Recenzja "Apocalypto"

1
Dotychczas jedynym weyfikatorem mioich "dzieł" była nauczycielka j. polskiego, czekam więc na opinie osob jeszcze głębiej osadzonych w realiach słowa pisanego :P







Kiedy w lipcu 2004 r. Mel Gibson wypiwszy o jednego drinka za dużo, zaatakował powszechnie szanowanych w USA stróżów prawa, oskarżając przy tym żydów o wszelkie zło panoszące się na świecie, opinia publiczna spolaryzowała poglądy na występek znanego aktora i reżysera. „życzliwi” mu ludzie z „branży” leli w hektolitrach krokodyle łzy, w głębi duszy ciesząc się z poważnych problemów ich konkurenta, podczas gdy oportuniści takiej postawy rozpaczali nad losem „ostatniego sprawiedliwego” światowego kina. Wszyscy byli bowiem pewni, że to koniec hollywoodzkiego snu błyskotliwego kangura. Gibson jednak nie dał się zatopić, potwierdzając po raz kolejny, że nieśmiertelność nie jest domeną bóstwa.

Wraca z nową superprodukcją - „Apocalypto”. Z jakim skutkiem...?



Australijski reżyser po raz kolejny udowodnił, że gdyby nie mógł realizować się w przemyśle filmowym, kariera w laboratoriach całego świata stałaby przed nim otworem. Trzeba nie lada odwagi (lub solidnych gwarancji bankowych), by tak wysokobudżetowe dzieło opatrzyć wymarłym już dialektem Majów Yucatec, czy obsadzić anonimowymi światowej widowni aktorami z Ameryki Południowej. Eksperyment ten nie zakończył się jednak tylko głośnym „bum”, o czym świadczy dobre przyjęcie filmu zarówno przez krytykę, jak i szarych widzów, przejawiających swe zadowolenie poprzez rozlegające się w kinach zaciekawione pomruki, zlewające się z charakterystycznym dźwiękiem pałaszowanego popcornu.



Kolejnym mocnym punktem „Apocalypto” jest z pewnością fantastyczna charakteryzacja i kostiumy, wiernie odtwarzające realia Ameryki czasów prekolumbijskich. Doceniła to nawet dość oschła wobec Gibsona Akademia Filomowa, nominując w tych kategoriach jego produkcję do nieustannie pożądanych przez filmowców Oscarów. W obliczu wydarzeń z feralnego lipca, fakt ten nabiera szczególnego wymiaru.



Film opowiada o sielance życia w oddalonej od stolicy Imperium Majów osadzie, tyleż brutalnie, co niespodziewanie przerwanej przez łowców niewolników. Główny bohater, łapa Jaguara, w ostatniej chwili ratuje swoją ciężarną żonę i syna, Biegnącego żółwia, ukrywając ich w zamaskowanym, głębokim dole, sam zaś przybywa z odsieczą swym pobratymcom, męczącym się w nierównej walce. Zostają uprowadzeni, a sposób ich przetransportowania do stolicy na pewno wzbudziłby protest zawsze czujnego Transparency International, o ile prowadziłoby wtedy swą działalność w Ameryce Południowej. Widząc wypalone przez słońce pola, i czujący spękaną ziemię pod swymi stopami, porwani zaczynają rozumieć, że ich położenie jest dramatyczne. Indiańscy kapłani, tłumacząc wszelkie zło spadające na świat głodem boga Słońca, postanawiają zaspokoić go krwią niewolników. Zarówno ucięte głowy, jak i jeszcze bijące serca spadają bezwładnie ze szczytu piramidy niczym kule do kręgli, przy akompaniamencie zaklęć kapłanów i krzyku rozentuzjazmowanego, ogłupionego tłumu. Jak możemy się spodziewać, reżyser w swej wszechmocy nie pozwala na śmierć głównego bohatera. łapę Jaguara od niechybnej śmierci chroni niespodziewanie zaciemnienie słońca, które przebiegli kapłani interpretują jako oznakę nasycenia swojego wyimaginowanego bóstwa. Wtedy rozpoczyna się wyścig z czasem. Wykorzystując nadążającą się okazję, pobudzony chęcią ratowania rodziny , odważny Indianin ucieka z przeklętej stolicy, w akcie zemsty mordując syna dowódcy łowców niewolników. Co oczywiste, ten nie potraktował tego jako błahe naruszenie zasad savoir – vivru, postanawiając za wszelką cenę dopaść łapę Jaguara, a jego wygrawerowaną skórę powiesić nad swoim paleniskiem.



Sposób przedstawienia scen pościgu może być natchnieniem dla ewentualnych twórców gry komputerowej „Indiański Rambo w lasach Jukatanu”. Rola dialogów ograniczona jest do minimum, napawamy się tylko wydestylowaną szybkościa i zmiennością zdarzeń. Tego typu zabiegi zdecydowanie uszczuplają nie do końca wykorzystany potencjał historyczny tematu, za to doskonale dynamizują obraz, przez co oglądamy rasowe kino akcji.



Absurdalne wydają mi się oskarżenia części krytyków, jakoby film był nazbyt brutalny, a krew bezsensownie lała się strumieniami ku uciesze małolatów. Wybaczcie, być może jestem ograniczonym maniakiem realizmu, ale nie potrafię wyobrazić sobie produkcji o życiu cywilizacji Majów czy Azteków, w której temat krwi byłby zignorowany. To bezsens, zważywszy na ich „bogate” życie duchowe.



Natomiast nie sposób odmówić im słuszności, kiedy wskazują na dziwną niekonsekwencję Mela Gibsona w uargumentowanie słów Williama Duranta, które są mottem jego filmu.

Tezy: „Wielkiej cywilizacji nie pokona najeźdźca, póki nie nastąpi jej wewnętrzny rozkład” nie bronią ani sceny składania ofiar z ludzi, ani okrucieństwa kasty rządzącej, gdyż w tamtych czasach takie postępowanie była wszędzie, poza Europą, normą. A przecież tyko społeczeństwa indiańskie upadły tak nagle i niespodziewanie... Nie wspomina o ogólnym zacofaniu technicznym czy przeznaczaniu przez Indian niewyobrażalnych sum na życie sakralne kosztem rozwoju gospodarczego, które były w tym wypadku decydujące.



Tak czy inaczej, „Apocalypto”, jako wielki powrót Mela Gibsona, spełnia doskonale rolę, jaką przypisał mu twórca. Wywołało dyskusję nad przyczynami ówczesnej słabości południowo-amerykańskich cywilizacji, a jemu zapewniło ceniony przez siebie rozgłos. A przede wszystkim – jest to kawałek dobrego kina. Pozycja obowiązkowa
Rousseau w końcu zgilotynuje kata...

2
Odejdę od standardowej oceny, gdyż jest to recenzja a nie opowiadanie.

Zdaje sie, że została tu niesłusznie umieszczona. Powinna być w nieco innym dziale. Jeśli zachcesz to moge przenieśc ją do "publicystyki" albo do "kina". Wybór pozostawiam tobie.



Jeśli chodzi o sam tekst, to jest on przystępnie napisany, raczej bez większych błedów i nie zgrzyta. Ale, jak juz powiedziałem, jest to recenzja, a nie opowiadanie, więc nie moge szerzej sie wypowiedzieć.



Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

3
Recenzja w sumie dobra. Zdecydowanie podobało mi się.


... kapłani interpretują jako oznakę nasycenia swojego wyimaginowanego bóstwa.


Trochę politycznie niepoprawne to było :wink:
"Ja to wszystko serdecznie pierdolę, panie majorze. I wszystkich."

Demony Wojny wg. Goi

4
"Apocalypto", wbrew pozorom, nie jest filmem dbającym zbytnio o realia historyczne. Straszne tam pomieszanie Majów z Inkami, Inków z Aztekami, w zasadzie nie wiadomo o jakich ludach to było.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”