obnażonego przez cierpienie ubiorę w miłość

1
zapadasz się w sobie po koniuszki
przedwcześnie posiwiałych włosów
podtrzymuję cię
aż do bólu ramion
przypominając sobie radość jaką czułem
kiedy tuliłeś mnie w swoich

stoisz z pochyloną głową wstrząsany szlochem
z nosa zwisają smarki podaję ci chusteczkę
którą upuszczasz
ścieli się na ziemi
jakby czekając na twoje kolana
drugą nieporadnie bierzesz w załamane dłonie

nie wszyscy którzy przyszli patrzą na nas
nie wszyscy
odwracają wzrok

kiedy pozwalam ci upaść
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”