31

Latest post of the previous page:

Niesamowity tekst i taki... prawdziwy. Porusza mój osobisty brak patriotyzmu i oddaje większość moich emocji w tym temacie.
Ostatnio rozmawiałam z mężem na ten temat. On stwierdził, że jest mieszkancem planety Ziemi i jego patriotyzm jest globalny. Ja to nawet takiego nie posiadam.

P.S. Natasza, czy mogłabyś wyjaśnić, co oznacza 19 przy wieku?
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

32
Magic pisze: Natasza, czy mogłabyś wyjaśnić, co oznacza 19 przy wieku?
to jest lifting, rodzaj chirurgii plastycznej, którą stosuję raz jako bat, raz jako marchewkę. ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

33
Natasza pisze:
Magic pisze: Natasza, czy mogłabyś wyjaśnić, co oznacza 19 przy wieku?
to jest lifting, rodzaj chirurgii plastycznej, którą stosuję raz jako bat, raz jako marchewkę. ;)
Rozumiem :) Jednak cieszę się, że ta kwestia została wyjaśniona. Do tej pory przez cały czas się głowiłam, skąd to sie biorą takie mądre nastolatki :)
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

34
Niesamowity tekst i taki... prawdziwy. Porusza mój osobisty brak patriotyzmu i oddaje większość moich emocji w tym temacie.
Ostatnio rozmawiałam z mężem na ten temat. On stwierdził, że jest mieszkancem planety Ziemi i jego patriotyzm jest globalny. Ja to nawet takiego nie posiadam.
Przepraszam za prywatną złośliwostkę, ale czy można wiedzieć, komu Twój mąż płaci podatki? Wszystkim rządom świata? Jeśli nie, to mogę zgodnie z staropolskim zwyczajem napisać donosik do wszystkich zagranicznych ambasad akredytowanych w Warszawie, czy innej stolicy. :)

Autentyczny kosmopolityzm rodzi się w szczególnych warunkach, względnej zamożności, młodej duszy i posiadania kompetencji, zwłaszcza językowych, oraz zawodowych. Te ostatnie pozwalają się zadomowić w takich miejscach, które we wszystkich krajach (w ramach danego kręgu kulturowego) są takie same lub przynajmniej podobne (np. giełda). W warunkach bardziej typowych zmiany tożsamości narodowej przebiegają dłużej (np. dwa, trzy pokolenia) i nie przebiegają bezboleśnie. To wcale nie jest tak, że ja nie mam zawikłanych korzeni z wielu stron... Mam je i dlatego argumenty głównej bohaterki z opowiadania wydają mi się mało wiarygodne, nieegzemplaryczne dla człowieka pogranicza. Kosmopolityzmu nie należy milić z jego imitacją, za którą ukrywa się chociażby emigracja wewnętrzna lub bardzo wybiórcze interesowne podejście do spraw życia publicznego...
\

35
Mogę być z Kółka, co mi tam.
Tekst Nataszy jest dobry. Nie, wróć.
Jest cholernie dobry.
Koniec, kropka.

Pozdrawiam,

G.

(Nie, nie mam zamiaru wyjaśniać. Polemika mnie w tym wypadku nie interesuje, bo przecież każdy widzi że to dobre. A polemika dla samego polemizowania jest idiotyczna.)
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

36
Ja nie wiem o co chodzi :/

Przeczytałem temat i ciągle nie wiem jaki jest zarzut.
Można mi tak jakoś jak idiocie wytłumaczyć, co jest nie tak?

Że chaos, niewiarygodność?
Nie mogę pojąć tych argumentów.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

37
Er:
Humanozerca pisze:Emocje są jak najbardziej w porządku, gdy pisze się autobiografię, ale nie wtedy gdy wkrada się chaos. W tekście pojawiają się zgrzyty, które obniżają wiarygodność całej opowieści. Jakim sposobem osoba dziewiętnastoletnia bardziej dbająca o jakieś swoje zachcianki niż idee, czy moralność, epicko streszcza na UB wątek z Tołstoja, w którym omen, omen, występuje jakaś Natasza? Funkcjonariusze i sama zainteresowana byli po rusycystyce? ;) Część problemów wynika z tego, że nie opisałaś realiów. Czytelnik może przecież nie wiedzieć, czy faktycznie owa nastolatka nie mogła dostać paszportu drogą normalną. Kolejny problem, takie luźne dane biograficzne z trzech pokoleń można zinterpretować doprawdy dowolnie. Nie tylko Ty masz bogaty życiorys osobisty i rodowy. Zapewniam, preparując fakty z własnego życia, jestem w stanie "usprawiedliwić" postawy i poglądy całkiem różne a nawet sprzeczne ze sobą.
Mniej więcej o to idzie. Kulturalnie (albo prawie - jeśli o mnie chodzi) więc o tym rozmawiamy.

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

38
No niby widzę. Ale

przecież w tym tekście chodzi o zupełnie różne rzeczy niż te, o których mówi Humanożerca. Albo mnie już totalnie pogięło i jakoś na opak czytam.

Ja rozumiem relatywizm odbioru (sam często go podkreślam), ale tutaj widzę już jakby rozminięcie się z istotą.

Bo co kogo obchodzi (oprócz Humanożercy) wiarygodność opowiadania, usprawiedliwianie postaw, czy obecność chaosu?

Tekst nie podlega kryteriom reportażu ani filmu dokumentalnego. Ja Nataszy wierzę na słowo (i forma jeszcze mi pogłębia tę ufność) i nie muszę się zastanawiać czy tak było, czy nie. Słowo "osobista" w wyrażeniu "publicystyka osobista" jest przecież kluczowe. Humanożerco, widzisz to, prawda?

Nikt się nie zastanawia czy wiarygodne jest to, że zombie wychodzą z grobów w horrorach (Nataszo, wybacz mi takie odwołanie tutaj :D). Nie o to przecież chodzi, żeby analizować jak to i co to. Chodzi o wrażenia i emocje.

Po cholerę opisywać jakieś realia? Żeby uśpić czytelnika?

Dlatego mówię, że nie rozumiem zarzutów. Jakby wynikały z zupełnie innego (błędnego wydaje mi się) podejścia do tekstu.

Stąd wychodzą takie absurdki jak "subiektywnie prawdziwsze".
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

39
Tekst nie podlega kryteriom reportażu ani filmu dokumentalnego. Ja Nataszy wierzę na słowo(...)
Ja nie muszę wierzyć. Ja czuję tę prawdę. I tu jest moc tego tekstu.

Pozdrawiam,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

40
Otóż to. Wierzyć albo czuć. Miałem na myśli prawdopodobnie coś bardzo podobnego.

W końcu mówimy często o "literaturze pięknej". Ona jest "piękna" nie dlatego, że ktoś tak sobie wymyślił przecież.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

41
Skoro mnie prowokujecie i nie pozwolicie bym pozostał na gruncie ogólności…
Póki co, w realiach rzeczpospolitych żyję pokarmem myśli gromadzonym przez lata.
Można się zapytać, o ilu rzeczpospolitych mowa? Wiem, że Rzeczpospolita Ludowa uważała siebie za pełnoprawną Rzeczpospolitą… Ale proszę zauważyć, po osiemdziesiątym dziewiątym mówimy o Trzeciej a nie Czwartej. Ideologia państwa komuszego wyklucza uznanie, że było ono kontynuacją drugiej, międzywojennej. Czytacz, taki jak ja, zaczyna myśleć:oho, na narrator urodził się przed wojną. Wybaczcie moją lojalność względem własnej epoki... Myślę też, że deklaracja "żyję pokarmem myśli zgromadzonych przez lata" zobowiązuje, co znowu powoduje dysonans poznawczy, związany z zagadnieniem ciągłości państwa.
Co mniej więcej znaczy, że większość moich myśli rozgrywa się w niemal już baśniowych czasach, najogólniej zagarnianych zaimkiem dzierżawczym "moje".
Nie zaczynałbym zdania od "co mniej więcej". Może się mylę, ale dla mnie to stylistycznie nie brzmi za dobrze. Chyba, że nasza narratorka jest w sytuacji mówienia do kogoś. Niemniej deklarację biorę za dobrą monetę, jak na niej wyjdę, zobaczymy.
"Moje czasy" przypadają na lata osiemdziesiąte. Potem (lata dziewięćdziesiąte) są czasy "nie tak dawno" i wreszcie czasy, w których solidna część współczesnych refleksji zaczyna mieć tytuł "za moich czasów".
Robi się nastrojowo, ale czy narratorka nie robi się starsza niż wynika z metryki? Ja bym tak nie powiedział o latach dziewięćdziesiątych, chociaż niedługo mam pod trzydziestkę. Niewzywany nie wracałbym tak ustawicznie do przeszłości, jeśli zaś ono się pojawia, to minione nie przeobraziło się jeszcze w "baśniowe". albo jest nim na innej zasadzie niż sama "dawność". Owszem, rozjaśnia się o czym mówi, ale odruchowo nabieram do niej uprzedzenia. Nie, nie zgadzam się na uznanie PRL-u za Rzeczpospolitą, jak każda inna i zwalenia oddalenia na sam upływ czasu. To uchybia wszystkiemu, począwszy od samowiedzy, przez wiedzę historyczną i na emocjach skończywszy.
I popadam w jakąś panikę...(hiperbola emocji, ale niech zostanie). Otóż, wielu, bardzo wielu nie rozumiem. Znaczy - rozumiem w sensie rozumienia faktu i poglądu, ale nie rozumiem w każdym innym sensie. Na przykład, w blogu *** czytam kilkaset (!) wpisów o martwym rynku pracy dla pokolenia 40 i 50 latków, podłości niegdysiejszych przyjaciół, hien, co to na krwawicy cudzej pracy wzniosła się w domy i w firmy. I ogólnie, że w ojczyźnie naszemu pokoleniu źle.
Nie mogę się wpisać w pokoleniowy manifest, bo ja się wstydzę. Bo ja mam domy. I mam swoją firmę, mąż ma swoją firmę, syn ma swoją firmę, pies miałby też swoją firmę, gdybym miała psa.
Czyli, przepraszam, że ośmielam się interpretować ten tekst. Znów nie wiem, ile narrator ma lat. Wymienianie dziesięcioleciami, zasugerowało mi, że tekst powstaje w latach dwutysięcznych. Teraz okazuje się, że muszę bohaterkę lekko postarzyć. Ma pod czterdziechę, skoro wpisuje lub nie wpisuje się w pokoleniowy manifest. Pytanie, czego ona się wstydzi? Ten wstyd pozwala nie przejmować się losem własnego pokolenia, bo krótko mówiąc należy do owych "hien". No i ma wyrzuty sumienia.
Chodzi mi o to, że nie mam pretensji do państwa. O cokolwiek, a zwłaszcza o politykę wobec swoich obywateli, powodującą upadek etosu przyjaźni i solidarności, a co za tym idzie rychłą destabilizację narodowych więzi. (Chyba że nas kto najedzie, jaki Szwed czy co tam”)
Zasłona dymna?
Dookreślenie sytuacji problemowej:

Ostatnie lata tzw. "moich czasów" i połowę czasów "nie tak dawno" spędziłam w vaterlandzie mojego męża. Niepatriotycznie zostałam Niemką jako żona, choć w mych żyłach płynęła krew rycerstwa spod kresowych granic i powstańców listopada, stycznia, maja, października, marca, grudnia, sierpnia, znowu grudnia. Nawet Okrągły Stół mam we krwi symbolicznie, bo mój były chłopak go widział z bliska, choć z któregoś tam rzędu.
A ma być Wandą, co się wstydzi, że wyszła za Niemca. ;) Ale ja nijak nie widzę w tym powodu do wstydu, nijak.
Argument pierwszy: Teściowie wyjechali do Niemiec w 56, zaraz jak tylko teściowi wspaniałomyślnie michę wiktu odpuszczono po amnestii.
Chyba powinno być "odpuścili". Ale nawet po takiej poprawce, nie wiem, co autor ma na myśli z tą michą wiktu, nie wiem, co ona tu robi z tym odpustem. Swoją drogą, skoro teściowie wyjechali do Niemiec, to kim byli Ślązakami, Żydami, Polakami? Dopiero po chwili łapię, że idzie o wypuszczenie z pierdla politycznego. Brakuje dosłowności, dziwi obojętność na los własnego teścia, lekki nadmiar cynizmu. Nie pasuje do późniejszego opisu:
Niemcem był, to polscy więźniowie srali na niego i kazali to też zjadać. Resztę odpuszczę przez przyzwoitość i litość dla siwych włosów, z którymi z więzienia wrócił jako dwudziestoparolatek.
Idę dalej.
Teściowa, śląska robotnica przymusowa, ukrywała pod Dreznem i spódnicą gburowatego szesnastolatka przed przymusowym poborem do armii potomków Barbarossy, która to armia ledwie dychała już zresztą pomimo legendy Fryderyka. Pomogły im (teściom) bombardowania, wprowadzając totalny chaos, a głównie to, że nawiali z Drezna, zanim uczyniono tam rzeźnię. [/code]
Pogubiłem się. To zaraz ten Niemiec miał już żonę, czy jej nie miał? Jakim sposobem można być jednocześnie robotnicą przymusową i chować szesnastolatka? Niemiec był na froncie, czy bawił się z babunią w pomoc w "dezercji"? Czy mowa o pradziadkach i dziadkach?
Przyjechali do Polski, bo oboje woleli Polskę. Nawet teść - Niemiec, bo przecież urodził się na starej piastowskiej ziemi pod Opolem. W 56 wyjechali bez dzieci, bo mieli im te dzieci pozwolić wziąć potem. Ale wyrokiem sądu pozbawiono ich praw rodzicielskich.Zażądał tego brat mojej teściowej, w ramach reparacji wojennych w prywatnej II wojnie światowej Łukaszczyków z Niemcami. W czasie wojny był partyzantem (z właściwą ideologicznie literką po A) i zrobił potem karierę.
Argument niby dobry, ale dlaczego ów Niemiec tak zbył wieloletnie zaszczuwanie w obozie? Coś tu emocjonalnie nie gra. Podobnie jak postępowanie owego brata Ślązaka, który (w przeciwieństwie do siostry?) odgrywa patriotyczne wzmożenie. Dość durne zresztą, skoro teść chce spolszczenia potomstwa, to niech ma! A zresztą, czy AKowcy lub ALowcy mieli tak łatwo po wojnie. Znów jestem dezorientowany, ponieważ nie wiem, w jakim stopniu narratorka myśli w kategoriach współczesnych.
Dzieci własnych nie miał, bo mu Niemcy w obozie zmasakrowali genitalia, zostawił sobie więc dzieci siostry i Niemca. Kiedy się upił, nazywał te dzieci „kundle” i bił jako Niemców. Ale wytrzeźwiawszy, dawał im na lody i kochał jako Polaków. Babcia Ślązaczka, córka powstańca, w odruchu serca uczyła wnuki mówić po niemiecku, szanując w nich z prawościa prostego człowieka krew ojca.
To Niemiec do tej Polski przyjechał, czy nie? A swoją drogą od samej nauki niemczyzny Niemcem się nie zostaje. W dogodnych warunkach mniejszość niemiecka w Polsce polonizuje się dość szybko... jak słyszałem.
Argument drugi: Mój brat też po polskim więzieniu opuścił ojczyznę. Siedział jako kryminalny, za napaść na funkcjonariuszy na służbie. W cywilu byli, ale okazało się, że na służbie. Sam ich napadł, choć tamtych było czterech, tyle, że taternikiem był i miał czekan, to ich najpierw trochę poharatał. Zanim połamali mu ręce i skopali nerki. Festiwal "Solidarności" przeżył myjąc kibel pod celą. O więzieniu nie opowiada. Bo był kryminalny(…). Po 13 grudnia zmienili mu kończący się wyrok (za napaść chuligańską) na internat (za napaść polityczną, choć o tę sama chodziło). Potem wyjechał. Brat jest teraz Amerykaninem, po polsku nie mówi najlepiej, jego dzieci wcale. Nie przyjeżdża do Polski. Jakoś nie śpi tu spokojnie.
No i? Jak mu zmienili, to może mówić o przyczynie politycznej zgodnie z prawem. Czyżby jednak kierował się honorem? No, ale wtedy skąd to zapomnienie języka na obczyźnie itp? Ogólnie niedookreślona sytuacja... wiecie, jak wysłali do USA korespondenta z G.W, tuż przed wyborami, by wybadał tamtejszą Polonię. To pisał, że czuje się nieswojo, jak przebywa w towarzystwie, w którym prawie każdy jest PiS-owcem. ;)
Argument trzeci: Jako żeglarz chciałam żeglować po morzach i oceanach. Siksa byłam.
Mam sięgnąć do słownika? Nie wiem, co to "siksa".
Dziewiętnaście lat miałam. Podpisałam zobowiązanie do współpracy w zamian za paszport. Interesował ich mój brat, jego koledzy. A przy okazji moi koledzy. Ci, z którymi stawiałam żagle i śpiewałam hymn harcerski podczas przyrzeczenia instruktorskiego. Moi koledzy zresztą wiedzieli, że mnie tamci mają (taki byłam dla tych tam tajny, jak mój brat dla nas kryminalny), a bratu już mogli nagwizdać. Ze dwa razy byłam tylko wezwana i to raz na okoliczność samobójczej śmierci mojego chłopaka. Streściłam wtedy epicko opowieść Tołstoja z "Wojny i pokoju" - tę, w której rozpacza Natasza Rostow po śmierci Andrzeja Bołkońskiego (on był Andrzej, ja Natasza, to mnie natchnęło). Teczka moja pewnie chudzinka, ale mam kolegów z harcerstwa, którzy pamiętniki piszą, wspomnienia, to by im się przydała taka wesz jak ja dla dramatyzmu konspiracyjnego etosu.
Do tego już się odniosłem. Coś mi zaczyna nie grać z apolitycznością sprawy brata.
Mój mąż jako wyjeżdżający w poszukiwaniach badawczych pracownik naukowy uniwersytetu też podpisywał lojalki, żeby paszport dostać (w dodatku był też z krwi kryptoNiemcem). Uzgodniliśmy przed ślubem zeznania. Że on był z powodu traumy dzieciństwa germanofobem i penetrował wywiadowczo środowisko Husserlologów w Lubece i Wiedniu, ja rozhisteryzowaną idiotką ze słowotokiem, harcmistrzem obrażonym na honorze tegoż harcmistrza na brata zdrajcę ojczyzny. Za spore pieniądze (od teściów) w 1988 roku paszport dostaliśmy oboje i niespełna roczny syn. Ja niby na kurs nawigatorów do Amsterdamu, mąż na wykłady. Syn opuścił kraj jako „przypadek” w programie współpracy medycznej uczelni polskiej i austriackiej. Spotkaliśmy się w Hamburgu.
Niemiec to się wtedy równało burżuj? Ślub czysto świecki, jak rozumiem.
Argument czwarty: W Hamburgu była już wtedy od roku siostra męża, prawniczka, choć z powodów orientacji seksualnej nie pracowała w zawodzie tylko wiele lat prowadziła komisy i uprawiała prawo na potrzeby światka prywaciarzy. Jako homoseksualistka wyjechała z Polski po akcji "Hiacynt" (polecam lekturę na ten temat choćby w wiki). Wprawdzie wyszła za mąż w ramach kamuflażu, ale ten jej mąż (radca prawny w MSZ) - także homoseksualista - wydał ją, a jego wydał jego kochanek, z którym mieszkał, że niby z bratankiem. Nie chce przyjechać do Polski, dopóki nie uzna się tej akcji za moralną hucpę.
A czyli w kontekście homo rozliczenia z systemem zaczynają być ok? :) Teraz się nas odsyła do źródeł, średnio wartościowych... szkoda, że tylko tu pojawia się taki motyw.
Ot, i meandry... Bo co to ja chciałam?
Aha. Że nie rozumiem.
Bo nie rozumiem.
Nie rozumiem, że mogę coś chcieć od ojczyzny. Kiedyś chciałam tylko paszportu, żeby zobaczyć duńskie porciki i banany w sklepach. Mój brat chciał wolności i bananów w sklepach w polskich miastach i miasteczkach. Mój mąż nazywać się jak jego rodzice. Mój siedemnastoletni wtedy teść chciał usiąść w fotelu w domu swojego ojca.
To zaczyna przypominać opowieść o patriotce na gapę.
Więc jestem zagorzałą niepatriotką.
Mam w nosie, czy rządzi Lewy czy Prawy, Niski czy Wysoki.
Utożsamienie patriotyzmu z wyborem określonej opcji politycznej? LOL! Gdyby powiedziała, że jej wsio jedno, czy dobry, czy zły, to bym kupił. No i te jej myśli jakieś długodystansowo jałowe, albo fikcyjne.
Więc jestem zagorzałą niepatriotką.
Mam w nosie, czy rządzi Lewy czy Prawy, Niski czy Wysoki.
Nie obchodzi mnie kolejna reforma zreformowanego, restrukturyzacja zrestrukturyzowanego, reprywatyzacja etc, retransformacja etc. Kolejny refren "nowego wspaniałego".
Nie chcę polskiej pensji, opieki zdrowotnej, emerytury.
Szacunek oderwany od tych wszystkich przyziemnych spraw, zwłaszcza stanu służby zdrowotnej i emerytury... To za pozwoleniem FIKCJA. PUSTE POJĘCIE.
Kiedyś chciałam tylko szacunku. Pewnie dlatego nie mam problemu ze starym zdjęciem do dowodu tożsamości (ten motyw rozpoczął refleksje na tamtym blogu), mam problem z tożsamością. I szacunkiem. Z powodu zaszłości z "moich czasów" mam problemy z szacunkiem dla dowodu osobistego z orzełkiem. Nie dla ojczyzny, że zastrzegę wyraźnie i szczerze. Nie mam pojęcia, jak rozpoznać czy (lub nie) szanuję ojczyznę. Nie zgłębiam zasadniczo ani myśli, ani tego wątku.
Jestem jednakoż "bardziej znikąd niż skądkolwiek", jak śpiewał jeden mój, nieżyjący już kolega-schizofrenik, który w stanie wojennym legitymował się dowodem wykonanym własnoręcznie.
Narratorka nie wie, czy jest patriotką, czy nie. Tyle pojąłem swoim ograniczonym móżdżkiem.
Tu argument piąty i szósty: Był 23 sierpnia 1981 roku. Nasz Kapitan poszedł rano na ryby, bo ksiądz odprawiał mszę na pomoście. Ale Kapitan poszedł na ryby, nie dlatego, że w Boga nie wierzył (a rzeczywiście nie wierzył), ale bo chodził do spowiedzi, żeby dostać paszport na pływania. Kiedyś bowiem zdezerterował z okrętu w Hajfie, żeby spotkać się i pożegnać z żoną Żydówką, która wyjechała w 69 (on był w tym czasie na wojskowych ćwiczeniach i oficer polityczny nie dał mu przepustki, żeby mógł się pożegnać. Mógł dać, szedł transport do Gdyni i Kapitan zdążyłby, może nawet wyciągnąłby ją z pociągu). Więc ten Kapitan poszedł na ryby i opowiedział „smutnym” o szczupaku, którego nie złowił. Myśmy wiedzieli. Ale Kapitan szanował księdza i swoje Natasza, Dorotki, Pawły, Leszki. Nas szanował. I uczył szacunku dla tych, którzy trzymają nocną wachtę na morzu, gdy reszta śpi.
Nie rozumiem, co ma chodzenie na ryby do zeznawania tajniakom. Słowo "spowiedź", 'ksiądz" i domyślne "SB" dezorientuje całkiem niepotrzebnie. Teraz narratorka nagle orientuje się w tym, kto był kapusiem. A nie wpadła na to, że musiała mieć towarzystwo wśród kolegów brata? (Wśród rówieśników widać nie żyła.) Zresztą powinno być "Natasze" a nie "Natasza". Ogólnie brakuje mi dookreślenia stosunku do Boga. Rozumiem, że w trakcie rejsu jeszcze wierząca a przy ślubie już nie. Ale może tutaj czegoś nie dopowiedziano.
Kapitana wywalono, skąd można było tylko wywalić po transformacji ustrojowej, kiedy po raz pierwszy zaczęli wspominać etosowi.
Nie lepiej "wypominać etos"? Bo co oni mu wspominali to nie wiem.

Fragment z horrorem prawniczym i małżeństwami sobie odpuszczam. To trzeba by rozwinąć i ewentualnie osadzić w realiach. Ja jak na razie mam nikłe zaufanie do narratorki a to przy pisaniu biografii, czy autobiografii jest cholernie ważne. Nie kupuję kogoś, kto przez ileś tam lat bez zrozumienia czytał Miłosza i słuchał Kaczmarskiego. Nie potrafiłbym tak. Tam epickie streszczanie wątku z Tołstoja w wieku dziewiętnastu lat, tu ewidentne zawężanie własnych horyzontów w stylu: "chciałam tylko...".

Dialogi są dobre, choć może w jednym, czy drugim miejscu trzeba dopracować "kto do kogo". Interesuje mnie zwłaszcza psychologia osobnika, który chce rozliczeń i zabawy z IPN? Można z tego zrobić komedię pomyłek. ;)

Edycja:
No niby widzę. Ale

przecież w tym tekście chodzi o zupełnie różne rzeczy niż te, o których mówi Humanożerca. Albo mnie już totalnie pogięło i jakoś na opak czytam.

Ja rozumiem relatywizm odbioru (sam często go podkreślam), ale tutaj widzę już jakby rozminięcie się z istotą.

Bo co kogo obchodzi (oprócz Humanożercy) wiarygodność opowiadania, usprawiedliwianie postaw, czy obecność chaosu?
Każdego dobrego weryfikatora.
Tekst nie podlega kryteriom reportażu ani filmu dokumentalnego. Ja Nataszy wierzę na słowo (i forma jeszcze mi pogłębia tę ufność) i nie muszę się zastanawiać czy tak było, czy nie. Słowo "osobista" w wyrażeniu "publicystyka osobista" jest przecież kluczowe. Humanożerco, widzisz to, prawda?[Nikt się nie zastanawia czy wiarygodne jest to, że zombie wychodzą z grobów w horrorach (Nataszo, wybacz mi takie odwołanie tutaj :D ). Nie o to przecież chodzi, żeby analizować jak to i co to. Chodzi o wrażenia i emocje.

Po cholerę opisywać jakieś realia? Żeby uśpić czytelnika?
Subiektywność, osobistość nie równa się relatywności. Pozwolisz, ale mam większe oczekiwania względem rodzaju danej literatury. Nie zgadzam się z prostym powiedzeniem, że skoro jest już o zombi, czy aniołkach, to fabularnie ujdzie wszystko. Wierność realiów właściwych dla danej konwencji, niekiedy konstruowanie ich, jest piekielnie ważne. Nie usypia, tylko buduje atmosferę i wiarygodność. Istnieją tacy, co umieją przekraczać gatunki, ale to jest wyższa szkoła jazdy, świadectwo mistrzostwa, tworzenie arcydzieła, które jest gatunkiem w jednym egzemplarzu (jadę scholastyką).

God:
Nikt się nie zastanawia czy wiarygodne jest to, że zombie wychodzą z grobów w horrorach (Nataszo, wybacz mi takie odwołanie tutaj :D ). Nie o to przecież chodzi, żeby analizować jak to i co to. Chodzi o wrażenia i emocje.

Po cholerę opisywać jakieś realia? Żeby uśpić czytelnika?
No, ja nie czuję, staram się i nie mogę. Powtórzcie Pinkowie jeszcze dziesięć razy... Jak to szło u Gombra?
Ostatnio zmieniony czw 16 maja 2013, 23:45 przez Humanozerca, łącznie zmieniany 1 raz.

42
O mamulu! To mnie przeraża. Serio. Ty pożerasz moją powieść, artykuł, biografię bohaterki?
O co ci chodzi?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

43
Godhand, nie chcesz jeszcze raz wyjść przed szereg i wytłumaczyć o co chodzi?
Bo sam nie wierzę w to, co widzę.
Natasza pisze:Ty pożerasz moją powieść, artykuł, biografię bohaterki?
Wygląda na to, że kawałek po kawałeczku. Może Humanożerca chce napisać własną wersję Twojego tekstu? :)
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

44
Natasza pisze:O mamulu! To mnie przeraża. Serio. Ty pożerasz moją powieść, artykuł, biografię bohaterki?
O co ci chodzi?
Humanożerca, jak sama nazwa wskazuje, żre humanistów.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

45
Humanozerca pisze:
Każdego dobrego weryfikatora.
Taki sobie cel postawiłeś? Dla mnie to już nie weryfikujesz. Tu jest coś z szaleństwa. :D
Humanozerca pisze:rodzaju danej literatury
To jak myślisz, czym jest (jakim rodzajem) ten tekst?
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

46
Erythrocebus pisze:Może Humanożerca chce napisać własną wersję Twojego tekstu?
Ok. Już to nawet zdeklarował. Każdy tworzy na jakimś agarze: motywie, utworze, pisarzu, wpisuje się w tradycję. To mi nawet powinno pochlebiać. Ba, Humanożerca nawet jest przekonany, że mi to pochlebia. Ale tak nie jest. Nie wiem, dlaczego.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”