gdzieś za horyzontem
jestem beztroskim jeźdźcem
wśród drzew akacji
ostrożnie prowadzę konia
słońce pali mnie w plecy
deszcz płynie po policzkach
(to przecież nie mogą być łzy)
spoglądam w niebo
ale tam nie ma nieba
spoglądam w ziemię
ale tam nie ma ziemi
jest tylko ogromna kałuża
w której płynę
i te drzewa akacji
wiecznie żywe
wyrastają z plamy krwi
(2011)
2
Aż nie wiem, jak skomentować. Podoba mi się. Wszystko. I nic dodać, nic ująć, bo każde słowo komentarza zostawia plamy na tym wierszu. Zatem już nic więcej.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka