traj it

1
Mawiali żeś trzciną drżącą na wietrze

Puchem łagodnym w bożej podszewce

Jędrną istotą bliska aniołom

A tyś jest przecież błogą ostoją

Spadającym meteorem co niebo rozświetla

Jakaś ty piękna

Wodospadem spłyń włosów z ramion

na ramiona

o nie wsparłbym kręgosłup świata

i niby trzciną i puchem jesteś

bez ciebie i one byłyby bledsze









Linią brzegową horyzont zaklęty

Pęka

Rozlana zupa na stole zastyga

Słońce nieruchomieje na chwilę.

Pan w złotych włosach zajrzał przez okno

Malując uśmiech z propan butanu

Na ścianie jasno

Rozkraczona rzeczywistość

W zlewie pusto.

Słońce wstaje.

Kończę kawę

Idę dalej.









Mam nadzieję, że dotrwamy jutra

Dzień wyczekujący chwili ciszy

Skończy się za chwilę programem TV

Zabrzęczy jeszcze szczęka sąsiada

I pies za oknem machnie ogonem

Prawie jest dobrze

Na wpół skończone

Królestwo z dwóch talii kart

Jeszcze pikowy król szepcze cicho

Ostatnio zawsze przegrywam

By złożyć dnia berło ciężkie

Nim czar jego zblednie

Nastała cisza niesprawiedliwa

Co wodę z kranów wysysa
nie trzeba być oceanem, by kłaść fale na plażę

2
poczatkiem mnie zauroczono :) :) bardzo mi sie podoba :)



(nie masz nic przeciwko zebym sobie to przepisala i czasem przeczytala jak mi smutno bedzie???) ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”