Wieczorny smutek

1
Sam już nie wiem - warto o tym pisać, czy też nie? Warto kombinować, by normalne "zjawisko"? Zjawisko, którego smak zna zapewne większość ludzi. Jeśli nie większość, to z pewnością niemała rzesza tych, dla których noc nie zawsze przynosi ukojenie.

Od kilku tygodni jestem zupełnie innym człowiekiem. Przynajmniej jak narazie, bowiem tyle lat byłem zupełnie kimś innym. Więc dlaczego się zmieniłem? Co spowodowało, że moje ciało i dusza zmieniły tok myślenia i bycia? Z pewnością psychika, która dosłownie z każdym zdziała cuda.

Powtórka z rozrywki - powróciłem do pisania. Nie sądziłem, że kiedykolwiek stworzę coś ciekawszego, niż wypracowanie z polskiego. A tu nagle taka niespodzianka - zaczynam pisać. W porządku, skoro tworzę, to powinienem dużo czytać i kontaktować się z ludźmi, którzy tworzenie uznają ze sens życia. Tak też się stało. Rozpocząłem przygodę z "Weryfikatorium" i jeszcze paroma innymi forami. Do jakiego wniosku doszedłem? Iż w rzeczywistości, jako twórca, jestem pędrakiem. Jeszcze długa droga przede mną - myślałem. Nie myliłem się. Nigdy jednak nie podejrzewałem, że tworzenie wywierało będzie na mnie aż tak silny wpływ.

Zmieniłem "branżę" - pisałem artykuły. Publikowałem je w wielu miejscach, tych mniej i bardziej znanych. Zazwyczaj na swej drodze napotykałem dobrych ludzi. Ich rady pomogły mi podszlifować warsztat i twardo stanąć na swych artystycznych nogach. A raczej na artystycznej głowie. Trudno stanąć na głowie, prawda?

Z czasem pojąłem jednak, że pisząc drobne artykuły nic nadzwyczajnego nie osiągnę. Portale, w których zamieszczałem teksty, nierzadko roiły się od wybitnych osobistości. Pozytywne komentarze tychże wybitnych osobistości cudownie na mnie zadziałały - zachłysnąłem się sukcesem, czego nigdy otwarcie nie pokazałem. Nie zamierzałem wyjść na zadufanego w sobie twórcę-amatora. Lecz te komentarze miały zasadniczą wagę (nie z winy komentujących, a przeznaczenia witryny) - zawierały konkretną ocenę. Może i były szczerze, a co za tym idzie - pożyteczne, lecz nierzadko nie radziłem sobie z wyciąganiem z nich wniosków. A, należy o tym pamiętać, granica pomiędzy wyciąganiem a wysnuwaniem wniosków jest bardzo szeroka.

Co robić? Pozostawić hobby, które w tym czasie zdążyło przemienić się w pasję? Poddać się? Uwierzyć, że naprawdę jest się beznadziejmym? Bene! Jak dotąd nie byłem typem buntownika, ale poddać się? Pomachać białą chorągiewką i pozwolić, by nazywano mnie salao? Nie, nie tym razem.

Poprawiłem warsztat, dostrzegam to nie tylko ja i ci, którzy mieli już okazję zaznajomić się z moimi tekstami. Wspaniale, czego chcieć więcej? Jeszcze całe życie przede mną. Zgoda, ale co robić dalej? Odpuścić? Czekać na zbawienie? A propos - przebywa tu ktoś z armii zbawienia? Nie? A może jednak?

Dojrzałem - w jakimś tam stopniu. Pewne aspekty życia wzbudzały we mnie coraz mocniejsze zainteresowanie. Społeczeństwo i otaczający świat, przestały być dla mnie czarną magią. Lecz cóż z tego, skoro zmiana niosła za sobą także złe strony? Pardon, może nie za sprawą szybkiej zmiany wiecznie rozmyślam o życiu. Czyżby nie za sprawą zmiany nachodziły mnie filozoficzne myśli? Sam już nie wiem, pogubiłem się w tym wszystkim.

Najsmutniejsze są wieczory. Choć bywają optymistyczne. Przecież po ciemności zawsze nadejdzie nowy dzień, a życie ma również radosne strony, o których pisało wielu, choćby Kochanowski i Stachura. Napisałem więc i ja, lecz nie dla naśladownictwa. Dla osobistej oryginalności, której coraz częściej człowiekowi brakuje.

[ Dodano: Pon 25 Sty, 2010 ]
Przepraszam za błąd w drugim zdaniu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”