Ten dryf dyskusji właśnie mi uświadomił, że większość tekstów oddaję do pierwszej oceny kobietom - tak się jakoś układa, z czego jestem bardzo zadowolony. Kobiety idealnie odczytują emocje, które chcę zawrzeć w tekście - dzięki temu sytuacja jest bardzo prosta: jeżeli ich nie widzą, to znaczy, że ich tam nie ma. Że coś zrobiłem źle. Że czegoś zabrakło i muszę to znaleźć.
Ja otwarcie romansuję z literaturą popularną, przetwarzam ją do własnych potrzeb, więc jest w tym dodatkowe wyzwanie: napisać tekst z gatunku fantastyki militarnej w sposób, który zaciekawi kobietę. I nie chodzi mi o frazes, że kobiety nie czytają/nie lubią określonych gatunków, tylko o sposób napisania. O to patrzenie na świat, które tak bardzo lubię. Jakoś tak chciałbym pisać w przyszłości. Do tego dążę i te kobiece opinie bardzo mi pomagają.
Może nie powinno się tego rozgraniczać, ale tak właśnie dzielę opinie: na kobiece i męskie. Wiem, podział mocno banalny, zgodnie z którym opinie kobiece są zwykle związane z odczuciami, emocjami, sensami, natomiast męskie trafiają idealnie w punkt: to źle, to źle, popraw
Opinie, które otrzymywałem od facetów były na pewnym etapie nauki wręcz idealne: C..j z tym, co siedzi w jego głowie, nikt by tak nie zrobił. Chciałeś pokazać smutek towarzyszący rozjechaniu malutkiego szczeniaczka? Trzy pierwsze zdania - popraw, bo dalej nie chciało mi się czytać. Pieśń o Rolandzie (dzięki, Smoke

To była jedna z najlepszych rad, jakie otrzymałem na Wery).
Dwa spojrzenia na świat, każde tak samo ważne, ale stojące po przeciwnych stronach barykady. Wiem, że to straszne uproszczenie, bo przykład Wery pokazuje, że jest dużo spojrzeń wymieszanych, a ludzie mają po kilka wymiarów, przy czym każdy jest inny. Życie jest fajne
Dodatkowo, paru kumpli od browara, piłki i dyskusji politycznych o czwartej nad ranem, skwitowało moje wypociny następująco: no niezłe, ale jakieś takie mdłe. To też jest cenna opinia, ale ja już mam plan na moją zabawę w pisanie i nie zamierzam go zmieniać. Bardziej modyfikować, ale tylko w określonych ramach i ani kroku dalej
Bo w końcu trzeba wybrać, dla kogo chcemy pisać. Zsumować opinie. Dzięki temu można dużo się dowiedzieć o sobie. Ja np już wiem, że nigdy nie będę królem kina akcji, lekkość pióra jest mi zupełnie obca, dynamika również, powinienem trzymać się z dala od groteski i scen mocno epickich (Roland

), także próby bycia zabawnym narratorem wychodzą mi żałośnie. Podsumowując: mam wielki dług u ludzi, którzy mi pomogli. Dzięki ich opiniom nie stoję w miejscu.
Nie lubię słów: beta, tester. Tak się jakoś układa, że większość rzeczy robię sam: czyszczę, skracam, wyrzucam, sprawdzam. Kiedyś było inaczej (w moim pierwszym tekście wysłanym na konkurs było mnóstwo ortów: półkownik Havel śni mi się po nocach

), ale potem dużo pracowałem. Jasne, są głupotki mniejsze i większe, których żaden autor nie wychwyci, ale ja do tego podchodzę w ten sposób: dostaję opinię czytelnika, a nie żadnej bety czy testera. I znów: robić tak, żeby w przyszłości było lepiej. Żeby nie trzeba było sprawdzać tych cholernych przecinków, a układ podmiot-orzeczenie-dopełnienie (których nie potrafię ogarnąć i robię na wyczucie

) nie kłuł w oczy.