My lubiani poeci

1
Dopóki mówisz im, co chcą usłyszeć - jesteś lubiany.

To chyba jedna z tak zwanych uniwersalnych prawd życiowych. Mimo że można zawrzeć ją we własnej definicji i pod innym hasłem, to prędzej czy później trafi do ksiąg przestarzałych, acz stosowanych na co dzień porzekadeł. W porządku, co kto woli - ja jednak uciekam w staroświeckość, dlatego wkrótce powieszę ją sobie nad łóżkiem. W sumie, co komu do tego?

Poeta. Był pewien poeta, który twierdził, że mnie lubi. Jego sympatia była tylko częściowo odwzajemniona, pomimo że rokowała na przyszłość i - niewiele by brakowało - przemieniłaby się w przyjaźń. Wkrótce potem usłyszał coś, czego najwyraźniej nie chciał usłyszeć: że nie jest tym jedynym. Tym jedynym czytelnikiem, to znaczy; jedynym, pierwszym czy ostatnim. Wiersze wysyłałem wielu odbiorcom, jego to dręczyło.

Poeta. Był pewien poeta. Dziś już go nie ma. Są wiersze. To jest właśnie ta wyższość sztuki nad życiem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”