Henryk Sienkiewicz - Trylogia

1
Istnieją pisarze podobnego formatu. Jednak kiedy ich czytam, nie odczuwam żadnych palpitacji serca. Owszem, doznania estetyczne są, podziwy też, nawet zazdrosne westchnienia mam na składzie, ale czegoś mi brak…Natomiast kiedy wracam do jego książek, słyszę w pamięci słowa o Polsce, która, kiedy kona, trzeba jej wyszarpnąć poduszkę spod głowy, iżby się nie męczyła; może z tej przyczyny, że jest to praktyka znana i dzisiaj. Lecz nie ma sensu brodzić wśród truizmów.

Znam do teraz powiedzonka pana Zagłoby, leciwego franta pełnego wigoru, dowcipu, konceptów i nadzwyczajnych facecji, korpulentnego szlachciury z dziurą w herbie, sercem na dłoni i bielmem na oku. Widzę księcia Bogusława, dumnego, zmanierowanego, zawzięcie i daremnie emablującego pannę Oleńkę. Czytam o Kmicicowej przemianie ze zdrajcy, awanturnika, zabijaki, w opatrznościowego męża i patriotę cieszącego się powszechnym szacunkiem. Buczę wtedy jak syrena z Mniszkowa i nie mogę wyjść z zadziwienia, że ja, okrzepły w lekturach wszelkiego autoramentu, obyty w penetracji książek z różnych nadań, reaguję niczym egzaltowana pudernica na rockowym koncercie. I, srodze zawstydzony, zasypuję się pytaniami typu dlaczego.

To, że autor Trylogii jest mistrzem plastycznego opisu, niezrównanym stylistą i doskonałym słowiarzem, wiadomo. U Sienkiewicza wszystko jest mi zrozumiałe i nic nie przeszkadza. Ani naciągane poglądy na Historię, ani gloryfikacja posłuszności kobiet względem mężczyzn, ani pochwały drobnomieszczan z gatunku Połaniecki. Ważny jest cel: wszczepienie narodowi otuchy, przekonania, że nie ma takiej opresji, z której nie można wyjść obronną ręka i z podniesionym czołem.
*
Co postać, to rys, zbiorowisko cech przedstawianej nacji, odłamu społeczeństwa, to niezwykle sugestywne zagłębie odautorskich spostrzeżeń, charakterystycznych figur opisanych śmigłym piórem: lekko i potoczyście, ze znawstwem psychologicznych podszewek.

Jakoś nie wadzą mi jego kreatywne mniemania na temat patriotyzmu Wiśniowieckiego i nacjonalistyczne ciągoty W pustyni i puszczy, co tak sumiennie wypunktował mu Bolesław Prus. A nie przeszkadzają, gdyż jestem zaślepiony i jak to z oczadziałymi bywa, nie widzę niczego poza swoim kochaniem.

Wiem, nie jest to zaleta; naiwnie poruszam się i krążę dookoła swojej miłości jak koń w kieracie. Z klapami na oczach, przytroczony do uwielbienia, którego nie mogę rozwikłać, słucham głosów z oddalających się wspomnień. Słyszę też dzisiejsze. Jedne i drugie nakładają się na siebie i tak powstaje we mnie chaos. Zamęt wzajemnie sprzecznych ocen.
Pierwsze, należące do moich wspomnień, każą mi wciąż uwielbiać Sienkiewicza, lubować się w jego Trylogii, ze wzruszeniem śledzić wydarzenia, podążać za Zagłobą i jego skomplikowaną naturą: raz widzieć w nim warchoła zdolnego do wszczynania burd, zawołanego kolorystę, chodzący bukłak, mistrza nieprawdopodobnych opowieści zmyślonych na poczekaniu: pod wpływem chwili, w wyniku gry emocji, to dla odmiany, w zależności od sytuacji – postrzegać go odważnym, sprytnym, bogatym w fortele szlachcicem, na którym można polegać.

Drugie, przynależne teraźniejszości, sądzą Sienkiewicza surowo: z bandyckim okrucieństwem i zajadłą nonszalancją. Przedstawiają jako niestrawnego nudziarza i żarliwego moralizatora. Co mnie boli, gdyż w miarę szukania przyczyn tak krzywdzących opinii, uświadomiłem sobie ich źródło. I pojąłem, że sprawcą jest wymoczkowaty duch naszych czasów. Miłościwie panująca znieczulica. Alergia na normalność.

Książki pisane przez niego są FAMILIJNE. Przeznaczone do czytania w gronie rodzinnym. Wielopokoleniowym. Począwszy od starców ogrzewających kości w ogniu reminiscencji, a na śpikach pod nieistniejącym wąsem skończywszy.

Każdy wiek miał z nich swoje satysfakcje. Starzy – umiłowanie Ojczyzny, nadzieję i pokrzepienie serc, wiarę w odrodzenie i ziszczenie marzeń, młodzi – bitwy, galopady i dziewiętnastowieczne westerny. A że teraz rodzina jest w rozsypce i widzi się ją w komplecie tylko podczas ślubów i pogrzebów, że ceremonia zespołowego czytania na głos należy do sporadycznych wydarzeń, pojedynczemu odbiorcy Sienkiewicza, kolesiowi przysposobionemu do wirtualnych przeżyć, a w pogardzie mającemu rzeczywiste, szwankuje wyobraźnia i plączą się synapsy; edukowany na jego powieściach, rozumiem wyrazy takie jak honor i miłość do kraju – inaczej, niż współcześnie.
*
Trylogię pisał w odcinkach. Kiedy w warszawskim Słowie i krakowskim Czasie ukazywał się nowy fragment Ogniem i mieczem, w domach rozpoczynała się impreza pod wezwaniem LEKTURA. Że zaś gazeta była jedna, a amatorów poznania powieści - wielu, to, by uniknąć wyrywania jej sobie, cała rodzina siadała przy stole i głowa rodu robiła za lektora. A reszta piła mu z warg. Zaciekawiona, przejęta, z wypiekami na twarzach, brała udział w przygodach swoich bohaterów, dzielnego zawadiaki Kmicica, nieszczęśliwego Bohuna, Pana Wołodyjowskiego o sercu ze złota i szabli jak śmierć. Nieznani mu ludzie wysyłali błagalne listy, by nie uśmiercał Longinusa Podbipięty. Z odcinka na odcinek rosła więc popularność pisarza i otoczony był coraz większą estymą.

W Zbarażu nazwano jego nazwiskiem jedną z ulic. Nieznany admirator twórczości Pana Henryka przekazał mu sporą sumę (15 tys. rubli), z której to sumy powstało stypendium przeznaczone artystom zmagającym się z gruźlicą (skorzystali z niego min. Konopnicka i Wyspiański).

Obyczaj wspólnego czytania zdechł razem z uwiądem międzyludzkich więzi. Jesteśmy już nie sami swoi, ale sami obcy; zaganiani rodzice nie rozmawiają z dziećmi, dzieci nie rozmawiają z rodzicami. Brat nie brat, siostra nie siostra, wszyscy bliscy przedtem, teraz są dla siebie skwaszonymi rywalami. Wrogo do siebie nastawionymi przeciwnikami lub przeciwniczkami. Zagrożeniem w kłusach do michy, apanaży, kasy, fury i komóry. Familijne życie zostało zastąpione przez telewizyjnie czy komputerowe pierepałki. Rzeźbią nas wirtualne ambarasy, a ich taśmowa produkcja rozkwita w rytmie pop.

Duch czasu pokonał więc Sienkiewicza; jego przebogaty język - zwłaszcza staropolszczyzna - jest dla obecnego czytelnika za trudny, za passe, a co trudne, drażni, zniechęca, prowokuje do wzgardliwego odrzucenia. Skwitowania wyniosłym rżeniem. Zdania pełne stylistycznych figur, porównań, mistrzowskiego rytmu, za długie są; za szybko męczą zblazowane oko nawykłe do finezyjnych wypowiedzi ożeszty! I z tego to powodu lektury Sienkiewicza są dla młodych pokoleń istną katorgą.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

2
Ja krótko ad rem - taki jest los idoli epoki (A przecież mi żal... Cóż każda epoka ma własny porządek i ład
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Lubię Sienkiewicza, bardzo. Trylogię też (z wyjątkiem ostatniej części). Mój stary, fan historii, ma wszystkie jego książki i to od nich zacząłem przygody z czytaniem. Potem był Bunsch (świetny), Gołubiew, Kossak...ale najlepszy ten pierwszy. Dziś często do nich wracam, pożółkły papier inaczej szeleści.
Kiedyś czytałem też Gąsiorowskiego, który, zdaje się, bardzo pana Henryka lubił.

5
Trylogia Sienkiewicza jest dla mnie jedną z najważniejszych powieści jaką kiedykolwiek czytałem. Jak dla mnie każdy Polak powinien przynajmniej raz ją przeczytać.
Barwne opisy. Historie miłosne więc książki jak najbardziej także dla płci pięknej. Opisy pojedynków których wielu autorów zazdrości, a nowi autorzy powinni z nich się uczyć. Gama różnych bohaterów, dzięki czemu każdy potrafi znaleźć swoją ulubioną.

A co do jej zapomnienia to popatrzmy jak traktowane są obecnie wartości, które te książki przedstawiają. Patriotyzm jest passe, historia niepotrzebna. Odwaga, poświęcenie wymienione na mamonę. Powszechna pochwała kłamstwa, kombinatorstwa i arogancji.

Dodatkowo ataki nowych twórców na trylogię także robi swoje. Jeszcze w tej chwili można na stronie "Fabryki słów" znaleźć wywiad z J. Komudą, który określa twórczość Sienkiewicza jako napisaną w stylu starych Pisowców, a nie jak jego nowoczesny styl. A jeszcze długo Komuda swoją twórczością co najwyżej może Sienkiewiczowi buty czyścić.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

6
Za to mógłbym się z Tobą napić wódki. A potem, na karabele! ;D
Kurcze, Zagłoba miał dziurę w czele... tak się mi przypomniało.

7
Ja również mam specjalne miejsce w sercu dla Trylogii jednakzę....
Myślę, że to pewien znak czasów, że tak się dzieje. Czy gdyby w wieku XIX istniała telewizja, radio, internet, Playstation 3, to również cała rodzina zasiadałaby przy stole, aby chłonąć losy bohaterów wydrukowanych w gazecie? Szczerze wątpie.
Takie czasy, ludzie obecnie posiadają inne rozrywki. Poza tym nie zapominajmy, że czytanie wymaga myślenia, a to wiąże się z wysiłkiem intelektualnym. Ludziom zwyczajnie nie chce się wysilać, łatwiej coś oglądnąć, zobaczyć, i przesłać kolegom na Facebook. Nie ma co rodzierać szat i płakać... W końcu I połowa XX wieku, to dwie wojny światowe, a ciężko twierdzić, że ludzie codziennie zasiadali wtedy przed telewizorem, komputerem czy konsolą do gry. Czytali. I co? Postanowili, że weksterminują jeden naród, bo tak im pasuje?
Jakie znaczenie ma to czy strzela do ciebie cham, czy oczytany elegant? A zapewne w Wehrmachcie byli i tacy.

Kiedyś podsunąłem Trylogię husycką Sapkowskiego mojemu bratu. Ja od tej lektury nie mogłem się oderwać. On przebrnął przez pierwszy tom. Ledwo.
Nie ma co wymagać od innych ludzi, że będą tak samo jak i my chłonąć słowo, wytężać wyobraźnie i żywić przekonanie, że słowo pisane jest ważniejsze niż obrazki.
Cholera, takie czasy.
Na szczęście istnieje grono osób, które jeszcze czytają. Nawet ogół młodych jakiś czas temu dostał zajoba na punkcie Harrrego Pottera, a nastolatkowie zaczytywali się Zmierzchem. Może część z nich sięgnie po coś innego?
A ludzie chłonący słowa? Niechże szukają podobnych sobie, chociażby na takim Weryfikatorium.

8
Owsianko pisze:Obyczaj wspólnego czytania zdechł razem z uwiądem międzyludzkich więzi. Jesteśmy już nie sami swoi, ale sami obcy;
To jest bolączką dzisiejszych czasów - może dlatego jest tak mało dobrej literatury międzypokoleniowej? ... tak się zadumałam: czy dziś mamy coś na kształt takiej literatury?
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”