Grimzon, ja w swoim miejscu pracy należę do zespołu przyjmującego doktoraty, czyli prowadzącego całą tę biurokratyczną procedurę i nas obowiązuje nie ustawa o prawie autorskim, lecz o stopniach naukowych. Tam jest mowa, że:
2. Rozprawa doktorska może mieć formę maszynopisu książki, książki wydanej lub
spójnego tematycznie zbioru rozdziałów w książkach wydanych, spójnego tematycznie zbioru artykułów opublikowanych lub przyjętych do druku w czasopismach naukowych,
Rozróżnienie między tym, co opublikowane, przyjęte do druku i tym, co w maszynopisie jest tu zaznaczone i nie ja to wymyśliłam.

Ponieważ jednak temat został założony jak sądzę, z obawy przed kradzieżą tekstu albo plagiatem, to właśnie przypomniała mi się historia, którą się zajmowaliśmy.
Jeden z recenzentów zarzucił doktorantowi plagiat (częściowy, obejmujący jeden rozdział) z pewnej książki. Tak się złożyło, że drugim recenzentem doktoratu był właśnie autor tej książki rzekomo splagiatowanej. On natomiast żadnego plagiatu nie dostrzegł, chociaż w kondycji umysłowej był świetnej i trudno byłoby przypuszczać, że sam już nie pamięta tego, co napisał parę lat wcześniej.
W takiej sytuacji można powołać superrecenzentów i podrzucić im ten gorący kartofel.
Autor tekstu literackiego w takim przypadku skierowałby sprawę do sądu...