Scena rodzajowa

1
Boli. Jak nigdy,
Panie doktorze.


Mastema? Do mnie.
Boli go. Jak nigdy.

I co z tego, doktorku?
Ja tylko patrzę. Nic więcej,


Czasami wystraszę, no dobra.
W końcu to ja - Mastema I,
Ujdzie...

Ale nic poza tym,
Góra nie pozwala,
Pan rozumie...


No i co? Tak będziesz patrzył,
Jak kona na posadzce?

Tak, a bo co?
Już jest nasz...

Macie jakieś proszki...
Podajcie je...


...

Zrozum, przyszedł prosić,
Doktorku, To wystarczy,
Pan rozumie...


Nie, nie rozumiem...
Jestem doktorem,
Ratuję życie... nie jestem jak ty.

Ah, to słuchaj...

Zaprosił mnie już wtedy,
Tam, na oddziale numer cztery...


I tu, teraz, gdy kona,
Prosi bym go wziął ze sobą,
Wsłuchaj się... w rytm jego serca


Nie przebaczaj mu, proszę,
On wie, co czyni; on wie...


...

Nie dobrze, Doktorku, zwijaj manatki,
Dostaniesz za swoje...
Jeszcze dziś będziesz ze mną w Raju.


...

A co z nim?

Zostaw go. Już jest nasz,
Tłumaczyłem ci przez całą drogę... Ah...

Pała, Mastema; pała - niebawem płotek,
Profesor Lucyfer nie będzie zadowolony.

Będzie bolało?
Jak nigdy.

2
Cześć,

nie będę męczył rozpisywaniem: moim zdaniem jesteś jednym z ciekawszych autorów na Weryfikatorium.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”