Owsianko pisze: Dobrzy, czyli „douczeni, jak też duża liczba znakomitych fachowców z innych dziedzin, wyjechała z Polski w poszukiwaniu lepiej płatnych warunków pracy.
Jest różnica między hydraulikiem, budowlańcem, spawaczem czy operatorem maszyn numerycznych, który jedzie za granicę pracować. Hydraulik czy spawacz jedzie do Francji, Niemiec lub Norwegii i pracuje w zawodzie. Pracy jest więcej, nie wspominając o pieniądzach.
Wiedza medyczna to też nauka ścisła, dodatkowo lekarze, pielęgniarki uczą się nazw mięśni, kości, chorób itp. w łacinie. To znaczne ułatwienie.
Lecz nie powiesz mi, że nauczyciel geografii z Polski jedzie i uczy geografii za granicą, na ten przykład. Zdziwiłby się, gdyby usłyszał, co po Słowacku znaczy "Rakusko".
Pójdźmy dalej, matematyka? Jak matematyk z Polski wytłumaczy francuskiemu dziecku algebrę? Równania kwadratowe? Logikę?
Chyba że nauczyciele jadą na truskawki albo szparagi, to co innego.
Owsianko pisze: Jak Pani wie, nauczycielskie wykształcenie kosztuje sporo , a jego poziom jest powiązany z wysokością zarobków.
Na ten temat nie wypowiem się tak, jakby chciał, ale od nas ze szkoły nauczyciele mieli szkolenia organizowane przez MEN lub kuratorium, nie płacili za nie.
Owsianko pisze: jakim cudem unika Pani przyznania mi racji i zarzuca mi, że nie podjąłem "trudu zdobycia rzetelnej wiedzy na temat warunków pracy
Żeby ktoś przyznał rację, trzeba najpierw ją mieć. Warunki pracy nauczyciela zmieniły się przez 40 lat, proszę mi wierzyć. Teraz to nie wygląda w taki sposób, że niegrzeczny uczeń najpierw dostawał wciry od nauczyciela, a potem w domu poprawiali. Teraz to nauczyciel może dostać wciry od uczniów. I nie może oddać, co gorsza, bo będzie, że nauczyciel bije.
Dostajesz klasę 30 rozwydrzonych przeważnie gówniarzy, których nie interesuje wiedza, jaką masz im do przekazania, ale to, ile zostało do dzwonka i żeby prześlizgać się do następnej klasy. Nie możesz nakrzyczeć, dać linijką po łapach czy wstawić uwagi, bo będą problemy. Jak cię nie usadzi dyrektor, to koledzy po fachu. Jak wstawisz zasłużoną jedynkę, przychodzi do Ciebie rodzic z wielką buzią i krzyczy, że jak to? Że on płaci podatki na Twoją wypłatę, że pracujesz 18 godzin tygodniowo, wakacje, ferie płatne wolne a on zasuwa w korpo i co Ty wiesz o robocie? Masz od cholery materiału do zrobienia i siedzisz, zastanawiając się, co zrobić porządnie, co ominąć, jak do tego podejść, jak ugryźć. Część pracy zabierasz do domu, żeby nie tracić czasu na lekcji.
Zżera Cię frustracja, że poświęciłeś najlepsze lata życia, aby przygotować się do roli krzewiciela wiedzy, aby natchnąć młode umysły tematem, który kochasz - matematyką, fizyką czy językiem polskim - a okazuje się, że cały ten trud na nic.
I tutaj, moim zdaniem, jest problem nauczycieli. Dlatego po sześciu, siedmiu czy ośmiu godzinach lekcyjnych wyglądają, jakby modlili się o rychły zgon, bo w trumnie przynajmniej będzie spokój. Dlatego momentami to oni z większą tęsknotą czekają na dzwonek na przerwę niż uczniowie. Dodajmy do tego pedagogów, którzy prywatne frustracje przelewają na uczniów - i gotowe.
Dlatego między innymi edukacja leży. Nauczyciele mają jedną z najbardziej odpowiedzialnych prac w Polsce, a są traktowani jak g*wno - przez uczniów, przez rodziców, przez tych nad nimi i pod nimi. Poniżanie, brak szacunku, pogarda, brak motywacji i świadomość, że dzieło życia nie ma sensu. A teraz na dodatek ich problem jest rozgrywany na arenie politycznej i pokuszę się o prognozę, jak to się skończy.
Główne siły polityczne poprzerzucają się chwilę odpowiedzialnością za fatalny stan szkolnictwa, dojdą ze związkowcami do jakichś kompromisów, ale sytuacja nauczycieli ani trochę się nie poprawi. Może o parę złotych.
Z tego też powodu doradzam tworzenie kolejnych felietonów w oparciu o stan faktyczny, a nie stan sprzed 30 - 40 lat.