91

Latest post of the previous page:

To chyba kwestia bardzo indywidualna.
A najczęściej występujący przypadek (przynajmniej u mnie i u wielu innych, wnosząc z rozmów), to mariaż tekstu i notatek. Bo często masz jakieś fragmenty, pierwsze podejścia do tekstu, nim usiądziesz, aby wszystko to uporządkować :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

92
Romek Pawlak pisze:To chyba kwestia bardzo indywidualna.
A najczęściej występujący przypadek (przynajmniej u mnie i u wielu innych, wnosząc z rozmów), to mariaż tekstu i notatek. Bo często masz jakieś fragmenty, pierwsze podejścia do tekstu, nim usiądziesz, aby wszystko to uporządkować :)
W sumie jest tak, jak we wszystkim. "Pacaneum" nie istnieje, więc trzeba kombinować.

Fakt, że sposoby pisania, to bardzo indywidualna rzecz, ale warto czasami podpatrzeć innych. :mrgreen:

Ja o wiele częściej piszę na tzw. "żywioł" - efekt: szybkie zniechęcenie niestety. :roll:
Pewnie umysły analityczne lubią wszystko rozpisać, marzyciele może niekoniecznie, ciekawiło mnie ile osób się zastanawiało nad tym tematem.

93
Ja się zastanawiałem :) dla mnie najlepsze jest opisanie postaci, gdy ona już trochę "pożyła", gdy mam scenę, fragment dialogu, jakieś jej wyobrażenie. Wtedy opisuję ją dokładniej, zmieniam, ale i uwzględniam to, co mi podpowiedziała intuicja.
No i oczywiście taka "karta postaci" nie jest u mnie niezmienna. Jeśli postać w tekście żyje i ma własne zdanie, pozwalam jej na to, o ile nie burzy moich założeń, a jeśli burzy - zastanawiam się, czy ona nie ma racji, sugerując rewolucję :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

94
Romek Pawlak pisze:Jeśli postać w tekście żyje i ma własne zdanie, pozwalam jej na to, o ile nie burzy moich założeń, a jeśli burzy - zastanawiam się, czy ona nie ma racji, sugerując rewolucję
ja mam tak samo!
Postać się biesi - i najczęściej ma rację. Prowadzona na czarnej wodzy - jest sztywna i papierowa
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

95
Nie bardzo rozumiem, no chyba, że jesteś zwolennikiem myślenia: "nie mogę kogoś bezkarnie pobić/okraść itp. to znaczy, że nie jestem naprawdę wolny"
Lol. Rzecz w tym, że da się okraść i pobić pana Janka i na szubiennicy się nie zawiśnie- kwestia wprawy i fartu. Co nie znaczy rzecz jasna że kolorując na fioletowo panu Jankowi pyszczek, jesteś rzeczywiście wolny.

Ze wszystkich stworzeń prawdziwie wolnym jest jedynie ślimak, bo nawet niektóre odmiany żółwi potrafią popylać jak zielone czworonożne Bolty.

Postać się biesi - i najczęściej ma rację. Prowadzona na czarnej wodzy - jest sztywna i papierowa

Ale to jest oczywiste raczej. Tak jak reżyser po zdjęciach próbnych wykreśla pewne sceny i dialogi bo brzmią nieautentycznie tak pisarz eliminuje kulawe zdania i tak dalej. Wszystko wychodzi w pisaniu a jak nie to w czytaniu już na pewno.
ludzie cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.

96
Nie chodzi o kulawe zdania, bo to całkiem inna sprawa, tylko właśnie o to, że to postać jaką stworzyłeś determinuje jej dalsze zachowanie - tak właśnie postać zaczyna żyć własnym życiem. Możesz oczywiście zrobić z nią bądź co, w końcu masz nad nią władzę, ale niekoniecznie wyjdzie to całej historii na dobre.

97
Kamil D. pisze:Skoro na planowanie zeszło, to ja zapytam od razu.
Czy jeśli planujemy postać - tworzymy ją od zera poza tekstem (taka charakterystyka w szkolnym wydaniu; mniej lub bardziej naukowa analiza, czy co tam można jeszcze wymyślić) - to z góry będzie ona bardziej żywa? Tak, wiem, że "żywość" i "żywotność" postaci jest zależna od jej zamysłu i opisania, ale chodzi o to, czy łatwiej będzie stworzyć dobrą postać, gdy wcześniej opiszemy ją poza tekstem? Jak myślicie?
Jeśli chodzi o mnie, to gdy myślę o postaciach staje się kinestetykiem i muszę daną postać „poczuć”, jakiś jej fragment musi mi być znajomy, może to cześć mnie, może mam takiego znajomego? U mnie nie pracują tabelki z podręczników, aby analitycznie opisać kolejne cechy bohatera. Kiedyś nawet próbowałem, a potem i tak bohater był inny. Jest tu oczywiście duże zagrożenie: łatwiej nam pisać postacie bliższe nam i potem może się okazać, że całą książkę zaludniają nasze klony :) Dlatego dobrze też by jakieś postacie były „jak najdalsze od nas”, natomiast jest to wtedy bardzo trudne, aby taką postać zasilić interesującą energią i aby nie była ona „papierowa”. Najlepszym sposobem jest znaleźć kogoś w życiu realnym, kto choć trochę zawiera z tej postaci. Odwołując się wtedy do realnego człowieka, do tego jak on się zachowuje, chociażby jednego obrazka, wspomnienia przekrzywionej głowy i zmrużonych oczu, łatwiej jest pisać tą postać.
Dla mnie mistrzem szachownicy postaci jest George RR Martin. Jego postacie są różne energetycznie, jakby każda miała gdzie indziej zawieszony punkt ciężkości. Jeden jest małym kombinatorem, drugi jest szlachetnym i walecznym młodzieńcem, a trzeci nie ma złudzeń i ma mroczną, przygarbioną energię śmierci. A jednak każda z tych postaci jest jakaś, daje się lubić lub nienawidzić, ma „mięso”. Myślę, że energetyczna różnorodność postaci to 50% sukcesu książki.
"Tożsamość Rodneya Cullacka", książka już w księgarniach.
Więcej o książce: www.facebook.com/tozsamoscrodneyacullacka

98
Zwykle zapraszam postać do krótkiego opowiadania i tam się poznajemy. Czasem się polubimy, a innym razem nie. ;)
Rozpisywanie postaci na papierze to coś, co zwykle zupełnie mi nie wychodzi. Znaczy, robię to często, ale też zazwyczaj kończy się na tym, że efekt końcowy mi zupełnie nie gra w tekście.
Chaos. :D
jestem zabawna i mam pieski

99
PrzemekAngerman pisze:
Jeśli chodzi o mnie, to gdy myślę o postaciach staje się kinestetykiem i muszę daną postać „poczuć”, jakiś jej fragment musi mi być znajomy, może to cześć mnie, może mam takiego znajomego? U mnie nie pracują tabelki z podręczników, aby analitycznie opisać kolejne cechy bohatera. Kiedyś nawet próbowałem, a potem i tak bohater był inny.
Mam dość podobnie, choć nie zawsze w postaci musi być część mnie, to ja muszę ją poczuć. To dziwne, ale nie umiem znaleźć innego wyrażenia. Tu nie chodzi o tabelki, daty urodzenia, kolor oczu (chyba, że z jakichś względów dla fabuły jest on ważny:P), te rzeczy spisuję z reguły na końcu, by dodać kropkę nad "i". Dla mnie, tworząc postać, liczy się jej wnętrze, które muszę całkowicie zrozumieć; a to poznaję tylko rzucając ją od razu w wir wydarzeń :)
Wtedy właśnie zaczynam ją kreować i podejrzewam, że spisywanie biografii na początku historii zaprowadziłoby mnie donikąd, choć to pewnie jest kwestia indywidualna. :) Osobiście muszę dojść do etapu, w którym czuję to co moja postać, nawet jeśli się z nią nie zgadzam i będąc w danej sytuacji zrobiłabym coś zupełnie innego. Wiem, że ktoś jest dobrze skonstruowany, kiedy "przejmuje" sceny w mojej książce. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, nie raz pisząc jakąś scenę miałam zupełnie inny zamysł na początku, a dialog/sytuacja potoczyły się inaczej, bo w połowie zdałam sobie sprawę z tego, że "Hej! Przecież on by tak nie zareagował!".

Raz jeden i to całkiem niedawno miałam ogromny problem ze stworzeniem jednej postaci. Paradoksalnie, mimo całej mojej miłości do czarnych charakterów, to właśnie psychopata sprawił mi największe trudności, bo nie mogłam go poczuć. Bóg jeden wie, ile kilometrów zrobiłam, chodząc po pokoju w jedną i drugą stronę, ściskając moją ukochaną piłeczkę [wiem, brzmię jak dr House, ale to mi naprawdę pomaga myśleć:D] i powtarzając sobie na głos całą jego historię. [Dlatego głównie piszę w nocy. Za dnia moi rodzice/ współlokatorzy mogliby stwierdzić, że mam psychozę. Znaczy, pewnie jakąś mam, ale po co się z tym obnosić?;p] To był chyba jeden z tych przypadków, kiedy "zaskoczyło" między nami poza kartami książki. Właściwie, wystarczyła tak naprawdę jedna rzecz, z której musiałam zdać sobie sprawę i oto mój psychopata zyskał szkielet, a ja mogłam wrócić do historii:).

Wracając do tematu, w pisaniu naprawdę nie ma złotego środka, ale w moim przypadku nie sprawdza się sporządzanie dokładnej charakterystyki przed całą historią. Fakt, czasem przydają się "rundki po pokoju", czy inne sposoby kreowania poza fabułą, ale... dla mnie to jest tylko dodatek :)

100
Z tymi postaciami to dobre pytanie... Moi bohaterowie zwykle wymyślają się "w całości" - ich wygląd i psychikę dostaję w pakiecie od Weny ;) Natomiast kiedy jakieś konkretne wydarzenia z życiorysu bohatera mają istotne znaczenie i nie chcę się pogubić w szczegółach, notuję je sobie (np. mam zapisane w notatkach, na którym roku studiów moja bohaterka zaczęła chodzić z chłopakiem, po ilu latach zerwali, ile lat przepracowała w księgarni, a ile lat była bezrobotna).
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

101
Ze względu na moją obsesję na punkcie światotwórstwa, postaci muszą być bardzo mocno osadzone nie tylko w wydarzeniach, ale i w realiach, z kulturą i światopoglądem rozmaitych lokacji włącznie. Dlatego moi bohaterowie mają w mojej głowie (albo na mojej osobistej Wikii) dość mocno rozpisane biografie z kontekstem. O dziwo, większość z nich czuję na tyle dobrze, że efekt końcowy jest okej. To chyba schizofrenia :P
"Och, jak zawiłą sieć ci tkają, którzy nowe słowo stworzyć się starają!"
J.R.R Tolkien
-
"Gdy stałem się mężczyzną, porzuciłem rzeczy dziecinne, takie jak strach przed dziecinnością i chęć bycia bardzo dorosłym."
C.S. Lewis

102
Andrzej Pilipiuk pisze:to jest plastelina. Klocki.
lepimy, przekładamy, dzielimy, układamy...
Oj, jak mi bliskie to sformułowanie :D Tym bardziej, że nie piszę po kolei. Plan planem, ale przy dłuższych tekstach nieraz trzeba coś wyciąć lub pozmieniać. I tym sposobem drugi rozdział robi się pierwszym, a pierwszy ósmym xD

Wróć do „Jak pisać?”