parkomatka

1
asfalt czarnieje proporcjonalnie do nieba

tylko tyle i zapach codziennego obiadu

uparta o łokieć obserwuje wielki świat



za ulicą park

sąsiadka z córką weekendową

idą pod rękę bez wyrazu

twarzy błyskiem pod oczami

zapaliła mój parapet



parkomatka co tydzień

sprząta obrusem

gotuje żaluzje

a kawałki łamią im zęby

zza okularów wystające bilety

czekają na wykorzystanie




nagle zapachniała sałatka

wreszcie przytuliłam się do głosu

przecież śpiewa mi codziennie

z akompaniamentem tłuczka do ziemniaków

nawet w złości
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”