Surrealistyczna boska komedia

1
Chodźcie ludzie, zbierzcie się!
Leży przed wami martwym ciałem nazwana rzecz
Ale patrzcie!Trup ożywa, rusza się i syczy
Kto to widział kto to słyszał!
Szybko mówcie swoje zanim znowu zwiędnie bo bez tego chyba sami padniecie.
Miny wasze grymasami piekeł się jawią kręcą i marszczą
Przegrany i nieudany, goły jak zwierze z lasu.
Uciekajcie w jego oczach widać szewski gniew.
Ach!Och!Jeden złapany już go dusi już nim rzuca!
Nic z niego nie zostało, a z oddala szybkim marszem idzie ktoś co nawet w sennej jawie się tobie nie objawi.
Otrzepał i zarzucił go jak szmate na ramie i gromkim hukiem odleciał prost w słońce zostawiając za sobą tylko dziw i zdumienie.

Wznosili się tak w góre, że mogli ledwie oddychać
Aż dolecieli tam gdzie Ikarowe skrzydła zaczynały topnieć w oczach Dedala.
Gwałtownym ruchem rajska istota runeła w dół bo to co się wzniosło musi spaść.
Już nie spokój i błoga pogoda w duchu straceńca a blady strach z znajomą trwogą.
Szarpie!Gryzie!I w końcu płacze, ale to na nic lecą w dół jak kamień.
Z lęku o swe płazie życie zamknął oczy i zaciska zęby , że z kąta poszarpanych ust mżawka krwi pryska.
W tym czasie co to jakieś cuda i dziwy!Ląd stały pod nogami zmysły czują!Krzyczy, oszalałem!ratujcie dobrzy ludzie.
Otwiera mylny wzrok i aż z blasku chwały miejsca , powieki przymrużył, bo to brama perłowa mu przed zgarbionym obliczem się mieni i świeci.


A przed nią wysoki , osłonięty porcelanowym jedwabiem, jak się wydawało dotknąć tylko a w pył się obróci!
Gestem słodkim, który zdobi dłonie wszystkich ziemskich bogów zaprasza do środka.
Odzywa się głosem tak płynnym i delikatnym na znak, którego mogą do głowy przyjść tylko na myśl alpejskie łąki.
Orion
Skrzywdzeni i poniżeni!Słabi i niezdecydowani!Zrezygnowani i w pyle skuleni wszyscy tutaj mile jesteście widziani bo bez was i nas by nie było!
Łachman do anioła szeptem
Śmiem cie nazwać przewodnikiem mym i opatrznością wszystkowiedzącą,
Błagam cię uprość mi tę myśl bo mój słomiany łeb nie uchwycił tego a na głupca wyjść nie che!
Anioł szeptem do Łachmana
Myśl ta jest prosta, ale tak głęboka, że nie jeden wpadłszy do niej już nie wyszedł.Świat bez ludzi upadłych a jedynie z ułożonymi, wykształconymi i łagodnymi sensu istnienia niebo by nie miało i już dawno ze słabości sami byśmy uciekli do piekła na tłustą zabawę.
Łachman
Nowy druhu mój rozumiem, że zbawicielem jest mój gatunek dla twego więc się dziwie tej wyniosłości z twojej strony!
Anioł na stronie
Czysta głupota z jego strony tym Słowem wyniosłym się wynosić ponad boga!Kogo ja zabrałem przecież to czyste złoto!
Orion
Puszcze ci to płazem bo z pysznej ignorancji się wzieło to Słowo a pozwól, że ci to wytłumacze.Bez was nas by nie było, ale bez nas wy byście tak samo dawno wygineli ze zgryzoty i cierpienia.Można nazwać to harmonią.
Łachman
Dziwne prawisz kazania, ale obiecuje, że nie upodle twej myśli i ją zrozumiem może błędnie, ale czy nie każde słowo i myśl nie jest zwykłym spojrzeniem z danego miejsca?Wtedy wszystko jest podłe i pyszne!
Anioł na stronie
Ach!Nie doceniłem go czyżby był zdolny do takiej filozofi a do słonia jako robak się rzucał?Pod szkiełko wezmę go bo spokoju już nigdy nie zaznam!
Orion już chwycił diamentową klamkę gdy jak nie skoczy i zaklnie na samego siebie!
Orion
Biada mojej głowie znowu bym zapomniał i zgładził biedaka.Proszę masz i pij do dna inaczej po przejściu przez próg znikniesz i nic z ciebie nie zostanie nawet wspomnienie.Sam nie wiem ilu tak skazałem na wieczną nicość wiem tylko z młodych lat nauki, że rozkaz dawać ten płyn każdemu gościowi.
Anioł
Kolejny znak że, czas twój minął strażniku!Udaj się w końcu na spoczynek do swych lasów i łąk by oddać sie uciesze polowania!Przecież wiesz, że chciałbyś tego!
Orion
Wężu przebrzydły bierz tego robaka i zejdź mi z oczu dobrze wiem, że na moje szczytne miejsce szczerzysz zęby!
Jak to nazwał gościa klucznik bram niebieskich
Robak wypił i patrzy jak skorupy jego stęchłe skóry odpadają i widać już wschodzące biełe jak marmury.
Patrzy i napatrzeć się nie może w jednej chwili czterdzieści lat mu się ulotniło
Uśmiech jakby dziecka zdobi jego świeże lico a gęste loki wymiotły lepkie kosmyki.
Przechodzą bramę robak radosny jak ciele a anioł struty.
Ale co to czary?!
Widać tylko przestrzeń i nic więcej, czyżby napój nie działał?
Robak upadł na kolana i z otwartą gębą, źrenicą rzuca przed siebie.
Nic!Płaska ziemia, nawet jednej nierówności!Nawet wydaje się, że po bokach ściany i na górze sufit
Robak
Tchu mi nie brakuje jak i miejsca, ale czuje się jakby cały ciężar Atlasa się na mnie zwalił ratuj przyjacielu!
Anioł
Nie ma powodu do mdlenia to przedsionek!Złudzenie perfidne kaprys sił nieczystych!Zawsze coś wymyślą złośliwe poczwary!
Robak
Coś tu śmierdzi!Kłótnie aniołów diabła sztuczki u samej bramy przyznaj się iluzjo znowu jakieś żarty!Wyjdźcie wszyscy koniec śmiechu wymorduje po prostu ubije!
Rzucił się z żarem w zakrwawionych oczach pazurami chwyci do ziemi przyciśnie i ugryzie aż twarz czerwona posoka go splamiła.Anioł z miną znudzonej matki jednym ruchem już zwalił go na bok uniusł się i grzmiącym głosem krzyczy już bez śladu krwawej rany.
Anioł
Psie głupi ja cie ratuje przed ziemskim błotem i brudem a ty mnie gryziesz?
Robak z łzami tarzając sie w tą i wewtą nagle przestał nad sobą panować!
Czyżby tarcia nie było?O bogowie nie wytrzymam już dłużej śmierci!O śmierć proszę!
Nie mylił się z początku ściana przed nim!Ale zaledwie parę metrów od wejścia!
Nie to zasłona!Spada wiatr go w lico bije piszczy i krzyczy o pomoc woła już o śmierci nie pamięta!
Dawny go jednak znajomy pochwycił i uniósł a tamten patrzy w dół i widzi dziwną ziemie podobną raczej do namalowanego obrazu.Ni to ziemia, którą zna ani o dzięki płaska ułuda.


Zarysuje się goła jasna ziemia z geometrycznymi wzgórzami.Zamiast drzew
proste linie chude lub grube a na nich zawieszone to obrazy,
zegary czy dziwne postacie jak ludzie z gołębimi lotniami.
Po trampolinach skaczą płomyki chichocząc skrzekliwie, że aż uszy bolą.A tam gdzie równo targi jakieś ustawione a za kramami stoją wyrośnięte owce.Cały ten dziwny ląd pokreślony kręconymi to prostymi rzekami z wodą przezroczystą, białą to zieloną a raz nawet czarną.
Nasz biały ptak zniżył lot i gwizdem przywołał szybkich jak iskra gołębich lotników a ci w chaotycznym tańcu okrążyli robaka z jego Wergiliuszem.Skrzydła ich nie wydając żadnego dźwięku wahadłowo tak szybko, że znikały i zdawało się, że oni po prostu się unoszą.
Anioł
Najpierw spór wyjaśnię z tym nieszczęsnym Orionem!Słuchaj z łzami w oczach bo jak nie inaczej toś łajdak i szelma!Behemot znużony i gnuśny otruł go wodą z rzeki Loty a ten wszystko zapomniał.
Egipski ten pies pomieszał mu w głowie i teraz grecki heros ma się za strażnika bram i wręcza napój odmładzający co jest zwykłym niegodziwym
Kaprysem Behemota.
Nie musiał wychylić nawet kropli tego płynu by przejść przez bramę
Zastępy całe mych braci próbowało go ocucić, ale to jest tak możliwe do wykonania jak zakończenie
Wnoszenia syzyfowego kamienia.
Robak z posępną miną odwrócił wzrok od tańczących akrobatów i spoglądając z ironią
Robak
A jaką fantazje wymyślisz o tym niby niebie!Co innego słyszałem i myślałem to nie może być niebo!
Anioł
Masz racje po części robaczku.O wybacz jak cię to rani, ale to ty mnie rozgryzłeś aż do krwi.W miejscu tym żyją istoty z ziemi jak i zrodzone już tutaj jak nasi tancerze i ja!Zadziwie cię teraz szczerze, to od nich pochodzi twój szczep jedynie obcięto wam skrzydła i doczepiono łańcuchy z mosiężną kulą.Ziemia ta określona jest granicami, które jednak co chwila się zmieniają piekło i niebo tu znajdziesz pod dwiema postaciami!Mówiąc jednak w prost czy można tak na to patrzeć?Ja nie widzę tu już piekła i nieba, granice się zatarły a prawo znikło co jednak w niczym mi nie przeszkadza.Nie słuchaj głupot Oriona to nie jest żadne niebo a nawet świat do, którego się idze po pierwszym życiu dla mnie to abstrakcja po prostu żyje z dnia na dzień a gdy sumienie popchnie mnie do czynu dobrego robie go natychmiast odkupując swoje wczesne winy.

[ Dodano: Pon 15 Paź, 2012 ]
Wiem, że powinienem pisać w prozie, ale tam mój temat został zamknięty bo wcześniej się nie przedstawiłem a przetrwał ten w poezji białej więc, żeby bardziej nie plątać tutaj wyśle kolejną część.


Akrobaci chórem
Nie słuchaj go struchlała istoto, on już dawno zgnuśniał tutaj bo ciągle go gdzieś ślą.
Napatrzył się wojen, biedy i innych waszych paradoksów
Bardziej po waszej stronie bytuje niż po naszej.
Z twoich oczu bije trwoga, ale czy o siebie czy twego przewodnika niepodobna odgadnąć
Z wami chcemy lecieć bom ciekawi.
Anioł
Dobrze glejt mój macie
Ale błagam cicho bądźcie
Nasłuchałem się już tych bzdur nie jeden raz
A teraz do liczydła wszyscy razem!

I tak orszak ten dziwaczny
Leci jak kometa zostawiając za sobą jeszcze większe dziwy
Jaki raj by tu mieli nasi mędrcy
Geografowie, biolodzy i artyści.
W wnioskach swych, hipotezach z obłedu by umarli szybciej niż
Odgadli sens zachodzących tutaj zjawisk
Dwa nurty w rzece biją się nawzajem
Drzewa bez korzeni same sobie żyją
Słońca brak a widno, jasno jak przy świecy.
Nigdy tutaj nocy nie ma!
Skąd to się wszystko bierze!?
To nie niebo prędzej piekło powiecie!
Poczekajcie, zobaczycie odsłonięte wam dane tajemnice
Świata, który żyje w każdym z nas po kryjomu jak mysz w chałupy kącie!

Anioł w locie
Temperamenty te widzisz w skrajnym optymiźmie i dziecinnej radości sens
Mądrość i ogólną przyczynę widzą
Jedyny to powód ich ciętej krytyki
Słodkie barwy im tylko w źrenicy się kołyszą jak do snu
W mgle wiecznej żyją
Już ty poczwaro więcej widziałeś i większym mędrcem masz prawo się nazywać
Bo chociaż w błocie leżysz i w dobro wątpisz nie widzisz go tam na siłę gdzie go nie ma!

Stanęli przed tworem niewyjaśnionym co mianem drzewa się zwie,
Na których konarach topniejący zegar wisi.
Jednak patrzący zamiast cyfr ujrzy momenty życia swojego.
Złe i dobre, zmarnowane i beztroskie.
Od ciebie zależy czy zapłaczesz czy skoczysz do góry.
Wskazówek wiele plącze się jak żmije w swoim gnieździe w oczach robaka.
Nogi kruche słabną a oczy mokną.
Krtań drży a oddech się urywa.
Widzi gnuśne dni w otchłani tonące.
Noce nieprzespane i potencjał wcale nie mały
Jak się ulatnia w uścisku bestialskim wstydu i lęku!
Światło gaśnie w jego duszy pada jak człowiek gromem rażony.
Zastęp jego praojców podniebnych chwyta go nad ziemią by se biedak przypadkiem pięty nie zbił.
Anioł zatrwożony już wodę zieloną niesie i polewa poszarzałą z żalu głowe.
Wstaje szybko na równe nogi oczy szeroko otwiera,
Ale zaraz jakby słabnie oczy przymruża i siada spokojnie.
Robak
Na początku moc ciemna mnie ścięła i ukąsiła dotkliwie,
Ale wnet jak nie wstanę i poczuje kojące ciepło na czole.
Mówię wam nic tak wspaniałego dotąd nie czułem
Śmiać mi się chce, ale szczerze i serdecznie
Nie szyderczo i skrycie!
Anioł
Dzięki wodzie z rzeki zgody.Taki raj w duszy czuje ten co z własną historia znaną się godzi i żegna na stałe.
Robak
Piękne to uczucie sprzedałbym za nie wszystko co mam
A mam niewiele, ale co mam jest mi cenniejsze niż życie własne!

[ Dodano: Sro 17 Paź, 2012 ]
Tylko chwile jedną im zajęło
W locie niepewnym i wirującym
Dotarcie do przystanku kolejnego a targu owczego.
Większy był niż Rzym
Dom Ojców Świątobliwych
A ciasno na nim jak w okół Kaaby
Beczą i o dziwo, kwiczą pieją i plują
Handlują chyba wszystkim co się pod niebem pojawia.
Anioł żywym krokiem robaka za rękę prowadzi by ten zadziwiony się nie zgubił
Jednak jak dziecko niecierpliwe już coś mu w oku zabłyszczało.
Jednak Anioł ze złym widokiem wypatrzył kuszącego
Dosłownie owca w wilczej skórze.
Aż ślina z pyska mu pociekła i uszy nastawił.
Wyczuł przyszłą ofiarę a po żebrach sterczących
Wniosek jeden się nasuwa
Od rana głodne psisko lata.
A jak mawiał poeta, wygnaniec i Cesarza przyjaciel
„ Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
I w takie wreszcie strąciła rozpacze,
Że dojścia szczytu szczezła mi otucha...”
Wilczyca
Niesłusznie me plemię pogardzane
Od najgorszych, złych i podłych ogłaszane
Nawet w gnoju prosie milsze człowieczemu oku niż mój księżycowy zew
Prosto z natury i duszy płynący co bardziej zbliżone słowiczym śpiewom
Niż wezwaniu na mordy do których skłonność się mi przypisuje.
Anioł
Gdzie reszta twojej obłudnej watahy
Widok twój do przepaści ciało moje popycha.
Wstręt i odraza w moje progi wstępuje
Przed godziną wyznaczoną i gwałtem wypędzana dopiero wychodzi!
Wilczyca
Wychowanie i smak dobry milczeniem każe mi zbyć twe oszczerstwa, które
Kują mnie jednak bardziej boleśnie niż nie jedna leśna pułapka przez twoją watahę postawiona.
Człeku, któremu uczciwość wylewa się z oblicza widzę, że mój towar ci się spodobał!
I bardzo słusznie bo owcze śmiecie i próchnie na stracenie się nadają a nie wymianę drogi przyjacielu
Cena nie wysoka, lewej stopy oczekuje.
Wilczyca z kosza już wyjmuje pozłacany sygnet
Owce becząc ostrzegawczo tłumią się w okół z iskrą w oku
Tak jak ktoś kto wroga bezbronnego ma przed sobą a zabić nie dane mu.
Anioł czerwony gniewem zalany jak burza grzmiącym ciosem uprawy podpala
Tak on wykrzykuje
Anioł
Zbrodnia kary wymaga a ty diablico...

Ale już głos z anielskiej krtani nie wydostaje się
Bo widzi nóż malutki a ostry jak miecz krzyżowy
Podany przez włochatą muchę drugiemu owadowi
Ten nie patrząc jak w franciszkowskiej ekstazie lewą stopę ucina.
W miejsce jej bez chwili przerwy nieociosany głaz wyrasta miękki jednak jak puch pierzyny.
Lament i płacz robaka, złote loki odpadają , oczy drutem się zaszywają a skóra węglem pokrywa i pęknięciami nienawistnymi.

Chytra ulicznica, wnet umyka owce spadającego łachmana łapią
Anioł z powagą i nienawiścią rzuca się za biesem.
A wilczyca hyc!
Po przezroczystej rzece!
Ta staje się mętna i odpychająca.
Czuć w niej zgniliznę i rozkład, zapach dusz, które w naszych ciałach zamieszkują!
Największy alchemik już jej nie odratuje!
Anioł zmęczony lot wstrzymuję i płacze nad utraconą cnotą i wiarą.
Te jak płomyk świecy na szalejącym wietrze gasną bez nadziei na powrót.
Raz utracone nigdy nie wracają.
Raz siłą i nakazem starte
A Raz z wolnej woli i zachłanności zmazane.
Legion jednak wstaje i swym orlim wzrokiem widzi z dala gdzie zwierzyna umknęła
Na orgie przyjemności i ślepoty
Ucztę Behemota!

2
Niestety, nie przebrnąłem. Tekst jest chaotyczny we wszystkich warstwach: treściowej, stylistycznej, interpunkcyjnej, a nawet graficznej. Razi też okropny patos. Wydaje mi się, że to niezbyt strawna mieszanina.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”

cron