Ania:
Banalne z pozoru wydarzenie sprawiło, że stałam się ateistką – słabo zdana matura - byłam na pielgrzymce, bo ksiądz zapewniał, że dzięki niej zdam lepiej. Przecież Bóg powinien mi pomóc. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem wiary. Pytanie, dlaczego w świecie, którym rządzi Bóg, dochodzi do tylu przejawów agresji, czy niesprawiedliwego traktowania, wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Dorota:
Dziś jestem 48 dni po śmierci kolejnego synka i nic a nic mądrzejsza. Jestem na Boga bardzo zła.
Iwona po śmierci dwójki dzieci:
A ja nie mam już sił o proszenie !!! Czasami zadaje sobie pytanie gdzie jest BÓG ??? czy w ogóle słucha moich modlitw , próśb???Hmm...odpowiedz jest jedna -chyba nie....
Wielu ludzi nie potrafi sobie odpowiedzieć dlaczego cierpię? - Tajemnica wiary – to chyba jednak nie w tym miejscu. Zasłanianie się ową tajemnica jest często zwykłym wygodnictwem albo wynika z fasadowości wiary, która jest przykrywką dla strachu, czy głęboko ukrytej interesowności - czyli egoizmu.
Chrześcijaństwo jest w rzeczywistości bardzo konkretne, logiczne i spójne. Naprawdę jest tu mało miejsca na tajemnicę, a magii nie ma wcale.
Z tych samych pobudek powstało kilka odpowiedzi na przyczynę cierpienia, w konsekwencji, których ludzie odcinają się od jedynego źródła ludzkiego szczęścia, od źródła miłości, jakim jest Bóg. Oto niektóre z nich:
1. Cierpienie jest ZAWSZE karą za zło – Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za złe karze, a za dobre wynagradza.
Jeśli pominiemy to, że w tej prawdzie wiary, chodzi nie o sprawiedliwość na ziemi – a po śmierci, możemy mieć spory mętlik w głowie. W ziemskim życiu miłosierdzie króluje nad sprawiedliwością. Nie wolno jednak zapominać o sądzie ostatecznym i o tym ta prawda wiary mówi.
Jednak błędnie rozumując, można z niej wysnuć wniosek, że za nieszczęściami – stoi karzący za grzechy Bóg. Tłumaczenie proste, logiczne...ale do czasu... gdy spotkamy się z takim cierpieniem, jak np. Holokaust,czy śmierć dziecka.
Nie trzeba być teologiem, ani filozofem, aby zauważyć, że fakty nie potwierdzają, jakoby cierpienie było zawsze wynikiem grzechu. Czasem jest nawet zapłatą za dobro. Dlatego musimy tu rozgraniczyć cierpienie zawinione – będące skutkiem grzechu i niezawinione.
Jak zauważył już św. Tomasz – Bóg obdarzył swe stworzenie (człowieka i byty duchowe) – wolną wolą i rozumem. Wolna wola, sprawia, że nie jesteśmy jak postacie w „wirtualnej zabawie” Boga – a samoistnymi istotami. Stworzył na własne podobieństwo – a więc - dał rozum, dla odróżnienia dobra od zła, a także tęsknotę za tym, co dobre, piękne, czyste i łaskę miłości. Mimo tego – niektórzy ludzie wybierają grzech, w który kara jakby jest wpisana. Grzech zawsze pociąga za sobą cierpienie, przede wszystkim zaciemnia więź z Bogiem – to cierpienie zawinione
Zło wybrał także „zbuntowany anioł” - szatan, który jest sprawcą owego tajemniczego cierpienia niezawinionego.
Często też używa się niezrozumiałego pojęcia o dopuszczaniu przez Boga cierpienia, które bierze się stąd, że niektórzy, powierzchownie uznają że Bóg jako stwórca jest odpowiedzialny za czyny wszystkiego, co stworzył – jednak zgrzyta tu niezrozumienie sensu wolnej woli, którą ma człowiek i szatan, a za złe czyny nie odpowiada Bóg, który jest miłością - tylko człowiek lub szatan. To wygodne przerzucanie odpowiedzialności na Boga za wszystko, co dzieje się na ziemi.
2. Cierpienie jest narzędziem do doskonalenia człowieka.
Cierpienie, jako dłuto w ręku rzeźbiarza - Boga. Bóg za pomocą cierpienia odłupuje to co złe, wygładza charakter człowieka, rozwija ukryte zdolności i przekształca w doskonałą istotę. Takie wyjaśnienie może nadać pewien sens i pomóc w cierpieniu. Rzeczywiście cierpienie może uszlachetnić człowieka ale może też zniszczyć. Faktycznie skrajne cierpienie znacznie częściej niszczy, niż uszlachetnia.
Czy wszechmogący Bóg nie mógł wymyślić łagodniejszego narzędzia do "obróbki" człowieka? Jakże okrutnym byłby Bóg, gdyby chciał nauczyć czegoś rodziców przez obdarzenie cierpieniem, czy nawet śmiercią ich niewinne dziecko! Czego może nauczyć mnie wypadek, w którym utracę życie? Czy nie byłoby to traktowanie przedmiotowe? Czy wobec tego można w ogóle walczyć z cierpieniem? Czy nie oznaczałoby, to walki przeciw Bogu, który zsyła to cierpienie? Przyjmując takie tłumaczenie nie moglibyśmy realizować przykazania miłości wobec ludzi cierpiących, ani naśladować Jezusa, który walczył z cierpieniem.
3.Cierpienie jako próba miłości.
Istnieje też tłumaczenie, że Bóg przez cierpienie próbuje naszą miłość do Niego, – często jest tu przytaczana błędnie odczytywana ks. Hioba.
Niewątpliwie takie przekonanie może być źródłem olbrzymiej siły do znoszenia cierpienia z rąk Boga, po zastanowieniu trudno je przyjąć. Przede wszystkim Jezus ukazał uprzedzającą i bezwarunkową miłość Boga, niezależną od naszej miłości. Bóg ukochał nas pierwszy, gdy byliśmy grzesznikami, czyli gdy Go nie znaliśmy, nie kochaliśmy, gdy żyliśmy z dala od Niego. W jakim celu wszechwiedzący Bóg miałby sprawdzać naszą miłość do Niego? Poza tym, czy można testować miłość? Czy poddawanie miłości partnera próbie, domaganie się dowodów na jej prawdziwość nie jest manipulacją drugą osobą. Z pewnością jest ujawnieniem nieufności w jej miłość i ukazywaniem niedojrzałości własnej miłości, bowiem miłość wszystkiemu wierzy i ufa (1Kor13,7). Taka nieufność nie przystaje więc do miłości, która jest wzajemną akceptacją i zaufaniem. Gdyby Bóg rzeczywiście próbował naszą miłość, to nie nie dawałby jej szansy i świeciłby złym przykładem. Naśladowanie takiego postępowania byłoby zgubne nawet dla naszej międzyludzkiej miłości.
4.Śmierć jest wezwaniem Boga?
Szczególnie w przypadku tak wielkiego cierpienia, jakim jest śmierć kochanej osoby, dużym pocieszeniem i źródłem siły do przejścia bólu, może być tłumaczenie, że Bóg wezwał człowieka do siebie, gdyż wykonał on już zadanie lub wystarczająco dojrzał i przygotował się na spotkanie z Bogiem. Bóg wie najlepiej, co jest dobre dla „wezwanego” człowieka i wezwał do lepszego miejsca. Jednak, czy w przypadku matki, umierającej przy porodzie, czyli w momencie, w którym rozpoczyna się jej wielka misja, rzeczywiście możemy powiedzieć, że Bóg ją wezwał? A co ze śmiercią noworodka lub dziecka, które się nawet nie zdołało urodzić?
W rzeczywistości zwrot “Bóg wezwał do siebie” jest delikatnym wyrażeniem przekonania o tym, że Bóg uśmiercił człowieka.
Czy takie stwierdzenie rzeczywiście nadaje się na pocieszenie, czy raczej wywołuje gniew ludzi, których ukochany bliski został “wezwany przez Boga”? Poza tym, czy Bóg, który jest dawcą życia, który jest samym Życiem, może być jednocześnie sprawcą śmierci?
Śmierć człowieka jest sprzeczna z wolą Boga, który pragnie, aby każdy człowiek żył na wieki? (Mdr 1,13-15; 2,23-24; Rz 5,12)
Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa wyraźnie nam ukazują, że śmierć jest skutkiem grzechu. Jest prawdą, że Bóg wzywa do siebie. Jednak nigdy nie wzywa „z życia do śmierci,” ale „ze śmierci do życia.”
5. Cierpienie jest tajemnicą, niepojętym planem Boga?
Najbardziej pokornym, i chyba najbliższym rzeczywistości jest stwierdzenie, że nie da się rozumem objąć woli Boga, ale kiedyś zrozumienie nadejdzie i zobaczymy, że wszystko było nam dawane dla naszego dobra. Dlatego, nawet to, co sprawia ból i cierpienie, powinniśmy przyjmować z wdzięcznością. Czasami takie działanie Boga porównuje się do tworzenia gobelinu, który z jednej strony ukazuje jedynie bezsensowną gmatwaninę nitek, ale z drugiej strony jest dziełem sztuki. Obecnie widzimy jedynie jego tył. Jednak kiedyś, gdy w przyszłości zostanie nam ukazana ta druga strona, docenimy geniusz artysty.
Jeśli jednak to myślenie zakłada, że także cierpienia są częścią planu Boga i pochodzą z Jego ręki, to właściwie nie różni się ono od pozostałych, gdyż właśnie takie założenie jest wspólnym i najistotniejszym elementem tych tłumaczeń.
Tak więc: można powtórzyć w tym miejscu, za s. J. Prusak SJ "Czy Bóg potrzebuje naszego cierpienia?" Tygodnik Powszechny 24.02.2008
Przekonanie, że cierpienie jako takie ma moc odkupienia, jest niezgodne z Objawieniem (...) Trzeba pamiętać, że w żadnym momencie swojego życia Jezus nie szukał cierpienia ani nigdy go na nikogo nie zesłał. Jak ujął to francuski jezuita Francois Varillon "cierpienie nie było Jego sprzymierzeńcem, lecz przeciwnikiem". Jezus nie wyjaśnił istnienia zła, pokazał natomiast jak przeżywać cierpienie, gdy jest ono nieuchronne (..) Cierpienie może pochodzić od nas, od innych, od świata, od Złego, ale nigdy od Boga."
I dalej: " Tylko miłość ma moc odkupicielską, a nie cierpienie. Nie musimy wyrażać wdzięczności, dziękować Bogu za jakieś nieszczęście, chorobę, żałobę; ale poprzez cierpienie, na wzór Jezusa, możemy chwalić Boga, to znaczy zachować pewność, że Ojciec działa w tym, co nas rozbija, alienuje, sprawia nam ból, prowadzi do zwątpienia, aż po samo doświadczenie śmierci.
Wola Boża nie objawia się w tym, że Jezus i my cierpimy, bo Bóg chciał takiego biegu wypadków, lecz w sposobie, w jaki na wzór Jezusa ufamy, że On kocha."
Z cała pewnością i nie jest to tajemnicą Bóg w cierpieniu otula, przygarnia, daje siły,
4
Nie będę się wypowiadał na temat cierpienia w chrześcijaństwie, choć powiem szczerze, że koncepcja ta jest wybitnie nielogiczna lub sprzeczna na wielu polach.
Natomiast moje stwierdzenie wywodzi sie z buddyzmu.
Wynika z przyjmowania siebie i wszystkiego wokół jako stałego, niezmiennego, istniejącego jako samo w sobie. Mówiąc inaczej - wynika z nierozpoznania natury rzeczywistości. A to nierozpoznanie natury rzeczywistości, to zwykły stan umysłu, w jakim się wszyscy znajdujemy i zwie się on ignorancją. Ale oczywiście nie chodzi o ignorancję intelektualną, czy w kontekście braku wiedzy intelektualnej, ale w kontekście braku odpowiedniego doświadczenia rzeczywistości.
Takie błędne pojmowanie tego, co nam się jawi, ciągnie za sobą dalsze błędy na polu psychologicznych, jak przywiązanie lub awersja, a to w konsekwencji powoduje cierpienie.
Więcej dowiesz się tutaj:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Duhkha
A poza tym ciekawostka:
http://www.fdfe.franciszkanie.pl/index. ... &Itemid=31
Natomiast moje stwierdzenie wywodzi sie z buddyzmu.
Wynika z przyjmowania siebie i wszystkiego wokół jako stałego, niezmiennego, istniejącego jako samo w sobie. Mówiąc inaczej - wynika z nierozpoznania natury rzeczywistości. A to nierozpoznanie natury rzeczywistości, to zwykły stan umysłu, w jakim się wszyscy znajdujemy i zwie się on ignorancją. Ale oczywiście nie chodzi o ignorancję intelektualną, czy w kontekście braku wiedzy intelektualnej, ale w kontekście braku odpowiedniego doświadczenia rzeczywistości.
Takie błędne pojmowanie tego, co nam się jawi, ciągnie za sobą dalsze błędy na polu psychologicznych, jak przywiązanie lub awersja, a to w konsekwencji powoduje cierpienie.
Więcej dowiesz się tutaj:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Duhkha
A poza tym ciekawostka:
http://www.fdfe.franciszkanie.pl/index. ... &Itemid=31
5
Jeśli chodzi o drugi artykuł to miałabym kilka uwag - szczególnie odnośnie księgi Hioba
http://mateusz.pl/pow/pow-001005-cierpienie.htm
http://mateusz.pl/pow/pow-001005-cierpienie.htm