17
autor: Leszek Pipka
Umysł pisarza
Owsianko:
Część osobistą naszej dyskusji pozwolę sobie przenieść na PW, nic nikomu do tego, jak się naparzamy na stronie :-)
God:
Trochę mnie przytkało po Twojej deklaracji. Litości. Wybitny mniej więcej jak Szanowny. I nie postać. Poleżeć. Gorąco strasznie :-) Ale bez cienia wątpliwości też Cię bardzo lubię :-)
A z proporcjami popadłeś w grubą przesadę, Twój głos jest jak najbardziej słyszalny i jak najbardziej na miejscu.
Powracając do naszych baranów:
Wypada się tylko zgodzić co do prawa Autora do nieskrępowanego wyrażania swoich myśli. Ale jak sam zauważyłeś, również czytelnik jest dysponentem wolności do zanegowania w części lub w całości autorskiej wizji.
Moje szczególarskie przyczynkarstwo bierze się z niezgody na METODĘ, jaką przyjął Owsianko w tym tekście. Felietony można pisać różnie. Jeśli wyczytane gdzieś w necie doniesienie o tym, ze pewien Aborygen przeszedł 100 kilometrów, żeby odwiedzić rodzinę posłuży Ci do rozważań na temat, czy warto się tak wysilać, żeby otrzymać u celu kazanie od teściowej na temat własnego nieudacznictwa, to pal diabli jakąkolwiek faktograficzną rzetelność. Jeśli jednak skupisz się nad fenomenem fizologicznego przystosowania lokalesów do specyficznych warunków przyrodniczych, nie możesz popuszczać wodzy fantazji, przynajmniej tam, gdzie relacjonujesz twarde, naukowe ustalenia „w temacie”.
Bo tu fakty powinny one być jak żona cezara – poza wszelkimi podejrzeniami. Inaczej mamy do czynienia z czymś ocierającym się o tupet gówniarskiego telemarketera – niczym nie umotywowaną wiarą we własną siłę przekonywania. Pozwalającą założyć, że zdrowy na umyśle czytelnik zawiesi na kołku swoją wiedzę i elementarną logikę i da się uwieść autorskiemu wywodowi. Patrząc na komentarze pod felietonami Owsianki – udaje się rzadko.
Zauważ, że argument o prawie do emocjonalności jest chybiony, tutaj pozwoliłem sobie pozostawić Owsiance pełnowymiarowe boisko, po którym może dowolnie biegać, dryblować i strzelać najpiękniejsze bramki. Co z przyjemnością odnotuję.
Nie przyklaskuję również stosunkowi Autora do rzeczywistości, uznając jeremiady nad powszechnym upadkiem wszystkiego za niespecjalnie oryginalne (mało to przykładów z historii?) i jałowe intelektualnie. Do tego obciążone fundamentalnym błędem logicznym, nie raz Owsiance wytykanym: ani wcześniejsze, ani Jego pokolenie nie było święte, skoro za następców ma potwory.
Ty, God natomiast ociupinkę dramatyzujesz, bo przytomny felietonista piszący o ważnych sprawach, nazwijmy to publicznych, powinien mieć świadomość, w jakim miejscu stoi i jaką to daje mu perspektywę. Polsce to tam do umarcia :-) daleko, mimo, że jest fatalnie rządzona i – społecznie – dramatycznie podzielona. I zarażona (tu zgadzam się i z Tobą i z Owsianką) bezkrytycznym i entuzjastycznym przyjmowaniem „nowoczesności” - cokolwiek to określenie oznacza – przez co tradycyjny kanon wartości poddawany jest ciężkiej próbie.
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach, falujących, zmiennych, przełomowych, niedookreślonych. Są takie bynajmniej nie pierwszy raz w dziejach ludzkości. I zapewne nie ostatni.
God, popatrz na post eksindy.
Do mini-felietonu brakuje mu niewiele, ot wstęp, jakaś myśl przewodnia, wniosek. Ale mając przed oczami obrazek, który namalowała, nie sposób się nie uśmiechnąć. U tych, którzy odczuwają pokrewieństwo historii uśmiech będzie podszyty nieco melancholią. Tekst trochę jest o tym samym, o czym pisze Owsianko. Można inaczej? Bez dramatyzmu, rozbudowanych epitetów i mentorskiego zacięcia?
W komentarzu do niniejszego felietonu Marcin celnie zauważył, co następuje:
Mój post nie był atakiem na Pana pisarstwo, ani tym bardziej na Pana osobę Pana teksty są zgrabne, eleganckie, ale rzadko komentowane. Warto poszukać przyczyny tego stanu rzeczy, żeby niemały wysiłek intelektualny nie szedł na marne.
No właśnie. Owsianko jest czytywany, jest Postacią :-) w werowym świecie, ale przez nieprzemakalność na życzliwe skądinąd uwagi i gburowate odprawianie uznanych za nierównych poziomem Autorowi komentujących nie może się dobić należnego poważania. Owszem, zaczepki bywają na różnym poziomie, czasem wymagają warknięcia, ale większość kręci się tak czy owak wokół tych samych zarzutów. Warte przemyślenia, nie?
Żeby nie pozostawiać wrażenia kompletnej wredoty czy stetryczałego uprzedzenia parę słów o tym, co wydaje mi się wartościowe.
Przy całej wyłuszczonej pobieżnie niezgodzie doceniam kogoś, kto sprzeciwia się złu i broni dobrej sprawy.
Jest niewątpliwym draństwem obojętne przyglądanie się przez Władzę z wygodnego, kupionego za pieniądze podatników fotela, z drogim cygarem w ręku śmierci wartościowych zjawisk w kulturze. Zwłaszcza, jeśli zawsze znajdzie się kaska dla Zdzicha, Rycha i Grzecha. Jest draństwem lekceważenie prawa, norm, a zwłaszcza ludzkiej przyzwoitości w rozmaitych życiowych i społecznych kontekstach. I różne inne rzeczy. Tu upór i „donkiszoteria” Owsianki, o której w innym miejscu pisał Godhand ma w mojej osobie gorącego zwolennika.
Co do wartości stricte literackich. Język Owsianki jest barwny, bogaty, aż „niedzisiejszy” (w najlepszym tego słowa znaczeniu) w swojej wystawności. Tej oceny w niczym nie umniejsza mój osobisty pogląd, iż poużywałbym sobie czerwonego długopisu w walce z niejaką nadmiarowością.
Ma Owsianko dar tworzenia ciepłych, chwytających za serce klimatów – wszędzie tam, gdzie nie zapędza się w ślepy zaułek moralizatorskiej pasji, tendencyjnego postrzegania rzeczywistości, czy ulegania którejś ze swoich obsesji.
Ma w pisaniu jakiś rodzaj elegancji, związanej z życiowym doświadczeniem, nieczęsto spotykanej a domagającej się (dopóki w wyraźny sposób nie zaczyna przeginać :-) ) uwagi i szacunku.
To bardzo dobry kapitał. Niech się nie marnuje.