PrzemekAngerman pisze:
Jeśli chodzi o mnie, to gdy myślę o postaciach staje się kinestetykiem i muszę daną postać „poczuć”, jakiś jej fragment musi mi być znajomy, może to cześć mnie, może mam takiego znajomego? U mnie nie pracują tabelki z podręczników, aby analitycznie opisać kolejne cechy bohatera. Kiedyś nawet próbowałem, a potem i tak bohater był inny.
Mam dość podobnie, choć nie zawsze w postaci musi być część mnie, to ja muszę ją poczuć. To dziwne, ale nie umiem znaleźć innego wyrażenia. Tu nie chodzi o tabelki, daty urodzenia, kolor oczu (chyba, że z jakichś względów dla fabuły jest on ważny:P), te rzeczy spisuję z reguły na końcu, by dodać kropkę nad "i". Dla mnie, tworząc postać, liczy się jej wnętrze, które muszę całkowicie zrozumieć; a to poznaję tylko rzucając ją od razu w wir wydarzeń
Wtedy właśnie zaczynam ją kreować i podejrzewam, że spisywanie biografii na początku historii zaprowadziłoby mnie donikąd, choć to pewnie jest kwestia indywidualna.

Osobiście muszę dojść do etapu, w którym czuję to co moja postać, nawet jeśli się z nią nie zgadzam i będąc w danej sytuacji zrobiłabym coś zupełnie innego. Wiem, że ktoś jest dobrze skonstruowany, kiedy "przejmuje" sceny w mojej książce. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, nie raz pisząc jakąś scenę miałam zupełnie inny zamysł na początku, a dialog/sytuacja potoczyły się inaczej, bo w połowie zdałam sobie sprawę z tego, że "Hej! Przecież on by tak nie zareagował!".
Raz jeden i to całkiem niedawno miałam ogromny problem ze stworzeniem jednej postaci. Paradoksalnie, mimo całej mojej miłości do czarnych charakterów, to właśnie psychopata sprawił mi największe trudności, bo nie mogłam go poczuć. Bóg jeden wie, ile kilometrów zrobiłam, chodząc po pokoju w jedną i drugą stronę, ściskając moją ukochaną piłeczkę [wiem, brzmię jak dr House, ale to mi naprawdę pomaga myśleć:D] i powtarzając sobie na głos całą jego historię. [Dlatego głównie piszę w nocy. Za dnia moi rodzice/ współlokatorzy mogliby stwierdzić, że mam psychozę. Znaczy, pewnie jakąś mam, ale po co się z tym obnosić?;p] To był chyba jeden z tych przypadków, kiedy "zaskoczyło" między nami poza kartami książki. Właściwie, wystarczyła tak naprawdę jedna rzecz, z której musiałam zdać sobie sprawę i oto mój psychopata zyskał szkielet, a ja mogłam wrócić do historii:).
Wracając do tematu, w pisaniu naprawdę nie ma złotego środka, ale w moim przypadku nie sprawdza się sporządzanie dokładnej charakterystyki przed całą historią. Fakt, czasem przydają się "rundki po pokoju", czy inne sposoby kreowania poza fabułą, ale... dla mnie to jest tylko dodatek
