Muszę się odnieść do postu wyżej, bo nie wytrzymam.
szopen pisze:
Nie ma DETERMINIZMU, w sensie postęp nie _musiał_ skutkować akurat takimi zmianami. Mógł skutkować innymi. Dlatego też, można teoretycznie wyobrażać sobie świat z tymi zmianami technologicznymi, ale bez feminizmu.
W książce "23 rzeczy, których nie mówią wam o kapitalizmie" Hoo-Joon Chang (lewicowy autor, a jak

)postuluje, że pralka zmieniła świat o wiele bardziej niż internet. Zgadzam się z tą tezą. Skrócenie prac domowych (kiedyś na pranie trzeba było przeznaczyć cały dzień) oznacza więcej wolnego czasu, który można przeznaczyć na edukację i rozwijanie samoświadomości.
To
nieprawda. To jest taktyka
motte-and-bailey argumentacji.
http://rationalwiki.org/wiki/Motte_and_bailey
Feminizm w praktyce NIE JEST tylko i wyłącznie za prawem wyboru i co więcej, nie jest to nawet jego podstawowa cecha odróżniająca go od innych ruchów.
szopen, zdajesz sobie sprawę, że ile kobiet, tyle feminizmów? Mój feminizm jest tym, który na pierwszym miejscu stawia prawo wyboru. Np. mężczyzny, by mógł pozostać w domu z małym dzieckiem, podczas gdy kobieta realizuje się w pracy. Ogólnie uważam, że takie wybory w ogóle nie powinny być oceniane pod kątem płci, bo co ma płeć rodzica do rzeczy, gdy chodzi o wychowanie dziecka. A myślę tak, bo jestem feministką i to jest mój powód do dumy.
Żądanie parytetów w polityce i biznesie na przykład nijak nie można sprowadzić do tego "by nikt nie dokonywał wyborów za kobiety".
Żądanie parytetów jest poszerzeniem prawa wyboru. Wg wielu badań, kobiety są postrzegane jako mniej kompetentne niż mężczyźni, nawet jeśli obiektywnie mają kompetencje. Nie są więc dopuszczane do wysokich stanowisk. Trwanie w sytuacji, kiedy do wyboru na wysokich staowiskach mamy samych mężczyzn, to jest wybór pozorny. Argument, że "jak jest dobra, to się sama wybije" mnie nie przekonuje, bo mnóstwo było takich, które są i były dobre, a się nie wybiły "bo kobieta się nie nadaje".
Żądanie wprowadzenia w angielszczyźnie nowych zaimków również nie.
Z punktu widzenia Polaka zmiany w angielszczyźnie mogą wydawać się dziwne, ale skoro wysunięto taki postulat, widać oni sami uznali taką potrzebę. Nie nam oceniać wybory innej kultury.
Żądanie, by mężczyźni nie oceniali, gdy kobiety mają nadwagę ("fat shaming") również nie. Żądanie, by nie oceniać wyborów ("slut shaming") również nie. Żądanie, by nie dostrzegać różnic między płciami, ataki na naukowców za rzekomy seksizm.
Kobiety i mężczyźni są oceniani wg różnych standardów. Poltyk płci męskiej rzadko jest oceniany za wygląd, polityczka bez przerwy (broszka pani premier, uroda pani M. Ogórek...).
Kiedy mówimy o fat shaming, chodzi o to, by nie stawiać nadwagi jako zarzutu. Niestety, zdarzają się sytuacje, w których padają teksty w rodzaju "gruba jesteś, więc się nie odzywaj". Wyśmiewanie się z kobiet z nadwagą. Kobietom w społeczeństwie stawia się wyższe wymagania względem wyglądu, ponieważ są one za ten wygląd oceniane. Eksperyment myślowy: znajdźmy męskie odpowiedniki (chodzi mi o podobne znaczenie emocjonalne) takich słów oceniających jak wiedźma, raszpla, wypłosz, kościotrup.
Podobnie, jeśli chodzi o "slut shaming". Znam tylko jedno słowo, oceniające mężczyzn, którzy mają powodzenie u kobiet: "dziwkarz" (od dziwki. Natomiast kobieta, która lubi i chętnie uprawia seks, to dziwka, nimfomanka, ladacznica, k***a. W ogóle, wybory kobiet są często poddawane moralnej ocenie, z której nie ma jak się wydobyć. Weźmy sytuację po urodzeniu dziecka. Zostaje w domu? Kura domowa, wisząca na mężu. Poszła do pracy? Zaniedbuje dzieci. Wybory mężczyzn nie są poddawane tak surowej ocenie moralnej. Nawet jeśli nie płacą alimentów, to spotykają się ze społecznym przyzwoleniem (np. ze strony pracodawców, którzy godzą się płacić "pod stołem").
W praktyce więc feminizm rzeczywiście sprowadza się do wyboru - żeby każdy mógł mieć prawo do stylu życia, który nie byłby oceniany pod kątem płci.
W praktyce kobiety już mają prawo do wyboru takie samo, jak mężczyźni - z uwzględnieniem różnic czysto biologicznych, rzecz jasna. Ten postulat jest więc zrealizowany i to od dawna.
To nie jest argument, tylko Twoja interpretacja pewnego stanu rzeczy. W mojej ocenie być może teoretycznie prawo wyboru istnieje, ale konsekwencje są zupełnie inne. Przykładowo: rodzi się niepełnosprawne dziecko, ojciec zdecyduje, że odejdzie - cóż, zdarza się. Niechby matka spróbowała odejść! Od razu społeczna ocena. A to też są wybory, w obliczu dramatycznej sytuacji życiowej.
Tak więc, feminizm jest
prawem wyboru. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej

"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".