Wulgaryzmów chyba specjalnie nie ma, ale głowy nie dam - panom mogło się coś wymsknąć

Fago
WWWTętent kopyt i podniesiony głos gdzieś nad głową. Sewart przewrócił się na drugi bok i zakrył ramieniem głowę.
WWWTętent?!
WWWPoderwał się z posłania, sięgnął po miecz i kurtę i wybiegł z namiotu. Omal nie wpadł na postawnego mężczyznę, stojącego kilka kroków od wejścia. Niski głos huczał w całym obozie, wykrzykując komendy i obelgi pod adresem wartowników.
Zasnęli... - Przebiegło przez myśl komendantowi. - Ze wszystkich jeźdźców na tym cholernym świecie musieli w ten sposób akurat przyjąć Kowala Wojny!
- Szlachetny panie... - Sewart opanował wściekłość i wykonał krótki ukłon, przyciskając pięść do piersi. - Komendant Sewart - dowódca drugiego oddziału Pogoni.
Na niemłodej już, poznaczonej bliznami twarzy pierwszego stratega Alkorii pojawił się lekki uśmiech. Mężczyzna ściągnął rękawicę i wyciągnął na powitanie toporną, spracowaną dłoń o krótkich palcach.
- Masz tu burdel, nie oddział, komendancie - rzucił spokojnie. - Wartownicy śpią, ogniska dogasają, a wódą od was ciągnie tak, że od Mellore mogłem jechać z zamkniętymi oczami.
Sewart wiedział, że Arat nieco przesadza, ale nie mógł się spierać. Przez ostatnie dni z trudem utrzymywał dyscyplinę w oddziale. Z trudem i niechętnie... Wiedział, jak czułby się na miejscu swoich żołnierzy.
- Do rana będzie porządek. Teraz proszę spocząć. Za chwilę, Kowalu, przyjdę do ciebie.
WWWSewart przywołał adiutanta oraz dwóch młodszych oficerów i szybko wydał dyspozycje. Gniadosza, na którym przybył strateg, rozkulbaczono, spętano i odprowadzono do pozostałych koni, żołnierze zbudzeni tak brutalnie w nocy wzięli się do roboty.
WWWWnętrze obszernego namiotu rozświetlały dwie lampy oliwne. Wojskowi rozsiedli się na skórach i sięgnęli po wino. Kowal Wojny, zdjąwszy bogato zdobioną tunikę i odsłoniwszy wysłużoną skórznię, nagle na powrót stał się żołnierzem. Niestety, dla Sewarta, wciąż generałem.
- Po każdym oddziale się tego spodziewałem, ale nie po twoim. - Arat przeszedł na nieco bardziej poufały ton, ale w jego oczach pozostał chłód. - Co się dzieje? Żeby w środku nocy jeździec mógł wam stanąć na środku obozu niezauważony? I to kiedy o krok macie ciągle dzikich. Kiedy kilka godzin drogi dzieli was od ostatnio spalonych sikkedów!
- Arat, posłuchaj. Kończy się wojna, cofamy się z najgorszego piekła i nagle rozkaz, żeby obserwować plemię Kemuel, żeby śledzić! Później dopiero się dowiaduję, że mamy szukać Kloe. Ja wiem, wiem, wiem! Nie zostawiamy naszych, zwłaszcza nie oficerów. Ale dla moich żołnierzy wygląda to tak, że w zamian za ofiarną walkę dla Alkorii mogą teraz ganiać po tych lasach i łąkach do usranej śmierci, żeby znaleźć panią komendant, która nawet nie wiadomo, czy żyje.
W ciemnych oczach starszego żołnierza zaigrał niebezpieczny blask.
- Zresztą już nawet pokój z tym, ale dwa dni temu kolejny umyślny, byśmy zaobozowali i czekali na kogoś. Jak mam utrzymać dyscyplinę w oddziale, w którym nawet dowódca nie wie, po co ma wykonywać konkretne rozkazy?
- Normalnie. Wykonywać, a nie rozważać. Nic nie tłumaczy takiego burdelu. Że sobie czasem chłopak zaśnie to wiadomo... Kara i tyle. Ale wszyscy?! Sewart, nie pozbawiaj mnie już zupełnie resztek nadziei. Mistrzowie okazali mi wiele dobrej woli, pozwalając wysłać jakiś oddział na poszukiwania i opuścić twierdzę. Potrzebuję was. - Nachylił się w kierunku komendanta, wbijając wzrok w ziemię. - Wiem, że wzięli ją żywą i że później ją widziano. Potrzebuję was tak zwartych i gotowych, jak to tylko możliwe.
Sewart milczał przez chwilę, pociągając spokojnie wino z cynowego kubka. Był zmęczony. Wojna kosztowała go wiele sił - nowe blizny ozdobiły ciało, uszkodzona ręka wciąż nie zginała się bez bólu, a sen przychodził powoli i w asyście koszmarów. Po raz pierwszy w życiu komendant miał ochotę odmówić. Posłać Arata i całą tę misję w diabły. To powinien być już koniec. Kilka dni temu powinien był już rozpuścić oddział i wracać w stronę Istel. I wiedział, że nie może tak uczynić. I to nie tylko ze względu na pozycję Arata... Bezczynne oczekiwanie męczyło go nie tylko z powodu tęsknoty za domem.
- Nie musisz się obawiać. Zadbam, by żołnierze nie szczędzili sił. Tylko wskaż nam wyraźny cel, kierunek, cokolwiek! W końcu ja ciągle nie wiem, co się stało i gdzie szukać tej twojej panienki!
WWWArat zesztywniał, w jego oczach zaigrała wściekłość. Sewart poczuł nagły strach. Dominujące poczucie, momentalnie odzierające go z dumy i resztek sił. Generał niewiele się zmienił przez ostatnie siedem lat. W brązowe, nieustannie związane w warkocz włosy, wmieszało się co prawda trochę pasm siwizny, ale krzepkość ciała, bystre spojrzenie i ostrość rysów pozostały. Pozostała też umiejętność wzbudzania podziwu i strachu w podwładnych, które dowódca przez lata zgrabnie mieszał, budując swoją legendę.
- Przestań... - wydusił z siebie Sewart.
Arat rozluźnił się, wypuszczając ze świstem powietrze.
- Wybacz, nie wiedziałem, że tak to przyjmiesz. Nie chciałem o niej źle mówić.
Strateg skrzywił się lekko.
- Lepiej nic nie mów. Znam plotki i nie będę ich tolerował z twoich ust. Kloe to moja siostra.
WWWSewart ogłosił wymarsz przed świtem. Trzydziestu konnych ruszyło na południowy-wschód, ku gęstwinom Ekauri. W miarę jak opuszczali dobrze znane, rolnicze tereny, nastroje wojowników stawały się coraz bardziej butne. Nadmierna wesołość i wyzywające deklaracje tuszowały jednak głównie znużenie i zniechęcenie.
WWWArat jechał na czele, nieco wyprzedzając oddział. Sewart w milczeniu obserwował go, wciąż nie mogąc otrząsnąć się ze zdumienia.
Kariera wojskowa Kloe była zadziwiająco szybka. Wiedziano, że utalentowany generał, a później Kowal Wojny miał na to wpływ. Młodą kobietę uważano więc za kochankę żołnierza, a ona... Była jego siostrą? Musiało ich dzielić co najmniej piętnaście lat, ale to byłoby jeszcze możliwe. Jednak dziewczyna pochodziła spośród dzikich - duże piersi i szerokie biodra oraz ciemna karnacja wyraźnie odróżniały ją od smukłych, delikatnych Alkorianek. A Arat? Arat pochodził z ludu. Mimo że zmieniony przez lata walk i życia pośród możnych, rysami twarzy i budową ciała nie odbiegał od przeciętnego chłopa czy rzemieślnika.
- Komendancie! Sikked ludzi Kemuel na wschód od nas! - Z lasu wypadł jeden ze zwiadowców. - Są po jakimś starciu - mają rannych i zabitych. Wojowników dosłownie z dziesięciu będzie. Wioska niewzmocniona. Głównie zdobyczna broń.
- Otaczamy - rozkazał Arat.
- Odbiorą to jako atak - zaoponował spokojnie Sewart.
- Inaczej rozpierzchną się po lesie. Trzeba sprawę załatwić, póki stoją obozowiskiem. Wykonać, komendancie!
WWWSewart wydał rozkazy i zrównał się z Aratem.
- Wiem, o czym myślisz - rzucił Kowal Wojny. - Ale nie ma innego wyjścia. Ludzie Kemuel nigdy nie są gotowi do rozmów.
Sam miał wątpliwości. Po rozbiciu oddziałów Hodara z dzikimi plemionami udało się zawrzeć rozejm. Arat sam o niego walczył, spędzał bezsenne noce nad planami działań, wykorzystaniem przymusu i wynalezieniem odpowiednich zachęt. Plamię Kemuel było rozejmem objęte. Dzicy nie rozumieli ataku na pojedynczą wioskę jako zerwania umowy - poszczególne klany były zbyt od siebie oddzielone - jednak żołnierze już tak. Zwłaszcza ktoś, kto robił wszystko, by zakończyć tę bezsensowną rzeź.
***
WWWOpadli wioskę w pełnym pędzie, nie zważając na czyniony hałas. Żaden Alkoriańczyk nie podszedłby dzikiego - liczyła się więc szybkość i siła uderzenia. Sewart, wydawszy ostatnie rozkazy dołączył do Arata i towarzyszących mu ludzi, okrążających sikked. Uderzyli równocześnie, ze wszystkich stron, tworząc luźny, ale śmiercionośny krąg wokół niedobitków i popalonych szałasów.
WWWArat wyprzedził wszystkich, tnąc w zapamiętaniu śniade twarze i wywijając się ciosom umięśnionych ramion. Dzicy Kemuel - choć przetrzebieni wcześniejszym starciem - bronili się zaciekle. Wojowników nie było wielu, ale kobiety też chwytały za broń.
Potężny Alkoriańczyk zagalopował się na sam środek wioski. Tarczą odtrącił ostrze wymierzonej w siebie włóczni i jednym uderzeniem miecza posłał ozdobionego kościanymi kolczykami mężczyznę pod kopyta konia. Nacierający obok dzikus o łysej głowie poznaczonej zgrubieniami blizn zawył i rzucił się na żołnierza. Z niebywałą zwinnością odbił się od pleców martwego współplemieńca i odepchnął zdobioną godłem królestwa tarczę. Arat złożył się do cięcia.
- Zginiesz, ścierwo! - wyryczał dziki.
Dowódca momentalnie skręcił nadgarstek, pochylił się w siodle i uderzył głowicą miecza. Szczęka dzikiego chrupnęła ohydnie. Mężczyzna stoczył się oszołomiony na ziemię. Arat ściągnął wodze.
- Nie zabijać! - Wrzasnął na żołnierza, który zamierzył się koncerzem. - Wziąć mi go żywego!
WWW- Nie ma jej tu. Przeszukaliśmy już wszystko - oświadczył ponuro Sewart. - Przykro mi, Kowalu.
Pochylił lekko głowę, pozwalając, by czarne włosy opadły mu na twarz. Z jednej strony nie chciał spotkać wzroku mężczyzny, z drugiej... Wolał ukryć smutek, który malował się na jego twarzy. Widok sikkedu, dzikich ludzi, nawrót wspomnień z niedawnych starć sprawiły, że sprawa nagle stała mu się bliższa.
WWWArat zaczął rozgrzebywać patykiem ognisko, które powoli dogasało na środku sikkedu.
- Jest ci przykro, bo masz dość tej zabawy. Ale mnie nie... Nie ma jej tutaj, to znajdziemy ją gdzie indziej.
- Źle mnie oceniasz, generale.
- Nieważne. Przyprowadź mi tego łysego.
Sewart miał ochotę pociągnąć dalej temat, ale ugryzł się w język.
- Tłumacza też?
- Nie. Łysy mówi po normalnemu.
- Czyżby jeden z ich starszych?
- Może.
- Uważaj na niego.
- Tak, tak, tak. - Arat splunął do ogniska. - Bo mnie przeklnie, co? - Uśmiechnął się pogardliwie.
WWWCzarne oczy dzikiego płonęły nienawiścią pomieszaną z przerażeniem. Pęknięta szczęka opuchła, a z rozbitych warg sączyła się wciąż krew.
- Daliśmy wam pokój. A wy zdradziliście.
- Dziewczyna. Dowódca. Porwaliście ją blisko dwa tygodnie temu. Gdzie jest?
- Ona jest nasza.
Arat poczuł, że krew się w nim gotuje, wpijał spojrzenie w żar, starając się nie pokazać wzburzenia. Nie chciał wybuchnąć, popełnić w nerwach jakiegoś błędu, przegapić półsłówka.
- Gdzie jest?
- Oni ją zabrali. Napadli i zabrali, by odebrać nam łaskę duchów.
- Ktoś was napadł, żeby porwać jeńca? Więźnia?
- Ona nasza. Ona da nam siłę. - Oczy mężczyzny przymknęły się delikatnie, a zgniecione usta wykrzywiły w grymasie. - Ona Fago. Do nas duchy ją zesłały. Najpotężniejsi...
Stojący nieopodal Sewart przerwał rozmowę z żołnierzem i zaczął się przysłuchiwać. Zbyt wiele miał w życiu kontaktu z dzikimi, by zupełnie lekceważyć ich wierzenia. A w każdym razie to, co byli w stanie uczynić pod ich wpływem.
- Niech będzie, że mówisz prawdę. Jacy oni? I gdzie ją wzięli? - Arat kontynuował przesłuchanie.
- Nie wiem. - Dziki odsłonił sine dziąsła w ohydnym uśmiechu. - Oni spod znaku Makabe - wrogowie. Wrogowie i wędrowcy. Ale ona do mnie wróci... Do mnie wróci...
- Pytam, gdzie poszli?!
Sewart poczuł dotyk na ramieniu. Adiutant pochylił mu się nad uchem i szybko przekazał raport jednego ze zwiadowców.
- Dobrze, dobrze, niech na mnie z tym poczekają.
Odchodząc, kątem oka obserwował jeszcze dzikiego, powtarzającego niczym mantrę, że dziewczyna do niego wróci, zupełnie ignorującego dalsze pytania Alkoriańczyka.
***
WWW- Makabe... - wyszeptał Arat, smakując ostrożnie to słowo.
WWWNa moment jego myśli odpłynęły ku tamtemu porankowi, gdy pierwszy raz ujrzał Kloe w domu Ariny, gdy słuchał tłumaczeń starej kobiety.
Strach ścisnął mu serce. Co, jeżeli...? Jak Arina by to przeżyła? Ale nie, dość! Kloe nie była przecież stracona - jeśli zadali sobie tyle wysiłku, by ją wyrwać Kemuel, to nie po to, by zaraz odebrać jej życie. W jakiś niepokojący sposób była dla nich ważna. Szczególnie niepokojący, gdy chodziło o Makabe. Oni naprawdę mogli ją uważać za swoją własność. Była z ich krwi...WWW
WWWZ ponurych myśli wyrwało go nadejście Sewarta.
- Mów.
- Mam... Dziwne wieści - Komendant wskazał ruchem głowy, że powinni nieco oddalić się od obozu.
- Przynajmniej jakieś. Dzicy tylko dziwnie ją nazywają i powtarzają, że im ją zabrano. Dobre sobie.
- Nie zabrano. Odeszła.
Arat zerknął na ponurą twarz towarzysza.
- Uciekła? - rzucił bez entuzjazmu.
- Nie do końca. Więzy rozcięła o jakiś ostry kawałek kamienia. Są poszarpane. Z szałasu wyszła o własnych siłach, ale sam sikked opuściła z dzikimi. Moi zwiadowcy są pewni, że nie była ranna, ani spętana... Są dobrzy, wiedzą co mówią. Zresztą, sam to porządnie przejrzałem. Większość śladów zadeptano, ale pewne szczegóły mówią dość dużo.
Dowódca nawet nie zamierzał tego kwestionować. Do Pogoni trafiali tylko najlepsi. A i wśród nich oddział Sewarta się wyróżniał.
- Widocznie nie miała wyjścia. Nie trzeba być spętanym, żeby grzecznie iść przy czyimś boku. Wystarczy kilka włóczni przystawionych do piersi.
Komendant w milczeniu skinął głową, ale Arat dostrzegł wyraz powątpiewania przemykający po jego twarzy.
- O co chodzi?
- Sam nie wiem. Po prostu nie jestem pewien.
- Czyli?
- Wydaje mi się, że ona naprawdę z nimi odeszła. Jest dla nich ważna - może sama to czuje.
- Co za bzdura...
- Posłuchaj. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przeczucie. Ona pochodzi z jakiegoś klanu, prawda? Nie jest przecież twoją naturalną siostrą...
- Przybraną. Pochodzi z Makabe.
Sewart na moment zamilkł.
- I teraz jest z nimi - podjął nieco głośniej i bardziej nerwowo niż zamierzał.. - Ona może naprawdę czuć coś, co ją do nich ciągnie. Może chce wrócić...
- Dość! - W ciemnych oczach Arata zapłonął ogień. - Posłuchaj. To kompletne bujdy, siła pochodzenia, może jeszcze przeznaczenie, co? Takie bzdury możesz wmawiać swoim podwładnym, jeśli ta hołota potrzebuje w coś wierzyć. Ze mną rozmawiaj poważnie. Jeżeli masz dość tej tułaczki i chcesz Kloe tam zostawić...
- Lepiej skończ! - warknął Sewart.
- Nie przerywaj!
- Nie! Drugi raz mi to zarzucasz i tym razem odszczekasz!
Przybliżył się o krok. Był niższy od Arata, ale jego umięśniona, krępa sylwetka budziła respekt. Brązowe, wilcze oczy potrafiły na każdego patrzeć z wyższością, choć nigdy z pogardą.
- Możesz o moich przeczuciach uważać co chcesz, ale Kloe pragnę pomóc podobnie jak ty. Nie! Nawet bardziej. Bo ciebie nie obchodzi ona - ty masz zadanie! I zrealizujesz je choćbyś miał jej zrobić krzywdę. Myślisz, co czuje? Co czuje, będąc wśród tych, z którymi łączy ją krew? Ty potrafisz tylko kpić, co? Była dla ciebie tylko dziką...
Arat uderzył. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zniżył się do zaatakowania podwładnego, ale tym razem pięść sama wystrzeliła. Wcelował w bok głowy. Zaskoczony Sewart zachwiał się i osunął na pień drzewa. Przez chwilę patrzyli na siebie, obaj oszołomieni tym, co zaszło. Obie twarze tężały z wysiłku, walcząc o zamaskowanie uczuć. Arat przemówił pierwszy:
- Wystarczy. Jeśli rzeczywiście poszła z własnej woli, to dalej nie jesteście mi potrzebni. Jeśli nie... Tak czy tak zadanie dla was skończone.
***
WWWŻołnierze w zdumieniu przenosili spojrzenia od Arata do Sewarta, oczekując rozkazów. Nie spodziewali się wymarszu tego dnia, a już zwłaszcza nie po zmroku, ale widok Kowala Wojny w pełnym rynsztunku, kulbaczącego konia wzbudził poruszenie. Niektórzy sami zaczęli się szykować, reszta w napięciu śledziła komendanta. Sewart jednak milczał.
WWWArat skończył przygotowania do drogi, wymienił kilka słów z dwoma młodymi zwiadowcami i bez słowa pożegnania odjechał. Komendant odprowadził go wzrokiem, po czym wszedł do szałasu, ignorując pytające spojrzenia. Zgodnie z rozkazem generała pozostawało mu tylko czekać do świtu i nakazać powrót w cywilizowane rejony.
WWW
***
WWWMrok przykrył ciężkim płaszczem znieruchomiały las. Tylko stworzenia z niego utkane przelatywały między drzewami i hałasowały w ciemnościach. Arat przedarł się ostrożnie ku wąskiej dróżce, którą zwykły wędrować plemiona i lekko przyspieszył. Oliwna lampa smutno oświetlała gęstwinę przed nim, to przygasając, to rozbudzając się nieco, jakby omdlewała od dusznej atmosfery.
WWWCzuł wstyd. Wybrał oddział Sewarta nieprzypadkowo. Wspólne bitwy, mozolne przemarsze i szturmy zawiązały między mężczyznami coś na kształt szorstkiej przyjaźni. Niestety nie wytrzymała próby... Sewartowi zabrakło wytrwałości i lojalności. Zacząć szukać wymówek, by pozostawić Kloe wśród dzikich?! Arat pochylił głowę. Nadal był bardziej wściekły na siebie niż na komendanta. Zmarnował czas, a przez awanturę zaryzykował także życie siostry.
WWWZatopiony w myślach nie dostrzegł, że jego koń lekko przyspieszył.
WWWKloe nie odeszłaby do dzikich. Krew? Jakie znaczenie miała krew? Przecież dziewczyna ledwo co mogła pamiętać swoich rodziców. Całe życie to do Ariny mówiła „mamo”. Tylko jej zawdzięczała to, że żyje, że wyszła na ludzi. I teraz coś miałoby ją pchnąć w ramiona dzikich? Nie, to nie było możliwe.
WWWSmagnięcie ciężkiej gałęzi zrzuciło Arata z siodła. Krzyknął, twardo upadając w krzaki. Jego noga utknęła w strzemieniu, a nagle spłoszona klacz jeszcze mocniej wyrwała do przodu. Dopiero po kilku gwizdnięciach żołnierza nieco zwolniła i wreszcie stanęła, najwyraźniej nieco skołowana. Mężczyzna z trudem uwolnił stopę i zapadł się miękko w runo. Zaczął mechanicznie zaciskać i rozluźniać dłonie, ostrożnie poruszać nogami. Kark bolał przy najmniejszym drgnięciu, a po szyi ściekały strużki krwi z podrapanej twarzy i porozcinanych warg, jednak Arat wiedział, że mógł skończyć o wiele gorzej.
- Gdzieś ty wjechała? - warknął do klaczy, usiłując wbić w nią wściekłe spojrzenie poprzez zasłonę nocy.
Jego lampa musiała gdzieś wpaść w krzaki lub zgasnąć.
WWWW ciemnościach odezwał się szelest. Chwilę po nim niski, gardłowy głos:
- Zginiesz, ścierwo!
WWWSmukłe, piekielnie zręczne ciało przygniotło Arata do ziemi. Instynkt zareagował przed umysłem - żołnierz na oślep pochwycił uzbrojoną w nóż rękę, zbliżającą się do jego gardła. Drugą dłonią odszukał twarz napastnika, próbując wyczuć oczy. Palce prześlizgnęły się po czole, przywarły do zgrubień po licznych rozcięciach, pokrywających skórę głowy.
To na moment rozproszyło mężczyznę. Zbyt późno odepchnął niepotrzebne myśli i skojarzenia. Krótki nóż z chrzęstem przedarł się przez skórznię i zranił go w ramię. Arat wrzasnął, szarpnął i się i wbił palce w oczy napastnika najsilniej jak potrafił. Umięśnione, wijące się niczym wąż ciało, zadrgało konwulsyjnie, z gardła wyrwał się skowyt. Dziki chwycił Alkoriańczyka za gardło. Arat walczył jeszcze przez chwilę, nim w członki wlała się niemoc a płuca zaczął rozpierać ból. W uszach słyszał swój własny charkot i głośny szum krwi, uderzającej falami do głowy. Walczył o zachowanie świadomości, ale bezskutecznie...
Nacisk ustąpił nieoczekiwanie. Coś wyrwało mężczyznę z otępienia i niemalże wcisnęło mu powietrze z powrotem do płuc. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że napastnika już nie ma, a czyjeś ramię podtrzymuje go, wciąż na wpół leżącego na ziemi i krztuszącego się gwałtownie.
- Arat, nic ci nie jest? Spokojnie... Oddychaj spokojnie.
WWWSewart, spychając trupa dzikiego z zaatakowanego żołnierza, nie był pewny, czy nie przybył za późno. Teraz już wiedział, że zdążył... W ostatniej chwili, ale zdążył. Podniósł, zostawioną kilka metrów dalej, lampę i ustawił przy mężczyźnie. Jego wzrok powędrował ku zwłokom.
- Jak...? - wyrwało mu się, nim zrozumiał, że Kowal Wojny stara się usilnie tego nie dostrzegać.
Twarz starszego plemienia stężała w grymasie bólu i nienawiści. Puste oczodoły, z których wciąż wypływała mętna ciecz ziały złowrogo.
- Nie wiem - szepnął Arat, odzyskując powoli głos. - Może to tylko podobieństwo.
Sewart podszedł do dowódcy i pomógł mu wstać. Nie protestował, chociaż był pewien, kogo widzą przed sobą.
- Chodźmy - wymamrotał.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Napotkałem twojego konia na drodze. Dalej miałem już niezłe przeczucie, dobry słuch i kupę szczęścia.
Przez chwilę Aratowi cisnęło się na usta pytanie, dlaczego komendant za nim pojechał, powstrzymał je jednak. Znał odpowiedź.
***
WWWSłońce jaśniało już nad horyzontem, kiedy wreszcie zdecydowali się kontynuować podróż. Arat potrzebował odpoczynku - zarówno by opatrzyć rany, jak i by uspokoić myśli. Nie zwykł odrzucać żadnych faktów, z którymi się spotkał, ale równocześnie negował wszystko, co wiązało się z wiarą w zabobony - częste jedynie wśród dzikich ludzi i tych, którzy mieli z nimi zbyt dużo styczności. Usiłował zagłuszyć niepokój troską o sprawy praktyczne, ale z mizernym skutkiem.
- Co zrobiłeś z oddziałem?
- Zostali pod komendą Istana. Mają iść za nami, ale rozproszeni. Trzymać się w odległości. Nie chcę doprowadzić do niepotrzebnych starć.
- Mogą się pojawić i te potrzebne.
- Są do skrzyknięcia w jednej chwili, zaufaj mi.
Arat westchnął.
- Chyba powinienem. W ogóle chyba bardziej powinienem.
Podniósł się z ziemi i spróbował rozruszać ramię. Rana była głęboka i bolesna, ale nie wydawała się być groźna. Generał wiedział, że w razie walki może liczyć na wsparcie żołnierzy - wystarczające, by zrekompensować pewną niesprawność.
WWWLas grał mnogością dźwięków, świateł i kolorów. Zachodzące słońce wpełzło czerwienią między drzewa, wydłużając cienie i powoli kładąc puszczę do snu. Dwóch mężczyzn przedzierało się przez chaszcze, z opuszczonymi głowami, jakby poddali się atmosferze. Sewart prowadził. Zmęczonym wzrokiem wodził za potencjalnymi śladami bytności Makabe. Plemię nie zwykło stawiać sikkedów. Ich obozowiska składały się z luźno rozrzuconych, doskonale ukrytych szałasów. Arat wlókł się za komendantem, nieco otumaniony, bardziej zwieszając się na swoim rumaku, niż prowadząc go za uzdę.
WWWMógł się tego spodziewać. Koło południa zauważył, że rana nie chce się zabliźnić, ropieje i boli bardziej niż powinna. Później niemal całe ramię zdrętwiało. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że trucizna, którą pokryto nóż, nie była zbyt zjadliwa.
WWW- Czekaj! - Sewart stanął w miejscu, odruchowo mocniej zaciskając palce na uprzęży. - Coś słyszałem.
Widział, że Arat uniósł nieco głowę, ale po rozgorączkowanym spojrzeniu poznał, że dowódca nie jest w stanie już normalnie reagować.
- Tam...
(część druga i ostatnia za dwa tygodnie)