16

Latest post of the previous page:

Może złoto pęcznieje pod wpływem temperatury...?
:)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

17
Wątek Danerys i związany z nim szczegół dotyczący zbieranej przez nią wojsko. Jest scena gdzie Robert i Eddar zastanawiają się czy wysłać zabójców bo Danerys zbratała się z Kalem Drogo i mogą zaatakować. Problem stanowi jedynie transport przez morze. Kal Drogo posiada około 20 tyś wojowników. Są to koczownicy. Ruszając do boju każdy z ich weźmie min 3 konie. To daje nam sumę 20 tyś wojowników i 60 tyś koni. Transport morski takiej armii plus odpowiedni sprzęt, wymagałby wielkiej liczby statków lub znacznego czasu. Dla porównania na Titanicu było około 2500 - 3000 osób. Dodatkowo straty na morzu mogłyby być znaczne chociażby przez pogodę (przekonali się o tym mongołowie gdy chcieli zaatakować Japonię). Zbierani takiej armady także nie mogło by ujść uwadze Roberta i jego szpiegów.

Ale akurat logistyczne problemy różnego rodzaju inwazji w książkach fantasy to norma.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

18
W jakiejś książce znalazłam opis lutni chórowej, piętnaście strun, strój G - dokładnie taka, na jakiej sama gram. Autor twierdził, że gra się na niej akord e-mol na wszystkich strunach, przyciskając je kantem dłoni od progu 2 do 8. Problem w tym, że strun nie przyciska się kantem dłoni, tylko co najwyżej całym palcem a i to raczej nie na takiej ilości progów. Pomijając to, że akord e-mol wygląda inaczej ;)

Może się czepiam, ale tego typu błędy potrafią naprawdę zepsuć lekturę.
"Kein kommen ohne geh'n"

20
Grimzonie, czasami mam wrażenie, że bezpieczne przed Twoją krytyką są tylko programy komuterowe do elaboracji amunicji... :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

21
Navajero pisze:Grimzonie, czasami mam wrażenie, że bezpieczne przed Twoją krytyką są tylko programy komuterowe do elaboracji amunicji... :)
Nie tylko, wystarczy nie przekombinowywać i powściągnąć chęć przedstawiania w książkach scen filmowych. Natomiast tutaj mamy scenę pojedynku na śmierć i życie. A w kulminacyjnym momencie bohater dostaje retrospekcji i cała dynamika sceny pryska. Dodatkow autor serwuje nam zdanie
Zanim Kałmuk zdołał wyprowadzić cięcie lewicą, spadł na niego grad ciosów.


Próżno szukać co się stało z tymi ciosami bo walka musiała się skończyć efektownym kopnięciem.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

22
Dobra, znalazłam swoje notatki i będę się znęcać nad „Próbami ognia” Jamesa Dashnera xD Ta książka jest naprawdę bardzo wciągająco, barwnie, „hollywoodzko” napisana, z cliffhangerami w odpowiednich momentach, ale bawiłam się jak norka, wynotowując z niej rozliczne banialuki zdrowotne i survivalowe :)

Co ciekawsze przykłady:

- zwłoki nie zaczynają się rozkładać, puchnąć i śmierdzieć po kilkunastu godzinach :D Co zabawniejsze, młodzi bohaterowie widzą śmierdzące, gnijące trupy ludzi, których poprzedniego dnia widzieli żywych, i nikomu nie przychodzi do głowy, że coś tu nie gra...

- chłopcy po trzech dniach bez jedzenia leżą półmartwi i ledwo mają siłę przejść kilka kroków do łazienki (autor bardzo barwnie opisuje katusze głodu, jakie cierpią), ale potem przez dwa tygodnie zasuwają marszobiegiem po pustyni i przez góry, oszczędnie żywiąc się owsianymi batonami, owocami i (później) puszkami, a głód im jakoś przesadnie nie doskwiera... W zeszłym roku miałam nieprzyjemność zaliczyć 3 pełne dni głodówki (obserwacja w szpitalu) - przesadnego osłabienia nie ma (na jogging bym nie wyszła, ale chodzenie po korytarzu - bez problemu). Scenę, jak bohater po trzydniowym niejedzeniu leży i zastanawia się, czy jak zaśnie, to jeszcze się zbudzi (!!!!), mógł naprawdę napisać tylko Amerykanin!

- młodzież truchta po pustyni w temperaturach (sądząc z opisu) 40-50 stopni, w pełnym słońcu, niosąc cały kilkudniowy zapas wody w plastikowych reklamówkach związanych paskami materiału (TAK!!!!!) - w takim upale potrzebowaliby dobrych kilku litrów wody na dzień oraz soli (w prowiancie nie mają chyba niczego słonego)! W zeszłym roku łaziłam po Beskidach w temperaturach ponad 35 stopni w słońcu - w cieniu się chodziło, w słońcu i na asfaltowej drodze ledwo ledwo. Chętnie zaprosiłabym autora, żeby mi zademonstrował w tych warunkach, że potrafi przetruchtać parę kilometrów i nie dostać udaru cieplnego - a to były tylko polskie góry, nie piekarnik rozgrzanej pustyni. I że potrafi biec niosąc kilka litrów wody w plastikowym worku, choćby i ziplocku, i że tych kilka litrów wystarczy mu na 3-4 dni marszobiegu.

- nikt w całej książce nie dorobił się w tych warunkach choćby jednego pęcherza na nodze, choć latają w adidasach po kamienistym gruncie, przez 2 tygodnie ani razu nie umyli nóg i nie zmienili skarpetek :) Problem mokrych, śmierdzących i obcierających nogi skarpet, tego, że adidasy nie są optymalnymi butami w kamienistym terenie (potencjał skręcenia kostki, za cienka podeszwa, kamyki wpadające do środka) oraz tego, jak bolesne mogą być pęcherze, jest autorowi tak samo obcy jak problem pragnienia.

- W ogóle: 2 tygodnie ekspozycji na straszliwy upał, na pył, ciągle w tych samych przepoconych ciuchach, co rusz te nieszczęsne biegi przez pustynię, a głównego bohatera nie swędzi skóra, nic go nie poobcierało... za to dużo czytamy o nękających go rozterkach i katuszach duchowych;

- przebiegłszy spory dystans sprintem w burzy piaskowej, nie mając już ani kropli zapasu wody, nazajutrz rano bohaterowie czują straszliwy głód, ale nie pragnienie. Potem z apetytem zajadają meksykańską puszkowaną fasolę w sosie z kiełbasą i dalej nie ma nawet słówka o piciu wody :D

- człowiek postrzelony z pistoletu (mały kaliber) w ramię nie powinien chyba być niezdolny do chodzenia z powodu bólu i co chwila mdleć? Kula nie rozwaliła stawu - sądząc z opisu, utkwiła albo w mięśniu, albo w kości (ale raczej w mięśniu);

- delikwent, na którym zapaliło się ubranie (koszula i spodnie) do tego stopnia, że wyglądał jak żywa pochodnia, i miotał się tak przez dłuższą chwilę, a) nie wyjdzie z tego z LEKKIMI oparzeniami, oj nie, b) nawet zakładając, że jakimś cudem skończyło się na kilku pęcherzach (jak, nie mam pojęcia), to pęcherze przez następnych kilka dni elegancko się powiększają, w warunkach opisanych w tekście (nie ma możliwości przemycia, opatrzenia, ofiara nie myje się przez 2 tygodnie!) na 100% się zainfekują i po kilku dniach będzie ropna papranina, a nie prawie wygojone ślady i pełna sprawność bojowa. Bieganie? Walczenie??? Autor nie wpadł też na to, że zakażenie ran oparzeniowych (delikwent gaszony był przez zasypanie piachem) bez pomocy medycznej spokojnie może zabić;

- natomiast zagrażająca życiu infekcja rany postrzałowej nie rozwija się w ciągu kilkunastu godzin, a nawet jeśli, to nie objawia się jako „ohydne uczucie, że „larwy much wiją się w żyłach, w jamach wewnątrz kości i między mięśniami”, tylko jako przeraźliwy ból w ranie, gorączka i dreszcze. BTW bohaterowie pochylają się nad gościem, kiedy został ranny, zastanawiają się, co robić, jeden przykłada do rany koszulę, ale opaski uciskowej na ramię nikt chyba nie założył...

Kwiatków jest jeszcze więcej, ale żeby wymienić dalsze, musiałabym streszczać, o co chodzi w książce. Zresztą mogę wybaczyć autorowi, że ściemnia okrutnie, pisząc o wirusie niszczącym mózg i o potencjalnej metodzie leczenia - ale pozostałe, wymienione wyżej kwestie naprawdę nie wymagają specjalistycznej wiedzy, żeby załapać, że coś tu nie gra. Porażka.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

23
Ignite pisze: - zwłoki nie zaczynają się rozkładać, puchnąć i śmierdzieć po kilkunastu godzinach :D Co zabawniejsze, młodzi bohaterowie widzą śmierdzące, gnijące trupy ludzi, których poprzedniego dnia widzieli żywych, i nikomu nie przychodzi do głowy, że coś tu nie gra...
To jest błąd chyba coraz bardziej popularny, w każdym razie ja widuję ostatnio sporo tekstów wannabe autorów, w których to tekstach zwłoki zaczynają się rozkładać i śmierdzieć zdumiewająco szybko. Nie wiem, skąd się to bierze, czy z dążenia do "efektowności" (autor zakłada, że zaśmiardnięty trup zrobi na czytelniku większe wrażenie niż świeży), czy ktoś coś takiego napisał w wydanej książce i teraz pozostali bezmyślnie powtarzają. Licho wie.

25
Ignite, Anneke - ja to zjawisko odbieram inaczej. To jest literatura przygodowa dla młodzieży - i ona idzie w jak najbardziej podkręcone efekciarstwo, takie rodem z gier komputerowych czy filmów. Tu nikogo logika nie obchodzi, byle się działo, wartością są wyłącznie emocje :)
Oczywiście, z punktu widzenia "dorosłej" literatury czy wzorców minionych dla młodzieżowej, to jest kicha. Ale tak się teraz pisze...
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

26
W "Przekroju" z listopada 2007 r. s. 61-64 jest wywiad O. Woźniak pt. "Tylko dla żywych" z balsamistą.
Cytat:
Dziennikarka:[b]Najbardziej spektakularnym objawem śmierci jest chyba gnicie. Kiedy to następuje?[/b]
Balsamista:Zależy od organu i temperatury otoczenia. W sprzyjających warunkach po kilkunastu godzinach rozkład może być zaawansowany. Zaczyna się tak:...

Dalej następuje opis. Niezły materiał. :)

Wydaje się, że "w sprzyjających warunkach" możliwe, że zwłoki zaczną śmierdzieć szybko.

Druga ciekawa lektura: Roach Mary:Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków. Ciekawy rozdział o farmie ciał, gdzie obserwują i badają rozkład ludzkiego ciała. Polecam fragment o muchach.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

27
Wydaje się, że "w sprzyjających warunkach" możliwe, że zwłoki zaczną śmierdzieć szybko.
Te w książce wisiały w pomieszczeniu, gdzie panowała temperatura pokojowa, więc raczej nie były to warunki do piorunująco szybkiego rozkładu.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

28
Myślę, że to dość skomplikowane i zależy od wielu czynników, np. pory roku, klimatu... NIE ma jednak co tego rozważać, bo z opisu wynika, że książka jest pełna sytuacji "nadzwyczajnych".
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

29
Romek Pawlak pisze:Ignite, Anneke - ja to zjawisko odbieram inaczej. To jest literatura przygodowa dla młodzieży - i ona idzie w jak najbardziej podkręcone efekciarstwo, takie rodem z gier komputerowych czy filmów. Tu nikogo logika nie obchodzi, byle się działo, wartością są wyłącznie emocje :)
Oczywiście, z punktu widzenia "dorosłej" literatury czy wzorców minionych dla młodzieżowej, to jest kicha. Ale tak się teraz pisze...
Jest jednak problem z takim pisaniem w obecnym czasie. Mianowicie czytelnicy czerpią wiedzę z takich pozycji a potem powtarzają ją lub próbują wykorzystać w życiu. Sam spotykam się często z ludźmi, chcącymi nauczyć się walki szablą np. po przeczytaniu książek Komudy. I to jest dobre. Niestety bardzo szybko widać wśród nich zawód, że prawdziwa walka jest tak diametralnie różna od tego czego oni oczekiwali i niestety często rezygnują.

Czy naprawdę tak trudno jest pisać opierając się o realną wiedzę?
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

30
Grimzon pisze:Jest jednak problem z takim pisaniem w obecnym czasie. Mianowicie czytelnicy czerpią wiedzę z takich pozycji a potem powtarzają ją lub próbują wykorzystać w życiu. Sam spotykam się często z ludźmi, chcącymi nauczyć się walki szablą np. po przeczytaniu książek Komudy. I to jest dobre. Niestety bardzo szybko widać wśród nich zawód, że prawdziwa walka jest tak diametralnie różna od tego czego oni oczekiwali i niestety często rezygnują.

Czy naprawdę tak trudno jest pisać opierając się o realną wiedzę?
Ja jestem za tym, żeby atrakcyjnie opisywać rzeczywistość (nawet w fantastyce), ale w takim przypadku, to nie widzę, żeby autor był winien, skoro czytelnik jest jełop.
Jak w książce jest, że bohater się pali i to go leczy, to ma znaczyć, że czytelnik też ma się podpalić?
Albo oglądasz filmy kung-fu, i co? Później idziesz na trening nauczyć się latać? No przecież tam latali, to ja nie mogę? :P
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

31
Grimzon pisze:Czy naprawdę tak trudno jest pisać opierając się o realną wiedzę?
Opisuję zjawisko, nie twierdzę, że nie można pisać w oparciu o realną wiedzę i możliwości.

Ale jeśli pytasz mnie o moje osobiste zdanie, to - nie, nie można. To znaczy, nie opłaca się. Trzeba jechać w efekty specjalne, nawet kosztem logiki. Bo to się sprzeda. Na rynku anglojęzycznym to wyznacznik wszystkiego :)

Gorzka to prawda, ale ona trochę tłumaczy ten zalew bzdur.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”