Kurtki, niczym skóry węży zrzucamy na podłogę,
Biegniemy oglądać mecz, chcemy poznać wynik.
2:0 dla nienawiści, miłość masę ma dziś kontuzji;
Plaster antynikotynowy czas przytwierdzić do czoła.
Nikotyna szczerości, nałóg zmartwień nas trawi, ot My –
Cholerni palacze snujący się jak mgły pod billboardami.
- Dla mnie już tylko dołek został – mówi król strzelców. – Tam, na Brzostowie. Pod pomnikiem.
A ja słucham tego krętacza, kłamcy-zabójcy obłudników,
I krzyczę, że mecz jeszcze będzie trwał, że najwyżej czeka nas reklama.
Proszku do życia? A może do pieczenia?
Pieprzyć to, może i być do prania, do zmycia krwi i dżemu z kurtki,
Marynarek, krawatu i zbroi kosmity, i tej maski, co dzień ją nakłada
Na twarz będącą antonimem szczerości.
Rewolwerowiec walczy z homomaszkarami, a ja boję się snów,
I czasem lustra.
I boję się, że zawiodę Najwyższego – wszystkim, a zwłaszcza tym,
Że nigdy nie mógł okazać mi swojego dowodu. Po prostu pojechał dalej, nie zatrzymany?
Oto stoję na autostradzie życia,
Wlepiam mandaty niestałego zaufania, odsyłam w dal stalowe puszki -
Patrzę, jak nikną na horyzoncie.
Jedna urna… za urną.
I myślę:
Człek i jego prochy wędrują tym samym pasem…
Stoję i mówię pod nosem:
- Proch wyprzedza człowieka.
- Wladimir Szewc
ps Ha! Natchniony 2009 też czasem wiersz machnie!
