Essej o "Zbrodni i Karze"

1
Do wglądu forumowiczów przedstawiam esej, dotyczący "Zbrodni i Kary" Fiodora Dostojewskiego. Jeszcze dość ciepły, spod pióra można rzec.



Raskolnikow – bohater romantyczny w pozytywistycznej rzeczywistości. Nowa problematyka Zbrodni i Kary Fiodora Dostojewskiego.



Rodion Romanowicz Raskolnikow jest głównym bohaterem najsłynniejszej powieści rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego – Zbrodnia i Kara. Raskolnikow to były student, ukochany syn i brat, dla którego i matka i siostra są gotowe poświęcić niemal wszystko. Matka – poczciwa Pulcheria Aleksandrowna – wyśle ambitnemu synowi ostatni grosz jaki jest w stanie zarobić, nadwyrężając przy tym swoje chore oczy. Siostra zaś – Awdotia Romanowna, Dunieczka – jest w stanie nawet sprzedać się dla brata! A tymczasem, w głowie błąkającego się bez celu po ulicach Petersburga młodzieńca, roi się teoria, a w jego szafie – jak sam nazywa swoją klitkę – dojrzewa tamto.

Zanim jednak przyjrzymy się postaci Raskolnikowa koniecznie musimy spojrzeć na Petersburg, miasto-demona bez którego snuta przez Dostojewskiego opowieść nie byłaby tym czym jawi się czytelnikowi jego powieści. W utworze nie poznajemy Petersburga jako takiego, autor zaznajamia nas tylko i wyłącznie z okolicami placu Siennego i okolicami rzeki Newy, czyli miejscami gdzie jedyne na, co możemy się natknąć to obrazy nędzy i rozpaczy. Prezentowana czytelnikowi część miasta nie należy do ciekawych. Wszędzie panuje okropny bałagan, dodatkowo nie ma chyba w tym Petersburgu czystego miejsca – wszędzie panuje brud (lepki jak krew, swoją droga – porównanie to zapewne zastanowiło by Raskolnikowa), domy i kamienice są stare i odrapane, każda większa przestrzeń podzielona została na szereg mniejszych, czasem żałośnie małych, klitek gdzie gnieżdżą się, a raczej wegetują z dnia na dzień, przeróżne ludzkie typy. Warto dodać, że są to typy ludzi o negatywnych cechach charakteru, wyjątkiem są przybyłe z prowincji „kobiety życia” Raskolnikowa i poczciwiec Razumichin. Co do mieszkańców: wpasowywują się oni idealnie w obraz miasta – są tak samo nędzni, tak samo nieciekawi, brudni. Petersburżanie żyją tylko jednym, w ich rozmowach wciąż poruszany jest temat pieniądza: a to mowa o pożyczkach, a to ktoś rozwodzi się nad swoją biedą, a to inni znowu zastanawiają się jak zarobić – nie ważne czy to będzie legalne, albo moralne – kolejne ruble. Lichwiarze, prostytutki, łotrzyki, pijaczkowie, drobni kupcy ledwo wiążący koniec z końcem, ludzie odnajmujący nieraz nędzne pokoje, byli studenci – to są Petersburżanie u Dostojewskiego, a pośród nich krąży obszarpany i zatopiony we własnym świecie Raskolnikow. Mija kolejne szynki, domy publiczne, zapatrzy się na rynsztok, nieświadomie rzuci okiem na zniszczony dom. Smród miasta, brud i bieda nie uderzają go – są mu one obojętne, co innego absorbuje jego myśli.

Jednak jeszcze przez chwilę zatrzymajmy się przy tle opowieści. Obraz miasta jest bardzo realistyczny (zgodnie z pozytywistycznym kanonem Dostojewski stosuje technikę realizmu), ale pisarz nie ogranicza się do jednej tylko techniki – stosuje także naturalizm, nie raz, trafiamy w powieści na obraz pomyj wylanych na schody czy dobitne uderzającą w nasz kręgosłup moralny sytuację jaką jest spotkanie przez Raskolnikowa młodej dziewczyny, upitej, zgwałconej, a potem wypuszczonej przez swych oprawców na miasto. To jest Petersburg – miasto w którym z latarnią Diogenesa szukać można uczciwego człowieka, nie wyzyskującego innych, nie postępującego niemoralnie. Ale takich znajdziemy w innych, nieopisanych w Zbrodni i Karze dzielnicach. Takie to środowisko, przedstawione nad wyraz realistycznie, oddziałowywuje na byłego studenta. Widzi on niesprawiedliwość, widzi sam jak mało znaczy w tym mieście do którego przybył z prowincji z głową nabitą ideałami. Zetknął się z BRUTALNą rzeczywistością rodzącego się kapitalizmu, trafił do XIX-wiecznej Sodomy. Jego teoria rodzi się z obserwacji i obrzydzenia do miasta, gdy zaczyna mieszkać w swej klitce powoli odczuwa, że dusi się, że koniecznie MUSI COś ZMIENIć. Nowa rzeczywistość miażdży starą. Tak zarysowana sytuacja, jest moim zdaniem, ostatnim podsumowaniem przez Dostojewskiego faktu, że piękny i wzniosły romantyzm odszedł, a zastąpił go brudny, lecz o wiele bardziej realistyczny świat. W takiej chwili siedzący gdzieś w ruinach starego zamczyska młody człowiek, zaczytujący się w Byronie, albo w Mickiewiczu mógłby wyszeptać: Viva le romantisme. Ale głuche kamienie, które widziały już tyle zmian odpowiedzą, zgodnie z prawdą: Le romantisme es mort.

Mamy już w pewnym stopniu zarysowane otoczenie – nową rzeczywistość do jakiej trafił Raskolnikow. Przyjrzyjmy sie tedy Rodionowi Romanowiczowi. Jego nazwisko pochodzi do rosyjskiego słowa raskoł znaczącego rozłam, można więc przetłumaczyć nazwisko Raskolnikow na odszczepieniec. I jest to tłumaczenie nad wyraz słuszne, zwłaszcza gdy przyjrzy się postawie Raskolnikowa. Przez cały czas, gdy poznajemy jego losy, odstaje od otaczających ludzi, zresztą cytując z powieści: {Raskolnikow} odgrodził się od całego świata, schował się jak żółw w skorupie. A co dzieje się gdy przyjeżdżają matka i siostra? świadomie odpycha je, zniechęca do siebie i odcina się od nich – nie dlatego, że ich nie kocha. Raskolnikow zawsze znajduje się w stanie apatii, za każdym razem gdy odgradza się od otaczających go ludzi ma ku temu wyraźny powód. Od świata odcina się w ogóle, bo Petersburg z jego mieszkańcami są mu obcy i wstrętni – to potwory, niemoralne bestie, nie chce z nimi przebywać, wystarczy, że musi ich obserwować z czego wyciąga kolejne wnioski, prowadzące go ku siekierze, a dalej do mieszkania Alony Iwanownej... W momencie gdy przyjeżdżają Pulcheria Aleksandrowna z Dunią ucieka od nich (oczywiście duchowo, swoim zachowaniem – choroba uniemożliwia wyjazd, ale gdy czuje się lepiej stara się ich unikać, zniechęcać do siebie), ponieważ nie czuje się czysty, nie chce ich martwić, boi się o czymś wygadać, boi się reakcji matki i siostry na wiadomość, że tego dokonał. Tak samo starzy znajomi – Razumichin, kolega ze studiów – robi wiele dobrego dla chorego Raskolnikowa, ale ten unika go, nie słucha, ignoruje, z podobnych powodów dla których traktuje tak dwie bliskie mu kobiety. Ostatnim miejscem gdzie Raskolnikow ponownie dobrowolnie się alienuje jest Syberia. Tam odcina się do współwiężniów, gdyż są oni tylko zwyczajnymi rzezimieszkami, to zbrodniarze podobni do Petersburżan, to ludzie przez których i dla których tamto miało miejsce.

Ale nie jest tak przez cały czas – zdarza się Raskolnikowi do ludzi wyjść i są to momenty znamienne, mające nie mały wpływ na jego dalsze życie. Gdy snuje się jak cień po petersburskim bruku zachodzi do szynku gdzie poznaje Marmieładowa. Spotkanie to ma ogromny wpływ na jego życie – ma miejsce jeszcze przed czynem, uwalnia w Raskolnikowie odruchy dobroci – naprawdę przejmuje się losem alkoholika i jego rodziny (szczególnym zainteresowaniem darzył Sonię) zostawia Marmieładowom kilka, ostatnich, kopiejek. Z drugiej strony spotkanie to daje mu pewność, że jego teoria ma realne podstawy – na zło musi odpowiedzieć złem. Tamci cierpią, więc wycierpi jedna wesz społeczna, aby inni mogli być szczęśliwi. Dla Raskolnikowa to uczciwy układ (nie zapominajmy, że studiował prawo - a więc jak zmieniło go to miasto!).

Zbrodnia. Długa faza przygotowań Raskolnikowa do popełnienia swego dokładnie zaplanowanego czynu, jest osią zasadniczych, zgodnych z tematem pracy, rozważań. Patrząc na Raskolnikowa w czasie gdy w jego głowie roi się cały plan i idea łatwo dojść do wniosku, że Rodion Romanowicz jest bohaterem na wskroś przesiąkniętym romantyzmem – że jest to niemal typowy bohater romantyczny.

O tym, że Raskolnikow był samotnikiem już wspomniałem. Przyjrzyjmy się jego kolejnym cechom. W zachowaniu Rodiona Romanowicza czuć znamiona arystokratyzmu – czuje się on lepszy od tłumu pośród którego błądzi, czuje się sprawiedliwym i moralnym, co wpływa także na jego alienację. Ważnym elementem romantyczności bohatera Zbrodni i Kary jest również znamię geniuszu. Czyż nie jest genialnym człowiek, który tak głęboko (po napoleońsku) wnika w istotę rzeczy? Czy ten geniusz nie staje się dla niego szybko przekleństwem? Bo przecież właśnie ten geniusz, a także jego bystrość i przenikliwość wpędzają Raskolnikowa w ramiona obłędu – uświadamia on bowiem sobie całość sytuacji w jakiej się znalazł, gdy jest już po wszystkim, gdy to się dokonało jest przerażony – geniusz który pozwolił wypracować śmiałą koncepcję zawodzi gdy trzeba zmierzyć się z rezultatami wprowadzenia teorii w czyn. Oprócz alienacji i geniuszu inną typowo romantyczną cechą Raskolnikowa jest psychomachia jaką toczy sam ze sobą. Jest pełen wątpliwości, emocje miotają nim na wszystkie strony, waha się – przez co z góry skazuje swoje zamiary na niepowodzenie. Swojego genialnego planu nie wykona – z własnej winy. I tu znów objawia sie jego geniusz – już na Syberii jest w pełni świadom, że to przez niego samego zamiar się nie powiódł, dał się złapać. Ale w jego ustach brzmi to jak złość typowego zbrodniarza, choć nią nie jest. A więc psychomachia – i to nad wyraz silna, jednak nie ma się czemu dziwić, chodzi o zbrodnię. świadomą i rozmyślną. Psychomachia ta targa Raskolnikowem jak szmacianą laleczką – krzyczy sam w sobie, na siebie i zaczynają mieszać mu się myśli. Zaczyna on wyrażać poglądy jakich wcześniej nie miał – choć jest nie wierzący wzywa na pomoc Boga. Wszystko to czyni z Raskolnikowa człowieka słabego.

W toku tych wywodów zapomniałbym nawiązać do tego o czym była już po części mowa. Raskolnikow gdy przybywa do miasta, do nowej rzeczywistości konfrontuje się z nim. Jest to pewna cecha romantyka, że walczy z otoczeniem, ale niestety walkę te przegrywa. Mimo to, dalej jak każdy romantyk, jest idealistą.

Na koniec zostawiłem sprawę miłości, gdyż ma ona w powieści znaczenie szczególne i zbliża Raskolnikowa to stuprocentowego romantyka. W swoim życiu, a co wyczytujemy w kart powieści, główny bohater Zbrodni i Kary już w Petersburgu zetknął się z dwoma rodzajami miłości. Pierwsza była to miłość zbliżona do romantycznej. Obiektem tego uczucia była córka gospodyni u której odnajmował pokój, a którą kochał naprawdę mimo jej choroby i wątpliwej urody. Miłość ta jednak skazana była na nieszczęście. Ukochana, ba! Narzeczona Raskolnikowa umarła. Jednak zachowanie Rodiona Romanowicza po tym wydarzeniu nie jest już takie romantyczne, nie idzie on w ślady Wertera czy mickiewiczowskiego Gustawa. Staje się raczej bliższy Konradowi – postanawia zrobić coś dla cierpiącego narodu, nie jest jednak na to gotowy i występuje przeciwko ustalonemu porządkowi (który jest tu niejako Bogiem).

Mówi się, że pisarze romantyczni stworzyli nowy, cudowny język miłości – język którym zachłysnęły się kolejne pokolenia. W mojej opinii, Dostojewski, w kwestii języka miłości również stworzył nowy język. Nie jest to język tak piękny i wzniosły jak ten znany z romantyzmu, ale jest pozytywistyczny – realniejszy, wypływa z człowieka a nie tylko ze sfery sacrum. Jak już wspomniałem kilka spotkań zmieniło życie Raskolnikowa – jednym z nich było spotkanie córki Marmieładowa i pasierbicy Katarzyny Iwanownej – Sofii Siemionownej, Sonii. Sonia jest prostytutką, ale jej zajęcie i poświęcenie dla rodziny kontrastuje z religijnością i skromnością tej dziewczyny. Patrząc tylko na jej pokój widzi się osobę niemal świętą, konsekrowaną. Ale nie o to chodzi – zajmijmy się miłością. Uczucie między nią a Raskolnikowem pojawia się nagle, niespodziewanie i jakby z niczego. Więcej tych ludzi dzieli niż łączy, w dodatku stoi między nimi zbrodnia i cień drugiej, niechcianej ofiary – Lizawiety. Ich rozmowy są dziwne, a zarazem fascynujące – widać w nich nowy obraz miłości, powstały tak naprawdę z urzeczywistnienia romantycznych ideałów. ścierają się tu dwie epoki, by utworzyć razem nowa jakość. Zupełnie jak heglowska dialektyka (którą zastosował Raskolnikow w swojej spowiedzi i usprawiedliwieniu tamtego – czyli artykule). Co jest wynikiem tej miłości? Cierpienie – i to niewinnej osoby! Co za synteza! Pojawia się tu romantyczny dramat miłości, cierpienia i realistyczna prawda – słabi i niewinni cierpią częściej!

Pora wyciągnąć wnioski. Romantyzm, gdy Dostojewski pisał Zbrodnię i Karę dawno był już w Europie przeszłością, mimo to jego dzieło jest umarłą epoką przesiąknięte, aż nadto. Do czego to prowadzi? Otóż, w warstwie głębszej Zbrodnia i Kara staje się między innymi opowieścią o konfrontacji romantyzmu z realizmem, nowego ze starym (Raskolnikow przybywający do Petersburga, czyli idealista który zamieszkał w świecie gdzie nie mam miejsca na mrzonki, a w którym rzeczywistość prędzej cię zmiażdży niż pozwoli rozwinąć skrzydła). Warto dodać, że jest to walka dramatyczna, jest to wcielenie idei Raskolnikowa w warstwę rozwoju świata. Przecież bohater Zbrodni i Kary w swoim artykule pisze, że rewolucja, zamiana starego na nowe musi odkupić się krwią – tutaj jest to krew społecznej wszy – Alony Iwanownej. A może autor chciał przekazać, podświadomie, romantykom, o ile tacy jeszcze żyli, że walka którą toczą, walka o pozostanie romantykiem, o zachowanie starego, jest z góry skazana na niepowodzenie, może też ona przynieść niekorzystne rezultaty. Autor zdaje się mówić do nich: rewolucje, które tak chętnie wywołujecie (tutaj oczywista aluzja do powstań w Polsce, walki narodowowyzwoleńczej Polaków, której Dostojewski nie rozumiał, stad jego negatywny stosunek do Polaczków) nie mają racji bytu. Zaniechajcie ich – wróćcie do rzeczywistości – jaka by ona nie byłą – którą przynosi wam w darze nowa epoka.

Czy taka jest druga wymowa dzieła? Czy naprawdę chodzi w nim o ukazanie przepaści między romantyzmem a pozytywizmem? A może sprawa ma się inaczej? Odpowiedź na te pytania zostawiam czytelnikom tego eseju.



***



Za ewentualne błędy przepraszam... Za nadmiar powtórzeń etc., również.
Huginn ok Muninn flięga hverian dag



i??rmungrund yfir;

óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,

þó si??mk meirr um Muninn.



-------------------------------------------------------



Witajcie w Kraju Umarłych!

Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!

A marzenia i sny...

Spełni Wielki Papier!!!

2
Matka – poczciwa Pulcheria Aleksandrowna – wyśle ambitnemu synowi ostatni grosz jaki jest w stanie zarobić, nadwyrężając przy tym swoje chore oczy.
Wysyłanie pieniędzy nadwyręża jej oczy? :lol:


czyli miejscami gdzie jedyne na, co możemy się natknąć to obrazy nędzy i rozpaczy.
Bez przecinka po „na”, za to przecinek przed „gdzie”


Wszędzie panuje okropny bałagan, dodatkowo nie ma chyba w tym Petersburgu czystego miejsca – wszędzie panuje brud
Powtórzenie. Po drugie, „tym” niepotrzebne, wiadomo, o jaki Petersburg chodzi. A w ogóle to to zdanie jest jakieś pokraczne. Nie lepiej napisać „Wszędzie panuje brud i bałagan”?


lepki jak krew, swoją droga – porównanie to zapewne zastanowiło by Raskolnikowa
zastanowiłoby


przybyłe z prowincji „kobiety życia” Raskolnikowa
Chodzi o matkę i siostrę? Po co cudzysłów?


stosuje także naturalizm, nie raz, trafiamy w powieści
Nieraz. Poza tym bez drugiego przecinka.


mające nie mały wpływ na jego dalsze życie
niemały


zostawia Marmieładowom kilka, ostatnich, kopiejek
Bez obu przecinków O_O Jejku, chyba interpunkcja to Twoja prawdziwa pięta achillesowa…


uświadamia on bowiem sobie całość sytuacji w jakiej się znalazł, gdy jest już po wszystkim, gdy to się dokonało jest przerażony – geniusz który pozwolił wypracować śmiałą koncepcję zawodzi gdy trzeba zmierzyć się z rezultatami wprowadzenia teorii w czyn.
Gdy, gdy, gdy…


choć jest nie wierzący wzywa na pomoc Boga
niewierzący


Raskolnikow gdy przybywa do miasta, do nowej rzeczywistości konfrontuje się z nim.
„Konfrontować się” to porównywać się z czymś. A on konfrontował z miastem, czyli ścierał, walczył. Tak się mnie wydaje.


W swoim życiu, a co wyczytujemy w kart powieści,
Z. Poza tym dziwnie brzmi. Lepiej „w swoim życiu, które poznajemy na kartach powieści…”


Mówi się, że pisarze romantyczni stworzyli nowy, cudowny język miłości – język którym zachłysnęły się kolejne pokolenia. W mojej opinii, Dostojewski, w kwestii języka miłości również stworzył nowy język. Nie jest to język tak piękny i wzniosły
Pewnie celowe, ale co za dużo to niezdrowo ;)


ale jej zajęcie i poświęcenie dla rodziny kontrastuje z religijnością i skromnością tej dziewczyny
Dziwne, bo przecież poświęcenie dla rodziny samo w sobie nie kontrastuje z religijnością.



Gdzieś w środku ni z gruszki ni z pietruszki wspomniałeś o Lizawiecie. Ktoś, kto nie czytał lub czytał bardzo dawno i już nie pamięta, spytałby w tym momencie ‘Wtf? Jaka znowu Lizawieta?”



Interpunkcja leży i kwika XD



A sam esej… Hm, wydaje mi się, że za wiele uwagi poświęcałeś rzeczom mniej istotnym, a za to zapomniałeś wspomnieć o tych bardzo ważnych. Na przykład takie długie opisywanie, że Petersburg był brudny, brzydki i zły nie wydaje mi się aż tak potrzebne. Za to nie powiedziałeś, jak na jego tle wyglądał piękny Raskolnikow ;) Wspomniałeś tylko o różnicy między jego mrzonkami a rzeczywistością. A kontrast wyglądu jest nie mniej istotny, bo wspomniany na samym początku powieści wiele sugeruje.



Ach, i napisałeś, coś w stylu „i to sprawia, że Raskolnikow jest stuprocentowym romantykiem’. Stuprocentowym romantykiem?! No eeeej... Więc mało istotne jest w tym momencie, że jego główne pobudki do popełnienia zbrodni były czysto pozytywistyczne? („oczyszczenie społeczeństwa” ze starej lichwiarki i przekonanie się o byciu nadczłowiekiem -> nietzscheanizm).

Na pewno nie można powiedzieć, że był STUPROCENTOWYM romantykiem. Ja się zastanawiam, czy w ogóle romantykiem go można nazwać. To, że kochał i miał kiedyś jakieś marzenia jeszcze go jednoznacznie nie kwalifikuje.

3
A mi się esej nawet podobał, chociaż błędy stylistyczne odstraszały. Co do reszty zgadzam się z Obywatelką. Natomiast mimo wszystko sądzę, że Raskolnikowa można nazwać romantykiem. O ile brakowało mu pewnych charakterystycznych cech romantyka takich jak nieszczęśliwa miłość, to miał bardzo dużo wspólnych z nim cech osobowościowych: zamknięcie się w sobie, nadwrażliwość, przekonanie o swojej wielkości, dumę, nieumiejętność nawiązania wartościowych kontaktów z innymi ludźmi. Tak jak romantyk próbował uratować świat przez dokonanie jakiegoś chwalebnego czynu (bo w jego pojęciu zabójstwo Alony było przecież chwalebne), tak jak romantyk był skrajnym egocentrykiem i człowiekiem targanym namiętnościami. Poza tym jestem pewien, że gdyby się nieszczęśliwie zakochał jak Gustaw albo Kordian to zabiłby się dokładnie tak jak oni :)

4
Przyznaj się, że to szkolne wypracowanie, a nie esej. :P żeby nie było nieporozumień- treść mi się podoba,dostrzegasz treść poszczególnych epok i przejść między nimi, przy czym dość dobrze znasz powieść. Mało jednak w tym eseju kompozycyjnego i językowego luzu, za dużo maniery, choć niektóre środki stylistyczne, odniesienia i skróty myślowe robią pozytywne (ale nie pozytywistyczne:))wrażenie.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”