zesłały. Najpotężniejsi...
Stojący nieopodal Sewart przerwał rozmowę z żołnierzem i zaczął się przysłuchiwać. Zbyt wiele miał w życiu kontaktu z dzikimi, by zupełnie lekceważyć ich wierzenia. A w każdym razie to, co byli w stanie uczynić pod ich wpływem.
- Niech będzie, że mówisz prawdę. Jacy oni? I gdzie ją wzięli? - Arat kontynuował przesłuchanie.
- Nie wiem. - Dziki odsłonił sine dziąsła w ohydnym uśmiechu. - Oni spod znaku Makabe - wrogowie. Wrogowie i wędrowcy. Ale ona do mnie wróci... Do mnie wróci...
- Pytam, gdzie poszli?!
Sewart poczuł dotyk na ramieniu. Adiutant pochylił mu się nad uchem i szybko przekazał raport jednego ze zwiadowców.
- Dobrze, dobrze, niech na mnie z tym poczekają.
Odchodząc, kątem oka obserwował jeszcze dzikiego, powtarzającego niczym mantrę, że dziewczyna do niego wróci, zupełnie ignorującego dalsze pytania Alkoriańczyka.

***

WWW- Makabe... - wyszeptał Arat, smakując ostrożnie to słowo.
WWWNa moment jego myśli odpłynęły ku tamtemu porankowi, gdy pierwszy raz ujrzał Kloe w domu Ariny, gdy słuchał tłumaczeń starej kobiety.
Strach ścisnął mu serce. Co, jeżeli...? Jak Arina by to przeżyła? Ale nie, dość! Kloe nie była przecież stracona - jeśli zadali sobie tyle wysiłku, by ją wyrwać Kemuel, to nie po to, by zaraz odebrać jej życie. W jakiś niepokojący sposób była dla nich ważna. Szczególnie niepokojący, gdy chodziło o Makabe. Oni naprawdę mogli ją uważać za swoją własność. Była z ich krwi...WWW
WWWZ ponurych myśli wyrwało go nadejście Sewarta.
- Mów.
- Mam... Dziwne wieści - Komendant wskazał ruchem głowy, że powinni nieco oddalić się od obozu.
- Przynajmniej jakieś. Dzicy tylko dziwnie ją nazywają i powtarzają, że im ją zabrano. Dobre sobie.
- Nie zabrano. Odeszła.
Arat zerknął na ponurą twarz towarzysza.
- Uciekła? - rzucił bez entuzjazmu.
- Nie do końca. Więzy rozcięła o jakiś ostry kawałek kamienia. Są poszarpane. Z szałasu wyszła o własnych siłach, ale sam sikked opuściła z dzikimi. Moi zwiadowcy są pewni, że nie była ranna, ani spętana... Są dobrzy, wiedzą co mówią. Zresztą, sam to porządnie przejrzałem. Większość śladów zadeptano, ale pewne szczegóły mówią dość dużo.
Dowódca nawet nie zamierzał tego kwestionować. Do Pogoni trafiali tylko najlepsi. A i wśród nich oddział Sewarta się wyróżniał.
- Widocznie nie miała wyjścia. Nie trzeba być spętanym, żeby grzecznie iść przy czyimś boku. Wystarczy kilka włóczni przystawionych do piersi.
Komendant w milczeniu skinął głową, ale Arat dostrzegł wyraz powątpiewania przemykający po jego twarzy.
- O co chodzi?
- Sam nie wiem. Po prostu nie jestem pewien.
- Czyli?
- Wydaje mi się, że ona naprawdę z nimi odeszła. Jest dla nich ważna - może sama to czuje.
- Co za bzdura...
- Posłuchaj. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przeczucie. Ona pochodzi z jakiegoś klanu, prawda? Nie jest przecież twoją naturalną siostrą...
- Przybraną. Pochodzi z Makabe.
Sewart na moment zamilkł.
- I teraz jest z nimi - podjął nieco głośniej i bardziej nerwowo niż zamierzał.. - Ona może naprawdę czuć coś, co ją do nich ciągnie. Może chce wrócić...
- Dość! - W ciemnych oczach Arata zapłonął ogień. - Posłuchaj. To kompletne bujdy, siła pochodzenia, może jeszcze przeznaczenie, co? Takie bzdury możesz wmawiać swoim podwładnym, jeśli ta hołota potrzebuje w coś wierzyć. Ze mną rozmawiaj poważnie. Jeżeli masz dość tej tułaczki i chcesz Kloe tam zostawić...
- Lepiej skończ! - warknął Sewart.
- Nie przerywaj!
- Nie! Drugi raz mi to zarzucasz i tym razem odszczekasz!
Przybliżył się o krok. Był niższy od Arata, ale jego umięśniona, krępa sylwetka budziła respekt. Brązowe, wilcze oczy potrafiły na każdego patrzeć z wyższością, choć nigdy z pogardą.
- Możesz o moich przeczuciach uważać co chcesz, ale Kloe pragnę pomóc podobnie jak ty. Nie! Nawet bardziej. Bo ciebie nie obchodzi ona - ty masz zadanie! I zrealizujesz je choćbyś miał jej zrobić krzywdę. Myślisz, co czuje? Co czuje, będąc wśród tych, z którymi łączy ją krew? Ty potrafisz tylko kpić, co? Była dla ciebie tylko dziką...
Arat uderzył. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zniżył się do zaatakowania podwładnego, ale tym razem pięść sama wystrzeliła. Wcelował w bok głowy. Zaskoczony Sewart zachwiał się i osunął na pień drzewa. Przez chwilę patrzyli na siebie, obaj oszołomieni tym, co zaszło. Obie twarze tężały z wysiłku, walcząc o zamaskowanie uczuć. Arat przemówił pierwszy:
- Wystarczy. Jeśli rzeczywiście poszła z własnej woli, to dalej nie jesteście mi potrzebni. Jeśli nie... Tak czy tak zadanie dla was skończone.

***

WWWŻołnierze w zdumieniu przenosili spojrzenia od Arata do Sewarta, oczekując rozkazów. Nie spodziewali się wymarszu tego dnia, a już zwłaszcza nie po zmroku, ale widok Kowala Wojny w pełnym rynsztunku, kulbaczącego konia wzbudził poruszenie. Niektórzy sami zaczęli się szykować, reszta w napięciu śledziła komendanta. Sewart jednak milczał.
WWWArat skończył przygotowania do drogi, wymienił kilka słów z dwoma młodymi zwiadowcami i bez słowa pożegnania odjechał. Komendant odprowadził go wzrokiem, po czym wszedł do szałasu, ignorując pytające spojrzenia. Zgodnie z rozkazem generała pozostawało mu tylko czekać do świtu i nakazać powrót w cywilizowane rejony.
WWW
***

WWWMrok przykrył ciężkim płaszczem znieruchomiały las. Tylko stworzenia z niego utkane przelatywały między drzewami i hałasowały w ciemnościach. Arat przedarł się ostrożnie ku wąskiej dróżce, którą zwykły wędrować plemiona i lekko przyspieszył. Oliwna lampa smutno oświetlała gęstwinę przed nim, to przygasając, to rozbudzając się nieco, jakby omdlewała od dusznej atmosfery.

WWWCzuł wstyd. Wybrał oddział Sewarta nieprzypadkowo. Wspólne bitwy, mozolne przemarsze i szturmy zawiązały między mężczyznami coś na kształt szorstkiej przyjaźni. Niestety nie wytrzymała próby... Sewartowi zabrakło wytrwałości i lojalności. Zacząć szukać wymówek, by pozostawić Kloe wśród dzikich?! Arat pochylił głowę. Nadal był bardziej wściekły na siebie niż na komendanta. Zmarnował czas, a przez awanturę zaryzykował także życie siostry.
WWWZatopiony w myślach nie dostrzegł, że jego koń lekko przyspieszył.
WWWKloe nie odeszłaby do dzikich. Krew? Jakie znaczenie miała krew? Przecież dziewczyna ledwo co mogła pamiętać swoich rodziców. Całe życie to do Ariny mówiła „mamo”. Tylko jej zawdzięczała to, że żyje, że wyszła na ludzi. I teraz coś miałoby ją pchnąć w ramiona dzikich? Nie, to nie było możliwe.

WWWSmagnięcie ciężkiej gałęzi zrzuciło Arata z siodła. Krzyknął, twardo upadając w krzaki. Jego noga utknęła w strzemieniu, a nagle spłoszona klacz jeszcze mocniej wyrwała do przodu. Dopiero po kilku gwizdnięciach żołnierza nieco zwolniła i wreszcie stanęła, najwyraźniej nieco skołowana. Mężczyzna z trudem uwolnił stopę i zapadł się miękko w runo. Zaczął mechanicznie zaciskać i rozluźniać dłonie, ostrożnie poruszać nogami. Kark bolał przy najmniejszym drgnięciu, a po szyi ściekały strużki krwi z podrapanej twarzy i porozcinanych warg, jednak Arat wiedział, że mógł skończyć o wiele gorzej.
- Gdzieś ty wjechała? - warknął do klaczy, usiłując wbić w nią wściekłe spojrzenie poprzez zasłonę nocy.
Jego lampa musiała gdzieś wpaść w krzaki lub zgasnąć.
WWWW ciemnościach odezwał się szelest. Chwilę po nim niski, gardłowy głos:
- Zginiesz, ścierwo!

WWWSmukłe, piekielnie zręczne ciało przygniotło Arata do ziemi. Instynkt zareagował przed umysłem - żołnierz na oślep pochwycił uzbrojoną w nóż rękę, zbliżającą się do jego gardła. Drugą dłonią odszukał twarz napastnika, próbując wyczuć oczy. Palce prześlizgnęły się po czole, przywarły do zgrubień po licznych rozcięciach, pokrywających skórę głowy.
To na moment rozproszyło mężczyznę. Zbyt późno odepchnął niepotrzebne myśli i skojarzenia. Krótki nóż z chrzęstem przedarł się przez skórznię i zranił go w ramię. Arat wrzasnął, szarpnął i się i wbił palce w oczy napastnika najsilniej jak potrafił. Umięśnione, wijące się niczym wąż ciało, zadrgało konwulsyjnie, z gardła wyrwał się skowyt. Dziki chwycił Alkoriańczyka za gardło. Arat walczył jeszcze przez chwilę, nim w członki wlała się niemoc a płuca zaczął rozpierać ból. W uszach słyszał swój własny charkot i głośny szum krwi, uderzającej falami do głowy. Walczył o zachowanie świadomości, ale bezskutecznie...
Nacisk ustąpił nieoczekiwanie. Coś wyrwało mężczyznę z otępienia i niemalże wcisnęło mu powietrze z powrotem do płuc. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że napastnika już nie ma, a czyjeś ramię podtrzymuje go, wciąż na wpół leżącego na ziemi i krztuszącego się gwałtownie.
- Arat, nic ci nie jest? Spokojnie... Oddychaj spokojnie.

WWWSewart, spychając trupa dzikiego z zaatakowanego żołnierza, nie był pewny, czy nie przybył za późno. Teraz już wiedział, że zdążył... W ostatniej chwili, ale zdążył. Podniósł, zostawioną kilka metrów dalej, lampę i ustawił przy mężczyźnie. Jego wzrok powędrował ku zwłokom.
- Jak...? - wyrwało mu się, nim zrozumiał, że Kowal Wojny stara się usilnie tego nie dostrzegać.
Twarz starszego plemienia stężała w grymasie bólu i nienawiści. Puste oczodoły, z których wciąż wypływała mętna ciecz ziały złowrogo.
- Nie wiem - szepnął Arat, odzyskując powoli głos. - Może to tylko podobieństwo.
Sewart podszedł do dowódcy i pomógł mu wstać. Nie protestował, chociaż był pewien, kogo widzą przed sobą.
- Chodźmy - wymamrotał.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Napotkałem twojego konia na drodze. Dalej miałem już niezłe przeczucie, dobry słuch i kupę szczęścia.
Przez chwilę Aratowi cisnęło się na usta pytanie, dlaczego komendant za nim pojechał, powstrzymał je jednak. Znał odpowiedź.

***

WWWSłońce jaśniało już nad horyzontem, kiedy wreszcie zdecydowali się kontynuować podróż. Arat potrzebował odpoczynku - zarówno by opatrzyć rany, jak i by uspokoić myśli. Nie zwykł odrzucać żadnych faktów, z którymi się spotkał, ale równocześnie negował wszystko, co wiązało się z wiarą w zabobony - częste jedynie wśród dzikich ludzi i tych, którzy mieli z nimi zbyt dużo styczności. Usiłował zagłuszyć niepokój troską o sprawy praktyczne, ale z mizernym skutkiem.
- Co zrobiłeś z oddziałem?
- Zostali pod komendą Istana. Mają iść za nami, ale rozproszeni. Trzymać się w odległości. Nie chcę doprowadzić do niepotrzebnych starć.
- Mogą się pojawić i te potrzebne.
- Są do skrzyknięcia w jednej chwili, zaufaj mi.
Arat westchnął.
- Chyba powinienem. W ogóle chyba bardziej powinienem.
Podniósł się z ziemi i spróbował rozruszać ramię. Rana była głęboka i bolesna, ale nie wydawała się być groźna. Generał wiedział, że w razie walki może liczyć na wsparcie żołnierzy - wystarczające, by zrekompensować pewną niesprawność.


WWWLas grał mnogością dźwięków, świateł i kolorów. Zachodzące słońce wpełzło czerwienią między drzewa, wydłużając cienie i powoli kładąc puszczę do snu. Dwóch mężczyzn przedzierało się przez chaszcze, z opuszczonymi głowami, jakby poddali się atmosferze. Sewart prowadził. Zmęczonym wzrokiem wodził za potencjalnymi śladami bytności Makabe. Plemię nie zwykło stawiać sikkedów. Ich obozowiska składały się z luźno rozrzuconych, doskonale ukrytych szałasów. Arat wlókł się za komendantem, nieco otumaniony, bardziej zwieszając się na swoim rumaku, niż prowadząc go za uzdę.
WWWMógł się tego spodziewać. Koło południa zauważył, że rana nie chce się zabliźnić, ropieje i boli bardziej niż powinna. Później niemal całe ramię zdrętwiało. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że trucizna, którą pokryto nóż, nie była zbyt zjadliwa.

WWW- Czekaj! - Sewart stanął w miejscu, odruchowo mocniej zaciskając palce na uprzęży. - Coś słyszałem.
Widział, że Arat uniósł nieco głowę, ale po rozgorączkowanym spojrzeniu poznał, że dowódca nie jest w stanie już normalnie reagować.
- Tam...



(część druga i ostatnia za dwa tygodnie)
Ostatnio zmieniony ndz 20 maja 2012, 11:27 przez Adrianna, łącznie zmieniany 3 razy.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

2
Jak zwykle garść uwag z mojego podwórka :)
Adrianna pisze:Potężny Alkoriańczyk zagalopował się na sam środek wioski. Tarczą odtrącił ostrze wymierzonej w siebie włóczni i jednym uderzeniem miecza posłał ozdobionego kościanymi kolczykami mężczyznę pod kopyta konia.
Skoro odtrącił ostrze włóczni tarczą to jego przeciwnik był po jego lewej stronie (zakładając że jest praworęczny) więc zadanie ciosu wymaga mocnego obrotu w siodle i uderzeniu w bardzo niewygodnej pozycji. Dodatkowo takie cięcie ma bardzo krótki zasięg. Jego przeciwnik musiałby być przy jego siodle. Co więcej atakując jeźdźca i walcząc o życie w pierwszej kolejności warto zaatakować jego wierzchowca i pozbawić go przewagi.
Adrianna pisze:Nacierający obok dzikus o łysej głowie poznaczonej zgrubieniami blizn zawył i rzucił się na żołnierza. Z niebywałą zwinnością odbił się od pleców martwego współplemieńca i odepchnął zdobioną godłem królestwa tarczę. Arat złożył się do cięcia.
Trochę nie rozumiem co się stało. Bohater siedzi na koniu, a napastnik skacze na niego i odpycha mu tarczę. Co miał zamiar tym zyskać? Może obalić gościa z siodła ? Ani napastnik nie ma żadnej broni ani właściwie nie wiadomo co chce zrobić.
Adrianna pisze:Arat złożył się do cięcia.
- Zginiesz, ścierwo! - wyryczał dziki.
Dowódca momentalnie skręcił nadgarstek, pochylił się w siodle i uderzył głowicą miecza. Szczęka dzikiego chrupnęła ohydnie. Mężczyzna stoczył się oszołomiony na ziemię.


Dalsza sytuacja, nie dość że gość atakuje w sumie nie wiadomo po co to jeszcze zdążył wykrzyczeć coś. Dodatkowo bohater na początku zamierza się do cięcia, a następnie w jakiś ekwilibrystyczny sposób trafia napastnika głowicą w szczęką. Jeżeli przeciwnik jest poniżej jeźdźca to trafienie głowicą można co najwyżej wyprowadzić w głowę od góry. Pamiętajmy także, że napastnik także znajduje się od strony tarczy bohatera więc ta sama uwaga co w przypadku pierwszego starcia. Aby ogłuszyć lepiej po prostu uderzyć płazem broni.
Adrianna pisze:Mężczyzna stoczył się oszołomiony na ziemię. Arat ściągnął wodze.
- Nie zabijać! - Wrzasnął na żołnierza, który zamierzył się koncerzem. - Wziąć mi go żywego!

Koncerz to bardzo wyspecjalizowana broń. Wymyślona do użycia w starciu z wrogiem posiadającym kolczugę. Jest to broń wyłącznie kolna i wyłącznie kawaleryjska. Dodatkowo jest bronią niespecjalną efektywną poza szarżą ponieważ łatwo ją zostawić po trafieniu w ciele przeciwnika. W szczególności w ataku na "dzikich" jak wnioskuję z opisu raczej nieopancerzonych wrogów kawalerii znacznie łatwiej używać broni siecznej. Pomijam że sam manewr wbicia koncerza w leżącego wroga samemu będąc w końskim siodle wymaga niezłej ekwilibrystyki.
Adrianna pisze:Smukłe, piekielnie zręczne ciało przygniotło Arata do ziemi. Instynkt zareagował przed umysłem - żołnierz na oślep pochwycił uzbrojoną w nóż rękę, zbliżającą się do jego gardła. Drugą dłonią odszukał twarz napastnika, próbując wyczuć oczy. Palce prześlizgnęły się po czole, przywarły do zgrubień po licznych rozcięciach, pokrywających skórę głowy.
To na moment rozproszyło mężczyznę. Zbyt późno odepchnął niepotrzebne myśli i skojarzenia. Krótki nóż z chrzęstem przedarł się przez skórznię i zranił go w ramię.


Przeciwnik uzbrojony w nóż, ale rękę ma trzymaną przez bohatera. Wyklucza to wykonanie pchnięcia z dużym impetem. Statycznym naciskiem ciężko przebić się przez zbroję skórzaną. Pamiętajmy zbroje i pancerze nie są noszone dla ozdoby one naprawdę dają realną osłonę. I dlaczego zbroja skórzana miała by chrzęścić ?

Nie chce wchodzić w twój świat ale dziwi mnie iż i dowódca oddziału i generał noszą zwykłe zbroje skórzane. Nie wiem czy nie ma w tym świecie kolczug ? (wnioskuję że są bo jest koncerz). Posiadana zbroja lub pancerz świadczył także o statusie danego wojownika. W tym wypadku znacznie bardziej do dowódcy pasował by bechter lub karacena.
Tak samo kawaleria atakując raczej będzie w pierwszej kolejności używać broni drzewcowej i nie mam tu na myśli ciężkich kopi ale używanych także 2-2,5 włóczni, które pozwalały na wszelkie manewry z grzbietu końskiego (scena z włócznią zamiast koncerza jest wtedy jak najbardziej jest dobra). Broń biała jest bronią boczną i używaną w momencie straty broni podstawowej. Natomiast jeżeli jest to lekka kawaleria i nie chcemy broni drzewcowej to kłania się broń sieczna i zapominamy o koncerzu. Szabla i pałasz to rodzaje broni znana i używane w średniowieczu w szczególności przez ludy spędzające dużą część życia w siodłach (np mongołowie).
To oczywiście tylko sugestia.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

3
No, to może moje komentarze na coś się przydadzą:)
Adrianna pisze:Poderwał się z posłania, sięgnął po miecz i kurtę i wybiegł z namiotu.
I trzymając te obie rzeczy w rękach wybiegł, czy wpierw założył i przypiął broń do pasa?
Adrianna pisze:Niski głos huczał w całym obozie, wykrzykując komendy i obelgi pod adresem wartowników.
O, a to chyba wiesz dlaczego:) Głos słychać było albo roznosił się po całym obozie kiepsko by mu tak samemu huczeć.
Adrianna pisze:W ciemnych oczach starszego żołnierza zaigrał niebezpieczny blask.
Hm... Jakoś mi się ten niebezpieczny blask tu gryzie. Bo co on w tych oczach zobaczył?
Adrianna pisze:Sewart poczuł nagły strach. Dominujące poczucie, momentalnie odzierające go z dumy i resztek sił.
Dlaczego strach odarł go z dumy? Plus, strach raczej pobudza, mobilizuje siły, a nie ich pozbawia.
Adrianna pisze:Arat wyprzedził wszystkich, tnąc w zapamiętaniu śniade twarze i wywijając się ciosom umięśnionych ramion.
Tej drugiej części zdania nie rozumiem. Co on dokładnie robił? Najechał konno na pieszych i...?
Adrianna pisze:Na moment jego myśli odpłynęły ku tamtemu porankowi, gdy pierwszy raz ujrzał Kloe w domu Ariny, gdy słuchał tłumaczeń starej kobiety.
Mam wrażenie, że tu jest za duży przeskok myślowy. Niepotrzebnie ściśnięte w jedno zdanie, aż się prosi by je rozdzielić i rozwinąć.
Adrianna pisze:Brązowe, wilcze oczy potrafiły na każdego patrzeć z wyższością, choć nigdy z pogardą.
Znowu: oczy potrafiły czy bohater? Nie do końca rozumiem też sens tego zdania. Co miało mi powiedzieć o bohaterze? Że się wywyższa, a zaraz sprostowanie, żebym przypadkiem źle o nim nie pomyślała? Nie jestem pewna czy w tej konfrontacji jest to istotna informacja.
Adrianna pisze:Możesz o moich przeczuciach uważać co chcesz, ale Kloe pragnę pomóc podobnie jak ty.
Szyk: podobnie jak ty pragnę pomóc Kloe
Adrianna pisze:Obie twarze tężały z wysiłku, walcząc o zamaskowanie uczuć.
Nie wiem co za uczucia chcą maskować, skoro właśnie na siebie nawrzeszczeli i jeden rąbnął drugiego. Mam wrażenie, że to kolejny przeskok, gdzieś tu między wierszami domyślam się, że być może chodziło o to, że obaj chcą zachować twarz po tym zajściu, ale nie ma tego w tekście.
Adrianna pisze:Tak czy tak zadanie dla was skończone.
Tak czy tak wasze zadanie jest skończone.
Adrianna pisze:Wybrał oddział Sewarta nieprzypadkowo.
Tu też bym zmieniła na: Nieprzypadkowo wybrał...
Adrianna pisze:Arat przedarł się ostrożnie ku wąskiej dróżce, którą zwykły wędrować plemiona i lekko przyspieszył.
Tu mam wrażenie, że on idzie pieszo. Ale dalej piszesz:
Adrianna pisze:Zatopiony w myślach nie dostrzegł, że jego koń lekko przyspieszył.
Tu się trochę wcinam, ale co to znaczy, że koń lekko przyspieszył? Zmienił chód (ze stępa w kłus np.)? No i to trudno przegapić, zwłaszcza, jak większą część życia się spędza w siodle.
Adrianna pisze:Smagnięcie ciężkiej gałęzi zrzuciło Arata z siodła. Krzyknął, twardo upadając w krzaki. Jego noga utknęła w strzemieniu, a nagle spłoszona klacz jeszcze mocniej wyrwała do przodu.
Po pierwsze: jak szybko jechał. Po drugie, miał lampę, gałęzi nie zauważył, by ominąć? Czy ona jakoś inaczej go zaatakowała (np pułapka to była)? To był konar? Bo zwykła gałąź z siodła nie wysadzi, no i odruch się zatrzymać, jak się na coś takiego wpada. Z tego opisu to wygląda, jakby on pierwszy raz na siodle siedział, a przecież nie może to być prawda, skoro jeszcze chwilę wcześniej do szarży na koniu ruszał, podróżował itd. Dodatkowo, aby noga uwięzła w strzemieniu trzeba mieć prawdziwego pecha i niepoprawną postawę. Tak już strzemiona zaprojektowano by same spadły.
Brakuje mi też wyjaśnienia, co spłoszyło konia. Konie, przyuczone do bitwy, są naprawdę mało płochliwe. Nie przeszkadzają im krzyki, ryki, gwizdy, strzały i huk armat, bo jakby inaczej brały udział w bitwie? Załóżmy nawet, że gość miał pecha, spada z tego konia, to wierzchowiec grzecznie się zatrzymuje, bo jeźdźca nie ma.
A, gwizdać, jak się jest wleczonym za nogę za koniem się nie da.
- Gdzieś ty wjechała? - warknął do klaczy, usiłując wbić w nią wściekłe spojrzenie poprzez zasłonę nocy.
No, tam gdzie nią kierował. Zasada jazdy konnej jest taka: koń lezie tam, gdzie każe jeździec, lub prosto przed siebie, póki nie otrzyma innego sygnału. Puszczenie konia samopas w środku lasu w nocy jest co najmniej błędem amatora jazdy konnej, ale niedopuszczalne u wytrawnego jeźdźca. A w świecie, gdzie konie nadal są środkiem transportu, po prostu nie ma mowy, żeby tego nie wiedzieć.
Zamyślenie się niczego nie tłumaczy, człowiek ma dość podzielną uwagę.
Adrianna pisze:Chwilę po nim niski, gardłowy głos:
Ktoś warknął, krzyknął lub usłyszał ten głos.
Adrianna pisze:Zbyt późno odepchnął niepotrzebne myśli i skojarzenia.
Oj, jakoś mi się nie widzi taka sytuacja: gość właśnie zniża nóż do jego gardła, a ten się zamyśla. Uwaga w takiej sytuacji skupiona jest na bezpośrednim zagrożeniu życia.
Ogólnie, w całym tekście, to bohater nic tylko się zamyśla i traci kontrolę nad tym co się dzieje. Trochę to dla mnie wygląda, jakby był totalnym młokosem, co pierwszy raz z domu ruszył.
Adrianna pisze: Podniósł, zostawioną kilka metrów dalej, lampę i ustawił przy mężczyźnie.
Ale ona zgasła i było ciemno. Jak ją znalazł tak szybko?
Adrianna pisze: Nie zwykł odrzucać żadnych faktów, z którymi się spotkał, ale równocześnie negował wszystko, co wiązało się z wiarą w zabobony - częste jedynie wśród dzikich ludzi i tych, którzy mieli z nimi zbyt dużo styczności.
To dla mnie brzmi jak sprzeczność. Nie odrzucał żadnych faktów ale jednak niektóre negował, bo były inne?
Adrianna pisze: Usiłował zagłuszyć niepokój troską o sprawy praktyczne, ale z mizernym skutkiem.
To znaczy o jakie sprawy? Jakoś to niezręcznie brzmi, czemu nie napisać wprost, co czuł, robił.
Adrianna pisze:Rana była głęboka i bolesna, ale nie wydawała się być groźna.
No i kolejne niedopowiedzenie: głęboka nasuwa mi skojarzenie z groźną, np. uniemożliwiającą poruszanie ręką, sięgającą mięśnia, mogącą się źle goić i jątrzyć. Ale piszesz, że nie groźna, może więc niezagrażająca życiu?
Adrianna pisze:Zachodzące słońce wpełzło czerwienią między drzewa
Światło zachodzącego słońca, samo słońce pozostało na niebie:)
Adrianna pisze:Mógł się tego spodziewać. Koło południa zauważył, że rana nie chce się zabliźnić, ropieje i boli bardziej niż powinna. Później niemal całe ramię zdrętwiało. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że trucizna, którą pokryto nóż, nie była zbyt zjadliwa.
Tutaj trochę się namieszało. O ile nie leczył się magią, to rana przez kilka godzina na pewno się nie zabliźni. Może raczej się zasklepiać lub przestać krwawić. Ropienie też tutaj trochę szybko się pojawia. Co do bólu, trzeba by go opisać, bo boli bardziej, niż powinno jest enigmatyczne. Np. zaczęła palić, piec, pulsować, ból nie zelżał.
No i kwestia trucizny: wcale nie jest zjadliwa, skoro rana ropieje, ramię drętwieje itd... Swoją drogą jak ta trucizna mu do tej rany weszła, skoro przeciwnik przebijał się przez skórznie (została by na zbroi)? Może lepiej jakby ta rana była gdzieś indziej, skoro bohater koniecznie ma dostać trucizną.
No i na koniec: warto by chyba o tym wszystkim swemu towarzyszowi powiedzieć, a nie paść za nim w milczeniu.
Podsumowując, tekst warsztatowo dobry, gdzieś tam pogubione kilka przecinków, do dopracowania szyk zdań. Niestety uczucia mam mieszane. Widzę potencjalną historię, która może być ciekawa, ale rozpływa się ona w niejasnych wspominkach, półsłówkach i ogólnikach wyrażanych przez głównego bohatera. Gdyby niesamowicie uprościć to, co napisałaś, to wychodzi tak:
Do zblazowanego i zdemoralizowanego dowódcy przyjeżdża gość, wyższy rangą, szukając swojej siostry. Kłócą się, generał strzela focha i jedzie sam w las, gdzie wpada na gałąź, spada z konia i niemalże pada ofiarą jakiegoś dzikusa. Całe szczęście dowódca poszedł po rozum do głowy i pojechał za nim. Szkoda, że sam. Wracają.
Pomijam, że pozwolenie żołnierzom na takie rozpasanie to jeden krok od buntu lub dezercji, co na ziemiach wrogich szybko źle się kończy. Niezależnie od tego jak bardzo dowódca sympatyzuje się ze swoimi ludźmi.
Chętnie bym coś więcej się dowiedziała, ale niestety informacji nie ma wiele. Bohaterowie coś zauważają, ale niestety ja jako czytelnik, nie do końca łapię niuanse sytuacji.

4
Grimzonie, wielkie dzięki za Twoje uwagi - nadrabiam, ale mam ciągle w tych kwestiach za mało wiedzy i wyczucia. Przemyślę porady co do zmiany broni itd.

Caroll, fajnie, że zwracasz mi uwagę na te niedopowiedzenia. Zwykle mam za dużo w głowie, a za mało w warstwie informacyjnej. Jak zwykle - jakoś tam sobie przefiltruję i powybieram te porady, ale za wszystko bardzo dziękuję :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Adrianna pisze:Tętent kopyt i podniesiony głos gdzieś nad głową. Sewart przewrócił się na drugi bok i zakrył ramieniem głowę.
Tu zgrzyta powtórzona głowa.
Pierwsze zdanie wydzieliłabym osobnym akapitem. Z punktu widzenia gramatyki to zawiadomienie, więc sugeruje cząstkowość informacji, mglista wiedza o podmiocie...
Zamiast opisu zachowania, pozostałabym w tym "niedookreśleniu" wrażeń zmysłowych. Dopiero nagle - zerwał się. Wtedy to "zerwanie" byłoby bardzo wyraziste. IMO - narracyjne rozciągnięcie przebudzenie zwalnia napięcie.
Adrianna pisze: przyciskając pięść do piersi

aliteracja. przy głośnym czytaniu słychać brzmieniowy kiks. Podobieństwo pięść do piersi!
Adrianna pisze:Komendant Sewart - dowódca drugiego oddziału Pogoni
zamiast "-" chyba lepiej zastosować przecinek. Zgubiła się, czy to jest komentarza narratora, czy wypowiedź
Adrianna pisze:ściągnął rękawicę i wyciągnął na powitanie toporną
rodzina wyrazów!

Zwróciłam uwagę na językowe duperele, ale ona szkodzą. Pod takim kątem należałoby przepatrzeć tekst. Drobnym papierem ściernym korekty.

Fabularnie - po lekturze całości odniosłam wrażenie, że mam do czynienia z rozbudowaną ekspozycją, ze akcja się jeszcze nie zaczęła.
Może szkodzi fabule brak płynności, "skokowe" obrazowanie, ruchliwość optyki narracyjnej. Czasami miałam podczas lektury poczucie jazdy po schodach na tyłku - tak hop-hop-hop.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Uch. Takie rzeczy zwykle wyłapuję. Ale widać zabrakło skupienia i uwagi. Dzięki za dostrzeżenie kwestii.
Natasza pisze:Może szkodzi fabule brak płynności, "skokowe" obrazowanie, ruchliwość optyki narracyjnej. Czasami miałam podczas lektury poczucie jazdy po schodach na tyłku - tak hop-hop-hop.
Fajne porównanie :) Co do samego problemu... Hmmmm... Już mi to sygnalizowano... I ostatnio trochę próbuję zmieniać. Chociaż przyznam się bez bicia, że po prostu tak lubię. I pisać i czytać... Ale rzecz do rozpracowania na pewno.

Dzięki wielkie :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

7
Nie wgłębiam się w uwagi poprzedników, więc przepraszam, jeśli coś powtórzę.
Adrianna pisze:gdzieś nad głową. Sewart przewrócił się na drugi bok i zakrył ramieniem głowę
Wiadomo co.
Adrianna pisze:sięgnął po miecz i kurtę i wybiegł z namiotu
Niedobre jest to podwójne "i". Może tak: Sięgnął po miecz. Wybiegł z namiotu, chwytając po drodze jeszcze kurtę.
Adrianna pisze:Niski głos huczał w całym obozie, wykrzykując komendy i obelgi pod adresem wartowników.
Niski głos huczał - OK. Ale komendy i obelgi wykrzykiwała konkretna osoba, nie anonimowy głos. Może coś takiego: Niski głos X-a, wykrzykującego komendy i obelgi pod adresem wartowników, huczał w całym obozie.
Adrianna pisze:musieli w ten sposób akurat przyjąć Kowala Wojny!
Akurat odnosi się do Kowala Wojny, nie do przyjąć. Warto je przesunąć: musieli w ten sposób przyjąć akurat Kowala Wojny!
Adrianna pisze:opanował wściekłość i wykonał krótki ukłon
Dlaczego wykonał ukłon zamiast zwykłego ukłonił się?
Adrianna pisze:ściągnął rękawicę i wyciągnął na powitanie
Ściągnął-wyciągnął. Może: zdjął rękawicę?
Adrianna pisze:żołnierze zbudzeni tak brutalnie w nocy wzięli się do roboty.
Tutaj widać, że przecinki to nie tylko fanaberia. Zbudzeni w nocy czy w nocy wzięli się do roboty? I dodałabym jeszcze w środku. Zatem tak: żołnierze, zbudzeni tak brutalnie w środku nocy, wzięli się do roboty.
Adrianna pisze:rozświetlały dwie lampy oliwne. Wojskowi rozsiedli się na skórach i sięgnęli po wino
Rozświetlały potem rozsiedli się i sięgnęli. Zbyt podobnie to brzmi i przez to nie brzmi. Zostawiłabym "rozsiedli się", ale pomyślałabym jeszcze nad tym zdaniem z lampami i zamiast sięgać, niech to wino popijają albo coś.
Adrianna pisze:odsłoniwszy wysłużoną skórznię
No co Ty masz z tym syczeniem? ;) Jak nie "śśśśś", to "sssss"...
Adrianna pisze:Żeby w środku nocy jeździec mógł wam stanąć na środku obozu
" Może zamienić środek nocy na o północy?
za ofiarną walkę dla Alkorii mogą teraz
Przecinek po Alkorii.
Adrianna pisze: ozdobiły ciało, uszkodzona ręka wciąż nie zginała się bez bólu, a sen przychodził powoli i w asyście koszmarów.
Dwie rzeczy:
1. Nie jestem pewna tego ozdobiły - niby ironia, ale niezbyt wyraźna i trochę się kłóci z utratą sił i kosztami.
2. Podoba mi się w asyście koszmarów, tylko koszmar to jest zły sen. Czyli sen przychodził powoli w asyście złych snów? Może: głębokii sen przychodził powoli żeby się odróżniał od poprzedzających go płytkich koszmarów?
Adrianna pisze: To powinien być już koniec. Kilka dni temu powinien był już rozpuścić oddział i wracać w stronę Istel. I wiedział jednak, że nie może tak uczynić. I to nie tylko ze względu na pozycję Arata... Bezczynne oczekiwanie męczyło go nie tylko z powodu tęsknoty za domem.
Zaznaczone bym wyrzuciła. Spróbowałabym coś zrobić z powtórzonym nie tylko.
Adrianna pisze:w jego oczach zaigrała wściekłość.
Hm. Igrają raczej pozytywne uczucia. Błysnęła?
Adrianna pisze:Dominujące poczucie, momentalnie odzierające go z dumy i resztek sił.
Chyba uczucie? I skoro momentalnie, to osadziłabym je w czasie. Tu i teraz: Uczucie, które momentalnie odarło go z dumy i resztek sił.
Adrianna pisze:nieustannie związane w warkocz
Lepiej brzmiałoby zawsze. A warkocz splatamy, nie wiążemy.
Adrianna pisze: Pozostała też umiejętność wzbudzania podziwu i strachu w podwładnych, które dowódca przez lata zgrabnie mieszał, budując swoją legendę.
Przekombinowane. Chyba za dużo, jak na jedno zdanie. Może jakoś tak: Pozostała też zdolność wzbudzania w podwładnych podziwu i strachu. Przez długie lata dowódca budował swoją legendę, umiejętnie wykorzystując na przemian to jedno, to drugie.

Na razie tyle, ale wrócę jeszcze do Twojego tekstu. Pozdrawiam. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
Jej, świetna korekta, dziękuję :)

Ciekawa jestem, czy po tych wszystkich wysiłkach ktokolwiek będzie miał siłę i chęci na część drugą ;)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

9
Siłę i chęci to tak, byle czasu wystarczyło. :) Z Twoim tekstem jest tak, że zgrzyty łatwo wypatrzeć, bo nie jest ich dużo, natomiast wymyślić sposób ich poprawienia - trochę czasu to zajmuje, bo to nie są jakieś oczywistości i trzeba pokombinować.
Adrianna pisze:południowy-wschód
Dlaczego z łącznikiem?
Adrianna pisze:w milczeniu obserwował go, wciąż nie mogąc otrząsnąć się ze zdumienia.
Nie podoba mi się to połączenie imiesłów-bezokolicznik. Znów bym podzieliła: Sewart obserwował go w milczeniu. Wciąż nie mógł otrząsnąć się ze zdumienia.
Adrianna pisze:Po rozbiciu oddziałów Hodara z dzikimi plemionami udało się zawrzeć rozejm.
Szyk. Po rozbiciu oddziałów Hodara udało się zawrzeć rozejm z dzikimi plemionami.
Adrianna pisze:Arat sam o niego walczył, spędzał bezsenne noce nad planami działań, wykorzystaniem przymusu i wynalezieniem odpowiednich zachęt.
Chodzi o to, że walczył o rozejm? Bo to brzmi trochę tak: "będziemy walczyć o pokój, aż nie zostanie kamień na kamieniu". ;) Może tak: Arat sam był jego architektem, spędzał bezsenne noce nad planami działań, szukał odpowiednich środków przymusu i adekwatnych zachęt.
Adrianna pisze:wokół niedobitków i popalonych szałasów.
Za szybko spłonęły te szałasy. Może podpalonych albo płonących? O ile tej chwili może towarzyszyć ogień. Albo chociaż dogasających? Tu się wszystko dzieje szybko (i słusznie), ale na szybkość pożaru to oni nie mają wpływu, to musi się palić w swoim tempie.

Samej walki nie ruszam, bo się na tym zupełnie nie znam.
Adrianna pisze:Stojący nieopodal Sewart przerwał rozmowę z żołnierzem i zaczął się przysłuchiwać.
Chyba niepotrzebna ta rozmowa z żołnierzem. Mąci i odwraca uwagę. Można wprost: Sewart stał obok i słuchał.
Adrianna pisze:Kloe nie była przecież stracona
Tu, w kontekście śmierci, gra przeciwko Tobie dwuznaczność słowa "stracona". Napisałabym tak: Przecież nie wszystko było stracone - jeśli tamci zadali sobie tyle trudu, by wyrwać Kloe z rąk Kemuel, to nie po to, by zaraz odebrać jej życie.

Adrianna pisze:jakby omdlewała od dusznej atmosfery.
w dusznej atmosferze
Adrianna pisze:Zachodzące słońce wpełzło czerwienią między drzewa,
Czerwień zachodzącego słońca wpełzła...

Jest tu jeszcze trochę zamieszania z przecinkami, które bywają nie tam, gdzie trzeba, ale już nie będę tych drobiazgów zaznaczać.

Brakuje mi tu natomiast czegoś ważnego: jeden z bohaterów zdecydowanie nie wierzy w zabobony, drugi - trochę wierzy. I te ich poglądy z czegoś się biorą, musieli mieć jakieś indywidualne doświadczenia, które ich ukształtowały tak, a nie inaczej. Przydałyby się gdzieś jakieś retrospekcje, które pokazałyby źródło. Choćby tylko u Arata, bo Sewarta łatwiej zrozumieć - kontakt z dzikimi, wojna, zagrożenie życia - łatwo uwierzyć w przesądy, chociaż trochę. A tamten jest mocno na "nie". Nawet dla cywilizowanych ludzi geny (zwane dawniej krwią) stanowią argument. To jest naturalne, bo wynika z obserwacji. A on to neguje. Dlaczego?

Ach, i jak na razie, to opowiadanie podoba mi się bardziej, niż to publikowane, o jabłonce. Czekam na drugą część. Pozdrawiam. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Dziękuję Thano raz jeszcze - jesteś bardzo pomocna :)
Thana pisze:Ach, i jak na razie, to opowiadanie podoba mi się bardziej, niż to publikowane, o jabłonce. Czekam na drugą część.
Cieszy mnie nawet ta uwaga. Jakiego sentymentu i sympatii do "Drzewa" bym nie miała, to jednak napisałam je grubo ponad rok temu. A w końcu chodzi o to, żeby iść dalej ;)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

11
Historia, którą opowiadasz, jest dość złożona, gdyż zniknięcie/uprowadzenie Kloe wpisane jest w dzieje wojny, w której mają udział wszyscy bohaterowie. Świat, w którym toczy się akcja, jest czytelnikom zupełnie nie znany, więc o wszystkich konfliktach, sojuszach, układach sił, itp. muszą się dowiadywać bezpośrednio z tekstu. Zastanawiam się, czy nie mogłabyś częsci tych informacji - na początku przekazywanych wyłacznie poprzez dialogi - wyodrębnić w formie kilkuzdaniowego choćby wprowadzenia we właściwą akcję? To nie musiałaby być taka bezpośrednia relacja odautorska, łopatologiczny wykład z historii Twojego królestwa, lecz na przykład refleksja Sewarta przed porannym spotkaniem z generałem: wiadomo, że na pochwały nie może liczyć, fatalnie wypadł ten przyjazd, ale przecież... I tu rekapitulacja tej kampanii wojennej z punktu widzenia dowódcy oddziału. Wtedy, przy tak zarysowanym tle, kiedy już mniej więcej wiadomo, kto z kim walczy, jakie są sojusze i czego można się spodziewać po "dzikich", historia Kloe nabrałaby odpowiedniej wyrazistości, jako główna oś wydarzeń.
Ja generalnie lubię historie wielowątkowe, relacje międzyludzkie nieproste oraz bohaterów uwikłanych w wydarzenia wykraczające poza wymiar czysto jednostkowy, więc Twoja opowieść o Kloe bardzo mnie wciągnęła, lecz przyznam, że na początku wolałabym trochę takiej kawy na ławę: gdzie jesteśmy i jaki jest układ sił pomiędzy stronami uwikłanymi w konflikt.
I jeszcze taka kwestia szczegółowa: dowódca oddziału, Sewart, jest niższy rangą od generała, który przyjeżdża z misją półprywatną. Jakiekolwiek byłyby ich wzajemne relacje - koleżeńskie, przyjacielskie czy chłodne - konieczne jest wyraźne określenie, kto w tym układzie rządzi. Nawet w rozmowie wprost, pomiędzy nimi dwoma. Wojsko to wojsko, instytucja hierarchiczna, żołnierze muszą wiedzieć, kto komu podlega, kto wydaje rozkazy i kogo w związku z tym należy słuchać. Tu nie ma miejsca na niepewność i domysły. Sprawa nabiera szczególnego smaku w przypadku różnicy zdań czy nawet konfliktu, ale - Ordnung muss sein.

A poza tym - opowiadanie spodobało mi się i chętnie przeczytam ciąg dalszy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

12
Dzięki wielkie za uwagi, rubio :)
rubia pisze:To nie musiałaby być taka bezpośrednia relacja odautorska, łopatologiczny wykład z historii Twojego królestwa, lecz na przykład refleksja Sewarta przed porannym spotkaniem z generałem: wiadomo, że na pochwały nie może liczyć, fatalnie wypadł ten przyjazd, ale przecież... I tu rekapitulacja tej kampanii wojennej z punktu widzenia dowódcy oddziału.
Ten pomysł przemyślę w szczególności (chociażby pod kątem przyszłych opowieści), bo może się przydać do zapychania typowych u mnie "dziur informacyjnych".

Cieszę się, że Cię zainteresowało :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”