Obawiam się, że mało da się z tego zrozumieć, bo dużo rzeczy to prywatne przeżycia. Ale w razie czego to nie mam oporów przed wytłumaczeniem o co chodzi, jeśli ktoś się zainteresuje. Może za dużo metafor, może za dużo "niewiadomoococho". Ale to drugi wiersz napisany w życiu


Cała puenta może i nie jest genialna, ale ktoś mi tu już napisał, żebym genialna nie była

Mam nadzieję, że się spodoba

_______________________________
Wczoraj wieczorem szukałam Boga
Szłam tropem śpiewającego pochodu radosnych twarzy
Nieśli poduszki i wstążki, a w środku były obrazki
Deptałam świeżo zebrane, jeszcze pachnące płatki róż i bzu
Z głośników pan w sukience mówił o pięknych rzeczach
I czułam, że znalazłam w końcu swój cel
Miałam białe pantofelki i ładne rajstopy we wzorki
Potem adorowałam
A Bóg miał paznokcie koloru prześcieradła szpitalnego
Podążałam za bezgłośnym tłumem smutnych min
Spadające grudki ziemi i cisza w pokoju huczały w uszach
Prosiłam i błagałam, mówiłam "chcę ciebie kochać"
Palcami gładziłam białe błyszczące serduszka
I patrzyłam, jak życie spływa po policzkach
Miałam wtedy sukienkę i koleżanka porwała mi podszewkę
Potem zwątpiłam
A Boża podobizna lśniła nad datą umierania
Jechałam wśród defilady zmęczonych sylwetek
Ciemność raziła mnie w oczy tłukąc też po głowie
Spoglądałam na czerwoną koszulkę i czarne włosy
Oraz uśmiech boży na jego twarzy
I śmiałam się, gdy zostawił bilet w domu
Miałam wtedy muzykę w głowie i trzymałam w ręku kartki
Potem się zabił
A Bóg miał siwe włosy i całował mnie po szyi
Leżałam sama w środku głośnych wrzasków
W ciszy obserwowałam dumny wzrok i śmiech pogardy
Słuchałam skarg babci i nie mogłam nic zrobić
Samotność przeszła obok łapiąc mnie za rękę
I płakałam w głos, kiedy nie było nikogo
Miałam wtedy w rękach miskę z praniem
Potem stałam się szara
A Bóg zwilżał sobie usta małą metalową łyżeczką
Potem stałam się wolna i znalazłam Boga
I znalazłam się też w klatce