Zanim będzie za późno...

1
Zmierzch rozlał atrament
Zastyga uliczny ruch

Srebrzysty całun
Lekko zasłania twarz

Ogarnia mnie koszmarny sen
Czuję chłód

Wiatr gasi płomień świecy

Dokonało się!

Oto otwierają się wrota wiecznośći
Nie pozwól mi tam iść!
Zatrzymaj! Zdejmij czarną szarfę z oczu
Jesteś światłem
Świecącym pośród mroku


Wyciągam drżące dłonie
Abym mógł poczuć ciepło
Zimny pot jak gęsta krew
Spływa po plecach

Rozpięty na krzyżu wołam:
ELI ELI LAMA SABACHTANI ?

Zimne niebo milczy…

Ojcze ! nie widzę Cię !

Tak bardzo się boję
Tego co spotka mnie
Na drugim brzegu rzeki

Obejmij mocno
Nie opuszczaj
W ostatniej godzinie

Ten ostatni raz
Pragnę wróćić

Na dzikie pola
Biec z Tobą do utraty tchu
Poczuć magię naszych ciał

Zanim będzie za późno…

Daj mi tchnienie życia
Pozwól dotknąć Twego światła
Choć raz…zanim będzie za późno…
co trzeba zrobić by zabić strach ?
ta chwila czasem za długo trwa...
ci którzy mają dość...idą spać...
...nie każdy prawo ma rano wstać...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”