SPOJRZENIE I JUŻ MAM 24 LATA. OBSERWACJA ŚWIATA, LUDZKOŚCI, LUDZI, JAKO GATUNKU.
CYWILIZACJA ŁAPIESZ?
Szukali pożywienia- chcieli się nakarmić. Szukali jaskiń- chcieli się schronić przed rzędami zębów w
wielkich paszczach, oszukać chłodne noce.
Najpierw musieli wynaleźć potrzeby. Ten wynalazek przyszedł łatwo, miał mocne korzenie w
instynktach, którymi musieli wcześniej się kierować. Instynkt zdobywania pokarmu i wynikająca z
niego potrzeba jedzenia. Instynkt, który nakazywał schodzenie z drogi, jednostkom większym,
silniejszym, bardziej głodnym a mogącym najeść się niewystarczająco ostrożnym, silna potrzeba
przeżycia. Instynkt kierujący do przedłużenia gatunku, czyli potrzeba opieki silniejszych nad
słabszymi.
Potrzeba jedzenia i inne zostały, więc określone. Nauczyli się zaspokajać głód. Nauczyli się, zbierania
jagód i malin. Poznali florę, która ich otaczała. Metoda próbowania pozwoliła wyselekcjonować z
otoczenia grupy roślin pożywnych, soczystych, trujących, smacznych, niesmacznych. Instynkt
mięsożernego drapieżcy odezwał się w postaci potrzeby jedzenia mięsa. Zdobycie mięsa jest
olbrzymim wynalazkiem. Zaczynał od żarcia padliny, resztek po innych większych silniejszych
drapieżnikach, które najadłszy się oddalały się od upolowanej ofiary. Mięsko było smaczne, ale było
go mało. Rzadko drapieżnik nie dojadał a oblizywanie kości musiało powodować jedynie wzrost
apetytu. Wynalazł polowania. Polował sam? Czy od razu złapał, że będzie mu łatwiej w drużynie.
Polował na mniejsze zwierzęta, jeśli mu nie uciekły, jeśli rzucił się na nie wystarczająco szybko. Czy
pozbywał się futra? Czy zabijał je przed skonsumowaniem? Czy od razu zębami rozrywał skórę
zjadając wnętrzności? Było mu ciężko- pościgi sprawiały trudności, nieraz wpakował się w kłopoty.
Małe zwierzątka były ciężkie do wypatrzenia i bardzo sprawnie poruszały się biegiem klucząc
pomiędzy drzewami krzewami. Koncentrując się na pościgu, nieraz nie zauważał niebezpieczeństwa i
sam stawał się czyimś uciekającym obiadem.
Walka wręcz z małym zwierzęciem nie sprawiała mu problemu. Kiedy już je schwytał sprawę walki
załatwiał błyskawicznie. Łapał taką mysz czy zająca i w chwilę się z nimi rozprawiał.
Walczenie wręcz z czymś większych rozmiarów.. bał się tych walk. Nie szukał ich. Niektóre zwierzęta
też wolały spokojnie rzuć liście, ale były grupy które wyraźnie zasmakowały w ludzkim mięsie.
Nauczył się rozpoznawać te zwierzęta. Nauczył się biegać szybko, wynalazł schronienie w jaskiniach.
Zrozumiał jak ważnym zmysłem jest każdy zmysł, który pozwala mu przeżyć. Zaczął uważnie się
rozglądać, nasłuchiwać. Poczynił obserwację. Podglądał jak polują zwierzęta. Obserwował manewry
stada na polowaniu. Wyciągał wnioski.
Jednostka nie da rady, płynęła nauka. Grupie łatwiej. Zwierzynę jedni mogą zwabić w miejsce, w
którym czekają na jej przybycie inni.
Grupa ludzi była olbrzymim wynalazkiem. Jeszcze większym to że zbierali się w konkretnym celu.
Chaotycznie do tej pory porozrzucani, po okolicznych paru dolinach, żywiący się owocami ziemi ale
rozsmakowani w mięsie zbieracze mieli możliwość zjeść ‘świeży’ kawałek mięsa. Szybko przestały
wystarczać im małe zwierzątka. Mysz, królik, zając. W grupie to wciąż było dużo biegania bo z racji
większej ilości głodnych gąb trzeba było wyłapać więcej zwierzyny. W naturalny sposób doszło do
polowań na więcej pożywienia ale z jednego zwierzaka . Walki były krwawe, barbarzyńskie. Wielu
rzucało się na mamuty mało który z nich przeżywał to spotkanie, prócz mamuta. Jak zabić takie
wielkie zwierzę? Jak odzyskać mięso z niego?
Wynalazek noża, ostrych narzędzi. Czy to był kamień? Czy to było celowe główkowanie z ostrością
krawędzi? Czy może przypadek sprawił, że wytworzyli narzędzia walki? Obserwacja otoczenia?
Wnioski wysunięte z widoku ciał nadzianych na kły mamuta czy na gałęzie drzewa doprowadziły do
wyszukiwania ostrych końców kija? Czy kiedy kij nie dał rady przebić drewnianą dzidą skóry
mamutowi doszło do zamontowania na jej końcu kamienia, ostrego kamienia?
Wyobrażasz sobie jakie to było uczucie kiedy po raz pierwszy grupa myśliwych zdołała powalić
mamuta. Ilu ich było? Ilu uzbrojonych w tak niedoskonałe bronie myśliwych brało udział w pierwszym
udanym polowaniu? Jak długo trwała ta walka? I ilu z nich poległo nie mając okazji spróbować czegoś
co na pewno było w sferze marzeń czy celów każdego z nich?
Ogień.
Czy pierwszy mamut był upieczony czy zjedzony na surowo? Kiedy człowiek okiełznał ogień? Kiedy
odkrył jak go zdobyć a jak wytworzyć?
Obserwował przyrodę. Chodził po lesie podczas słonecznych dni i błąkał się podczas ulew i burz. Burz
z piorunami. Piorunami uderzającymi w las. W drzewa. Piorunami wywołującymi tak dobrze znany
nam i niezastąpiony ogień. Ogień, który mógł budzić lęk, przerażenie, który parzył i tworzył bolące
bąble, kiedy go dotknąć. Odkrycie, które nastąpiło zrewolucjonizowało osiedlnictwo. Ogień daje
przyjemne ciepło naokoło siebie. Można było zanieść ogień do jaskini. Można było w ogrzanej jaskini
spędzić okresy chłodu, potem zimna i śniegu. Śnieg i zima zostały pokonane. Śnieg i zima, które
zmuszały do zebrania drużyny i wędrówki w poszukiwaniu odpowiedniego do zasiedlenia miejsca,
cieplejszego klimatu, obfitego w rośliny, zwierzynę, wodę do picia.
Kto wniósł ogień do jaskini? Jak długo udało mu się utrzymać pożądany płomień? Czy udało się
przetrwać pierwszą zimę bez ucieczki? Jak prędko ogień przestał być nieodgadniony? Jak udało się
odkryć metody otrzymywania ognia? Kiedy spowszedniał na tyle, że każdy potrafił go otrzymać?
Ciepło, które dawał musiało być zbawienne i na pewno było dużym udogodnieniem dla jeszcze nawet
niepełzającej cywilizacji, która mogła w końcu urządzić się w jednym miejscu nie uciekając przed
zimnem a jedynie chowając się przed nim w oczekiwaniu na powrót słońca i temperatur.
Komfort ciepła w czasach zimy dotyczył ludzi i zamieszkanej przez nich jaskini. Na dworze szalały
zimne wiatry, lasy i łąki zasypywała warstwa śniegu chowając przed człowiekiem dary przyrody. Nie
było pokarmu do zbierania- głód. Ciężko mieli również myśliwi, którzy bezskutecznie szukali
zapadniętej w zimowy sen zwierzyny na mięso. Czy wtedy pierwsi tropiciele odkryli trop,
zaobserwowali, że zwierzęta, jak i oni sami zostawiają ślad, odcisk podeszwy? Czy nauczyli się
podążać kierując się w stronę wędrówki zwierzyny? Czy często odnajdywali ich kryjówki pod
śniegiem?
Strategiczne było przygotowanie takiej, już coraz mniej dzikiej, społeczności do czasów zimy. Czy
nauczeni doświadczeniami, przyciśnięci głodem, sporadycznie coś jedząc, choć na pocieszenie w
ciepłej dzięki właściwościom ognia jaskini, na kolejną zimę postanowili zgromadzić zapasy żywności?
Kto był pierwszym, który poczuł wiosenne słońce po wielu miesiącach w jaskini? Czy był bardzo
głodny? Ilu było wśród nich na tyle silnych, że nie dali się mrozom, niedożywieniu, chorobom?
Czy mieli w pamięci głód, który ich zastał zimą czy od pierwszego dnia wiosny ucztowali bez
opamiętania, przejadając wieczorem wszystko to, co zdołali nazbierać i upolować w ciągu dnia? Czy
może postanowili jednak gromadzić jedzenie? Kobiety i dzieci zajęły się zbieractwem, szukając w
lasach jagód, malin, roślin, które znali, jako jadalne. Czy zbierali je do ręcznie wyrabianych koszy?
Mężczyźni wyruszali na polowania uzbrojeni w dzidy i kamienie. Niektórzy nie wracali z takich
wypraw. Mamuty rozbebeszały nieostrożnych myśliwych. Często myśliwi stawali się ogniwem w
jakimś innym łańcuchu pokarmowym. Czy jednostki poświęcały się dla dobra grupy ryzykując życie,
aby zwabić zwierzynę? Czy grupa pamiętała o takiej jednostce po jej śmierci urządzając pochówek
niefortunnemu myśliwemu czy zostawiali ciało na miejscu a może uważali ludzkie mięso za znakomity
przysmak? Jaką część przyniesionego przez myśliwych mięsa zjadało się a ile kawałków odkładano na
zimę? Czy zachowywali świeżość pożywienia przez tak długi okres? Czy zimą jedli spleśniałe? Czy
smakowały im sfermentowane owoce? Czy to był alkohol i czy upijali się nim? Czy ubrania ze skór
upolowanych zwierząt były wygodne czy dawały ciepło? Nie drapały użytkownika?
Olbrzymich odkryć musiała dokonać cywilizacja nim upolowała pierwszego mamuta, wielkim
sukcesem było przetrwanie pierwszej zimy. Czy wiedziano, jaka jest waga takich wydarzeń jak
otrzymanie i pielęgnacja ogniska w jaskini? Podział na zbieraczy i myśliwych? Słabych i silnych? Czy
po takiej zimie zostawali jacyś słabi?
Ogień dał możliwość przetrwania niskich temperatur.
Kiedy zaczęto używać ognia do przyrządzania jedzenia? Jak wyglądało pierwsze połączenie mięso plus
ogień? Czy dokonało się celowo? Czy ktoś poznając ogień używał go na wszystkim używając również
w okolicy mięsa? Czy może jakiś pożar pochłonął jaskinię wraz z zapasami a zrozpaczeni, ale
uratowani jej mieszkańcy łapali się popalonego mięsa jako ostatniej nadziei na pokarm, tej zimy, i
odkrywają, nowy zupełnie inny smak mięsa i to im zaczyna bardziej smakować? Czy upolowanego
wiosną mamuta przechowywano do zimy w miarę jednej części by zimą kroić i dzielić go na
wszystkich wcześniej opiekając nad ogniem? Jak szybko powstała konstrukcja rożna do obracania
mięsa, aby równo się upiekło? Czy oni wiedzieli, że grillując mamuta zabijają żyjące w jego mięsie
niebezpieczne dla nich robaki? Czy przypuszczali, że taki pieczony mamut może być zdrowszym
jedzeniem niż ten sam surowy kawał prehistorycznego mięcha? Czy mamuty miały robaki? Czy takie
jedzenie nie jest smaczniejsze? A żołądkowi jest przyjemniej kiedy cieplutkie kawałki coraz to go
napełniają? Ciekawe czy gotowali wodę? A w wodzie warzywa na zupę? Kto był pierwszym
kucharzem? Wielkim eksperymentatorem? Kto łączył smaki w różny sposób? Kto pierwszy grillował
mięso a kto wrzucił do gotującej się wody? Ile razy dziennie jedli? Czy byli grubi? Kto przygotowywał
potrawy? Kobiety, mężczyźni? Czy jedli razem?
Wynalezienie ognia to wynalezienie ogrzewania, ale i rozwój kuchni. Ogień wydobył smak z
dotychczas podawanych potraw. Pozwolił szukać w jedzeniu czegoś więcej niż doprowadzania
żołądka do napełnienia. Czy zaczęli rozkoszować się jedzeniem? Czy jedzenie zaczęło odgrywać rolę
w życiu społecznym? Czy i jakie były pierwsze przepisy? Jakie mięso było najbardziej pożądane, czyli
które najlepsze w smaku? Czy już wtedy zaczęło się obżarstwo i grubasy?
Wynaleziono społeczeństwo z podziałem ról. Broń i ogień. Rozwinęły się techniki polowania. Mniej
zaczęto obawiać się świata wokół. Być może już wtedy ktoś stwierdził, że jest nie groźny. Nadawał się
do ujarzmienia. Życie ludzi przestało być nerwowym dojadaniem padliny, przeplatanym ucieczkami
przed drapieżnikiem i przemieszaniem się na olbrzymie odległości w ucieczce przed zimą. Życie ludzi
stało się zorganizowane. Ludzie swojemu dniu nadali rytm włączając w to pracę na rzecz
społeczeństwa, w którym żyli polegającą na zdobywaniu żywności, zbieraniu, polowaniu. Inni szyli
ubrania, inni przygotowywali broń, dbali o ogniska w jaskiniach i przed, kto inny przygotowywał
pożywienie używając ognia, być może przy pomocy pierwszych kamiennych naczyń.
Czy bawili się? Świętowali? Tworzyli muzykę? Jak brzmiała? Tańczyli? Śmiali się? Mieli swoje religie i
nabożeństwa? Czy obowiązywało prawo? Czy był dowódca?
Czy znali miłość?
Przyjaźń?
Czy charakteryzowali się empatia? Czy płakali po zmarłych?
Czy to była cywilizacja? Ze swoją kulturą? Językiem? Osiągnięciami i sukcesami?
Czy to były zwierzęta? Zwierzęta z ponadprzeciętną umiejętnością stadnej pracy?
A teraz?
Czy teraz jest cywilizacja? Czy płaczemy po zmarłych? Czy obchodzą nas losy innych ludzi?
Czy mamy przyjaciół?
Kogokolwiek kochamy?
Czy istnieje cywilizacja bez istnienia uczuć wśród ludzi?
Rozwój techniki, niepojęte odkrycia i wielkie wynalazki czy wystarczą, żeby mieszkańców naszej
planety nazwać cywilizacją?
Cywilizowanymi ludźmi?
Ogień, broń, podział pracy. Potem pewnie rozwój rolnictwa. Sianie, zbieranie, rośliny hodowlane,
hodowlane zwierzęta, genetycznie modyfikowana żywność i zwierzęta.
Z jaskiń do lepianek, chatek, namiotów, chat, domów, pałaców, drapaczy chmur.
Nieartykułowane dźwięki, odkrycie sylab, nazwanie dźwiękiem, sylabą, ustalenie słów, znaczeń.
Dialekty, grupy językowe, nauka języków.
Pismo. Druk.
Kodeks karny. Prawo cywilne. Prawnicy i adwokaci.
Władza. Despota. Republika. Król. Monarchia. Totalitaryzm. Militaryzm. Demokracja. Polityk.
Premier. Głosowanie. Wybory. Sejm. Senat.
Bogowie. Bóg. Religia. Papież. Budda. Dalajlama.
Konie. Zaprzęgi. Bicykle. Dorożki. Pociąg. Samochód. Formuła 1. Łodzie. Żaglowce. Statki. Łodzie
podwodne. Sterowce. Helikoptery. Samoloty. Airbusy. Stacje kosmiczne na orbicie wokół Ziemi.
Dzidy. Noże. Proch. Pistolety. Armaty. Karabiny. Czołgi. Rakiety. Bomby. Hiroszima.
Europa. Azja. Australia. Obie ameryki. Bieguny.
Narody. Kraje. Terytorium. Walki. Wojny. Napoleon. Hitler. Stalin. Irak. Iran. Wietnam. Afganistan.
Obama. Bush. Putin. Wojna Światowa. Zimna wojna. Terroryści. Antyterroryści. Samochody pułapki.
Kamikaze.
Ropa naftowa i prąd. Ropa ropa ropa. Gaz ziemny.
Złoto. Srebro. Pieniądze. Euro. Dolary. Diamenty.
Madryt. Londyn. WTC.
Wąglik. Ptasia grypa. Świńska grypa.
Pedofile. Geje. Fritzl. Manson. Ali Agca.
Wywiad. Szpiedzy. Zegar zagłady na za pięć dwunasta.
Dziura budżetowa. Emeryci. Renciści. Nauczyciele. Lekarze.
Kościół. Spowiedź. Inkwizycja. Ciemne wieki średniowiecza.
Cenzura. Gospodarka centralnie sterowana. Kartki na żywność. Nowomowa. Wyzysk.
Banki. Kredyty. Konta. Stopa oprocentowania. Wierzyciele. Raty.
Bracia Lumieree. Kino. Film. Telewizja. Teleturnieje. Opery mydlane. Plazma. HDready. HDTV.
Radio. Internet. Satelity. Telefony komórkowe.
Gospodarstwa. Fabryki. Huty. Stocznie. Kopalnie.
Korporacje. Kariera. Nienormowany czas pracy.
Władca. Król. Posiadacz ziemski. Gospodarz. Właściciel firmy. Szef.
Najniższa stawka krajowa. Średnia krajowa. PKB. Inflacja. Stopa bezrobocia.
Szara strefa. Podatki. Przestępstwa podatkowe. Praca na czarno.
Zasiłek. Kuroniówka. Klasa średnia. Milionerzy. Białe kołnierzyki. Krawaciarze.
Czwarta władza. Wiadomości. Dzienniki.
Gwałt. Morderstwo. Rabunek. Napad. Przedłużenie dłoni.
Więzienia. Kratki. Cele. Paki. Resocjalizacja.
Giną od postrzałów, umierają od bombardowań. Są spalani w czasie misji pokojowych. Ojcowie. Synowie.
Córki. Matki. Dzieci. Dziadkowie. Dla kogoś byli rodziną. Coś znaczyli.
Gdzieś słychać lament. Gdzie indziej szloch. Ktoś poprzysiągł zemstę mordercy. Mordercy i
oprawcy działają zgodnie z literą prawa. Prawa, które nadał im ich bóg. Okropny człowiek
chce mieć rurę więc giną tysiące. I znów matki z dziećmi, synowie, ojcowie. Rodziny. Wsie
pasterzy. Miasta. Bombardowana jest wielowiekowa kultura z jej dorobkiem artystycznym.
Na zawsze świątynie, obrazy malarzy, rękodzieła pisarzy. Wiedza wielu pokoleń zasypywana
popiołem i dymem. Dobro nie do odtworzenia.
Ktoś chce być bogiem i zaczyna decydować o życiu i śmierci przestępców, ciężko chorych,
samotnych starszych osób. Przywódcy trują przeciwników. Żołnierze torturują jeńców.
Dzieci, młodzież noszą broń do szkoły, wnoszą karabiny do klasy i strzelają do kolegów,
nauczycieli.
Nauczyciele są obrażani, dręczeni przez nastolatków.
Nastolatki nie mają respektu dla nikogo, niczego, przed niczym się nie cofną, bezlitośnie
znieczuleni na krzywdę innych. Zachowują się jak elity polityczne. Pełni wulgarności,
ordynarni, z klapkami na oczach. Nie widzą przyszłości i nie chcą nic w życiu osiągnąć, nie
mając celów sprawiają coraz większe cierpienie osobom wokół siebie. Nie znają emocji,
uczuć, egzystują. Kolejny dzień i kolejny dzień i kolejny dzień. Zimni i oschli. Wyniośli.
Czy nie powinni mieć bohaterów, idoli, wzorów? Nie mają. Sami sobie są tym wszystkim, albo
kolega jest. Czy są winni? Jak możnaby ich winić? Rodzą się tabula rasa i świat, społeczeństwo
zapisuje te karty. Ale społeczeństwo szybko o nich zapomina, odrzuceni , zgorzkniali, pełni
żalu stopniowo odcinają się od wyższych uczuć w stosunku do tych którzy mieli wykreować
ich na panów i władców świata. A którzy sami gdzieś się zgubili między pieniądzem i rodziną,
utknęli na dylematach związanych z moralnością, etyką a regułami biznesu i konkurencji.
U kogo szukać wzorów do postępowania? Od kogo uczyć się reguł życia? Jakimi metodami
osiąga się sukces- łatwy sukces? Sukces po najmniejszej linii oporu? I czym jest sukces?
Widzisz PIENIĄDZE? One dają władzę i poczucie bezpieczeństwa. To one to sukces. Widzisz w
telewizji polityków, widzisz gwiazdy show biznesu? Czy oni pracują? Co oni robią? Widzisz
jak mydlą oczy, jak kłamią, jak opluwają, nienawidzą. Jakie ważne są pieniądze, o których
nieustannie mówią i które widzisz w ich spojrzeniach. Zastraszone, rozbiegane oczy,
szukające przyklasku. I pieniędzy. I władzy i jeszcze więcej władzy dla siebie. Szukające fleszy
aparatów, mikrofonów, które zechcą zarejestrować ich słowa. Wyraz twarzy, postawa dziwki.
Medialnej dziwki, gotowej zrobić wszystko dla pięciu zdań w gazecie. Dla dwóch słów i
pokazania twarzy w telewizji. To dziwki na usługach sondaży. Jak krowy na targu wystawieni
przed kamery. Każde 10 sekund w telewizji to cenny czas reklamowy, aby ktoś tą krowę kupił.
Jak wyborcy kupią, krowa zasiada w sejmie i zaczyna się jej czteroletnie dojenie. Nikt nie
zauważa, że krowa nie daje mleka ale doi się ją dalej otrzymując wątpliwej jakości wodę.
Wodę, która miesza się z nawyprawianym na ziemi gównem. I te wszystkie świnie mogą
radośnie się taplać. Co cztery lata wybierają nowe świnie i nowe krowy do zasiadania w
chlewie. A stare niewybrane znów? Czeka je los paszy dla mas. Wędrują do rzeźni i stamtąd
do papierowych bułek w papierowych torbach w macdonaldach.
Polityka bagno nie wzorzec.
A kościół? Nasz kościół? Nasza religia?
95% katolików w kraju i nikt nigdy nie wie czy my tu jesteśmy wyznania rzymskokatolickiego
czy chrześcijanie czy prawosławni. Kościołów więcej niż gabinetów lekarskich. W każdej wsi
parę domów, pięciu mieszkańców kościół już jest. I to z wielkimi kolorowymi szybami z
mozaikami ze szkła poukładanymi w twarze różnych świętych. Podgrzewane podłogi. Złota
zastawa na ołtarzu. Świeczniki ze srebra no i bursztynowy krzyż. Ksiądz na etacie, przyjeżdża z
najbliższego wielkiego miasta swoim audi/volvo/passatem/maybachem. Zatrudnia parę Pań
do pracy to zmniejsza bezrobocie we wsi. Płaci im.. mało albo im nie płaci. I tak sklepu nie ma
to nic nie kupią. Co niedzielę msza św. I ogłoszenia na co w kościele przydadzą się pieniądze.
Wyczytywana jest lista z imionami, nazwiskami parafian, oraz kapitałem, którym zdecydowali
się poprzeć nową inicjatywę księdza. Proszę płacić. Ksiądz nie rozgrzeszy, nie przyjdzie po
kolędzie do tych co nie płacą.
Kościół wzorem? A inkwizycja? Była dawno… czy należy wybaczyć? Zapomnieć?
Gdyby to nie była ta sama skostniała instytucja jak przed wiekami. Która zajmując stanowisko
kieruje się czubkiem własnego starego nosa. Różnica jest taka, że wtedy z kościołem liczył się,
słuchał jego najwyższych kapłanów każdy władca, głównie ze strachu przed zaklęciem klątwy
od papieża. Dziś władcy grzecznościowo traktują Watykan, który nie piśnie słówka na arenie
międzynarodowej bojąc się stracić wpływy, przychody, gdyby przypadkiem jakimś słowem
miałby obrazić uczucia swoich wyznawców. No tak, ale jeśli odwróciliby się wyznawcy z
datkami na tacę to nie ma szans na utrzymanie tej wielkiej olbrzymiej instytucji. Kościół jak
firma na świecie utrzymuje się z tego, co zarobi. Tylko nie w Polsce najbardziej ultra
katolickim kraju na świecie gdzie księża mają jak krowy w Indiach. Żyją jak pączki w maśle z
pieniędzy ofiarowanych im przez najwyższe władze w kraju. Rozbijają się po swojej ziemi
elitarnych, luksusowych, atrakcyjnych, drogich terenach w całym kraju. Niosący słowo boże
są lokalnymi celebrytami i jak przystało na gwiazdy show biznesu, co i rusz wywołują
skandale. Obyczajowe, polityczne, finansowe. A wszyscy trzęsą kolanami, żeby nie podpaść
kościołowi. Politycy mili chętnie się fotografują z mężczyznami w koloratce, dziennikarze
grzeczni i zadają lekkie, łatwe i przyjemne pytania. Cierpią na tym Kowalski, Nowak ty i ty.
Rozbestwieni chcą więcej i więcej z budżetu. Pieniądze z datków na tacę upychają po
kieszeniach, używają jako drobne do wydawania na paliwo i w barach. I za wszystko kasują.
Ślub. Płacisz. Pogrzeb. Płacisz. Komunia. Płacisz. Msza na której wspomną o potrzebie
modlitwy za któregoś z twoich zmarłych krewnych. Płać. Płać. Płać.
I znów nie ma wzoru. Młodzież widzi ojca od radia jego pogoń za coraz większym pieniądzem,
jego pazerność, materializm, oszustwa, kłamstwa, machlojki. Widzi jak zabawił się w magika
jakiegoś Coperfilda ze stoczniowcami czy górnikami kiedy sprzedał cegiełki wśród swoich
słuchaczy, z akcji której dochód miał pomóc tym grupom robotniczym. Cegiełek na parę
milionów złotych wtedy sprzedali z Torunia. Czy ktoś zapytał gdzie zostały przekazane?
Czy to jest wzór? Idol do naśladowania?
Ma pieniądze. Władzę. Politycy są na jego skinienie. W końcu jedno jego słowo do swoich
słuchaczy i można zapomnieć o wygranej w kampanii. Kontroluje olbrzymi przemysł
informacyjny. Radio plus telewizja, gazeta.
Ale to złodziej i łgarz. Manipulant. Wydaje stronnicze, subiektywne opinie. Manipuluje
środkami przekazu, często świadcząc nieprawdę.
Miejsce takich jest w więzieniu.
A sportowcy? Mogą być idolami? Jasne, że mogliby i są idolami, wzorami, dzieciaki chcą być
jak sportowiec. Ale to znaczy, że chcą zdobywać medale, rozgrywać spotkania, zwyciężać
puchary. To mili ludzie, uśmiechnięci, często skromni bez bufonady wypowiadają się o swoich
sukcesach. Ale to wszystko. Nie nauczą i nie pokażą, na czym polega moralność. Czy jednak?
Gdzie leży granica zła i kiedy drugiemu człowiekowi dzieje się krzywda przez nasze czyny. To
zawodowcy w tym, co robią. Najlepiej skaczą, kiwają, kopią, zjeżdżają i biegają potrafią nas
zauroczyć zdaniem z wywiadu. Sportowcy mają za zadanie sprawiać aby naród który
reprezentują, rodacy poczuli się dobrze z ich sukcesem. Dają złudę uczestnictwa w czymś
ważnym, poczucie dumy kiedy jeden z nich, cała drużyna jest najlepsza na świecie. Kiedy
sukcesowi ich rodaka przyglądał się z zazdrością cały świat. Kiedy przeciwnicy z innymi
flagami muszą uznać wielkość zwycięscy, którym jest nasz rodak. A za chwilę odegrany
zostanie hymn na cześć złotego medalisty i czujesz dumę i jest to moment wzruszenia kiedy
cały świat słucha jak rozbrzmiewa twój hymn, melodia którą oznaczony jest kraj. Jeszcze
zwycięzca zaprezentuje flagę i nastąpi powrót do treningu. Bo życie sportowca to również
medale, puchary, podia i trofea ale przede wszystkim morderczy trening, obciążający szkielet,
powodujący nieodwracalne zmiany w organizmie. Wymagający wielu wyrzeczeń i
olbrzymiego poświęcenia, całkowitego oddania sprawie.
A może? A może jednak można by stawiać sportowców za wzór, stawiać jako przykład?
Bardzo ładnie można się o nich wypowiadać. Wiele pięknych cech. Upór, wytrwałość, solidna
praca, profesjonalizm. No i jaka chwała dla narodu, kiedy jeden z nas jest największy. Ale
sport się zatracił, sportowcy zgubili ducha sportowej rywalizacji. Komercjalizacja nie
oszczędziła i tej dziedziny życia. Za wynikami poszły pieniądze, olbrzymie nieraz sumy, od
sponsorów, telewizji, z reklam. Sportowcy kuszeni olbrzymim zarobkiem pracowali ciężej i
ciężej aby bić rekordy na bieżni, boisku i na kontach w banku. W końcu i coraz cięższa praca
to było za mało ale od czego medycyna. Doping. Sterydy. No i hit transfuzje krwi. Wszystko to
w celu poprawienia mocy, osiągów i wydajności atletów. Zanim się połapano parę dziewczyn
przez kuracje anabolikami stało się w pełni facetami. Wprowadzono zakazy. Zakazano takich
czy innych substancji. Ale raz rozpędzeni sportowcy nie mogli przestać. Wyszukiwano coraz
to nowsze i coraz trudniejsze do wykrycia preparaty. Oszukiwano na kontrolach
antydopingowych. Winni byli sportowcy, winni byli trenerzy, komitety olimpijskie.
Dyskwalifikowano kolejnych zawodników, w różnych dziedzinach i coraz więcej. Prawie
wszyscy światowej klasy kolarze byli zamieszani w doping razem z kucharzami trenerami
lekarzami włącznie. Szokujące. Mocno nieetyczne. To nie była już sportowa rywalizacja. To
był wyścig firm farmaceutycznych i laboratoriów sportowych na jak najlepiej ukryty i jak
najbardziej poprawiający wyniki lek.
To nie było jak starożytna grecka olimpiada. Dzisiejsi sportowcy powinni płonąć ze wstydu
jeden po drugim, kiedy odwołując się do takich zaszczytnych tradycji robili z siebie
genetycznie zmodyfikowane maszynki do bicia jednego za drugim rekordu. Medale były
okupione setkami zastrzyków. Rekordy były fałszywe jak mocz na kontroli antydopingowej.
Etyka, moralność, przyjemność rywalizacji zniknęły ze sportu. Liczył się wynik, medal, rekord i
pieniądze od sponsora. I więcej pieniędzy.
Nakładano coraz cięższe kary na uczestników procederu, ujawniano coraz większą ilość
nazwisk zamieszanych w doping. Ludzie odwracali się od swoich ulubieńców. Każdy zawodnik
był podejrzany. Sport mógłby wtedy zniknąć z powierzchni ziemi albo na zawodach ludzi
zastępować robotami.
I chyba w momencie krytycznym ktoś zrozumiał, komuś zrobiło się wstyd, w kimś innym
pękło, komuś przypomniały się korzenie i wszyscy, ku zaskoczeniu, wspomnieli ducha
sportowej rywalizacji. Zatęsknili za dawnym szacunkiem kibiców, którzy woleli medale
zdobywane za pomocą naturalnych metod treningu. A i niemedalowi zawodnicy mieli kibiców
po swojej stronie. Świat sportu chyba się uspokoił. Przestano łapać medalistów na dopingu.
I znowu szok. Tym razem nie tak bestialsko ingerując w organizm zawodnika chemią
farmaceutyczną. Osiągnięcia miała pomóc zdobywać technika. Ktoś wpadł na pomysł, aby
wojskową technologię, używaną do produkcji pancerzy i szkieletów oddających siłę mięśnia,
a pozwalających żołnierzom nosić olbrzymie ilości bardzo ciężkiego ekwipunku na dalekie
odległości, użyć w produkcji strojów dla sportowców. I tak po erze sterydów nastąpi era
technologicznego dopingu. Na stroje zdecydowali się pływacy, skoczkowie narciarscy również
używają super nowoczesnych technologii ułatwiający wybicie się z progu. Czy niedługo każdy,
kogo będzie stać na zakup super nowoczesnego kombinezonu, będzie w stanie pobić rekord
olimpijski, stanąć na podium, usłyszeć swój hymn i pomachać z podium kolegom w barze?
Bez treningu, wielkich przygotowań?
Nie ma wzoru we współczesnym świecie. Dzisiejsze społeczeństwa nie produkują takich.
Produkują ludzi zepsutych, ulegających pokusom, rządnych rządu, chcących jak największą
ilość pieniędzy urwać dla siebie. Ludzi, dla których nie ma żadnych wyższych wartości.
Pochłoniętych robieniem grosza do grosza, przeskakiwania szczebli na wyższe. Bez skrupułów
wykorzystujących słabych i naiwnych do własnych celów.
Ludzie zamieszkali wszystkie kontynenty produkują coraz bardziej upośledzoną młodzież.
Fizycznie sprawną. Z ciałem i jego funkcjami zachowanymi w porządku. Młodzież wkracza w
życie niedorozwinięta emocjonalnie. Nienauczona miłości, przyjaźni, szacunku. Nie
rozpoznaje dobra, nie zauważa zła. Dodatkowo widzi i obserwuje wszystkich karierowiczów,
w pogoni za pieniądzem, pozycją w firmie i calami telewizora w salonie. Wszystkie te puste
marionetki, za których decyzjami stoi jeszcze ktoś inny, ktoś, kto chwilę pobawi się nową
pacynką a potem rzuci w kąt i pozwoli zajść kurzem i błotem. Społeczeństwo doskonale
przygotowuje do roli pacynki, kukiełki, bez własnej woli, bez chęci działania, poddanej losowi
i osobie, która pociąga za jego sznurki.
Lubimy myśleć, że na Ziemi homo sapiens wyprodukowały cywilizacje. Te wszystkie narody,
na tych wszystkich odległych kontynentach. Gdzie odległość w kilometrach jest wielce bez
znaczenia, gdy świat oplata sieć pajęczyn. Gdy informacja w tej samej chwili jest w każdym
miejscu globu. Zachwycamy się przełomem technologicznym, który się dokonał i chełpimy się
nim, jako dokonaniem naszej cywilizacji.
NIE MA cywilizacji na planecie Ziemia. Cywilizacja to nie rozwój technologii do poziomu
zdumiewającej. Cywilizacja to stan umysłu, w tym wypadku ziemian. Mieszkańcy naszej
planety nie osiągnęli poziomu myślenia i zrozumienia potrzebnego do stworzenia się
cywilizacji. Nie, kiedy USA jest o dziesięcioleci na wojnie z kolejnym słabym państwem, na
którego dobra ma ochotę. Kiedy uczucia i bliskość między ludźmi nie istnieje. Kiedy ludzie
stali się odtwórczymi maszynkami do zarabiania i wydawania. Kiedy konsumpcja jest
reklamowana jako najlepsza dla ciebie droga. Kiedy ludzi pochłonął wolny rynek, który jest
wolnym tylko z nazwy a tak naprawdę wybór dóbr dostępnych w sklepach jest umiejętnie
regulowany aby nawet najostrożniejszych wciągnąć w konsumpcje i z łatwością wyssać z ich
pieniędzy. Kiedy sprzedają nam samochody na ropę, choć tej już prawie nie ma. Kiedy nie
sprzedają nam samochodów na alternatywne źródła energii, bo te byłyby za tanie albo
darmowe i nikt by nie zarobił. Kiedy sprzedawali telewizory hd ready kiedy mieli już w
magazynach wersję full hd. Kiedy reklamy zabawek są stworzone przez psychologa aby
dziecko wymusiło zakup na rodzicu.
Nie możemy się nazywać cywilizacją, kiedy żyjemy jak dzikusy, taplamy się w gównianym
błocie i żremy komercyjną papkę z rzygów.
Powinniśmy szukać dla ludzkości rozwiązań, które złapią ją i przyciągną powrotem w stronę
ludzi. Bardzo niebezpiecznie przyciągnęło nas do zwierząt. Poziom wyprania z emocji , uczuć
osiągnęliśmy bardzo bliski zwierzętom.
Gdyby wyłączyć sieć? Telefony? Telewizje? Gdyby zamiast gubić się w wielkim świecie
narodów, języków i stron WWW znaleźlibyśmy ten najbliższy świat, wszystko naokoło nas w
zasięgu wzroku i kilku kroków. Tych parę osób ważnych dla nas. Spojrzeć na kobietę, która
wraz z mężczyzną dała ci życie. Spojrzeć tym razem nie przez stalowe okulary i wyszukać w
pamięci parę wspomnień. Piaskownica? Huśtawka? Lody w wakacje na plaży? Dotyk dłoni
kiedy przechodziliście przez ulicę? Kiedy ostatnio rozmawialiście- znów rozgrzebujesz pamięć
ale znajdujesz strzępy, urywki dialogów. Zdawkowe zdania. Półsylaby pod nosem. To nie
mogą być urywki, to są całe rozmowy. Nieartykułowane dźwięki, sylaby. Słuchasz
kolejnych ‘konwersacji’ i kolejnych i widzisz stalową ścianę. Najpierw jakby trochę
przezroczystą, dopuszczającą spojrzenie ale z kolejnymi takimi ‘rozmowami’ ścianka z metalu
robi się coraz solidniejsza, grubsza, wyższa na koniec ledwo słychać zza niej te kilka
dźwięków.
Nie wiedziałeś o ścianie a ona się tam tworzyła i rosła. Szara, metaliczna jak twoje uczucia i
dźwięk twoich słów. Kto ją postawił? Dlaczego wyrosła taka solidna? Widzisz swoje dłonie
skrzyżowane na piersiach i zdania wypowiadane do twoich pleców. Czujesz wzrok wbity w
twój kark. Kolejne słowa, których nie rozumiesz, których znaczenie wypada ci z głowy, które
nie są ważniejsze niż własne myśli a jedynie przeszkadzają swoim natręctwem na rozwinięcie
się własnym. Nie rozumiesz nic bo nie chcesz zrozumieć. Nie znasz znaczenia bo nie jest dla
ciebie ważne. Szarość w twoich oczach, stal na twoich nieużywanych strunach głosowych.
Twoje ręce zaplecione na piersi. I wystawione do słuchania plecy. Łapię tych kilka myśli, na
których nie jest dane mi się skupić. Kolejne wspomnienie, kolejna rozmowa.
Wysłuchujesz ich niezrozumiałego języka z krzesła, siedzisz lekko osunięty. Stal w oczach i
drwina? Drwina na pewno obserwujesz ją w swoich oczach, widzisz grymas na twarzy i
wybraną do siedzenia pozycję. Drwisz, lekceważysz, zamykasz się. Obserwujesz jak ściana
materializuje się odcinając ciebie od każdego słowa.
Następna scena, dialog, widzisz ścianę bardzo wyraźną i sporo większą. Jesteś odcięty.
Patrzysz na swoją minę. Wydajesz się zadowolony. Spojrzenie gdzieś indziej, w błogim
miejscu. Wygląda na to, że opanowały cie tylko własne myśli, a wszystko inne, nie
przejmujesz się tym nie wpuszczasz, nie dopuszczasz.
Zastanawiasz się, kiedy widzisz jej wzrok, patrzy się jakby widziała twoją ścianę, twoją
barierę, zasiek, który postawiłeś na drodze. Już nic nie mówią. Zostałeś za ściana z metalu.
Twoje myśli mogą być spokojne, mogą telepać się po głowie. Widać zadowolenie, wyraźną
ulgę na twojej twarzy jakbyś pozbył się kleszcza, który ci dokuczał. Oni odchodzą, ledwo ich
widzisz zza ściany, szepczą stojąc w półmroku. Przytula ją do siebie i stoją tak i stoją.
Kolejne wspomnienie. Tu siedzisz na krześle przy stole. Półmrok. Krzątają się. Tak powoli.
Mało energicznie. Bez energii. Wydają się starsi, starzy nawet. Ramiona zapadnięte. Ruchy
anemiczne, powolne. Wyczuwasz rezygnację. Obserwujesz wzrok, ich oczy jakby pozbyły się
blasku. Zaszły odcieniem siwego. Szarego. Twarze wyprane z kolorów, kąciki ust opadnięte. I
to szuranie nogami po podłodze. Oboje szur szur szur przy każdym kroku. Widzisz, że
wychodzisz. Gwałtownie się podnosisz wywracając stołek, z którego wstałeś. Wargi masz
mocno zaciśnięte. Zamiatasz pomieszczenie wzrokiem. Kipisz pogardą widzisz to. Nie
zatrzymujesz spojrzenia na nikim jakbyś oglądał pustą halę. Dwie twarze się w ciebie
wpatrują. Wychodzisz energicznie nie podnosząc krzesła. Czy ty maszerujesz wściekłym
krokiem zastanawiasz się? Dwie pary szarych oczu odprowadzają cię do drzwi. Nie widzisz
tych spojrzeń. Kto postawił barierę ze stali? Ty sam? Bariera jest wyraźna widzisz ją w
każdym ze strzępków wspomnienia. Chcesz, żeby ci ją podpisać imieniem i nazwiskiem? Nie
możesz się sam przekonać o takim zacięciu. Nie wierzysz, że ta konstrukcja ze stali jest twoim
dziełem. Ale spoglądasz na swój wzrok, mimikę na twarzy, gesty, postawę i czujesz, że jesteś
autorem niechlubnego pomnika. Przerzucasz wspomnienie za wspomnieniem i widzisz, z jaką
łatwością przychodzi ci dobudowywanie kolejnych warstw. Widzisz dramatyczną walkę z
drugiej strony. Walkę o niedokładanie kolejnych centymetrów materiału. Rozpaczliwą walkę
o niezamknięcie tych ostatnich przestrzeni między nami. Pamiętasz, że wtedy cię to
rozbawiło- ta jej walka, ta ich boleść. Nawet porównałeś tak śmiesznie sobie wyobraziłeś
dwie ryby wyciągnięte z wody. I te ich rozdziawione pyszczki i przerażone oczy i akurat bęc
szczęk metalu i zostałeś sam ze swoją własną ciszą. Wtedy nie patrzyłeś, teraz z boku widzisz,
że te dwie ryby najpierw gęstnieją a po chwili otwierają i zamykają usta jeszcze kilka razy, nie
wykonując żadnych ruchów gałką oczną, zaobserwowujesz zbierający się szary dym w tym
spojrzeniu, dokładnie widzisz jak linie ich barków przesuwają się wyraźnie w dół. I chociaż
panuje półmrok masz wrażenie, że na ich głowach przybywa po kilkanaście, a może i więcej
srebrnych nici. Czujesz, że sporo energii gromadzi się pod sufitem i ucieka każdą możliwą
szczeliną. Patrzysz na siebie. Uderza cie, kiedy zauważasz, że stałeś tam za swoją cholerną
ścianą dumny jakbyś wygrał bitwę pod Waterloo w pojedynkę i po wszystkim pozujesz
malarzowi. Byłeś wtedy dumny pamiętasz? Myślałeś, że ich zabolało. Nie zabolało. Bariera
działała w obie strony. Im bardziej się nią odgradzałeś tym bardziej oni oddalali się od ciebie.
Wtedy, kiedy dokończyłeś dzieło, kiedy szczęknął metal, kiedy nie mogli już do ciebie znikąd
dotrzeć nie zabolało ich jak myślałeś. Nie, twoja własna ściana ich uchroniła przed rozpaczą.
Ta która budowałeś na nich, szukając spokoju od nich, ta sama w miarę jej rozrastania się na
drodze ich słów do ciebie ta sama tworzyła się w ich sercach i wypychała z nich ciebie. Wtedy
nie zrobiło im się smutno, ani przykro. Nic nie poczuli.
Dla nich umarłeś w tamtym momencie. W ich sercach nie było już ani cząstki ciebie. Wyrzucili
cie. Jednak wcześniej byłeś częścią ich życia. Wraz ze wspomnieniem po tobie musieli pozbyć
się części swojego życia. Stąd ta ilość energii. To była energia witalna. Ich energia życiowa.
Cena, która zapłacili za niepoczucie wtedy niczego. Myto, które wpłacili w zamian za
bezbolesne przeżycie reszty życia. Wspomnienia, wspomnienia.. szukał usilnie czegoś jeszcze,
ale nie znalazł, wiec wrócił do ostatniego.
Pamięta taki był z siebie zadowolony, taką czuł dumę ze swojej bariery. Wtedy nie wiedział,
że równolegle podobna bariera zajmowała jego miejsce w ich sercach. A oni do końca
walczyli z tą barierą. Z jedna i z tymi w ich sercach. Dlaczego zaczął ją między nimi stawiać?
Czemu chciał się odgrodzić? Jakie myśli były takie ważne, że musiał je rozważać w
samotności? Nie pamiętał, nie przypominał sobie.
Kim był? Czy był teraz wogóle? Czy jeśli dla rodziców nigdy nie istniał to miał prawo istnieć?
Czy był ich synem? Czy czyimś w ogóle? Kim byli jego rodzice w takim razie?
Opuścił dom. Przeszedł ulicę i wyszedł na którąś z większych ulic. Poszedł w jedną ze stron,
aby po paru krokach zawrócić do skrzyżowania i wybrać inną drogę. Miasto, w którym się
wychował, które miał okazję poznać. Ulice, po których chodził codziennie teraz wydawały mu
się obce, nieznane i nieprzyjazne. Szedł skołowany środkiem jezdni. Pamiętał, wydawało mu
się, że kojarzył, że ruch uliczny zamierał tu późną nocą. Pytania odbijały mu się od
wewnętrznych stron czaszki. Nie mógł zacząć na nie odpowiadać, bo niepokoił go fakt, że nie
znał miejsca, w którym się znalazł. Nie znał budynków, obok, których przeszedł, nie kojarzył
drogi, po której szedł. To miasto wydawało mu się znajome, a może było tylko podobne do
jakiegoś innego miasta, które znał, w którym był. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że już tu był
ale tłumaczył to sobie zmęczeniem po wielogodzinnej wędrówce. Ale skąd szedł? I dokąd?
Czy nie pamięta? Dlaczego wybrał się w podróż nie obierając jej celu? I skąd wyruszał? Kim
był? Kim jest? Czego szukał? Coś stracił? Dużo.. chyba. Zakręciło mu się w głowie, więc usiadł
na krawężniku. Kim jestem? Dowód? Dokumenty? Szybko przeszukał kieszenie, ale nie znalazł
nic. Co ja tu robię- próbował się zastanawiać? Usilnie, na gwałt szukał wspomnień w pamięci
ale przeszukiwał obszary jeden za drugim i każdy pusty, żadnych wspomnień, śladów
przeszłości, żadnej wskazówki. Wstał z krawężnika i skierował się do wcześniej
zaobserwowanego małego parku. Kilka alejek trawniki, parę drzew i ławki. Było późno. Czuł
jak zmęczenie łapie go za powieki i usiłuje ściągnąć je jak firanki na dół. Wybrał najmniej
oświetloną ławkę i ułożył się na niej. Pozycja, która wybrał nie była wygodna, ale była
najwygodniejsza z tych, pomiędzy, którymi wybierał układając się.
-Na pewno nie jestem jakimś trampem, co to przemierza świat bez grosza- pomyślał mając na
uwadze, że jako trampowi nie przeszkadzałyby mu niewygody ławki w parku.
-Noc jest ciepła, pewnie jest lato, wakacje –analizował już z zamkniętymi oczami.
Zdążył jeszcze pomyśleć, że jest bardzo zmęczony, wycieńczony wręcz.
3
Leszek Pipka pisze:O, Jezu. To, ze długie, jak rzyganie po przedawkowaniu gorzkiej żołądkowej - nic to, Baśka, nic to.
Ale zue, tak zue, że boli. Jestem rządny rządu, który zrobi z tym porządek. Wyśle do piekła, żeby tam sczezło. Na amen.
Leszku, jestem pod wrażeniem Twojego dwieście dwudziestego drugiego postu ;-)