
Tekst przeczytałem dwa, czy trzy razy, wyłapując błędy, ale jestem pewien, że i tak nie znalazłem nawet połowy pomyłek. Oczy otworzą mi się, gdy za miesiąc to przeczytam

Ehhh... Zeżarło akapity

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? ... Słowo "dlaczego" stało się ulubionym zwrotem Jose Mourinho, o czym przekonaliśmy się na ostatniej konferencji prasowej, przeprowadzonej po meczu Realu z Barceloną(przegranym przez gospodarzy 0-2). Trener Królewskich jest rozgoryczony, co zakomunikował obecnym na konferencji dziennikarzom. Nie może uwierzyć, że Wolfgang Stark wyrzucił z boiska Pepe i uważa, że decyzja ta wypaczyła wynik spotkania. Mało tego, przypomina ostatnie triumfy Katalończyków w Lidze Mistrzów i twierdzi, że one także nie były sprawiedliwe. Ovrebo, Bussaca, teraz Stark... Wszyscy ci arbitrzy, zdaniem Portugalczyka, zostali przekupieni przez włodarzy zespołu ze stolicy Katalonii. Tylko czy sam The Special One nie pogubił się aby w tym wszystkim?
Zacznijmy może od przeanalizowania najbardziej kontrowersyjnego momentu tamtej konfrontacji. Pepe goni piłkę, którą sprzed nosa postanawia sprzątnąć mu Daniel Alves. Brazylijski obrońca wystawia więc nogę, a pędzący za futbolówką Portugalczyk bezpardonowo, wyprostowaną nogą atakuje jego piszczel. Alves pada niczym rażony piorunem. Wolfgang Stark pokazuje sprawcy całego zamieszania czerwony kartonik i odsyła go do szatni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sam poszkodowany lekko pomógł sędziemu w podjęciu takiej, a nie innej decyzji, symulując niewyobrażalny wręcz ból. I właśnie taka postawa piłkarza Barcelony była dla Mourinho podstawą do skrytykowania arbitra. Oliwy do ognia dolewa fakt, że obrońca Realu był w tym spotkaniu postacią wiodącą, bez której plan Królewskich runął niczym domek z kart. Gdyby murawę zamiast Pepe opuścił Cristiano Ronaldo – największa gwiazda zespołu, nie miałoby to aż tak wielkiego wpływu na przebieg meczu. Po tym zdarzeniu goście mieli o wiele więcej możliwości. Wszak na boisku nie było już najwaleczniejszego zawodnika, który wyłączał z gry Lionela Messiego. Do tego dochodzi aspekt psychologiczny – wspomniane pokazanie piłkarzowi czerwonej kartki miało zapewne niebagatelny wpływ na morale drużyny. Żeby wygrać z Barcą lub przynajmniej wywalczyć remis, trzeba było nie tylko żelaznej taktyki, ale i determinacji, a tej Realowi zabrakło.
Teraz zastanówmy się nad najważniejszą rzeczą – czy kartka była słuszna? Zdaniem znanych futbolowych ekspertów – tak. Według nich, sam zamiar wejścia wyprostowaną nogą na nią zasługiwał. Teoretycznie, w piłce liczą się czyny, a nie chęć ich dokonania, ale w tym przypadku było inaczej. Pamiętamy przecież, jak takie, i tym podobne zagrania się kończyły. A najlepiej wie o tym chyba Brazylijczyk z Chorwackim paszportem – Eduardo Da Silva. Obecny zawodnik Szachtara Donieck, jeszcze za czasów gry w londyńskim Arsenalu, został brutalnie sfaulowany przez Martina Tayora. Skończyło się to otwartym złamaniem nogi i rocznym rozbratem z futbolem. Podobne doświadczenia ma na koncie też Dijbril Cisse, który takiego urazu doznał aż dwukrotnie.
Tak więc, zagranie obrońcy Blancos było ekstremalnie niebezpieczne i zasługiwało na tak surową karę.
Dla tych, którzy mieliby jeszcze jakieś wątpliwości, mam kolejny argument. Jak wiadomo, sędzia przy podejmowaniu decyzji zwraca uwagę nie tylko na samo przewinienie, ale i dotychczasową postawę zawodnika. A Pepe aniołkiem nie był. Jest to piłkarz słynący z brutalnej gry, typowy boiskowy "rzeznik" i z tej strony zaprezentował się też w minionych derbach Hiszpanii . Mało tego, sam charakter Porugalczyka pozostawia sporo do życzenia. Przepychanki i słowne utarczki z rywalami to dla niego chleb powszedni. Pan Stark, analizując zachowanie zawodnika oraz stopień niebezpieczeństwa zagrania, doszedł do wniosku, że należy usunąć go z boiska. Wpływ na to mieli też na pewno podopieczni Guardioli, oblegający Niemca z każdej strony. Sędzia pod presją skłonny jest bowiem podjąć nawet najbardziej absurdalną decyzję. Tym razem się jednak nie mylił.
Jose Mourinho potrafi wytykać cudze błędy, nie widząc swoich. Nie inaczej było tym razem. Portugalczyk wspomniał o kiepskim, jego zdaniem, poziomie sęziowania oraz "aktorstwie" graczy Barcelony. "Zapomniał" jednak zaznaczyć, że jego piłkarze też mieli "co nieco" na sumieniu. Wśród całej gamy chamskich zachowań Królewskich, warto wyróżnić jedno, to najbardziej kontrowersyjne. Mianowicie chodzi mi o czyn Marcelo, który we własnym polu karnym, umyślnie nadepnął na nogę leżącego na murawie Pedro Rodrigueza. Ludzie związani z klubem ze stolicy Hiszpanii, usprawiedliwiają to zwykłym "gapiostwem" Brazylijczyka. Twierdzą, że najzwyczajniej w świecie nie zauważył on rywala. Po kilkukrotnym obejrzeniu powtórki absolutnie się z nimi nie zgadzam. Było to zachowanie celowe, bagatelizowane przez popleczników Mourinho. Warto, a nawet trzeba wspomnieć, że po tym zdarzeniu sam poszkodowany zmuszony był opuścić boisko z powodu kontuzji, jaką spowodowało nadepnięcie. O tym szkoleniowiec Realu Madryt nie wspomniał, bo i po co. Hipokryzja - to najbardziej trafne określenie jego postawy.
O "winach" sędziego i "symulantów" z Katalonii już było. Teraz pora przejść do momentu, w którym postaram sie wytknąć Mourinho jego największy grzech. Grzech marnotrawstwa.
Ronaldo, Di Maria, Benzema, Ozil, Adebayor... Takich piłkarzy nie powstydziłby się żaden klub z piłkarskiego "świecznika". Ofensywa godna najlepszego zespołu świata, która w meczach z Barceloną jest tylko "przeszkadzajką", zwykłym pachołkiem, który ma utrudniać zadanie przeciwnikowi. W tej symfonii destrukcji Mourinho nie znalazł miejsca na kreację, a jego piłkarze są przecież zdolni do pomysłowej gry. Ronaldo i Di Maria to zawodnicy, którzy mogliby zrobić sporo zamieszania w szykach obronnych przeciwnika. Nie mieli jednak ku temu okazji, bo strategia trenera mocno różniła się od ich potencjału. Mourinho zrobił z napastników obrońców i to się na nim zemściło. Nic dziwnego, że Cristiano Ronaldo po spotkaniu wspomniał, że nie podoba mu sie filozofia przełożonego.
The Special One przegrał i tym samym awans do finału na Wembley bardzo się oddalił. Ale nie należy Realu Madryt skreślać, został jeszcze mecz rewanżowy, w którym można odrobić straty. By to uczynić, potrzeba będzie ogromnej determinacji, wiary we własne możliwości, ofensywnej taktyki i sporo szczęścia. Bez tych czynników sukces jest niemożliwy. Ale Porugalczyk nie może mieć do nikogo pretensji, sam zgotował sobie taki los...
[ Dodano: Pon 02 Maj, 2011 ]
Ehhh... Już "naście" osób przeglądało ten wątek i czytało(prawdopodobnie) felieton, a komentarzy jak nie było, tak ni ma...
[ Dodano: Czw 05 Maj, 2011 ]
Yyyyy... Nikt tu piłki nie lubi?