Majka Skowron pisze:Poza tym proponuję oddzielić np. pana Pizarro od Kościoła. To ważne dla zrozumienia o czym piszę.
A pan Pizarro nie był przypadkiem członkiem Kościoła? Ekskomunikowany został z jakiegoś powodu? Sam z niego wystąpił? Nie był duchownym, zgoda, ale od kiedy Kościół jest wspólnotą jedynie duchownych?
Na terenach, o których piszesz, bardzo szybko powstała sieć diecezji i parafii, działały również zakony. Jeżeli tak bardzo chcesz oddzielać konkwistadorów od Kościoła, to napisz np, co zrobili biskupi albo prowincjałowie w kwestii niewolnictwa? Vasco de Quiroga, pierwszy biskup Meksyku, zresztą obrońca Indian, tak pisał w liście do Rady Indii:
Znaczy się ich żelazem na twarzy i wyciska się im na ciele inicjały nazwisk tych, którzy byli kolejno ich właścicielami; przechodzą z rąk do rąk i niektórzy mają trzy albo cztery nazwiska wybite, przez co twarz tych ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże, wygląda - za przyczyną naszych grzechów - niczym papier. Poszedł inny biskup jego śladem? Upominał się u władz świeckich o inne traktowanie Indian? Potępiał ten handel?
Protekcja i opieka królewska? Na papierze, jak najbardziej. Ale praktyka codzienności drastycznie rozmijała się z postulatami.
Majka Skowron pisze:Były prymitywne pod każdym względem. Zatrzymały się na etapie Starożytnego Egiptu i było po stokroć bardziej zdziczałe. zjadanie się na wzajem mordowanie dzieci.
No i przyszli ci cywilizowani. A oto co z tego wynikło. To fragment raportu grupy dominikanów z 1516 roku, skierowanego do M. de Chievres, ministra Karola I, ówczesnego władcy Hiszpanii. Raport dotyczy traktowania Indian na wyspach Karaibskich:
Chrześcijanie spotkali Indiankę z dzieckiem w ramionach, w trakcie karmienia, a ponieważ pies, który im towarzyszył, był głodny, wyrwali dziecko z rąk matki i żywe rzucili psu, ten zaś zaczął je pożerać na oczach matki. [...] Jeżeli pośród więźniów znajdowało się kilka kobiet w połogu, to pomimo wielkiego płaczu noworodków brali je za nogi i roztrzaskiwali o skały lub rzucali w zarośla, aby w nich dokończyły swego żywota.
I fragment relacji biskupa Jukatanu, Diego de Landa:
[...]Widział wielkie drzewo, na którego gałęziach pewien kapitan uczepił wiele Indianek, a u ich stóp powiesił również małe dzieci [...] Hiszpanie popełnili niesłychane okropności, odcinając dłonie, ręce, nogi, piersi kobietom, rzucając je głęboko do jezior i tnąc płazem dzieci za to, że nie maszerowały tak szybko, jak ich matki. A jeżeli ci, których prowadzili z łańcuchami zaciśniętymi wokół szyi, zachorowali albo nie maszerowali tak szybko, jak ich towarzysze, odcinali im głowy, aby się nie zatrzymywać w celu ich rozwiązywania.
I nie pisz mi, proszę, że jeden czy drugi taki epizod nic nie znaczy, gdyż wiadomo, jak to jest na wojnie, a w ogóle, to pewnie autorzy przesadzali. Chętnie bym przeczytała w Twoim artykule, co zrobili biskupi, żeby pohamować to zdziczenie. Może jakieś listy pasterskie? Napomnienia? Kary kościelne? Przecież biskupi to pasterze, a ci żołnierze to ich podopieczni. Do tego, w odróżnieniu od władców, byli na miejscu i mieli bezpośredni kontakt z tymi wszystkimi praktykami. Tylko jeden Quiroga był przekonany, że Indianie również zostali stworzeni na podobieństwo Boże?
To były czasy, kiedy słowa i postawa duchownych znaczyły wiele. Zwłaszcza w Hiszpanii. Nie na darmo Ferdynand Aragoński i Izabela Kastylijska, dziadkowie Karola I, nosili tytuł Królów Katolickich. Papież Aleksander VI bullą
Inter caetera zatwierdził podział Nowego Świata pomiędzy Hiszpanię i Portugalię. I nie da się przeprowadzić rozumowania, że okrucieństwa, owszem, były, ale Kościół nie ma z nimi nic wspólnego. Ci wszyscy, którzy tych okrucieństw dokonywali, byli również członkami Kościoła.
W Twoim artykule zabrakło przede wszystkim jednego: jasnego postawienia sprawy, która w owym czasie zaprzątała teologów: skąd się wzięli Indianie? Czy pochodzą od Adama? Czy są w ogóle ludźmi? Nie mieścili się przecież w koncepcji trzech ras wywodzących się od trzech synów Noego: Jafeta, Sema i Chama. Czy w ogóle mają duszę? To były poważne pytania o antropogenezę Indian i od ich rozstrzygnięcia wiele zależało w praktyce. Bo tu nie chodziło o sumę rozmaitych okrucieństw, które są nieodłączną częścią każdego podboju, lecz o sprawę fundamentalną, czyli o status mieszkańców nowo odkrytych kontynentów pośród innych stworzeń Boga. Jeszcze Bernardino de Sahagun, skądinąd franciszkanin, musiał przekonywać, że
Pewne jest, że wszyscy ci ludzie są naszymi braćmi wywodzącymi się z rodu Adama, jak i my sami; są oni naszym bliźnim, którego powinniśmy kochać jak siebie samego. A to było koło roku 1580 i za oceanem żyło już trzecie pokolenie Hiszpanów. On zresztą również pisał:
Prawdę mówiąc, co się tyczy rządzenia, to w niczym nie ustępują, z wyjątkiem niektórych tyrańskich praktyk, innym narodom roszczącym sobie wielkie pretensje do bycia cywilizowanymi.
Nie na darmo de Sahagun jest zaliczany do klasyków antropologii.
Trudno, ale historii podboju obu Ameryk nie da się ująć w antynomię: barbarzyństwo-cywilizacja.