16

Latest post of the previous page:

B.A.Urbański pisze:Teraz piszę sobie zbiorek opowiadań tworzących pewną całość. To sprawia, że czerpię chyba to co najbardziej wartościowe przy pisaniu opowiadań, jak i powieści.
Czyli wygląda na to, że to częste podejście :D No bo właśnie pozwala ogarnąć technicznie większą historię (każde opowiadanie pisze się oddzielnie).
No i chyba wspomniano tu też, że próg "publikowalności" dla opowiadań jest niżej niż dla powieści. Powieść nawet napisana poprawnie technicznie musi mieć to "coś", co ją uniesie marketingowo.
A co do skracania - coś w tym jest. Ja nie umiem zejść aż do poziomu szorta, ale już mi niektóre historie wychodzą np. nie na 100 ale na 70k, bo okazuje się, że mogę pisać bardziej zwięzłym stylem, bez utraty informacji i klimatu.

17
na początek, to chyba krótkie, prawda? Długie wymagają większego warsztatu, więc właściwą rzeczą byłoby wstrzymać się trochę przed rozwijaniem dłuższych form. Inaczej człowiek nauczy się wodolejstwa.
Może dlatego, że wydaje mi się, że miniatury literackie muszą mieć naprawdę świetny pomysł, żeby "złapały" uwagę czytelnika?
miniatury czy krótkie teksty ogólnie? Mam wrażenie, że miniatury zaczęto traktować jako osobny gatunek literacki, coś jak (jeżeli mógłbym się pokusić o definicję) "rodzaj krótkiego tekstu literackiego, który stanowi zwartą całość i posiada błyskotliwą puentę, często polegającą na zaskoczeniu czytelnika". Natomiast nie każdy tekst po 500 czy 1000 znaków musi być miniaturką w rozumieniu powyższej definicji, chyba.

Co do walki o uwagę czytelnika - to wydaje mi się, że to raczej dłuższe teksty muszą się bronić - ja np. celowo skracam swoje teksty, uważając, że po prostu dłuższego tekstu nikomu się nie będzie chciało czytać, a krótki przeczyta...
Pocieszam się, że w mojej nieufności do miniatur jestem w dobrym towarzystwie Kresa, który o ile się nie mylę, napisał w jednym z felietonów, że każdy dobry short to zmarnowany pomysł na powieść
Kres fajne ma artykuły/warsztaty, ale żadnym autorytetem nie jest...
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

19
Loony pisze: Mam wrażenie, że miniatury zaczęto traktować jako osobny gatunek literacki, coś jak (jeżeli mógłbym się pokusić o definicję) "rodzaj krótkiego tekstu literackiego, który stanowi zwartą całość i posiada błyskotliwą puentę, często polegającą na zaskoczeniu czytelnika". Natomiast nie każdy tekst po 500 czy 1000 znaków musi być miniaturką w rozumieniu powyższej definicji, chyba.
Ale w takim razie to jest po prostu wprawka literacka na pół strony! Bardzo korzystna dla piszącego, bo uczy się podstaw stylu itd., ale nikt poza nim i jego znajomymi, którzy też się tego uczą, nie znajdzie raczej w takim tekście (który nie jest całością) czegoś ciekawego.
Loony pisze: Co do walki o uwagę czytelnika - to wydaje mi się, że to raczej dłuższe teksty muszą się bronić - ja np. celowo skracam swoje teksty, uważając, że po prostu dłuższego tekstu nikomu się nie będzie chciało czytać, a krótki przeczyta...
Skracanie zasadniczo popieram, ale mi chodziło o to, że w opowiadania na 70k, nawet jeżeli nie miało jakiejś super porywającej i zaskakującej intrygi, mogę zapamiętać postaci, świetne dialogi, nastrój, ciekawie zbudowany świat. Miniaturkę, nawet taką na 2 strony, przeczytam, ale pytanie, czy tydzień później cokolwiek mi zostanie z niej w pamięci.

To tak w ramach tłumaczenia, dlaczego uważam, że chociaż fakt, że na początku łatwiej zapanować nad krótkim tekstem, to po prostu trzeba mieć naprawdę świetne pomysły, żeby taka miniatura została zapamiętana - czyli, że ja osobiście uważam miniatury za trudniejsze, tak jak dla naprawdę wprawnego pisarza (zawodowca) opowiadania mogą być trudniejsze niż powieści.

20
Ja popieram ćwiczenie na krótkich formach, jak już pisałem. Tu Cranberry, ładnie wyłożyła uzasadnienie. Dodatkowow - pisanie krótszych tekstów, w celu ćwiczeniowym, może dać możliwość poćwiczenia różnych elementów warsztatu w oderwaniu od innych.
O przełożeniu, że warto nauczyć się pisać dobrze o jednym wątku zanim się zacznie wielowątkowo, była mowa. Z innych kontrargumentów - pisaliście, że trudno wam konstruować tak proste fabuły. Albo, że szkoda dobre pomysły palić na miniaturach. Ha! Przecież nie musicie na siłę wymyślać fabuły fajerwerkowej, superinteresującej. Można pisać o byle czym, byle ćwiczyć. Rozpisanie pomysłu na jeden (zdawałoby się) nudny i nieciekawy temat. To wystarczy, by się nauczyć pewnych rygorów budowania fabuły. Wrzucić tekst a Wery czy gdzie tam, ocenią je nam od strony sposobu zbudowania fabuł a teksty w stylu: nudne, było, schemat - sobie odpuszczamy bo dobrze o tym wiemy.
Natomiast efekt może nas czasem bardzo zadziwić. Z doświadczenia wiem, w miniaturach się obracam dużo ostatnio, że bardzo banalne tematy są poruszane w szortach czy drabble'ach nierzadko. Ale sposób ujęcia albo napisania robi z tego świetne miniatury, które się podobają. Na Szortalu wygrywają książki w konkursach na przykład. To już coś, nie? A nauka swoją drogą.

I jeszcze jedna ważna rzecz, sygnalizowana wyżej przez Cranberry.
Wiem po sobie ale też po dziesiątkach czytanych tekstów wannabe autorów, że początkującemu wydaje się, że pisząc trzeba lać wodę. Ani tak, ani nie, wiele czynników o tym decyduje, forma, temat, planowany rozmiar utworu, skonsytruowana fabuła. Ale w początkujących tekstach mogę śmiało powiedzieć, że 80-90% jest przegadane. Począwszy od zaimkozy a skończywszy na obłędnej kwiecistości, zwodzącej na manowce składnię, sens, obrazowanie i frazeologię.
Pisanie miniatur (np. szortów) jest świetnym ćwiczeniem na wypracowanie sobie zwięźlejszego, prostszego, mniej rozbujanego stylu. Gdy się ma zadany limit, wymyśla fabułę, pisze - i się okazuje że się przekracza limit o 2000 znaków (co jest np. 20% utworu) - zaczyna się walka! Tropienie zbędnych słów, zaimków, przestawianie składni, rezygnowanie z kwiecistości.
A potem bywa, że się to udaje, limit osiągnięty, czytamy efekt i... Kurdeż, ależ to dobrze brzmi. Tyle słów mniej a ten sam sens oddany, a prosty język brzmi... no, tnie jak żyleta trafnością sformułować! Dialogi zyskują na tempie i rytmie. I oczy się otwierają. Że długich tekstach też tak trzeba.
Dlatego, IMHO, warto.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

21
A więc tak z czystej ciekawości. Jakie limity objętościowe polecalibyście na początkowe próby dla jednowątkowego, krótkiego opowiadania? Tak coby zarysować postać i sytuację, zrobić rozsądne rozwinięcie i doprowadzić do jakiegoś rozwiązania?

Podam przykład: w moim głównym opowiadaniu pojawiła się postać kowala, który mówi używając wielu wyrażeń morskich. Aby poćwiczyć właśnie tworzę opowiadanie o tym, jak on poznał się z bohaterką. W sumie motyw sztampowy: chłopak nie do końca świadomie wylądował na statku pirackim i podczas jednego z napadów ruszyło go sumienie. Postawił się kompanom i skończył z nożem na gardle. Bohaterka go uratowała i razem wyruszyli ku zachodzącemu słońcu (tudzież w innym kierunku) :P Całość planuję na około 10k znaków. Czy z waszego doświadczenia jest to za dużo?

23
Może nie tyle z czasem co z doświadczeniem :) Jak dla mnie zupełnie krótkie formy, podobnie jak powieści, wymagają pewnej biegłości w posługiwaniu się słowem. Może, gdy opowiadanie będzie gotowe pobawię się w chirurga i zobaczę ile da radę z niego wyciąć nie tracąc na treści (ale też nie robiąc z niego suchego raportu)?

24
Cóż, to zapewne jest bardziej z boku tematu. U mnie to wygląda to tak, że z początku brałem udział w warsztatach tematycznych Fta, gdzie się właśnie pisze krótkie, proste fabuły w miniaturach. Swoje pomysły na dłuższe teksty powoli i żmudnie opracowywałem i opracowuję sam. Z czasem odkryłem konkursy spodenkowe SFFiH i się wciągnąłem, fajna zabawa i dobre ćwiczenie. A zupełność fabuły tam nie jest wymagana. No i konsekwencją tej zabawy jest Szortal. Teraz myślę głównie krótką formą. Ale oczywiście moje długaśniejsze opowiadania dalej są w obróbce.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

25
cranberry pisze:Ale w takim razie to jest po prostu wprawka literacka na pół strony! Bardzo korzystna dla piszącego, bo uczy się podstaw stylu itd., ale nikt poza nim i jego znajomymi, którzy też się tego uczą, nie znajdzie raczej w takim tekście (który nie jest całością) czegoś ciekawego.
(...)
Miniaturkę, nawet taką na 2 strony, przeczytam, ale pytanie, czy tydzień później cokolwiek mi zostanie z niej w pamięci.
rzecz w tym, że z krótkiego pomysłu/tekstu może przerodzić się długi. Z takiej krótkiej "wprawki" może powstać powieść, albo wieloodcinkowe opowiadanie. A taką typową miniaturę, która będzie zamkniętą całością, może ktoś tam zapamięta, ale już chyba ciężko, żeby coś powstało (skoro już w samych założeniach ma być czymś skończonym i powalającym na kolana).

I... generalnie zostawiam ludziom wybór, co mają pisać, ale sam zamiast napisać jakąś dopracowaną miniaturkę, wolę napisać zwykłą blogową wprawkę (tj. np. wyrwaną z kontekstu przygodę, jedną scenę, która by mogła równie dobrze być częścią jakiejś większej książki). I może nikt tego nie zapamięta, ale zdarzało się, że np. ktoś stwierdził "fajne jest, pisz dalej", bo mu się spodobało i chciał więcej ;)
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

26
Loony, jak napiszesz
zwykłą blogową wprawkę (tj. np. wyrwaną z kontekstu przygodę, jedną scenę, która by mogła równie dobrze być częścią jakiejś większej książki)
i wyjdzie fajna miniatura to co?
Ha, te miniatury to są właśnie często zwykłe kawałki większych historii.

A poza tym, czy ktoś nie zostawia wyboru? Ktoś zmusza? Ja radzę. Radzę początkującym pisać krótsze rzeczy (niekoniecznie szorty) bo to coś może dać, bo dzięki temu coś można zyskać. Ale w ostateczności... co kto lubi.

Edit.
Mnie tylko zastanawia jedna rzecz. Pomijam opinie osób, które mają już pewne doświadczenie i wiedzę o pisaniu, są uprawnieni do swoich opinii. Ale osoby początkujące (nie te, które piszą pierwszy czy drugi tekst, nie te co piszą od tygodnia czy miesiąca, ale te, którym wciąż daleko do opanowania warsztatu w jakimś podstawowym stopniu) na konkretne argumenty przemawiające za ćwiczeniem pisania na krótkich formach - podają jeden zasadniczy argument: bo mnie to nie pasuje, bo ja wolę dłuższe, bo ja nie umiem krótkich pisać.
Przecież długich (nowel, powieści) również nie, z definicji. To tylko kwestia zapatrywań, nielubienia. Często nie poparta nawet jakimś doświadczeniem związanym z próbą.
Ciekawe.

27
Odpowiadam zbiorczo, mam nadzieję, że czegoś nie przegapiłam:

Ja jak najbardziej doceniam wartość edukacyjną wprawki na kilka stron!! Pisałam raczej o miniaturach traktowanych jako odrębny gatunek, przeznaczonych do publikacji: że wg mnie bardzo trudno napisać taką, która zostanie w pamięci. Być może dlatego, że ja w ogole w literaturze szukam raczej bohaterów do polubienia (lub wręcz przeciwnie) i świata, w którym można by się zanurzyć - wielbiciel błyskotliwych pomysłów prędzej niż ja polubi teksty bardzo krótkie.

A co do wprawek: mój problem przez lata polegał na tym, że ja krótkich, wyrwanych z kontekstu scen "bardziej" nie umiałam pisać niż powieści czy opowiadań. Bo na opowiadania (a nawet powieść, choć fanfikową) to miałam przynajmniej pomysły - w przypadku opowiadań nawet w końcu realizowane i publikowane.

Achika prowadziła przez wiele lat sekcję literacką przy lubelskim klubie fantastyki "Syriusz" i właśnie uczestnicy pisali scenki, na tyle krótkie (na 1-2str), żeby dało się kilka przeczytać na głos na spotkaniu. I dla mnie to był próg nie do przeskoczenia: mnie te scenki w ogóle nie przychodziły do głowy. A ludzie pisali je czasem bardzo zgrabnie, niektóre wręcz na poziomie publikowalnych, efektownych,
zamkniętych szortów. A ja - ni w ząb. Dopóki nie zaczęłam pokazywać scen z wymyślanej równolegle dużej historii. Po prostu nie umiem wymyślić na trzy-cztery postaci, a nie mając postaci, nie umiem napisać scenki :D

Dlatego "mniej" nie umiałam pisać powieści - bo chociaż pomysły miałam :D
I dlatego dla mnie metodą na odblokowanie się były fanfiki - bo są częścią większej całości.

O, to tak w ramach wymiany myśli i wrażeń.

28
Muszę się pochwalić, bo duma mnie rozpiera :P Udało mi się zastosować do sugestii tu zamieszczonych i właśnie popełniłam pierwsze w życiu, krótkie opowiadanie obyczajowe na 5k znaków. Nie poszło tak ciężko, jak myślałam :) Więc już z własnego doświadczenia polecam próby wprawiania się na krótkich formach.

29
Nie lubię krótkich opowiadań. Sam nie wiem dokładnie czemu. Samemu staram się pisać codziennie po 10 tyś znaczków i nawet ładnie to wychodzi. Mam awersję to shortów. Jdnak jeżeli te krótkie opowiadanka są ciekawe i co najważniejsze są dobrze napisane, to czemu nie? Czasami w małej ilości słów można zawrzeć całe stronice bełkotu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”

cron