Zmierzch rozlał atrament
Zastyga uliczny ruch
Srebrzysty całun
Lekko zasłania twarz
Ogarnia mnie koszmarny sen
Czuję chłód
Wiatr gasi płomień świecy
Dokonało się!
Oto otwierają się wrota wiecznośći
Nie pozwól mi tam iść!
Zatrzymaj! Zdejmij czarną szarfę z oczu
Jesteś światłem
Świecącym pośród mroku
Wyciągam drżące dłonie
Abym mógł poczuć ciepło
Zimny pot jak gęsta krew
Spływa po plecach
Rozpięty na krzyżu wołam:
ELI ELI LAMA SABACHTANI ?
Zimne niebo milczy…
Ojcze ! nie widzę Cię !
Tak bardzo się boję
Tego co spotka mnie
Na drugim brzegu rzeki
Obejmij mocno
Nie opuszczaj
W ostatniej godzinie
Ten ostatni raz
Pragnę wróćić
Na dzikie pola
Biec z Tobą do utraty tchu
Poczuć magię naszych ciał
Zanim będzie za późno…
Daj mi tchnienie życia
Pozwól dotknąć Twego światła
Choć raz…zanim będzie za późno…
Zanim będzie za późno...
1co trzeba zrobić by zabić strach ?
ta chwila czasem za długo trwa...
ci którzy mają dość...idą spać...
...nie każdy prawo ma rano wstać...
ta chwila czasem za długo trwa...
ci którzy mają dość...idą spać...
...nie każdy prawo ma rano wstać...